Kilka lat temu z kumplami stwierdziliśmy, że robimy weekendowy trip do Holandii z okazji urodzin zamiast prezentów. Kwestię palenia pomijam, bo łatwo sobie wyobrazić po co się tam jedzie bez kobiet i dzieci. Jeden z kumpli miał rozeznanie w tamtejszych coffee shopach i w jednym udało nam się dorwać grzyby. Oczywiście przed wzięciem zluzowaliśmy nieco z paleniem. Część z nas była psychodelikowymi świeżakami, w tym ja.
Jak Maradona robi Meksyk w światowej hurtowni kokainy
Po Sinaloi krąży zagadka: Czy to Maradona przyciągnął kokainę, czy to kokaina przyciągnęła Maradonę? Boski Diego, którego narkotyki zabrały kiedyś na próg śmierci, trenuje Dorados z miasta karteli
Kategorie
Źródło
Odsłony
441Po Sinaloi krąży zagadka: Czy to Maradona przyciągnął kokainę, czy to kokaina przyciągnęła Maradonę? Boski Diego, którego narkotyki zabrały kiedyś na próg śmierci, trenuje Dorados z miasta karteli. I to ma być szansa na lepsze jutro. Dla wszystkich.
To był nudny mecz. Wolny i bez sytuacji. Zamiast strzałów na bramkę - kiksy i frustracje. W 90. minucie Diego Maradona wskoczył z radości na swojego asystenta: Dorados de Sinaloa wyszli na prowadzenie. Drugą bramkę dołożyli w doliczonym czasie. Wygrali z Leones Negros 2:0. Wygrali mecz meksykańskiej drugiej ligi, na oczach trzech tysięcy kibiców na dwudziestotysięcznym Estadio Banort. Głośno śpiewała kilkudziesięcioosobowa grupka ultrasów, okupująca trybunę południową.
Od atmosfery La Bombonery w Buenos Aires czy Stadio San Paolo w Neapolu, stadionów na których wielki Diego był królem, dzielą Estadio Banort lata świetlne. Ale Diego nie szuka już futbolowych szczytów. W Culiacan w stanie Sinaloa znalazł spokój. I ciepło.
Mróz, lew i peryferia futbolu
Od roku 2010 i mundialu w RPA, po którym przestał być trenerem Argentyny, Maradona pracował w dwóch klubach ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich i przez chwilę na Białorusi, jako prezes Dynama Brześć. Stamtąd uciekł do Meksyku. Jak mówi, chodziło właśnie o ciepło.
- Rzeczywiście mój kontrakt w Brześciu był już gotowy. Problem jednak było to, że w ostatnich latach pracowałem w Dubaju, gdzie temperatura dochodziła do 54 stopni Celsjusza. Na Białorusi termometr zimą wskazuje -50. Ja lubię poświęcać się dla piłki, ale muszę też myśleć o mojej rodzinie. Oferta z Dorados wydawała się ciekawa – tłumaczył przeprowadzkę do miasta, w którym w grudniu średnia temperatura przekracza 20 stopni Celsjusza.
Czy chodziło tylko o temperatury na Białorusi, nie wiadomo. Maradona przywykł do bycia rozpieszczanym. Przed wyprawą do Brześcia pracował w emiracie Fudżajra, gdzie miał przydomowe ZOO, 20 pracowników dostępnych 24 godziny na dobę, trzech kierowców, Rolls Royce'a i Mercedesa Benza, aby jeździć po włościach. Od muru do muru posiadłości było 6 kilometrów. Szejk, który zapewnił mu to lokum, chciał też dorzucić w pakiecie lwa, ale ze względów bezpieczeństwa Maradona zdecydował się nie przyjmować prezentu.
Do Ameryki Północnej trafił po rosyjskim mundialu, który zachwiał wiarą, że Maradona na dobre odkreślił trudną przeszłość i panuje nad życiem. Argentyńczyk w lożach rosyjskich stadionów dawał zadziwiające przedstawienia. Podczas jednego meczu potrafił i skakać w szale i przysypiać, raz trafił do szpitala po omdleniu i problemach z sercem.
Objęcie funkcji szkoleniowca Dorados po 6. kolejce ligi było dość zaskakujące. Nie tylko z punktu widzenia sportowego. Maradona – człowiek przez kilkanaście lat uzależniony od kokainy - przybył do jej światowej fabryki, czy raczej magazynu. Jednego z najlepszych i najprężniej działających. Do Culiacan, stolicy stanu Sinaloa. Do miasta białego proszku o czystości dochodzącej do 90 procent. Do klubu, który istnieje zaledwie od 2003 roku, ale ma ciekawą moc przyciągania wielkich nazwisk. To tutaj ostatnie mecze w karierze rozegrał w 2006 roku Pep Guardiola.
Narkobiznes El Chapo
W stanie Sinaloa działa jeden z najpotężniejszych karteli narkotykowych na świecie. Ostatnio znów było o nim głośno, za sprawą aresztowania jego bossa. Joaquin Guzman Loera, znany jako El Chapo, po ekstradycji do Stanów Zjednoczonych stanął już przed sądem. Niedawno w sprawie narkotykowego kartelu zaczął zeznawać jego inny ważny członek - Jesus Zambada Garcia. Kiedyś od śmierci dzielił go centymetr. Podczas zamachu kula przeszyła mu ucho. Padł na ziemię, ale gdy otrząsnął się z szoku, sam zaczął strzelać do swoich oprawców. Garcia opowiadał podczas rozprawy o wielu zabójstwach w Meksyku, m.in. o tym jak zginął arcybiskup Guadalajary Juan Jesus Posadas Ocampo, zastrzelony na parkingu lotniska w Guadalajarze. O tym jak używając samolotów czy łodzi podwodnych kartel transportował narkotyki za granicę i jak przewożone były do USA klimatyzowanymi tunelami wykopanymi pod meksykańsko-amerykańską granicą. O tym jak każdego miesiąca płacił 300 tys. dolarów meksykańskim wojskowym, policji miejskiej i federalnej, władzom portów lotniczych i morskich, urzędnikom w biurze prokuratora generalnego, a nawet przedstawicielom Interpolu. Inwestycje się opłaciły, zwłaszcza kiedy w 2001 roku pierwszy raz trzeba było zorganizować ucieczkę El Chapo z więzienia. Boss z pomocą służb więziennych wywieziony został w wózku na brudną bieliznę. Drugi raz (w 2014 roku) z innego zakładu uciekł już bardziej spektakularnie. Półtorakilometrowym tunelem, przez który przejechał motocyklem. Pieniądze, które zarobił, i gangsterska sława, mocno mu dotychczas w życiu pomagały.
Maradona pod ochroną
- Byłem, jestem i będę uzależniony od narkotyków. Osoba, która się w to wciągnie, codziennie toczy walkę z samym sobą – powiedział kiedyś Maradona w jednym z wywiadów. Najtrudniejszy etap tej walki, zapaście i odwyki, miał mieć już za sobą. Ale w Sinaloa żartują, że nie wiadomo, czy to Maradona przyszedł do kokainy czy kokaina przyszła do Maradony. Jeśli chodziło o to, by rozsławiać Sinaloa futbolem i zerwać etykietkę narkotykowego eldorado, można było wybrać gwiazdę, która się z narkotykami nie kojarzy.
- Jesteśmy bogatym stanem, mamy silnie rozwinięte rolnictwo, to spichlerz Meksyku. Oczywiście znamy przeszłość Diego, ale jego obecność tutaj może zmienić przyszłość młodych chłopaków, którzy zamiast w przestępczość, zaczną wchodzić w futbol – mówiła francuskim reporterom z „So Foot” studentka, oglądająca z trybun mecz Dorados.
Problemem tutejszego społeczeństwa - jak podkreśla Juan Carlos Ayala Barron, doktor filozofii uniwersytetu w Culiacan - jest to, że nigdzie indziej w Meksyku przemoc związana z narkobiznesem nie jest tak wpisana w kulturę jak tutaj. - Tu widokiem dość powszechnym jest młodzież, która w swoich autach oprócz plecaka na tylnym siedzeniu ma też karabin AK47 – wyjaśnia Barron.
Sinaloa z liczbą 671 zabójstw była 12. najniebezpieczniejszym miastem na świecie w 2017 roku i jednym z najgorszych pod tym względem w Meksyku. Maradona wożony jest po mieście dużym wozem terenowym w towarzystwie dyskretnej ochrony.
- Diego nigdy nie zadawał pytań dotyczących bezpieczeństwa w mieście czy tutejszej przestępczości – zapewnia Jose Antonio Nunez, prezes Dorados. - Miasto jest może synonimem rzeczy makabrycznych, ale naszym celem jest pisać taką jego futbolową historię, która zainspiruje młodych i wypełni ich potrzebę emocji czy budowania więzi społecznych – dodaje prezes drużyny. Tyle pięknych słów, ale historia właściciela Dorados taka piękna nie jest.
Właściciel Dorados z krwią na koszuli?
W przeprowadzce Maradony do Sinaloi pomagał argentyński agent Christian Bragarnik, nazwany przez prezesa klubu „przyjacielem Dorados”. Bragarnik w 2007 roku poznał w Guadalajarze Jorge Alberto Hanka, jedno z 19 dzieci Jorge Hanka Rhona. Ten ostatni to meksykański milioner, właściciel Caliente – firmy posiadającej tor wyścigowy, hotele, centra handlowe, sieć sklepów oraz największe zakłady bukmacherskie w kraju. Postać kontrowersyjna, tak samo jak jego ojciec. Carlos Hank Gonzalez, który w teorii dorobił się fortuny w bankowości i lotnictwie, ale przy okazji był szarą eminencją byłego prezydenta kraju Carlosa Salinasa de Gortariego. W 1994 roku Gonzalez był podejrzewany o zlecenie zabójstwa dwóch kandydatów na następcę Gortariego: Luisa Donaldo Colosio i Francisco Ruiza Massieu. Nie stała mu się żadna krzywda, chociaż zamachowcy byli jego pracownikami.
Jorge Hank Rhon, tak jak jego nieżyjący już ojciec, uważany był w Meksyku za nietykalnego. I słynął z popisywania się bogactwem. W 1985 roku jego firma za niebotyczną sumę ściągnęła do parku rozrywki Reino Aventura orkę Keiko. Waleń, który był potem bohaterem filmu „Uwolnić orkę”, przekroczył granicę Meksyku bez legalnych dokumentów. Trzy lata później Rhon oskarżony został o opłacenie śmierci Hectora Felixa Mirandy, dziennikarza, który opisywał jego powiązania z biznesem narkotykowym w Tijuanie. Rhon został uniewinniony przez głównego sędziego prowadzącego sprawę, co w mediach określono jako cud. Kilkanaście lat później biznesmen został zresztą burmistrzem Tijuany. To były jego dobre lata. Prywatne ZOO milionera liczyło 20 tysięcy sztuk egzotycznych zwierząt, w tym rzadkie okazy m.in. białego syberyjskiego tygrysa. Dobrze wiodło mu się także w sporcie, bo Club Tijuana, którego był większościowym udziałowcem, zdobył mistrzostwo Meksyku ledwie pięć lat po założeniu.
To spokojne życie mącą co jakiś czas takie incydenty jak wezwanie do złożenia zeznań w sprawie morderstwa (w 2009, bez dalszego ciągu), czy aresztowanie w 2011 roku (wojsko, które wkroczyło na posesję Rhona, odkryło u niego 88 pistoletów i ponad 9000 sztuk amunicji, ale sąd nakazał zwolnienie go po 10 dniach). Ale Rhon nadal jest potężny i biznesowo i politycznie, a jego firma Caliente jest ciągle większościowym udziałowcem Dorados (ma 60 proc. akcji). Jak wspominała argentyńska prasa, kontrakt z Dorados Diego podpisywał właśnie w domu Rhona. Dziennik „Record” dodał, że Maradona zarabia 150 tys. dolarów miesięcznie.
Wykluczony
Maradona miał w Culiacan mieszkać w najbardziej prestiżowej dzielnicy miasta, Primaverze. Czyli niemal osobnej aglomeracji. Cały teren Primavery otoczony jest murem, punktami kontrolnymi, i barierą elektryczną z setką ochroniarzy. Całość położona jest nad jeziorem i rzekami. By zostać mieszkańcem prestiżowej dzielnicy, trzeba spełnić szereg kryteriów. Nie liczy się tylko stan konta, ale też to jak nowego lokatora zaopiniują mieszkańcy. Taka komisja sąsiedzka nie wpuściła na swe tereny legendę meksykańskiego boksu, Julio Cesara Chaveza. Przeszkadzały jej podejrzenia sportowca o powiązania z kilkoma narkotykowymi baronami Sinaloi.
Maradona też był tam niemile widziany. Sąsiedzi obawiali się hałasów, imprez, dziwnego towarzystwa. - To niedorzeczne. On tu przyjechał z dwoma walizkami – dziwił się Jose Antonio Nunez. Ostatecznie zawiózł te walizki do czterogwiazdkowego hotelu Lucerna. Diego ponoć opuszcza hotel tylko na treningi i mecze. Zdrowie nie pozwala mu na turystyczne czy rozrywkowe eskapady. Według osób z klubu, nawet nie ma już na to ochoty. ”Wiedzie życie pana w swoim wieku”.
Pingwin cesarski pochłania zapach trawy
Diego ma 58 lat, ale porusza się jak 80-latek. Jego kolana dotknięte przez zaawansowane choroby zwyrodnieniowe niemal odmawiają posłuszeństwa. By nie czuć bólu, a raczej ograniczyć go idąc, nie podnosi stóp. Jego chód jeden z komentatorów przyrównał do poruszania się pingwina cesarskiego. Po trawie Diego ślizga się jak narciarz. Dziesiątki tysięcy godzin poświęcone na kopnięcia, dokręcanie, podrzucanie, przyjmowanie piłki zrobiły swoje. Swoje zrobiły też skoki wagi, dźwiganie w pewnym momencie nawet 180-kilogramowego ciała.
Maradona ma problemy z poruszaniem się, astmatyczny kaszel, ale codzienny widok piłki i bramek nakręca go do dalszego działania.
- Pochłanianie zapachu trawy jest bezcenne. Praca trenera jest kontynuacją dawnych emocji – wyjaśniał Diego w jednym z wywiadów.
Jego lekarz zaleca mu zrobienie protezy, i to od razu w dwóch kolanach.
-Ma artretyzm. Nie ma już chrząstek. Kości stykają się ze sobą. Kość udowa dochodzi do kości piszczelowej i strzałkowej, co powoduje wielki ból – opisywał German Ochoa.
- Jak cieszę się z gola mojej drużyny, to nie czuję kolan – ripostował Maradona.
Szaleństwa w „Restauracji Boga”
Wracając do dnia codziennego Maradony w Culiacan. Wieczorami wychodzi on ze swoimi bliskimi do jednej z dwóch argentyńskich restauracji. W „Los Argentinos” zamawia Vacio, czyli łatę wołową, najbardziej płaski ze steków o owalnym kształcie.
- Raz zaszalał i dla odmiany poprosił o risotto. Nie bardzo wiedzieliśmy, o co chodzi – śmiał się Uriel, szef kuchni w lokalu. Na ścianach „Los Argentinos” wiszą koszulki Boca Juniors, River Plate, Velez Sarsfield, San Lorenzo. Poza tym kiedy wszyscy zorientowali się, że bywa tam Diego, to wieczorami też chętnie udają się na ucztę ze swym dawnym idolem. Przechrzcili nawet restaurację. Teraz potocznie mówią o niej „Restauracja Boga”. Tymczasem życie Diego w Culican wygląda prozaiczne. Mieszkańcy i kibice zastanawiają się, jak długo taki stan rzeczy może trwać?
- Dopóki Diego zajmuje się trenowaniem to znaczy, że nie chce umierać – uśmiecha się dyrektor sportowy Dorados, Juan Pablo Santiago. I przypomina, że choć to druga liga, to drużyna pod wodzą Maradony była w ostatnim sezonie o krok od wywalczenia awansu do meksykańskiej ekstraklasy. I było to też zasługą Diego, który zastał drużynę w kryzysie, a doprowadził ją do finału play-off o awans. Więc ciąg dalszy nastąpi.