Dezydery Prokopowicz: "Eter"

Rozdział "Narkotyków" Witkacego, napisany przez przyjaciela pisarza.

Tagi

Źródło

Dezydery Prokopowicz, "Eter" w: Stanisław Ignacy Witkiewicz, "Narkotyki"

Odsłony

18415

Zapoznałem się z eterem z okazji operacji, którą mi robiono, gdy miałem siedem lat. Zasypiając usłyszałem jakiś szczególny rytm, który zdawał się wszystko przenikać. Rytm ten usłyszałem i przy następnych eterostanach. Sądzę, iż pochodzenie jego jest następujące: eter zaostrza ogromnie słuch (stan ten trwa jeszcze kilka godzin po eteryzacji), skutkiem tego dochodzi do świadomości rytm uderzeń krwi w uszach. Zdawało mi się, że umarłem i lecę w przestrzeni międzygwiezdnej, która wyglądała jak ciemnoniebieska tapeta, pokryta złotymi, kilkoramiennymi gwiazdkami. Wszystko drgało w tym szczególnym rytmie. Myślałem z ironią: "Oni mnie tam operują na ziemi, a nie widzą. że ja - umarłem." Podniesiono mi na chwilę maskę z eterem: zobaczyłem mój dziecinny pokój, leżałem na stole. Pomyślałem: "Umarłem, jestem w piekle, gdzie są diabły? może za moją głową?" Usiadłem, by się obejrzeć za siebie. Założono mi maskę i trzech lekarzy siłą, z trudem ułożyło mię na dziecinnym stole, który służył za stół operacyjny. Z dalszych wizji przypominam sobie niewyraźnie jakiś jakby rajski ogród. Upał. Dwoje nagich, czerwonawych, tłustych, "obfitych" ludzi opycha się winogronami. Coś tropikalnego, bogatego, zmysłowego i obrzydliwego. Po narkozie z radosnym zdumieniem przekonałem się, że żyję. Z uczuciem roztkliwienia i szczęścia dotykałem przedmiotów, stwierdzając, że są, że są twarde i że "przecież jestem znów w rzeczywistości".

W wieku lat czternastu zabijanie owadów eterem podsunęło mi chęć spróbowania ponownie tego narkotyku. Napajając chustkę eterem przykładałem ją do nosa i wdychałem głęboko. Było lato. Siedziałem wśród zbóż na osłonecznionym pagórku. Za chwilę posłyszałem ten sam rytm, wszystko pozostało takie samo, a jednak stało się jakieś inne, podobne do tego, co było wtedy. I tu nastąpiła najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek przeżyłem pod eterem i którą potem na próżno usiłowałem odnaleźć. Widziałem otaczające zboża, pagórek, słońce - ale nie ja to widziałem: j a ź ń   z n i k ł a,   p o z o s t a ł a   b e z o s o b o w a   ś w i a d o m o ść. Wkrótce potem stworzyłem bardzo konsekwentny logicznie system panteistyczny, gdzie ponad stanem indywidualnej jaźni umieszczałem ponadosobowy świadomy b y t.

Odtąd eteryzowałem się coraz częściej. Maksimum osiągnąłem jako uczeń ósmej klasy. Lubiłem przechadzać się wieczorem po ponurych dzielnicach warszawskiego Powiśla z chustką pod nosem i flachą eteru w kieszeni. Eter nigdy nie dawał mi nawet śladów euforii: tylko dziwność i ponurość. W owych czasach byłem głęboko niespokojny i zrozpaczony (jak to często bywa we wczesnej młodości) i szukałem zapomnienia o sobie, o własnym nieszczęściu w nauce (studiowałem prawie bez przerwy) i w narkozie. Wytworzyła się we mnie jakby "seconde personnalite narcotique". W normalnym stanie nasz czas układa się od czuwania do czuwania, wieczór zszywamy z rankiem, a senne marzenia - to niewyraźne marginalia; w owych czasach istniało dla mnie jeszcze drugie, ciągłe w sobie życie - pod narkozą, które od czasu do czasu dopominało się bezwzględnie o - dalszy ciąg. Podobnie kobieta "przyzwoita" nie myśli o życiu erotycznym lub myśli z obrzydzeniem. Ale przecież od czasu do czasu wyżyć się musi. Jak? Wiedzą jej kochankowie. W zwykłym stanie pamiętałem (i pamiętam) tylko szczątki głębokich i silnych doznań narkotycznych; ale wystarczyło kilka razy głęboko wciągnąć powietrze przez chustkę nasyconą eterem - i w kilka sekund już byłem gdzie indziej, tam, od razu odpoznawałem swój stan i przeżywałem niejako drugi raz pewne rzeczy lub ich dalszy ciąg.

Oto te resztki, które przechowała moja normalna świadomość: czas jest niejako zwolniony, zdaje się, że upływają niezmiernie długie okresy - a trwa to kilka lub kilkanaście sekund. Przestrzeń też olbrzymieje: most Poniatowskiego robił na mnie wrażenie czegoś nieskończenie wielkiego. Dzięki eterowi zacząłem rozumieć poezję symboliczną. Każda latarnia, pęknięcie płyty trotuaru, przechodzący pies, wszystko to było symbolem, koniecznością, miało nieskończenie głębokie znaczenie, było straszliwie ważne. Wszystko jest piękne i straszne; jakiś pagórek z jesiennymi drzewami, noc zostawiły niezatarte wspomnienie niewypowiedzianej wielkości i tragicznego piękna - jak Ulalume Poego. Ta symboliczność, piękno i konieczność, to, że wszystko rozwija się jak wspaniała symfonia, przypomina doznawanie rzeczywistości w początkach schizofrenii. Wydaje się. że ma się zdolność przewidywania. Myślę: "Tam - ktoś idzie." Odwracam się i rzeczywiście spostrzegam przechodnia. Sądzę, że daje się to objaśnić w ten sposób: słyszy się przechodnia, ale do świadomości dochodzi nie odgłos kroków, lecz tylko wynikający z tego wrażenia sąd: "Ktoś idzie." Stąd złudzenie "proroczości". Fontanny uczuć i myśli zalewają świadomość, zdaje się, że życie jest jak puchar przelewający się przez brzegi. Powiedziałem wtedy do siebie: "Każda chwila jest godna Szekspira." To znowu przychodzi tak straszliwe, niemożliwe do zapamiętania, martwe przerażenie, taka samotność "kosmiczna", jaką przeżywa chyba tylko samobójca i o której zdaje się nikt nigdy nie przyniósł wieści, bo znają ją tylko ci, co odchodzą. Są to stany poprzedzające omdlenie spowodowane nadmiarem narkotyku. Pomyślałem w takiej chwili: "Gdybym mógł spamiętać to, co teraz czuję, to już nigdy nie mógłbym się śmiać."

Myśli moje i doznania odnosiły się do metafizyki: rzeczywistość odczuwałem jako nieustanną, wytężoną walkę Boga z Nicością. Równowagę, spokój rzeczywistości widziałem jako równowagę potężnych, zmagających się ze sobą sił. Rzecz psychologicznie interesująca: w owym czasie byłem panteistą - deistą miałem stać się kilkanaście lat później, a jednak pod eterem byłem, a raczej bywałem właśnie deistą. Mówię: bywałem, gdyż niekiedy zdawało mi się, że Nicość zwyciężyła Boga. Pamiętam, że raz w takim właśnie stanie usłyszałem, jak w ubogim domku robotniczym babka uspakajała małe wnuczątko. Doznałem głębokiego wzruszenia. Myślałem: "Boga nie ma, życia zagrobowego nie ma, na tamtym świecie nie ma więc nagrody dla tej staruszki, ale i na tym świecie też jej nie będzie, bo nim wnuczek się odwdzięczy - babka umrze. A jednak ona go tuli. Oto prawdziwa, bezinteresowna miłość".

To znowu zwyciężał Bóg. Widziałem jasno Jego istnienie. Wytwarzałem jakieś oczywiste rozumowania, które tego dowodziły. Zapisałem je, odczytałem na trzeźwo - kompletna bzdura. Raz tylko napisałem niezły wiersz pod eterem:

Nie. ja nigdy, nigdy nie zapomnę,
Jakie Moce, światłe, przeogromne,
Morza Mocy drżały wokoło mnie.
- W chwili tej Bóg mówił do mnie,
Oceany słońc... otchłań słońca..
Jasność... jasność... jasność... bez końca!
- Bo mój Bóg był wtenczas ze mną.

Pamiętam, że kiedyś przebudziłem się z omdlenia eterowego i poczułem nagle jakąś obecność, bliżej niż chmury, która opiekuje się mną i prowadzi mię przez życie. Poczułem tak wyraźnie, że upadłem na kolana, zalany łzami, z okrzykiem: "Boże - jesteś!" Sądzę, że ten intensywny dualizm: Bóg - Nicość, ich wzajemna walka, której polem zdawał się świat cały, to być może nic innego, jak rzutowanie na metafizykę wewnętrznych, organicznych procesów: walki mojego ciała z trucizną - eterem.

I jeszcze jedno. Dręczyła mię w owych czasach myśl. którą w ten sposób sformułował św. Bazyli Wielki: "Nie znam kobiety, ale nie jestem dziewicą." Eter nie tylko nie dawał mi ukojenia, lecz przeciwnie, myśl ta stawała się okropną, nie do zniesienia pod wpływem narkotyku. Nigdy, jak wtedy, nie odczuwałem nędzy zupełnej samotności.

Gdy poznałem kobietę - intensywność doznań eterowych osłabła. Siłą metafizycznych wdzierań się ku Bogu nie była tak tragiczna, momenty pełni nie były tak rozsadzające ani też przerażenie samotności tak zupełne. Stopniowo przestawałem używać eteru; nie czując tak gwałtownej potrzeby ucieczki od siebie, nie pragnąłem tej okropnei odmiany świadomości i gdy jako chłopiec siedemnastoletni eteryzowałem się co kilka dni, teraz jako dorosły mężczyzna nie robiłem już tego od kilku lat, i to bez specjalnego wysiłku woli.

Przedstawiłem wedle możności to, co pamiętam ze stanów eterowych, ich dziwność jednak wymyka się spod opisu. No ale wszak nie mam robić propagandy proeterowej. Przedstawię więc szkodliwość eteru, starając się wmówić ją sobie i innym z tą samą siłą przekonania, z jaką małżonkowie w chwili zawierania małżeństwa starają się wziąć na serio przeświadczenie o tym, że chcą naprawdę i będą sobie nawzajem wierni.

Sądzę, iż jednym z głównych uroków - a zarazem jedną z najgłębszych szkód -- narkotyku, nawet tak przykrego i nie dającego euforii jak eter (przynajmniej dla mnie), jest to, iż gwałci on niejako sanktuarium duszy; jak świętokradca rozbija święte naczynia i wyjmuje bezbronnego Boga, którego nie powinny dotykać takie ręce i widzieć takie oczy, napawa się Jego widokiem, dotknięciem i niszczy Go. tak samo narkotyk wdziera się w głębie podświadomości, gdzie drzemią i rozwijają się jakieś myśli, jakieś stany, które dopiero znacznie później, gdy dojrzeją, mają wejść w naszą świadomość. Jest to więc coś, co przypomina też poronienie: niedojrzały, potworny jeszcze embrion zostaje wydobyty na światło dnia. Tak. było np. u mnie z deizmem. Dzięki więc narkotykowi poznajemy własne głębie, ale nie we właściwej porze, drogą gwałtu. Sądzę, iż działa to niszcząco na podświadomość i przedwcześnie odsłonięte jej twory nie rozwiną się już nigdy tak harmonijnie, jak by to miało miejsce bez interwencji narkotyku.

Ciekawe są same doznania: myśli wydają się ciekawymi tylko, dopóki się jest pod narkozą. Eter to kłamca, i to na krótką metę.

Następnie podkreślam, że eter nie daje euforii ani zapomnienia o rzeczywistych cierpieniach duszy, lecz przeciwnie - potęguje je, a potem po wytrzeźwieniu następuje bardzo przykry katzenjammer.

Zauważyłem też, iż działa on fatalnie na płuca: prawie zawsze po eteryzowaniu się miałem prędzej lub później, po upływie kilku dni - do dziesięciu, uporczywe zaziębienie z gorączką, tak że musiałem kłaść się do łóżka, nieraz na dwa tygodnie.

Wreszcie zapach eteru jest ohydny i denuncjuje on eteromana na kilka kroków, i to nawet na drugi dzień po eteryzacji. A zdarza się też, że nieprzytomnym zaopiekuje się komisariat czy pogotowie ratunkowe i będą płukać żołądek domniemanemu ,,niedoszłemu" samobójcy.

Nie znam wprawdzie narkotyku dającego tak silne metafizyczne wzruszenia, lecz mijają one szybko, a opłacane są zdrowiem. W rzeczywistości takie rzeczy każą na siebie czekać, ale samotna wycieczka górska może też dać potężne metafizyczne przeżycia, które znacznie lepiej utrwalają się w świadomości od kradzionych przeżyć i wymuszonych ekstaz narkomana.

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

Wojtas (niezweryfikowany)

Tacy ludzie są niezbędni dla świata Eter górą!!!!

Artur (niezweryfikowany)

genialne w swojej prawdzie spojrzenie na temet nierealności i złudności świata nartotyków. Jestem ciekawy kto tu jest jeszcze na tyle dojrzały że dojdzie do takiego samego wniosku?

a (niezweryfikowany)

złuDNOść świata NARKOTYKÓW - czysta poezja

wiki48 (niezweryfikowany)

chcę kupić trochę eteru na próbę

indianiec (niezweryfikowany)

"Było lato. Siedziałem wśród zbóż na osłonecznionym pagórku. Za chwilę posłyszałem ten sam rytm, wszystko pozostało takie samo, a jednak stało się jakieś inne, podobne do tego, co było wtedy. I tu nastąpiła najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek przeżyłem pod eterem i którą potem na próżno usiłowałem odnaleźć. Widziałem otaczające zboża, pagórek, słońce - ale nie ja to widziałem: j a ź ń z n i k ł a, p o z o s t a ł a b e z o s o b o w a ś w i a d o m o ść. "
Miałem tak samo, byłem o rok starszy od tego pana. Wąchałem przy kolegach-oni tylko obserwowali moje doświadczenie. Patrzyłem na nich, słyszałem ich słowa, ale to nie ja patrzyłem, nie ja słyszałem. A jednak nie straciłem świadomości i wzystko pamiętam. Moje małe "ja" gdzieś się schowało. Trwało to może 30 sekund. Gdy doszedłem do siebie powiedziałem tylko kolegom: "nie było mnie". Nigdy po niczym tak mnie nie wzięło. Fajnie być bezosobową jaźnią. Po prostu satori.

Sklep (niezweryfikowany)

eter jest dosyc łatwo kupic 1L kosztuje jakies 18 zł a czystosc to cz.d.a czyli 99.9% plus kurier jakies 20 zł poszukajcie w sklepach internetowych..........

oj tam (niezweryfikowany)

eter jest dosyc łatwo kupic 1L kosztuje jakies 18 zł a czystosc to cz.d.a czyli 99.9% plus kurier jakies 20 zł poszukajcie w sklepach internetowych..........

Kocikzip (niezweryfikowany)
Siemasz,chciałbym sie dowiedzieć gdzie mozna kupić eter...?? jak bys miał/a jakąś konkretną sytone to byłbym wdzięczny.
mi & maj frjend (niezweryfikowany)
skoro eter byl twoim kompanem od dziecinstwa dlaczego wiec tak go potraktowales nieladnie? gdybym mial uzalac sie nad dxm jak on to szkodzi i czego nie moge z nim razem zdzialac siedzialbym w napromieniowany negatywnymi odczuciami w kacie a jednak potrafie z nim wspolpracowac jak demon i aniol gdzie jeden przyciaga drugiego. kobieta zmienila twoja podswiadomosc gdzie wyparles sie swego przyjaciela. znana historia czyz nie? dwojga przyjaciol rozbitych przez kobiete. wystarczy oszukac rozum by zawrzec pakt jednosci i korzysci.
miumin (niezweryfikowany)

[quote=mi & maj frjend]skoro eter byl twoim kompanem od dziecinstwa dlaczego wiec tak go potraktowales nieladnie?[/quote]

 

Ten pan nie żyje od ponad pół wieku.

White Rabbit (niezweryfikowany)
Moze zle to odbieramy, moze to "rzeczywistosc" jest zludzeniem a pod wplywem eteru jestesmy to wstanie zrozumiec...
Ja (niezweryfikowany)
ja tak mam po dobrej dawce DXM. Odbieram po fazie rzeczywistosc jako monotonnosc ktorej sie nie pozbedziemy. Wiele razy zdarzalo sie dla mnie ze chcialem juz skonczyc z tym bo to jest bez sensu. Moze to prawda ze zycie to zludzenie a narkotyk ukazuje nam wszystko co powinnismy widziec :-). zalezy jak kto to odbiera ;-)
Bestia (niezweryfikowany)

10 lat temu eterowałem często z kolegą i sam. Miałem kilka kartonów przeterminowanego eteru do narkozy. Na początku było fajnie. Potem potrzebowałem coraz wiecej i częściej. Wdychałem codziennie. Skończyło się na dwóch butelkach ostatnich w jeden wieczór , co doprowadziło mnie do wiecznej fazy przez ponad tydzień. Nie mogłem zrozumieć co kto do mnie mówi przez ponad tydzień. Bałem się ze to mi zostanie . Przeeterowałem się. Narozrabiałem bardzo wtedy podczas tej długiej fazy i straciłem przyjaciela.

White Rabbit (niezweryfikowany)
Moze zle to odbieramy, moze to "rzeczywistosc" jest zludzeniem a pod wplywem eteru jestesmy to wstanie zrozumiec...
Anonim (niezweryfikowany)
Witam Mam problem i potrzebuję się poradzić. Mam 3 oryginalne buteleczki "Eter do narkozy" są bardzo stare, NIGDY NIE OTWIERANE - zakorkowane i zalane, no i chciałem go użyć ale, znajomy powiedział, ze to może wybuchnąć po otworzeniu w kontakcie z powietrzem i światłem. Chciałbym wiedzieć jakie jest prawdopodobieństwo eksplozji i jak skożystać z niego bez obaw, że wybuchnie.
Anonim (niezweryfikowany)
Skoro butelki są bardzo stare to istnieje możliwość, że wytworzyły się jakieś nadtlenki. Z tego co się dowiedziałem eter zawsze był używany w wyznaczonych datach "zdatności do spożycia" lepiej wywal to świństwo a załatw sobie nowy gdzieś ze słowacji lub od weterynarza.
Zajawki z NeuroGroove
  • Klonazepam
  • Pozytywne przeżycie
  • Tramadol

Wolne w pracy, dobry nastrój psychiczny, klarowne pozytywne mysli, chęć spróbowania kodeiny.

Kwiecień 26.

Słoneczny dzień, z braku poważniejszych zajęć od wstania zacząłem kombinacje.

Do tej pory piłem kodeinę z ekstrakcji 2xkrotnie 150 mg, nie było najlepiej teraz postawiłem na 300 i to domiksować z Tramadolem, na zabezpieczenie 3 tabletki relanium.

  • Ayahuasca




Środek: Ayahuasca - 65g mimosy i 20g ruty

Setting: kwadrat

Osoby: Ja, R. i jego dziewczyna A.


  • Dekstrometorfan
  • Przeżycie mistyczne

Względnie dobre

PORA STRAWIĆ TO INACZEJ

Od mojego ostatniego wrzutu dekstrometorfanu minęło 10 dni i można rzec, że pewne rzeczy się ułożyły, wskoczyły na swe miejsce. Zachowuję trzeźwość, tak jak zamierzałem. Zabawa w świadome śnienie + medytacja + joga dają naprawdę zajebiste efekty. Może nawet za dwa miesiące opiszę co i jak się zmienia, oddając cześć tradycyjnej i zdrowej metodzie na zwiększanie świadomości- zwyczajnej kontemplacji. Dziś jednak mam w planach "naprawić" błędy sprzed kilku dni.

  • Amfetamina

Nie będzie to opis pojedynczego tripu, bo wszystkie były podobne. Tak to już jest z amfetaminą. Pierwszy raz to jak lot w chmurach. Każdy następny to powolne opadanie na ziemię…


Doświadczenia: przez około 2 lata z przerwami - klej. Później zioło, dość dużo, ale nie przesadnie, benzodiazepiny, thioridazin, raz LSD (nic kompletnie mi nie było, chyba wałek), dwa razy extasy, ostatnio efedryna i kodeina.