Coraz więcej wiemy o zachciankach i łaknieniach napędzających szkodliwe dla nas nawyki. I coraz lepiej rozumiemy, w jaki sposób nauka może pomóc w ich przezwyciężeniu.
Patrick Perotti nie potraktował poważnie przekazanej mu przez matkę informacji o lekarzu, który leczy narkomanię falami elektromagnetycznymi. – Pomyślałem sobie, że to szarlatan – przyznaje.
Patrick, 38-latek z włoskiej Genui, kokainę zaczął zażywać w wieku 17 lat. Przygoda z narkotykami przerodziła się w pochłaniający coraz większą część życia nałóg. Mężczyzna zakochał się, spłodził syna, uruchomił restaurację. Niestety ani rodzina, ani biznes nie wytrzymały jego uzależnienia.
Odbył trzymiesięczny odwyk, ale już po 36 godzinach od wyjścia z ośrodka wziął pierwszą dawkę. Potem poszedł na kolejny, trwający osiem miesięcy, ale pierwszego dnia po powrocie natknął się na swego dilera i popłynął. – Brałem kokę jak wściekły – przyznaje. – Ogarnął mnie jakiś obłęd, obsesja. Nie widziałem z tego wyjścia.
Matka jednak naciskała, by zwrócił się do lekarza od fal elektromagnetycznych, więc w końcu się zgodził. Okazało się, że musi siedzieć w fotelu jak u dentysty, a doktor Luigi Gallimberti przykłada mu jakieś urządzenie do głowy z lewej strony. Miało to stłumić jego głód kokainowy.
– Wiedziałem, że albo dr Gallimberti mi pomoże, albo będzie ze mną koniec – wspomina.
Luigi Gallimberti, psychiatra i toksykolog, w swej klinice w Padwie leczy z uzależnień od 30 lat. Postanowił spróbować metody zwanej przezczaszkową stymulacją magnetyczną, w skrócie TMS (transcranial magnetic stimulation), bo wykorzystywała nowe odkrycia naukowe w zakresie uzależnień, a on był sfrustrowany nieskutecznością dotychczasowego podejścia. Są leki, które pomagają ludziom rzucić picie, palenie czy heroinę, ale nawroty zdarzają się bardzo często, zaś na uzależnienia od środków pobudzających, takich jak kokaina, w ogóle nie opracowano żadnej farmakoterapii.
– Leczenie takich chorych jest bardzo, bardzo trudne – przyznaje.
Dzięki analizie obrazów mózgu osób wychodzących z kokainizmu profesor neurobiologii Annie Rose Childress z Uniwersytetu Pensylwanii poznaje drogi, którymi podprogowe bodźce związane z narkotykiem aktywują mózgowy układ nagrody i skłaniają uzależnionego do powrotu do nałogu. Pokazywanie uzależnionym zdjęć takich jak to na monitorze z lewej strony, przez moment trwający zaledwie 33 milisekundy, powoduje u nich pobudzenie układu nagrody. Badaczka próbuje znaleźć środek farmakologiczny, który umożliwi zapobieganie temu pobudzeniu i uchroni uzależnionych przed staniem się ofiarą takich „niewidzialnych” bodźców.
Według ONZ-owskiego Biura ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) ponad 200 tys. ludzi na świecie umiera co roku wskutek przedawkowania narkotyków i chorób związanych z narkomanią, np. HIV. Liczba ofiar palenia i alkoholu jest wielokrotnie większa. Tytoniu używa miliard ludzi. Uważa się, że palenie leży u podstawy pięciu najczęstszych przyczyn zgonów: chorób serca i układu krążenia, zapaleń płuc i oskrzeli, przewlekłej choroby obturacyjnej płuc i raka płuc. Na świecie blisko jedna osoba na 20 jest uzależniona od alkoholu. Nikt dotąd nie policzył ludzi uzależnionych od hazardu i innych przymusowych czynności, co coraz częściej uznaje się za chorobę.
Naukowcy zdołali stworzyć szczegółowy obraz wywoływanych przez uzależnienie zaburzeń w szlakach nerwowych i procesach zachodzących w mózgu odpowiedzialnych za pragnienia, wyrabianie nawyków, doznawanie przyjemności, uczenie się, regulowanie emocji i procesy poznawcze. Wykorzystując cudowną plastyczność mózgu, uzależnienie przekształca obwody neuronowe, wskutek czego najwyższą wartość zyskuje kokaina, heroina czy wódka, a inne ważne rzeczy, jak zdrowie, praca, rodzina czy życie jako takie – schodzą na drugi albo i trzeci plan.
– W pewnym sensie uzależnienie jest patologiczną postacią uczenia się – tłumaczy Antonello Bonci, neurolog z amerykańskiego Narodowego Instytutu Narkomanii (NIDA).
Doktora Gallimbertiego zafascynowały wyniki eksperymentów przeprowadzonych przez Bonciego i jego współpracowników z NIDA i Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco. Ekipa Bonciego mierząca aktywność elektryczną neuronów u szczurów na głodzie kokainowym odkryła, że obszar mózgu hamujący działania impulsywne jest nadmiernie wyciszony. Posługując się techniką optogenetyki, która polega na regulowaniu aktywności precyzyjnie określonych neuronów za pomocą światła (wrażliwość neuronów na światło uzyskiwana jest metodą inżynierii genetycznej), naukowcy pobudzili u szczurów te ospałe komórki do aktywności. – Zwierzęta po prostu przestały interesować się kokainą – stwierdza Bonci. Naukowcy podejrzewają, że pobudzanie w mózgu człowieka obszarów odpowiedzialnych za kontrolę postępowania, które znajdują się w korze przedczołowej, może poskromić gwałtowny apetyt osoby uzależnionej na doznanie haju.
Gallimberti uznał, że TMS może się okazać praktycznym sposobem na uzyskanie tego efektu. Nasze mózgi działają na zasadzie przekazywania elektrycznych impulsów między neuronami. Stymulacja magnetyczna mózgu, używana od lat do leczenia depresji i migren, wykorzystuje ten fakt. Urządzenie to obudowana cewka elektromagnetyczna z rękojeścią. Przepuszczany przez cewkę prąd wytwarza impulsy magnetyczne zmieniające aktywność elektryczną mózgu. Gallimberti uznał, że takie powtarzające się impulsy mogą pobudzić uszkodzone przez narkotyk szlaki nerwowe, dokonać czegoś w rodzaju restartu, jak przy zawieszeniu się komputera.
Patrick Perotti, poważnie uzależniony od kokainy, mimo terapii odwykowych wielokrotnie wracał do narkotyku. W końcu zdecydował się na metodę eksperymentalną – stymulowanie kory mózgowej płatów czołowych falami elektromagnetycznymi – stosowaną w klinice w Padwie. Metoda poskutkowała. Psychiatra Luigi Gallimberti wykorzystuje przezczaszkową stymulację magnetyczną także u innych pacjentów i odnosi podobne sukcesy. Wraz z kolegami planują eksperyment o dużej skali. Metodę testuje się obecnie także w odniesieniu do innych uzależnień, w różnych krajach świata.
Wraz z kolegą, psychologiem i neurokognitywistą Albertem Terraneo połączyli siły z Boncim. Chcąc przetestować tę metodę, zwerbowali grupę uzależnionych od kokainy ochotników.
16 z nich było poddawanych przez miesiąc stymulacji magnetycznej, a 13, stanowiących grupę kontrolną, leczono standardowo, m.in. podawaniem środków przeciwlękowych i przeciwdepresyjnych. Pod koniec eksperymentu abstynencję od narkotyku utrzymywało 11 osób z grupy poddawanej stymulacji i tylko 3 osoby z grupy kontrolnej. Badacze ogłosili wyniki badań w styczniu 2016 r. w European Neuropsychopharmacology. Artykuł zdobył rozgłos, co sprawiło, że do kliniki napłynęły setki nowych pacjentów, wśród nich Patrick Perotti. Gdy się zgłosił, był podniecony i łatwo się irytował. Twierdzi, że już po pierwszej sesji poczuł spokój. Wkrótce głód kokainy znikł. Po pół roku nadal go nie było. – Stałem się ożywiony, odzyskałem chęć do życia – zwierza się. – Nie czułem się tak od bardzo dawna.
Konieczne są szeroko zakrojone badania kliniczne, z użyciem placebo i podwójnie ślepej próby, aby dowieść, że ten sposób leczenia rzeczywiście działa i że efekty, które daje, są trwałe. Ekipa planuje dalsze badania, a naukowcy na całym świecie wypróbowują metodę przezczaszkowej stymulacji magnetycznej do pomagania ludziom w rzuceniu palenia, picia, hazardu, opioidów, objadania się słodyczami.
Jeszcze niedawno pomysł naprawiania okablowania mózgu w celu zwalczenia nałogu wydawałby się niedorzeczny. Ale postępy neurobiologii radykalnie zmieniły poglądy na uzależnienie. Jeśli zajrzeć do podręcznika dla lekarzy sprzed 30 lat, przeczyta się, że nałóg jest postępującą zależnością od przyjmowania jakiejś substancji. I to z rosnącą tolerancją, która sprawia, że trzeba używać coraz większych dawek, chcąc uzyskać oczekiwany efekt, i że po zaprzestaniu używania substancji występują przykre objawy zwane ostrym zespołem odstawienia (zespołem abstynencyjnym). Owszem, to dość dobrze pasuje do mechanizmu alkoholizmu, nikotynizmu czy uzależnienia od heroiny. Ale nie wyjaśnia uzależnienia od marihuany czy kokainy, które po odstawieniu nie wywołują drgawek, mdłości ani wymiotów, jak to jest w przypadku heroiny.
Ten szczur ma do czynienia z urządzeniem naśladującym automat hazardowy. Słyszy te same dźwięki i widzi te same migające światła, które przyciągają do kasyna ludzi. Ma do wyboru kilka otworów, z których wypadają kostki cukru. Konsekwentnie wybiera ten, z którego wypadają największe porcje kostek, mimo że prawdopodobieństwo „wypłaty” jest tu najmniejsze. Catharine Winstanley, neurobiolog z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej, poprzez podobne doświadczenia odkryła, że środek farmakologiczny, który blokuje receptory dopaminowe, zmniejsza częstość podejmowania ryzykownych decyzji, jakie wiążą się z nałogowym hazardem.
Stary model nie tłumaczy też najbardziej podstępnego aspektu uzależnienia: nawrotów. Dlaczego ludzie tęsknią do palącego smaku wódki czy do heroinowej rozkoszy, mimo że ich ciało nie jest już od jakiegoś czasu fizycznie uzależnione?
Raport naczelnego lekarza USA podkreśla to, co środowisko naukowe powtarzało od lat: uzależnienie to choroba, a nie wada charakteru. Niekoniecznie musi występować zależność fizyczna i objawy odstawienia, za to zawsze jest obecny przymus powtarzania nałogowych działań mimo negatywnych skutków. Takie spojrzenie na sprawę pozwoliło wielu naukowcom zaakceptować koncepcję niegdyś uważaną za herezję – że do uzależnienia nie jest konieczny narkotyk (substancja chemiczna). Niektórzy z nich uważają, że wiele pokus współczesnego życia: śmieciowe jedzenie, zakupy, smartfony – ma potencjał uzależniający ze względu na silny wpływ na działający w mózgu układ nagrody, czyli te obwody, które odpowiadają za napady rozmaitych „głodów”.
– Wszyscy jesteśmy świetni w poszukiwaniu przyjemności. To nasze ewolucyjne dziedzictwo – wyjaśnia Anna Rose Childress, neurolożka z Ośrodka Badań nad Uzależnieniami Uniwersytetu Pensylwanii.
Przez wiele lat Anna Rose Childress i inni badacze, którzy chcą rozwikłać zagadkę uzależnienia, badali układ nagrody. Większość prowadzonych przez nich badań polega na umieszczaniu osób uzależnionych od narkotyków w komorze urządzenia do rezonansu magnetycznego (MRI), co jest metodą na prześledzenie przepływu krwi w mózgu i zobrazowanie w ten sposób aktywności neuronalnej. Przy wykorzystaniu skomplikowanych algorytmów i kodowania barwnego powstają obrazy, na których widać te obszary, które są ożywione, gdy mózg jest na głodzie.
Rudowłosa Anna Childress siedzi przy komputerze i przegląda galerię skanów mózgów – szarych owali z kolorowymi plamami. – Może to brzmi dziwnie, ale mogę się przyglądać tym obrazom godzinami. I robię to – przyznaje. – To coś cudownego. Pomyśleć, że możemy zobaczyć wyraźnie stan mózgu. Niesamowite, a równocześnie groźne. Jak wróżenie z fusów. Widzimy plamki, które komputer pokolorował na lilaróż, fiolet czy zieleń. Ale co tak naprawdę nam mówią?
Układ nagrody, jeden z najstarszych układów mózgu (ludzki niewiele różni się od szczurzego) istnieje po to, byśmy aktywnie szukali tego, co potrzebne do życia i przetrwania gatunku, i zwraca naszą uwagę na doznania zmysłowe (widoki, dźwięki, zapachy), które nas ku temu kierują. Działa na poziomie instynktu i odruchów, które wytworzyły się wtedy, gdy przeżycie zależało od tego, czy dotrze się do pożywienia albo partnera seksualnego przed konkurencją. Ale ten układ wprowadza nas w błąd w świecie, w którym mamy możliwość nieustannego zaspokajania pragnień.
W Seulu za godzinę pobytu w salonie gry płaci się około dolara, a niektóre przybytki czynne są całą dobę. Odkąd Korea Południowa otworzyła tani i szeroki dostęp do superszybkiego internetu, okazało się, że niektórzy ludzie rujnują sobie życie, nałogowo grając w gry komputerowe. Obecnie terapia jest finansowana przez państwo.
Ochota na coś zależy od skomplikowanej sekwencji wydarzeń w mózgu, ale naukowcy uważają, że wyzwalaczem jest gwałtowny wzrost stężenia jednego z neuroprzekaźników – dopaminy. Ten chemiczny posłaniec przenosi sygnały przez synapsy i odgrywa w mózgu wiele ról. Przypływ dopaminy wzmacnia atrakcyjność bodźca, czyli jego wartość motywacyjną – czy to będzie np. kokaina, czy tylko kojarzące się z nią doznania, np. widok białego proszku. Każdy narkotyk wywołuje w mózgu zmiany chemiczne we właściwy sobie sposób, ale wszystkie powodują skokowy wzrost stężenia dopaminy, znacznie większy niż zmiany poziomu tego neuroprzekaźnika, jakie występują w warunkach naturalnych.
Popatrzmy na dziwne uboczne działania leków, które w organizmie naśladują naturalną dopaminę; wykorzystuje się je do łagodzenia objawów choroby Parkinsona. Choroba ta niszczy komórki wytwarzające dopaminę, a jej najbardziej widocznym skutkiem są zaburzenia zdolności poruszania się. Objawy te zmniejsza się, stosując właśnie leki zastępujące dopaminę. U 14 proc. chorych, którzy je przyjmują, rozwijają się różne uzależnienia: od hazardu, pornografii, zakupów, jedzenia i od samych leków.
W wyniku procesu uczenia się sygnały wtórne, oznaczające przyszłą nagrodę, również powodują wyrzut dopaminy. Anna Childress wykazała, że ludzie uzależnieni nie muszą świadomie zarejestrować bodźca, by doszło do pobudzenia układu nagrody. W artykule ogłoszonym w internetowym periodyku naukowym PLOS ONE przedstawiła wyniki badań obrazowych mózgu 22 niebiorących kokainistów, którym przez 33 milisekundy (to jedna dziesiąta czasu potrzebnego na mrugnięcie oczami) pokazywano zdjęcia fajek do cracku i innych sprzętów do zażywania kokainy. W ciągu tak krótkiego czasu badani nie mogli nic „zobaczyć” (jest to czas zbyt krótki, by przekroczyć próg percepcji, a zatem by osoba mogła świadomie zarejestrować, co widzi), niemniej jednak zarejestrowane podprogowo przez umysł badanych obrazy pobudzały te same procesy w układzie nagrody, które są aktywowane przez obrazy widziane świadomie.
Według badaczki wyniki potwierdzają to, co wielokrotnie słyszała od narkomanów, którzy mieli nawrót brania i nie byli w stanie wyjaśnić, co go pobudziło. – Poruszają się w otoczeniu, gdzie wciąż jakieś rzeczy przypominają o kokainie. Te sygnały docierają do nich podprogowo, a układ nagrody zaczyna się nakręcać. Zanim sobie zdadzą sprawę, co się dzieje, lawina rusza.
Mózg jest oczywiście czymś więcej niż narządem poszukiwania przyjemności. Jest wyrafinowaną maszynerią do myślenia, analizowania ryzyka i hamowania rozpasanych ciągot. Dlaczego jednak przymus zaspokojenia przeważa nad rozsądkiem, dobrymi intencjami i świadomością szkód, jakie uleganie nałogowi wywołuje?
– To potężny demon człowieka opętuje – mówi wielki facet, który regularnie pali crack.
Bierze on udział w badaniu prowadzonym przez pracownię prof. psychiatry i neurolożki Rity Z. Goldstein. Podczas gdy urządzenie będzie rejestrowało aktywność jego mózgu, mężczyzna będzie oglądał ilustracje związane z zażywaniem kokainy i wysłuchiwał poleceń, aby wyobrażał sobie przyjemność zażywania lub niebezpieczeństwa związane z narkotykiem, wywoływane przez kolejne obrazy. Rita Goldstein i jej zespół sprawdzają, czy trening neurologiczny, pozwalający człowiekowi obserwować własny mózg w działaniu, może pomóc uzależnionym w odzyskaniu kontroli nad ich kompulsywnymi nawykami.
– Wciąż myślę, jak to możliwe, że przepuściłem taką kupę forsy na ten drag – żali się pacjent, gdy wprowadzają go do urządzenia MRI.
Metody obrazowania aktywności neuronalnej stosowane przez Ritę Goldstein pomogły lepiej zrozumieć działanie układu nagrody i powiązanie uzależnienia z funkcjami kory przedczołowej i innych obszarów korowych. Zmiany, jakie w nich zachodzą, wpływają na ocenę sytuacji, samokontrolę oraz inne funkcje poznawcze związane z uzależnieniem. – Przyjemność jest ważna na początku cyklu uzależnieniowego, ale zmniejsza się w miarę trwania nałogu – tłumaczy. Ludzie uzależnieni często używają narkotyku nie po to, by zyskać przyjemność, ale żeby nie czuć cierpienia związanego z zaprzestaniem brania.
W Klinice Marszaka, ośrodku leczenia alkoholizmu pod Moskwą, pacjentom kończącym 30-dniowy odwyk wszywa się pod skórę sześciomiesięczną dawkę antabusu. Ten środek wywołuje wymioty, jeśli spożyje się alkohol – jest to rodzaj terapii awersyjnej. Ośrodek moskiewski posługuje się też innymi metodami mającymi na celu wyrwanie z uzależnienia, takimi jak joga, psychoterapia indywidualna i grupowa, podawanie suplementów z antybiotykami, specjalna dieta oraz środki przeciwdepresyjne.
W 2002 r. Rita Goldstein we współpracy z Norą Wołkową (obecną dyrektor NIDA) przedstawiły model uzależnienia zwany „zaburzenie hamowania reakcji i przypisywania atrakcyjności”, (impaired response inhibition and salience attribution, IRISA). Nazwa brzmi skomplikowanie, ale koncepcja jest prosta. W miarę jak dla uzależnionego bodźce związane z narkotykiem zyskują na ważności, zawęża się jego pole uwagi, niczym w kamerze robiącej zbliżenie jakiegoś obiektu – wszystko poza tym niknie z pola widzenia. Równocześnie, w obliczu tych bodźców, słabnie zdolność mózgu do kierowania postępowaniem.
Ricie Goldstein udało się wykazać, że u kokainistów dochodzi do zmniejszenia ilości istoty szarej w korze przedczołowej. Niedobór ten wiąże się z osłabieniem funkcji wykonawczej, dlatego też narkomani uzyskują inne wyniki niż ludzie nieuzależnieni w testach psychologicznych sprawdzających pamięć, skupianie uwagi, podejmowanie decyzji i reagowanie na inne nagrody niż narkotyki (np. pieniądze). Na ogół te wyniki są gorsze, ale nie zawsze. Zależy to od kontekstu.
Wieloletni narkomani są często świetni w planowaniu i wykonywaniu zadań związanych ze zdobywaniem i zażywaniem narkotyku, ale odbywa się to kosztem innych funkcji poznawczych, w tym uświadomienia sobie, kiedy przestać. Te zaburzenia zachowania i funkcjonowania mózgu są często trudniej dostrzegalne niż inne zaburzenia układu nerwowego i silniej wpływa na nie bieżąca sytuacja.
– Chyba właśnie dlatego uzależnienie było jednym z ostatnich zaburzeń uznanych za zaburzenie centralnego układu nerwowego – mówi.
Badania Rity Goldstein nie odpowiadają na pytanie: „Co było pierwsze, jajko czy kura?” – to znaczy, czy te zaburzenia są skutkiem uzależnienia, czy też raczej jego przyczyną, a u ich podłoża leży dziedziczność, traumatyczne przeżycia, stres lub inne czynniki. Niemniej jednak pracownia badaczki znalazła napawające optymizmem dowody na to, że obszary płatów czołowych zaczynają zdrowieć, gdy uzależnieni przestrzegają abstynencji od narkotyku. Badaniem, którego wyniki ogłoszono w 2016 r., objęto 19 kokainistów, którzy przez pół roku utrzymywali abstynencję lub radykalnie ograniczyli zażywanie narkotyku. Udało się u nich wykazać istotny wzrost objętości istoty szarej w dwóch obszarach związanych z hamowaniem impulsów oraz oceną korzyści.
Marc Potenza kroczy przez ogromne kasyno The Venetian w Las Vegas. Automaty do gry pikają, dzwonią, piszczą. Potenza, dziarski psychiatra z Uniwersytetu Yale, dyrektor programu badawczego nad impulsywnością i zaburzeniami panowania nad impulsami, nie zwraca na nie uwagi. – Nie jestem hazardzistą – wzrusza lekko ramionami. Wychodzi z pałacu przyjemności, zjeżdża ruchomymi schodami i przez długą halę dociera do zacisznej salki konferencyjnej, gdzie blisko setce kolegów lekarzy przedstawi wyniki swoich badań nad uzależnieniem od hazardu.
Sylvie Imbert i Yves Brasey są przekonani, że w wyrwaniu się spod władzy butelki pomógł im baklofen – lek stosowany w usuwaniu nadmiernych napięć mięśniowych (spastyczności). Badania wykazują, że baklofen może okazać się bardzo obiecującym środkiem w leczeniu choroby alkoholowej. Yves zadowala się kilkoma drinkami od czasu do czasu; tu pozwala sobie na piwo w hotelu Luxembourg Parc w Paryżu. Sylvie przez długi czas piła niemal codziennie sześć do dziewięciu drinków. Odkąd bierze baklofen, zdarza jej się wprawdzie wypić lampkę, ale tylko od czasu do czasu, przy ważniejszej okazji.
Spotkanie zorganizował amerykański Narodowy Ośrodek na rzecz Odpowiedzialnego Hazardu, sponsorowana przez branżę instytucja, która finansuje badania nad hazardem. Spotkanie odbywa się w przeddzień wielkiego zjazdu całej branży – Global Gaming Expo. Naukowiec zajmuje miejsce na mównicy i referuje wyniki badań nad spoistością istoty białej i krążeniem krwi w korze mózgowej hazardzistów. Poza tą salą ekipy przygotowują ekspozycje różnych nowości mających na celu wywołanie wyrzutu dopaminy u przedstawicieli pokolenia urodzonego w latach 80. i 90. XX w., jak np. zakłady o wyniki gier komputerowych czy gry kasynowe wzorowane na Xboksie. Udział weźmie ponad 27 tys. wytwórców gier, projektantów i firm prowadzących kasyna.
Wyniki badań Potenzy i innych skłoniły establishment psychiatryczny do zaakceptowania koncepcji uzależnień behawioralnych. Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne w 2013 r. przesunęło w podręczniku diagnostycznym nałogowy hazard z rozdziału Niesklasyfikowane zaburzenia panowania nad impulsami do rozdziału Zaburzenia związane z uzależnieniem od zażywania narkotyków i innych czynności. To nie czysta formalność. – To otwiera możliwość uznania innych kompulsywnych działań za uzależnienie – tłumaczy Judson Brewer, dyrektor naukowy Ośrodka Uważności (Mindfulness) Szkoły Medycznej Uniwersytetu Massachusetts.
Towarzystwo Psychiatryczne przez ponad 10 lat zastanawiało się nad tą decyzją, aż wyniki badań potwierdziły pokrewieństwo funkcjonalne nałogowego hazardu z narkomanią. Nienasycone pragnienie, nadmierne zawężenie zainteresowań, napady „głodu” nie do opanowania. Dreszcz emocji, żądza podnoszenia stawki i uczucie podniecenia i euforii. Niemożność rzucenia nałogu mimo postanowień. Marc Potenza jako jeden z pierwszych zarejestrował obrazy funkcjonowania mózgu hazardzistów i odkrył, że wyglądają niemal identycznie jak skany mózgów narkomanów – z osłabioną aktywnością obszarów mózgu odpowiedzialnych za panowanie nad impulsami.
Dziś, gdy psychiatria zaakceptowała koncepcję, że możliwe jest uzależnienie bez narkotyków, naukowcy starają się ustalić, jakie rodzaje zachowania można uznać za uzależnienie. Na liście sporządzonej przez psychiatrę Jona Granta z Kliniki Uzależnień i Zaburzeń Obsesyjno-Kompulsywnych Uniwersytetu Chicagowskiego znalazły się: uzależnienie od internetu, od jedzenia, kleptomania, zakupoholizm i seksoholizm. – Od wszystkiego, co daje nadmierną przyjemność, od każdej rzeczy, która wywołuje euforię lub uspokaja, można się uzależnić – przekonuje badacz. – Czy przerodzi się w nałóg zależy od indywidualnej podatności, na którą wpływają czynniki dziedziczne, przeżycia, stres, depresja.
Przypuszczalnie najbardziej kontrowersyjne z „nowych” uzależnień to uzależnienie od jedzenia i seksoholizm. Czy najbardziej pierwotne potrzeby mogą uzależniać? Światowa Organizacja Zdrowia zaleciła, by w nowym wydaniu Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób (w 2018 r.) kompulsywne uprawianie seksu wpisać na listę zaburzeń panowania nad impulsami. Ale Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne po debacie nad tym, czy problem jest rzeczywisty, zrezygnowało z wpisania seksoholizmu do najnowszego podręcznika diagnostycznego. Uzależnienia od jedzenia nawet nie wzięło pod uwagę.
Funkcjonariusz organów ścigania zatrzymuje mężczyznę podejrzanego o palenie heroiny w śródmieściu Seattle. Zatrzymany, tak jak inni sprawcy drobnych wykroczeń narkotykowych, zostanie skierowany na leczenie, a nie do odsiadki. Od pięciu lat realizowany tu jest nowatorski program będący odbiciem coraz powszechniejszej świadomości, że narkomania jest chorobą, którą można leczyć, a nie przestępstwem. Dzięki programowi wśród sprawców tego rodzaju wykroczeń spadł odsetek recydywistów.
Nicole Avena, neurolog ze szpitala Mount Sinai w Nowym Jorku, wykazała, że szczury będą niepohamowanie pochłaniały cukier, jeśli się im na to pozwoli, potem wytworzy się u nich podwyższona tolerancja na ten pokarm (konieczne będą większe dawki do uzyskania zadowolenia), będą występować napady głodu cukrowego oraz objawy odstawienia – tak samo jak w przypadku szczurów uzależnionych od kokainy. Badaczka twierdzi, że pokarmy o wysokiej zawartości tłuszczu, a także żywność wysoko przetworzona, np. biała mąka, mogą wywoływać takie same problemy jak cukier. Nicole Avena i grupa naukowców z Uniwersytetu Michigan przebadała 384 osoby dorosłe: 92 proc. przyznało, że odczuwa nieustanną ochotę na pewne pokarmy i ma za sobą wiele nieudanych prób ich odstawienia – to dwa wyraźne objawy uzależnienia. Badani wymieniali na pierwszym miejscu pizzę. Badaczka nie ma wątpliwości, że uzależnienie od pokarmów to zjawisko rzeczywiste. – Właśnie dlatego ludzie tak borykają się z otyłością.
Nauce lepiej idzie zdobywanie wiedzy o tym, co złego dzieje się w uzależnionym mózgu, niż tworzenie metod zaradzenia temu. Jest kilka leków, które pomagają przezwyciężyć uzależnienia. Na przykład naltrekson opracowano w celu leczenia nadużywania opioidów, ale przepisuje się go także przy ograniczaniu nadużywania alkoholu, objadania się i nałogowego hazardu.
Buprenorfina pobudza receptory opioidowe w mózgu, choć znacznie słabiej niż heroina. Podawanie tego środka tłumi przykre objawy głodu i zespołu odstawienia, więc ludziom jest łatwiej wyrwać się z nałogowych wzorców postępowania. – To cud – zachwyca się Justin Nathanson, filmowiec i właściciel galerii w Charleston w Karolinie Południowej. Przez lata zażywał heroinę, dwa razy był na odwyku, ale miał nawroty. Potem lekarz przepisał mu buprenorfinę. – Po pięciu minutach poczułem się zupełnie normalnym człowiekiem – wspomina. Nie zażył heroiny od 13 lat.
Większość środków stosowanych do leczenia uzależnień opracowano wiele lat temu. Najnowsze odkrycia neurologii jeszcze nie przyniosły przełomu. Badacze testują dziesiątki substancji, i choć wiele z nich w próbach laboratoryjnych wypada obiecująco, badania kliniczne przynoszą mieszane wyniki. Stymulacja mózgu w zastosowaniu do leczenia uzależnień, metoda opracowana na podstawie najnowszych odkryć neuronauki, nadal nie wyszła poza etap eksperymentalny.
Wprawdzie programy wychodzenia z nałogów typu AA (Anonimowi Alkoholicy), czyli oparte na 12 krokach, a także terapia kognitywna i inne metody psychoterapeutyczne pozwalają w wielu przypadkach uzyskać uzależnionym pożądaną zmianę w życiu, ale nie u każdego się sprawdzają, a poza tym odsetek nawrotów jest po nich duży.
Środowisko leczenia uzależnień podzieliło się na dwa obozy. Jedni uważają, że wyleczenie musi polegać na naprawieniu błędów w procesach chemicznych lub „okablowaniu” mózgu za pomocą środków farmakologicznych lub takich metod jak TMS, a wsparcie psychologiczne i socjalne może stanowić jedynie dodatek. Drudzy za dodatek uznają farmakoterapię, traktując ją tylko jako sposób na złagodzenie napadów głodu narkotykowego i cierpień związanych z odstawieniem. Za zasadnicze działanie uważają zaś długotrwałą pracę psychologiczną w procesie „trzeźwienia” czy też „zdrowienia”. Oba obozy zgadzają się co do jednego: aktualne metody są niedoskonałe. – Moi pacjenci wciąż cierpią – przyznaje Judson Brewer zajmujący się badaniami nad praktyką uważności (mindfulness) na Uniwersytecie Massachusetts.
Judson Brewer interesuje się psychologią buddyjską. Ma dyplom psychiatry, specjalisty od uzależnień. Wierzy, że nadzieję na wyleczenie daje połączenie nowoczesnej nauki z dawnymi praktykami medytacyjnymi. Jest apostołem praktyki uważności, która łączy medytację z innymi technikami przynoszącymi pełną świadomość tego, co robimy i czujemy, zwłaszcza jeśli idzie o nawyki, które nam szkodzą.
Pojawia się coraz więcej dowodów na to, że praktyka medytacji uważności może przeciwdziałać przymusom przeżywania dopaminowych skoków w codziennym życiu. Badacze z Uniwersytetu Waszyngtońskiego w Seattle wykazali, że oparty na niej program terapeutyczny był skuteczniejszy w zapobieganiu nawrotom nałogu niż programy 12 kroków (typu AA).
Praktyka uważności uczy ludzi zwracania uwagi na pragnienia i żądze, których doznają, ale bez ulegania im. Uważność zachęca też praktykujących do przyjrzenia się, dlaczego tak ciągnie ich do ulegania pokusie. Judson Brewer i inni naukowcy wykazali, że medytacja powoduje wyciszenie aktywności kory w obszarze mózgu zwanym tylnym zakrętem obręczy. Obszar ten, określany też jako „stara kora”, jest związany z przeżywaniem nawracających myśli, co może prowadzić do nakręcenia spirali obsesji.
W tym, co mówi Judson Brewer, przeplata się żargon naukowy, pełen takich terminów jak hipokamp, z pali, językiem buddyjskich ksiąg. Stoi przed gronem 23 osób mających tendencję do objadania się w stresie. Wszyscy siedzą półkolem na beżowych plastikowych krzesełkach.
Donnamarie Larievy, konsultantka do spraw marketingowych i szkoleniowiec kadry kierowniczej, zapisała się do spotykającej się co tydzień grupy, bo chce rzucić nałóg objadania się lodami i czekoladą. Po czterech miesięcy przychodzenia na spotkania przerzuciła się na zdrowe jedzenie, od czasu do czasu pozwala sobie na porcję kremu karmelowego, ale rzadko za tym tęskni.
– W moim życiu zaszła zmiana – cieszy się.
– Skończyły się napady apetytu na słodycze.
Nathan Abels próbował rzucić picie wiele razy. W lipcu 2016 r. trafił na oddział ratunkowy w Charleston, w delirium po trzydniowym pijaństwie. Po odtruciu zgłosił się do neurolożki Colleen A. Hanlon jako ochotnik do badań klinicznych metody TMS. 28-letniemu Nathanowi, rzemieślnikowi i projektantowi oświetlenia, który dobrze wie, jak działają obwody elektryczne, najnowsze odkrycia neurobiologii przyniosły ulgę. Nie czuje się więźniem biologii, nie uważa, że zrzuca z siebie odpowiedzialność za swoje picie. Za to mniej się wstydzi. – Zawsze uważałem picie za rodzaj słabości. Gdy zrozumiałem, że to choroba, odzyskałem poczucie siły – wyjaśnia.
Akceptuje wszystko, co lecznica ma mu do zaoferowania – środki farmakologiczne, psychoterapię, udział w grupach wsparcia i stymulację elektromagnetyczną głowy. – Mózg potrafi się odbudować. To jest coś wspaniałego.
Komentarze
Nasze mózgi są wypełnione Marią !
Wszystkie te zawiłe mechanizmy znajdujące się w mózgu są po to aby osoba (która nie jest świadoma swego istnienia-chodzi o wewnętrzne odczucia nie tyle emocji co procesów zachodzących w środku) zachowywała się jak człowiek w takim dość specyficznym sensie.
Ja np wiem i czuję się umieszczony z "ciele fizycznym" a to oznacza że ja to nie struktura którą da się zobaczyć oczyma tylko coś więcej... Można o tym mówić ale trzeba to rozumieć by to działało-trzeba to poczuć. A gdy poczujesz to zauważysz jak wielką kontrolę dzięki temu możesz sprawować nad swoim ciałem.
PS. W pakiecie rozszerzonej świadomości jest też popularny "szósty zmysł" i nie mam pojęcia jak on działa . Jest i tyle i nigdy się nie myli.