Dlaczego czarownice latają?

Od wieku ośmiu lat brała halucynogeny. Dożyła 97 lat i jest czczona jak Jezus Chrystus i Che Guevara...

Tagi

Źródło

"Zadra" nr 3 (12) 2002
Beata Kozak

Odsłony

18034


Wiedźmy kojarzą nam się ze wstrętnymi staruchami, które warzą w kotle podejrzane mikstury, latają na miotle i rzucają uroki. Wkładamy te historie między bajki, oczywiście. Jeśli jesteśmy feministkami, wiemy, że wiedźma to ta, która wie. Ale w powszechnej świadomości czarownica funkcjonuje jako diabelskie nasienie, przeciwieństwo cnotliwej i posłusznej Marii. Z jednej strony mamy więc Ewę i Marię -z drugiej zbuntowaną Lilith; z jednej pobożną i cnotliwą niewiastę - z drugiej wyuzdaną i nieposłuszną kobietę, czarownicę. Znacznie bardziej interesująca jest oczywiście ta druga.


Czarownica ucieleśniała wszystko to, czego brakuje Marii: była poganką, kobietą zmysłową i złą. Kiedy pobożna białogłowa dreptała do kościoła na modły, czarownica odsypiała nocne sabaty, orgie z diabłem i szaleńcze loty na miotle. Fantazje na temat tego, co wyczyniają czarownice po nocach, niekoniecznie muszą pochodzić z czasów średniowiecza, które jest dla nas synonimem zacofania, zabobonu i ciemnogrodu, lecz z czasów jeszcze wcześniejszych, przedchrześcijanskich. Czarownice zachowywały się przecież tak, jak fachowe szamanki - kontaktowały się ze światem demonów, przebywały w sferach niedostępnych zwykłym śmiertelnikom. Podobnie jak szamanki w celu wejścia w stan transu posługiwały się substancjami psychoaktywnymi, zarówno roślinnymi, jak i zwierzęcymi. W lasach i na łąkach zbierały odpowiednie rośliny, dodawały do nich zwierzęcego tłuszczu, trochę kociego mózgu i krwi nietoperza (jak wieść niesie) i sporządzały z tego maści, dzięki którym mogły dosiąść miotły i wylecieć przez komin na sabat z udziałem diabła.

Recepta na odlotową maść

Bierzemy zebrane przy pełni księżyca rośliny psiankowate (lulka i wilczą jagodę - niemiecka nazwa psiankowatych brzmi o wiele bardziej poetycko: dzieci nocnego cienia), marynujemy je w świńskim lub w gęsim tłuszczu. Dodajemy do nich inne trujące rośliny, na przykład bielunia dziędzierzawę, doprawiamy psychoaktywnym śluzem z ropuchy, marynowaną w alkoholu salamandrą, kawałkami węża i jeża, a na koniec mieszamy z ludzką krwią. Powstałą w ten sposób substancją nacieramy całe ciało, a szczególnie miejsca, w których skóra jest najdelikatniejsza. Następnie dosiadamy miotły, kaczki, świni lub kota i fruniemy, dokąd tylko chcemy.

Nie trzeba było badań współczesnych naukowców, żeby udowodnić, że w rzeczywistości żadne wyloty przez komin ani powietrzne rejsy nad Łysą Górą nie odbywały się (niestety?) w rzeczywistości, a były jedynie wizjami ludzi, którzy umiejętnie posługiwali się psychoaktywną florą i fauną. Wiedzieli, że skóra salamandry i ropuchy ma właściwości halucynogenne, podobnie jak bardzo wiele roślin, których nasiona, kwiaty czy liście w większych dawkach są śmiertelnie trujące. Sztuka polega(ła) na tym, żeby "zarzucić" dawkę powodującą halucynacje, wizje i niezwykłe przeżycia duchowe.

Już w 1436 roku hiszpański teolog biskup Alfonso Tbstado ogłosił, że sabaty czarownic i ich spółkowanie z diabłem istnieją tylko w wyobraźni osób, które stosują czarowskie maści. Kilkadziesiąt lat później lekarz hiszpańskiego króla przeprowadził eksperyment, który miał udowodnić, że palone na stosie czarownice w rzeczywistości są ofiarami czegoś w rodzaju choroby psychicznej. Był jednak na tyle ostrożny, że eksperyment przeprowadził nie na sobie, lecz na żonie kata. W roku 1692 jeden z badaczy czarowskich maści opublikował opis innego eksperymentu z odlotowymi substancjami:
Usłyszałem od mego mistrza następującą opowieść: pewien zakonnik spotkał we wsi kobietę, która do tego stopnia była pozbawiona rozumu, że wierzyła, iż w nocy latała w przestworzach z Dianą (pogańską boginią) oraz z innymi kobietami. Gdy w rozsądnej rozmowie usiłował wyperswadować jej tę herezję, upierała się przy swojej opowieści. Wtedy zakonnik poprosił ją: "Pozwól mi, pani, towarzyszyć ci, gdy najbliższej nocy wyruszysz w swą podróż." Odpowiedziała mu: "Zgadzam się. W otoczeniu wiarygodnych świadków ujrzysz, skoro taka twoja wola, jak odlatuję."Gdy nadszedł czas, zakonnik pojawił się w domostwie fanatyczki wraz z godnymi zaufania świadkami, aby przekonać się o jej szalenstwie. Kobieta owa postawiła na stołek duże naczynie, którego używała do zagniatania ciasta, weszła do niego i usiadła. Potem wypowiedziała czarowskie zaklęcia i natarła się maścią. Odchyliła głowę do tyłu i natychmiast zasnęła. Za sprawą diabła śniła o bogini Wenus i o innych zabobonach, i to tak intensywnie, że krzyczała przez sen i rzucała się jak dzika; trzęsła wanną, w której siedziała i wraz z nią spadła ze stołka, raniąc się mocno w głowę. Gdy obudziła się na podłodze, mnich zawołał: "I gdzieś teraz jest, na litość boską? Nie byłaś, pani, u Diany i nie opuściłaś tej wanny, co mogą potwierdzić obecni tu świadkowie!" Dzięki temu przestała wierzyć w swej duszy w te wstrętne rzeczy.

Niestety, racjonalni zakonnicy nie mieli na tyle rozsądku czy siły przebicia, żeby rozpowszechnić wyniki swoich eksperymentów i położyć kres paleniu ludzi za czarostwo.

Dowodu na to, że latanie na miotle i udział w seksualnych orgiach z diabłem to tylko jedno z następstw zażycia psychoaktywnej substancji, dostarczył także w czasach nowożytnych eksperyment niemieckiego profesora etnologii z uniwersytetu w Getyndze, Willa-Ericha Peukerta. Profesor Peukert sporządził miksturę z belladonny, lulka i datury i razem z kilkoma kolegami wtarł sobie tę maść w czoło oraz w skórę pod pachami. Następnie etnolodzy spali przez całą dobę, a po obudzeniu opisywali sny, w których widzieli przerażające maski. Mieli we śnie wrażenie, że lecą z olbrzymią prędkością w powietrzu. Co chwila spadali gwałtownie w dół, po czym znowu startowali i pędzili na przestrzeni wielu kilometrów, unosząc się nad ziemią. Pod koniec halucynacji zdawało im się, że biorą udział w orgii seksualnej. Tak więc zostało potwierdzone - o ile można tu cokolwiek potwierdzić i udowodnić z całkowitą pewnością - że halucynacje związane z lataniem bez użycia maszyn czy nawet skrzydeł to rezultat zażycia psychoaktywnych, halucynogennych maści, mikstur, substancji itp.

Nie wszystkie eksperymenty z czarowskimi maściami kończyły się dobrze. Pierwszy badacz tych mikstur, Carl Kiesewetter, zmarł po eksperymentalnym zażyciu sporządzonej przez siebie mieszanki różnych psychoaktywnych substancji. Halucynogenów roślinnych i zwierzęcych używa się na świecie już od około dwóch tysięcy lat. Kościół zdegradował je do rangi czarcich sztuczek, karząc za ich użycie śmiercią i nie dbając o to, że stosowane w odpowiednich dawkach (najczęściej bardzo niewielkich, liczonych w miligramach) działają leczniczo, uspokajająco, usypiająco, łagodzą ból itp.

Święte grzyby

Antropologia kultury zna świetnie takie rodzaje ekstazy jak przeobrażanie się w zwierzę czy wędrówki duszy przez różne poziomy światów. Metody te stosowane były w wielu kulturach: żeby wprowadzić się w trans i móc kontaktować się z duchami przodków szamani syberyjscy jedli suszone czerwone muchomory, Indianie znad Amazonki palili szczególny tytoń, a Wikingowie i Celtowie oraz Indianie z terenów dzisiejszego Meksyku spożywali święte grzyby. Dodawano ich kiedyś do warzonego piwa, aby zintensyfikować jego działanie: do dziś przypomina o tym nazwa znanego piwa Pilsner (Pilz to po niemiecku grzyb). Grzyby traktowano jak święte, bo za ich pośrednictwem można było zbliżyć się do sfery sacrum, a także uzdrawiać chorych.

Znaną uzdrowicielką meksykańską była szamanka Maria Sabina z plemienia Mazateków, która zmarła w 1985 roku mając 90 albo 97 lat. Pochodziła z rodziny szamanów, którzy leczyli zażywając najpierw święte grzyby, a potem przekazując chorym ich posłannictwo. Byli to szamani teonancacatl - ciała wszelkich bogów, a więc grzyba. Kult grzybów zawierających psychoaktywną psylocybinę trwał przez wiele stuleci, dopóki nie zabronili go w XVI wieku hiszpańscy konkwistadorzy. Maria Sabina już jako ośmioletnia dziewczynka została kapłanką świętego grzyba i pomagała ludziom prowadząc "prorocze rytuały", w trakcie których po zjedzeniu grzybów przenosiła się do świata, w którym "istniała tylko prawda". Na Zachodzie stała się słynna w roku 1957, gdy zaprosiła do obserwacji swego rytuału, velady, naukowców spoza kręgu swojej kultury. Wydarzenie to opisało czasopismo "Life", a do Marii Sabiny zaczęli pielgrzymować z całego świata hipisi, psychopodróżnicy, poszukiwacze prawdy i psychodelicznych przeżyć, między innymi John Lennon, Mick Jagger i Bob Dylan. Wielu Indian z jej rodzinnej wioski w stanie Oaxaca wzięło jej za złe to, że zdradziła białym tajemnicę boskich grzybów; spalili jej dom, a ją samą wygnali. Jednak Maria Sabina uważała, że zapoznanie białych ludzi z tajemnicą grzybowej psychodelii było dobre i potrzebne. Dzisiaj na ulicach meksykańskich miast można kupić koszulki z podobizną legendarnej szamanki, sprzedawane obok koszulek z twarzą Che Guevary i Chrystusa.

Jak to możliwe, że Maria Sabina komunikowała się z boskimi grzybami i słyszała, co do niej mówią, a potem dzięki tej wiedzy uzdrawiała chorych ludzi?

Boskie głosy

Autor książki o halucynogenach i szamanizmie, Henry Munn, pisze, że po zjedzeniu magicznych grzybów umysł ludzki uwrażliwia się na odgłosy i dźwięki. Powoduje to psylocybina, psychoaktywny składnik grzybów, zarówno meksykańskich, jak i naszej europejskiej łysiczki lancetowatej (psilocybe semilanceata). "Munn uważa, że psylocybina pobudza centra werbalizacji i mowy w mózgu. Podkreśla, że Indianie słyszą, co grzyby do nich mówią. Nie jest to zwyczajne słyszenie głosów, lecz są to ukierunkowane wypowiedzi skierowane do podmiotu. W swego rodzaju ekstatycznym języku szamani przekazują usłyszaną treść. Indianie z Oaxaca wierzą, że to Bóg dał im te święte grzyby jako nie umiejącym czytać, aby mogli słyszeć przy pomocy grzybów boskie słowa." - pisze Robert Palusinski w skonfiskowanej po publikacji książce Narkotyki - przewodnik. I dalej: "Szaman w obrzędzie łączenia się z boskimi siłami za pomocą grzybów jest wyłącznie instrumentem przekazującym treść posłania płynącego od uświęconych roślin, jego inspirowana psylocybina, zmultiplikowana zdolność wypowiedzi, przemawianie (śpiew) nieraz dwoma, a nawet (Lamowie w Mongolii) trzema głosami naraz, jest wyłącznie przekazem świętych, pradawnych treści."

Maria Sabina jest dzisiaj uważana za Mądrą Kobietę. Do swoich podróży w inne światy używała w gruncie rzeczy tych samych danych ludziom przez naturę środków, którymi posługiwały się średniowieczne europejskie czarownice. Te ostatnie miały jednak pecha, bo żyły w czasach, gdy pobożni, a jednak racjonalni zakonnicy i królewscy lekarze oddawali się sporadycznie interesującym doświadczeniem na ich umysłach, ale nie przychodziło im do głowy, aby zahamować machinę Inkwizycji. Czarownice korzystały z pomocy natury do osiągnięcia czegoś, co nazywamy dziś poszerzoną świadomością lub dezintegracją pozytywną. Zarówno wtedy jak i teraz zachowania takie są zabronione. Inny jest tylko zestaw kar i uzasadnienie zakazu.

Autorka: Beata Kozak, HTML: agquarx. Źródło: "Zadra" nr 3 (12) 2002.

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

Armageddon (niezweryfikowany)

Nie ładnie - nic nie wspomniano o magach i czarownikach. Ich rzadko palono na stosie. Ciekawe czemu? Czy łatwiej było spalić na stosie podstępną czarownicę od potężnego maga? Hihi ;P

Robot (niezweryfikowany)

Łatwiej czy nie łatwiej?
Słyszałem, że mag miał dragi prosto z komendy policyjnej w zamku , to jego łapać nie chcieli, ale miał je pod warunkiem że będzie sypał tych co mają z innych źródeł, więc padło na czarownice.

.......................
W naukach Don Juana koleś miewał takie same loty.

Armageddon (niezweryfikowany)

Łatwiej czy nie łatwiej?
Słyszałem, że mag miał dragi prosto z komendy policyjnej w zamku , to jego łapać nie chcieli, ale miał je pod warunkiem że będzie sypał tych co mają z innych źródeł, więc padło na czarownice.

.......................
W naukach Don Juana koleś miewał takie same loty.

AleX (niezweryfikowany)

heh, wszystko ok, ale pilsner pochodzi od czeskiego miasta pilzno (tam po raz pierwszy zastosowano ten odmienny sposob warzenia piwa)a nie od grzyba;)))

o skad sie wzielo pilzno, to juz inna sprawa...

~` (niezweryfikowany)

heh, wszystko ok, ale pilsner pochodzi od czeskiego miasta pilzno (tam po raz pierwszy zastosowano ten odmienny sposob warzenia piwa)a nie od grzyba;)))

o skad sie wzielo pilzno, to juz inna sprawa...

garanfoliliasik (niezweryfikowany)

heh, wszystko ok, ale pilsner pochodzi od czeskiego miasta pilzno (tam po raz pierwszy zastosowano ten odmienny sposob warzenia piwa)a nie od grzyba;)))

o skad sie wzielo pilzno, to juz inna sprawa...

`~~ (niezweryfikowany)

heh, wszystko ok, ale pilsner pochodzi od czeskiego miasta pilzno (tam po raz pierwszy zastosowano ten odmienny sposob warzenia piwa)a nie od grzyba;)))

o skad sie wzielo pilzno, to juz inna sprawa...

.. (niezweryfikowany)

Łatwiej czy nie łatwiej?
Słyszałem, że mag miał dragi prosto z komendy policyjnej w zamku , to jego łapać nie chcieli, ale miał je pod warunkiem że będzie sypał tych co mają z innych źródeł, więc padło na czarownice.

.......................
W naukach Don Juana koleś miewał takie same loty.

pesti (niezweryfikowany)

heh, wszystko ok, ale pilsner pochodzi od czeskiego miasta pilzno (tam po raz pierwszy zastosowano ten odmienny sposob warzenia piwa)a nie od grzyba;)))

o skad sie wzielo pilzno, to juz inna sprawa...

Azja (niezweryfikowany)

Nikt chyba nie zrozumie tych wszystkich magów, czarownic dopóki sam nie spożyje choć jednego z wymienionych tu składników:) Pozdrawiam wszystkich przyszłych czarowników i czarownice Azja

GORILLAS (niezweryfikowany)

KOLESIE WIDZE SAMI SIE TU SKOMENTOWALI

Zajawki z NeuroGroove
  • MDMA
  • MDMA (Ecstasy)
  • Pozytywne przeżycie

Sam w pokoju, leżąc w miękkim łóżku, podekscytowanie nadchodzącym tripem.

Spontanicznie ok. godziny 15 pomyślałem, że wieczorem zaaplikuje sobie MDMA i w ten sposób umile sobie nadchodzący wieczór. Już ponad miesiąc w szafce miałem schowaną resztkę kryształu M. Waga pokazywała 250mg, zazwyczaj brałem dawki max 150mg, ale rządny wrażeń postanowiłem skonsumować całość.

Już na samą myśl o nadchodzącej fazie zaczęła mi się wydzielać w mózgu serotonina,  poczułem podniesiony nastrój i odczuwalną ekscytację. 

  • DPT

100 mg DPT wrzuciłem do 4 ml destylowanej wody, rozpuściłem dokładnie. Nie było z tym większego problemu. Cieżko było wywalić cały proch z samarki, sporo się przylepiło do ścianek, a nie chciałem go niczym wygrzebywac aby zachować możliwie dużą czystość materiału. Dawkę zatem zaokrąglam raczej w dół.





Trip I






  • Marihuana
  • Retrospekcja

Tego dnia chyba wstałem lewą nogą. Dom, autobus, uczenia, przystanek, autobus, dom.

Dzień jak co dzień. Sesja zaliczona, dużo wolnego czasu. Ranek, wstaje jedną nogą z myślą - " kurwa kto zaczyna kosić trawę tak za wczas ". Poprawiam jajca i wychodzę na balkon, "ja pierniczę ale dzisiaj będzie grzało". Wchodzę do środka, a na zegarku 10.30. Zastanawiam się jak to jest możliwe, ze przespałem blisko 11 godzin i się nie wyspałem. No nic, trochę późno - czas zapalić trawkę. Nabijam lufkę, pale ją na trzy buchy. Idę do kuchni - oczywiście lipa. Zrobiłem coś na szybko i myślałem czy mam coś do załatwienia. KUR!! Miałem odebrać z dziekanatu dokumenty dla pracodawcy.

  • Pierwszy raz
  • Szałwia Wieszcza

Nastawienie na nowe przeżycia, wieczór z kumplem, pozytywne nastawienie i lekki stres.

Moja wiedza na temat szałwii w momencie testu była dość szeroko zakrojona. Jak zwykle przed przystąpieniem do próbowania czegokolwiek nowego muszę wiedzieć o tej substancji tak wiele jak tylko się da. Miałem za sobą już jedną nieudaną próbę z tą rośliną, jej powodem prawdopodobnie było użycie taniego niestandaryzowanego ekstraktu. Prawdopodobnie ze względu na to i tym razem nie do końca wierzyłem, że wszystko się uda. Około godziny 18 dotarłem na wyznaczone na tripa miejsce, które było znane mi już z kilku kwaso-tripów. Mieszkanie w bloku na obrzeżach centrum.

randomness