Czy LSD i inne psychodeliki mogą pomóc chorym i cierpiącym?

Psychodeliki same w sobie świata raczej nie uratują, ale wiele wskazuje, że w odpowiednich warunkach mogą przyczynić się do ratowania indywidualnego świata wielu cierpiących osób – mówi w rozmowie z Onetem Maciej Lorenc, socjolog zajmujący się tematyką środków psychodelicznych, autor książki "Czy psychodeliki uratują świat?".

Tagi

Źródło

Piotr Ibrahim Kalwas
Onet

Komentarz [H]yperreala

Tekst stanowi przedruk z podanego źródła. Pozdrawiamy!

Odsłony

576

Psychodeliki same w sobie świata raczej nie uratują, ale wiele wskazuje, że w odpowiednich warunkach mogą przyczynić się do ratowania indywidualnego świata wielu cierpiących osób – mówi w rozmowie z Onetem Maciej Lorenc, socjolog zajmujący się tematyką środków psychodelicznych, autor książki "Czy psychodeliki uratują świat?".

"Jeżeli spojrzymy na walkę z narkotykami z czysto ekonomicznego punktu widzenia, to rolą państwa jest ochrona karteli narkotykowych" - Milton Friedman

Żadna substancja nie jest w pełni bezpieczna

Na przełomie lat 60 i 70 środki psychodeliczne kojarzyły się z hipisami i z szeroko rozumianą kontrkulturą, były tak popularne, modne i szeroko konsumowane, że w 1971 prezydent Nixon wypowiedział im wojnę, słynną globalną kampanię „War On Drugs” w celu - jak twierdził - ratowania świata, szczególnie młodych ludzi, przed narkomanią. Od tego czasu wszelkie substancje psychoaktywne kojarzą się większości ludziom z narkotykami, a osoby je zażywające są piętnowane jako narkomani. Pan, podobnie jak coraz więcej naukowców, twierdzi coś przeciwnego, że psychodeliki mogą świat uratować i taki też tytuł nosi pana książka. Proszę powiedzieć jak pejotl, psylocybinowe grzyby czy LSD mogą ratować świat? Przed czym ratować i czyj świat? To nie skręt z „trawką”, to wszystko niezwykle mocne halucynogeny, środki działające na podświadomość, zmieniające jaźń…

Przede wszystkim warto pamiętać, że żadna substancja nie jest w pełni bezpieczna i że toksyczne efekty może wywołać nawet nadmierne spożycie wody, bez której życie na naszej planecie nie mogłoby istnieć. Różne grupy środków psychoaktywnych cechują się różną szkodliwością, która zależy nie tylko od właściwości farmakologicznych, ale również od indywidualnych predyspozycji użytkownika i szerszego kontekstu społecznego.

Klasyczne psychodeliki, czyli LSD, psylocybina i dimetylotryptamina (DMT), pod wieloma względami nie pasują do stereotypowych wyobrażeń o niebezpiecznych narkotykach…

Jednak większości ludzi źle się kojarzą…

Środki te nie wywołują uzależnienia fizycznego i nie sieją spustoszenia w organizmie, a ludzie w ogromnej większości przypadków przyjmują je sporadycznie i rzadko poszukują pomocy medycznej. Przed ich ogólnoświatową delegalizacją naukowcy prowadzili wiele badań nad ich zastosowaniem terapeutycznym, między innymi w leczeniu alkoholizmu, zaburzeń nastroju czy traum, ponieważ oprócz wywoływania efektownych zmian w percepcji często sprzyjają one introspekcji i autorefleksji.

Zdelegalizowano je kilka dekad temu, coś się zmienia pod tym względem, wracają do łask?

Obecnie naukowcy powracają do tej tematyki, a liczba eksperymentów z użyciem psychodelików od kilku lat gwałtownie się zwiększa, co w pewnej mierze wynika z tego, że psychiatria poszukuje nowych narzędzi, które pozwoliłyby jej uporać się z rosnącym rozpowszechnieniem wielu zaburzeń psychicznych, zwłaszcza depresji i uzależnień. Psychodeliki same w sobie świata raczej nie uratują, ale wiele wskazuje, że w odpowiednich warunkach mogą przyczynić się do ratowania indywidualnego świata wielu cierpiących osób, którym inne kuracje nie pomagają.

Przypomina mi się kinowy horror sprzed 40 lat “Odmienne stany świadomości”, w którym szalony naukowiec chce poznać wszystkie zakamarki ludzkiego mózgu i dokonuje na sobie serii eksperymentów, m. in. zażywając bardzo mocne środki halucynogenne. Ale sprawy zaczynają wymykać się spod kontroli, bardzo wymykać, staje się kimś innym… Jest pan zwolennikiem wykorzystywania psychodelików w leczeniu, ale czy nie wydaje się panu, że nauka ciągle jednak za mało wie na temat środków psychodelicznych? Że te środki są po prostu niebezpieczne? Przeprowadza pan w swojej książce wywiady z psychofarmakologami, psychoanalitykami i innymi naukowcami, którzy używają psychodelików w leczeniu chorób i problemów psychicznych. Oni są bardzo entuzjastycznie nastawieni do tego typu psychoterapii, ale może to tylko eksperymenty szaleńców i lekarzy-ekscentryków? Niebezpieczna podróż w nieznane…

Zgadzam się, że doświadczenie psychodeliczne często jest podróżą w nieznane i że nauka ciągle za mało wie o psychodelikach, zwłaszcza o ich długofalowym wpływie nie tylko na pacjentów z różnymi dolegliwościami, ale również na ludzi przyjmujących je poza kontekstem medycznym. Właśnie dlatego potrzebujemy więcej badań i bardzo mnie cieszy, że ich liczba tak szybko wzrasta.

Ale to niebezpieczne eksperymenty są, ja się upieram…

Profil bezpieczeństwa klasycznych psychodelików został już całkiem nieźle scharakteryzowany na podstawie eksperymentów zarówno przedklinicznych, jak i klinicznych, dzięki którym wiemy, że pod względem fizjologicznym są one stosunkowo bezpieczne. Wpływają one jednak bardzo mocno na świadomość i mogą aktywować lub pogłębiać zaburzenia psychiczne u niektórych osób, dlatego nie wszyscy mogą je zażywać, a badania z ich użyciem wymagają specjalnej metodologii. Nie są to klasycznie rozumiane leki, które wystarczy podać pacjentowi, żeby przyniosły oczekiwany skutek.

Czyli warto to podkreślić w naszej rozmowie: psychodeliki to ciągle „terra incognita”, nie są dla każdego.

Współcześni naukowcy zdają sobie sprawę, że muszą obchodzić się z nimi ostrożnie i trzymać się określonych procedur, żeby móc dalej je badać. Zapewniają uczestnikom badań odpowiednie wsparcie i eliminują z eksperymentów ludzi, którym psychodeliki mogłyby zaszkodzić, na przykład osoby z predyspozycjami do psychoz. Unikają również kontrowersyjnych wypowiedzi i skojarzeń z kontrkulturowymi demagogami, a wręcz jasno zaznaczają, że nie zachęcają do przyjmowania tych substancji na własną rękę.

Ich entuzjazm w podejściu do psychodelików wynika natomiast z tego, że rezultaty wstępnych badań nad ich terapeutycznym potencjałem są naprawdę imponujące.

Czy polscy naukowcy zajmują się badaniem psychodelików, czy to raczej trend w nauce zachodniej? Jak podchodzą do psychodelików naukowcy na Zachodzie, a jak w Polsce, czy jest jakaś różnica?

Różnice są ogromne. Przede wszystkim w Polsce nigdy nie powstało spójne środowisko akademickie zainteresowane psychodelikami, więc pod tym względem polska nauka znajduje się kilka dekad za krajami takimi jak USA, Wielka Brytania, Szwajcaria czy choćby Niemcy i Czechy. Ta tematyka nawet obecnie jest niewygodna, ale sytuacja bardzo szybko się zmienia i coraz więcej naukowców w naszym kraju – zwłaszcza młodych – interesuje się tym zagadnieniem, a wręcz wiąże z nim swoją przyszłość zawodową. Trwa u nas kilka badań przedklinicznych dotyczących chociażby przeciwdepresyjnych i przeciwzapalnych właściwości psychodelików, ale do eksperymentów na ludziach póki co jeszcze nam daleko.

Dodatkowa różnica pomiędzy Polską a krajami zachodnimi polega na tym, że aż do lat 90. psychodeliki były u nas mało dostępne, a wśród polskich hipisów królowało raczej wąchanie kleju i wstrzykiwanie kompotu z makówek, a więc przyjmowanie substancji odurzających, które żadnemu rozsądnemu człowiekowi nie kojarzą się dobrze.

Dolina Krzemowa od dawna eksperymentuje z psychodelikami

Tak, w USA eksperymentują ze środkami psychodelicznymi od dekad. I wcale nie mam na myśli subkultur, tylko naukowców, ale nie tylko ich, także ludzi związanych z biznesem i szeroko rozumianą kreatywnością. Jak to jest z tymi geniuszami z Doliny Krzemowej? To najważniejsze centrum naukowe na świecie. Pan pisze, że ludzie z Doliny Krzemowej chcą używać psychotropów do… no, do czego? Przecież to żadne świry czy neo-hipisi, tylko pragmatyczne ścisłe mózgi?

Dolina Krzemowa od dawna eksperymentuje z różnymi środkami, które mogą pomagać w poprawie dobrostanu i produktywności. Psychodeliki pojawiły się tam już w latach 50. za sprawą niezwykle zagadkowej postaci, a mianowicie Ala Hubbarda, który w ciągu swojego życia zajmował się między innymi przemytem alkoholu, sprzedażą broni, szpiegostwem czy tworzeniem wynalazków, a jednocześnie był gorliwym katolikiem.

O, tak, słynny i owiany tajemnicą „kapłan LSD”. Podobno przeprowadził na „inną” stronę tysiące amerykańskich prominentów z najwyższych sfer społecznych i politycznych…

Podobnie jak Aldous Huxley uważał, że do psychodelików nie należy zachęcać szerokich rzesz społecznych, lecz raczej zainteresować nimi elity, w związku z czym zaczął propagować je między innymi wśród inżynierów z kalifornijskiej firmy Ampex. Miał również wkład w działania organizacji International Foundation for Advanced Study, która sprawdzała wpływ psychodelików na zdolność do rozwiązywania problemów technicznych, a w prowadzonych przez nią eksperymentach uczestniczył na przykład słynny Douglas Engelbart, w którego laboratorium stworzono myszkę komputerową i pracowano nad rozwojem interfejsów użytkownika i hipertekstu.

To intrygujące… niewykluczone, że te służące nam codziennie wynalazki, tak bardzo wizualne i „wizyjne”, powstały pod wpływem psychodelików.

Jedną z osób nadzorujących te badania był psycholog James Fadiman, który wiele dekad później zainicjował wstępne badania nad praktyką nazywaną mikrodawkowaniem, która cieszy się dużą popularnością w Dolinie Krzemowej.

Co to za praktyka?

Polega ona na przyjmowaniu progowych dawek psychodelików w celu poprawy nastroju, kreatywności i produktywności. Bardziej rygorystyczne badania nad tym zagadnieniem dopiero trwają, ale wstępne wyniki sugerują, że za pozytywne skutki opisywane przez użytkowników może odpowiadać efekt placebo.

Warto też wspomnieć, że Dolina Krzemowa miała również ogromny wkład w finansowanie współczesnych badań nad psychodelikami – sponsorowali je między innymi przedsiębiorca Tim Ferriss, a także Matt Mullenweg, który był współtwórcą WordPressu, czy Peter Thiel, który był jednym z założycieli PayPal.

Kurczę, jesteśmy w rękach wariatów (śmiech)… Ale poważniej: co można uleczyć w swojej psychice wypijając wywar z grzybów halucynogennych albo połykając LSD? Bo stawia pan tezę, że tego typu substancje mogą skutecznie pomagać cierpiącym osobom zmagającym się z takimi problemami psychicznymi jak stres pourazowy, depresja, uzależnienia i stany lękowe spowodowane terminalnymi chorobami.

Terapeutyczny wpływ psychodelików wydaje się wynikać przede wszystkim z wywoływanych przez nie głębokich doświadczeń duchowych, które połączeniu z psychoterapią pozwalają inaczej spojrzeć na własne życie i nadać jego elementom nowe znaczenie. W ich trakcie procesy wewnętrzne ulegają spotęgowaniu i manifestują się nieświadome treści psychiczne.

Ale to wszystko przecież ułuda, piękne raje, ale sztuczne, jak u francuskiego klasyka poezji - Baudelaire’a … Kończy się „podróż” i nasze „ja” wraca do smutnego tu i teraz…

Badania z użyciem technik neuroobrazowania pokazały, że tym przeżyciom towarzyszy kilkugodzinna dezaktywacja tzw. sieci standardowej aktywności w mózgu, która odpowiada za nasze poczucie „ja”. Jest to zgodne z opisami przeżyć pacjentów, którzy często mają poczucie, że ich codzienną jaźń się rozpuściła. Mogą więc niejako wyjść poza siebie i zobaczyć swoje problemy w szerszym kontekście, a wielu z nich twierdzi, że po sesji psychodelicznej poczuli się „zresetowani”.

Obecnie najgłośniejsze i najbardziej obiecujące badania nad psychodelikami dotyczą zastosowania psylocybiny w leczeniu depresji, której rozpowszechnienie było ogromne jeszcze przed pandemią COVID-19, a obecnie wzrasta jeszcze bardziej. Zdaniem psychiatrów psychodeliki mogą jednak pomagać w leczeniu wszystkich zaburzeń wynikających z czegoś, co opisują jako „sztywność mentalną” – czyli z utrwalonych negatywnych pętli myślowych na temat siebie lub otaczającego świata.

Psychodeliki mogą być też bardzo niebezpieczne

Pisze pan, że „psychodeliki zwiększają otwartość, zmniejszają neurotyzm i sprzyjają refleksji nad własnym życiem. Tego rodzaju stany mogą pomagać ludziom w przechodzeniu przez kryzysy psychiczne związane z utratą poczucia sensu i kontaktu z otaczającym światem.” Wie pan, chyba nie zawsze tak jest… „Trip” po LSD może być niefajny, baaaardzo niefajny… Pan zaś zachęca do „wyjazdów”, na okładce pana książki jest taka adnotacja: „Dzięki tej książce poszerzysz swoją perspektywę prawie jak po zażyciu LSD.” Perspektywę? Dzieciaki jarają się podróżami, wyjeżdżają, a potem nie wracają. Zostają już na zawsze w tej jamie z Alicją, Królikiem i Szalonym Kapelusznikiem… Tak stało się z moim przyjacielem… Wiem, że pan nie sprzedaje „kwasa” na ulicy, tylko zajmuje się tematyką wykorzystywania psychodelików w medycynie, ale to jednak trochę promocja ciągle bardzo nieznanych krain po „drugiej stronie lustra”, krain zamieszkiwanych czasami przez bardzo niemiłe byty…

Psychodeliki nie są dla wszystkich, jak już wspominaliśmy, i sam znam przypadki osób, którym trwale zaszkodziły. Ich działanie w znacznym stopniu zależy od nastawienia użytkownika i jego otoczenia, ale badania sondażowe dotyczące negatywnych doświadczeń psychodelicznych pokazują, że nawet pozytywne podejście i sprzyjające warunki nie zawsze pozawalają uniknąć tego rodzaju problemów.

Nie zmienia to faktu, że nawet osoby używające psychodelików w niekontrolowanych warunkach często zachowują ostrożność, zdają sobie sprawę z zagrożeń i wiedzą, że nie są to substancje, za pomocą których można odciąć się od rzeczywistości i uciec od problemów, ponieważ w odróżnieniu od kokainy czy heroiny nie wywołują euforycznego haju, lecz raczej potęgują wszelkiego rodzaju treści psychiczne – również te nieprzyjemne czy wyparte.

Tak, bez wątpienia, świadomość po LSD to nie jest „haj”, to coś dużo, dużo więcej, często jest to coś dużo gorszego niż świat, który znamy…

Warto wspomnieć, że przeżycia psychodeliczne bardzo różnią się od codziennego stanu świadomości i są tak niezwykłe, że za ich sprawą niektórzy ludzie nabierają przekonania, że dotknęli czegoś więcej niż inni, przez co pojawia się u nich poczucie wyższości i megalomania, czyli coś, co w psychologii nazywa się „inflacją psychiczną”. Psychodeliki zwiększają również otwartość, co bywa bardzo przydatne w terapii, ale może także prowadzić do większej podatności na manipulacje. Słyszałem zbyt wiele opowieści o ludziach, którzy prowadzą w podziemiu grupowe ceremonie z ayahuaską lub innymi psychodelikami i wykorzystują zaufanie ze strony uczestników do mało wzniosłych celów finansowych lub seksualnych albo po prostu robią to nieodpowiedzialnie i wydają się nie mieć świadomości, że mogą komuś zaszkodzić.

No, właśnie, trochę jak broń w rękach szaleńca… Ciekawa jest teza w pana książce, że psychotropy mogą być wykorzystywane do leczenia uzależnień od alkoholu. Proszę powiedzieć, jak można leczyć nałogowego alkoholika podając mu np. „pnącze dusz”” czyli wspomniany przez pana indiański wywar ayahuasca? Ma to wywołać u niego w głowie taki antyalkoholowy „bad trip”, że już nigdy nie dotknie się do butelki?

Gdy zachodnia nauka poważniej zainteresowała się psychodelikami w latach 50. ubiegłego wieku, uważano je za substancje wywołujące stan podobny do psychoz. Tak też podchodził do nich początkowo psychiatra Humphry Osmond, który zajmował się leczeniem alkoholików w Kanadzie i wiedział, że przejście przez alkoholowe delirium jest dla wielu z nich skuteczną motywacją do odstawienia alkoholu.

Postanowił więc sprawdzić czy podobny efekt można wywołać za pomocą LSD i zauważył pozytywny wpływ na swoich pacjentów, ale doszedł do wniosku, że za poprawę odpowiadały przede wszystkim stany mistyczne powiązane z głębokim wglądem we własną psychikę. To właśnie dlatego zaproponował, aby te substancje nazywać „psychodelikami”, czyli – z greckiego – substancjami „odsłaniającymi umysł”.

Podobnie jak wiele innych zaburzeń psychicznych nałogi wydają się w dużej mierze wynikać z przywiązania do negatywnego obrazu siebie, a psychodeliki podawane w ramach psychoterapii pomagają ten obraz zmienić.

Stosuje się takie terapie w praktyce? Leczy się nałogowców psychodelikami?

Obecnie sprawdza się ich wpływ na osoby uzależnione od tytoniu, alkoholu i kokainy, a także opioidów, które w ostatnich latach wywołują ogromne problemy społeczne w Stanach Zjednoczonych. Wszystkie te kierunki póki co wyglądają obiecująco.

Środki psychodeliczne jako formy terapii używane są w różnych kulturach od tysięcy lat

Ayahuasca to środek używany przez szamanów indiańskich od tysięcy lat w celach, no, właśnie, leczniczych, Osoby, które doświadczyły tego środka, opowiadają o zupełnie niesamowitych doświadczeniach, pan golnął sobie ayahuaskę? Proszę powiedzieć co ona „otwiera” i na czym może polegać terapia przy użyciu tej ponoć mistycznej substancji?

Ayahuasca pochodzi z Ameryki Południowej, gdzie rdzenne ludy od pokoleń spożywają ją w celach rytualnych, ale od mniej więcej dwóch dekad wzbudza ogromne zainteresowanie w świecie zachodnim, a wielu ludzi faktycznie podchodzi do niej z nabożną czcią i twierdzi, że pomogła im uporać się z takimi problemami jak depresja, żal, stres pourazowy, uzależnienia czy zaburzenia odżywiania. Badania nad jej terapeutycznym wpływem trwają między innym na Imperial College w Londynie i są o tyle trudne, że przyrządza się ją z kilku różnych roślin, a standardowe współczesne eksperymenty biomedyczne wymagają skupienia się na jednej konkretnej substancji.

Jak to działa?

W odróżnieniu od innych klasycznych psychodelików ayahuasca zazwyczaj wywołuje nie tylko złożone wizje i zmiany w poczuciu „ja”, ale również silne nudności i wymioty, które przez użytkowników są postrzegane jako integralny element procesu terapeutycznego i swego rodzaju katharsis. Na dodatek zazwyczaj spożywa się ją w kontekście grupowym, który wydaje się mieć pozytywny wpływ zarówno na przebieg doświadczenia, jak i jego późniejszą integrację z codziennym życiem.

Za psychoaktywne działanie tego wywaru odpowiada przede wszystkim dimetylotryptamina (DMT), którą na mocy konwencji ONZ w 1971 roku umieszczono w wykazie substancji kontrolowanych, ale warto zaznaczyć, że występuje dość powszechnie w przyrodzie, a jej śladowe ilości występują również w ludzkim organizmie, więc pod tym względem każdy człowiek jest nielegalny.

A, to dobre! (śmiech). Ale to twierdzenie trochę na podobnej zasadzie, że winogrono ma w sobie wino. Okej, a co to jest MDMA, o której pan też pisze, i na czym polega terapia tym środkiem?

MDMA to substancja odpowiadająca za działanie tabletek ecstasy…

No, to się zazwyczaj bardzo źle kojarzy…

…ale zanim zyskała popularność wśród bywalców festiwali muzycznych i nocnych klubów, korzystało z niej wielu psychoterapeutów, zwłaszcza w USA. Nie jest zaliczana do klasycznych psychodelików, ale pod pewnymi względami działa podobnie i również pomaga w leczeniu zaburzeń psychicznych. Obecnie sprawdza się jej właściwości głównie pod kątem stresu pourazowego, ale także fobii społecznych u osób autystycznych czy alkoholizmu

Rozumiem, że podobnie jak ecstasy stawia do pionu, ale bez skutków ubocznych i szaleństwa…

Substancja ta uwalnia serotoninę i oksytocynę, czyli neuroprzekaźniki odpowiedzialne między innymi za dobre samopoczucie, zaufanie i otwartość, a także wycisza ośrodek mózgowy odpowiedzialny za lęk i stres, pobudzając jednocześnie obszary odpowiedzialne za analizę informacji i rozwiązywanie problemów. Wszystkie te elementy pomagają pogłębić relację pomiędzy pacjentem i przyspieszyć proces psychoterapeutyczny.

MDMA przechodzi obecnie ostatnią fazę badań w Stanach Zjednoczonych i wiele wskazuje, że w najbliższych latach zostanie zarejestrowana jako lek w terapii zespołu stresu pourazowego, a następnie powstaną specjalne ośrodki, w których zainteresowani pacjenci będą mogli przyjąć ją w celach terapeutycznych pod okiem specjalistów.

Alkohol i tytoń – dwa najbardziej destrukcyjne narkotyki. Legalne

Czy pana książka to nie jest trochę gloryfikacja psychodelików? Przez pana i przez pana rozmówców? Czy nie chodzi tylko o to żeby sobie po prostu polatać? A potem dorobić do tego filozofię, przyprawić mistyką, transem, Indianami, a na końcu ubrać całość w naukowe szaty? Stawia pan w książce też taką tezę: „Doświadczenia mistyczne wywołane za pomocą psychodelików sprawiają, że z większym zrozumieniem podchodzimy do własnej osoby, innych ludzi i ekologii naszej planety. W odpowiednich warunkach prawie każdy może przeżyć tego rodzaju stany.” Czy te psychodeliki w medycynie i psychoterapiach, to nie jest tylko taka moda, styl i coś „trendy”?

Nie uważam, żeby mówienie o potencjalnych korzyściach płynących ze stosowania psychodelików było równoznaczne z ich gloryfikacją, tym bardziej że w mojej książce wielokrotnie pojawiają się ostrzeżenia dotyczące zagrożeń związanych z ich zażywaniem. Zasadniczo jestem zwolennikiem polityki narkotykowej opartej nie na surowych karach, lecz na redukcji szkód wywoływanych przez środki psychoaktywne, czyli przede wszystkim na edukacji.

Tak, zakazywanie i karanie słabo się sprawdza. To tylko napędzanie pieniędzy narkotykowym mafiom i kreowanie psychodelików jako „owocu zakazanego”, czyli czegoś czego koniecznie trzeba spróbować.

Surowe regulacje prawne nie powstrzymują ludzi przed zażywaniem środków psychoaktywnych, a wręcz przyczyniły się między innymi do wzrostu popularności „dopalaczy”, które pojawiły się na rynku jako legalny zamiennik popularnych narkotyków, ale w wielu przypadkach okazały się od nich znacznie bardziej szkodliwe. Większość ludzi nie chce zatruwać swoich organizmów, więc dostarczanie im rzetelnych informacji o szkodliwości poszczególnych narkotyków pomaga im w podejmowaniu bardziej świadomych decyzji. Obecne regulacje są o tyle absurdalne, że zezwalają na stosunkowo łatwą dostępność dwóch narkotyków, które wywierają wyjątkowo destrukcyjny wpływ na ludzkie zdrowie i dobrostan społeczny…

Jakich?

Alkoholu i tytoniu.

Alkohol i papierosy są bardziej szkodliwe od psychodelików?

W zestawieniach dotyczących szkodliwości różnych substancji psychoaktywnych zazwyczaj plasują się one na samej górze, a klasyczne psychodeliki na samym dole.

Nie chcę ujmować nic z naukowości pana książki, ale może być ona swoistą „Biblią” dla polskiej kultury psychodelicznej. No, Goa, psy-trance, Orient, wspomniany mistycyzm, ekologia, Peace & Love, New Age, dużo muzyki i dużo grzybów halucynogennych właśnie. Co to jest kultura psychodeliczna i jak mają się do niej psychodeliki? To mało znana w Polsce kultura czy też może raczej subkultura…

Prawdopodobnie nigdy nie istniała jedna kultura psychodeliczna, lecz raczej wiele różnych kultur psychodelicznych. Inaczej podchodzą bowiem do nich uczestnicy neo-hipisowskich festiwali muzycznych, inaczej członkowie południowoamerykańskich Kościołów ayahuaskowych, inaczej psychiatrzy, a jeszcze inaczej pracownicy korporacji, którzy przyjmują je w niewielkich dawkach, aby zwiększyć swoją wydajność, a tym samym zarobki prezesa.

Stanowią one również obecnie przedmiot zainteresowania komercyjnych przedsiębiorstw, które zamierzają je urynkowić i wykorzystać do zarabiania pieniędzy poprzez opatentowanie określonych elementów terapii i metod syntezy.

Biznes psychodeliczny…

W ciągu ostatnich lat powstały dosłownie setki tego rodzaju firm i niektóre z nich już teraz wydają się dążyć do monopolizacji rynku, co niewątpliwie jest raczej odległe od wolnościowych ideałów hipisowskich buntowników. Kilka dekad temu z psychodelikami eksperymentowało również wojsko i agencje wywiadu, aby sprawdzić, czy można użyć je jako serum prawdy albo jako broń chemiczną. Chyba żadna inna grupa substancji nie była stosowana w tak wielu różnych kontekstach.

A w Polsce? Polacy boją się psychodelików? Bo marihuany już coraz mniej.

Psychodeliki w Polsce wciąż są przeważnie traktowane jako zagrożenie dla zdrowia i porządku społecznego albo jako egzotyczna ciekawostka, ale wraz z Polskim Towarzystwem Psychodelicznym dążymy do tego, żeby je „odczarować” i dostarczyć ludziom rzetelną wiedzę na ich temat. Od kilku miesięcy pracujemy głównie nad filmem dokumentalnym dotyczącym pacjentów, którzy używali ich w podziemiu do leczenia różnych zaburzeń psychicznych. Gdy upubliczniliśmy informację o tym, że poszukujemy bohaterów, niemal natychmiast otrzymaliśmy setki zgłoszeń…

No, tak… (śmiech) …co pokazuje, jak wielu ludzi używa ich na własną rękę do leczenia różnych dolegliwości pomimo obowiązującego prawa. W większości przypadków te osoby zaznaczały, że wolałyby robić to legalnie pod okiem ekspertów, aby zmniejszyć ryzyko potencjalnych komplikacji.

Oceń treść:

Average: 9 (1 vote)

Komentarze

Spaniały Polski... (niezweryfikowany)

Ogólnie jestem wielkim fanem psychodelików, ale czy jakiś socjolog ma prawo mówić o nich jako o lekarstwie?

szamanperu

to gdzie kupie lsd ?? mieszkam w pl ..

KamaRy (niezweryfikowany)

Warto też wspomnieć o klasterowym bólu głowy https://www.psychodelicroom.pl/klasterowy_bol_glowy Ostatnio na Netflixie pojawił się dobry serial, który również opisuje pomoc psychodelików w leczeniu tego schorzenia.

Zajawki z NeuroGroove
  • Dimenhydrynat

Do apteki doszedlem przez przypadek. Wracajac z uczelni mialem wstapic do monopolowego po 250,

ale ze akurat jestem na srodkach uspokajajacych,ktore mi sie skonczyly trafilem do farmaceuty.

Kupilem "valeriane" spojrzalem na fundusze, krotka walka z wlasnymi myslami i zakupilem 3

opakowania Aviomarinu-15 sztuk. Pomyslalem, ze moze byc ciekawie jak na pierwszy raz. Wrocilem

do domu , wypilem herbate,pozegnalem sie z rodzina i ruszylem do kumpla. W drodze wszystko

  • Szałwia Wieszcza

Wczoraj nawiazalem pierwszy kontakt z lady SD (salvia divinorum) od poltora roku bylem cichym sluchaczem na listach dotyczacych tej rosliny i az do wczoraj nie wchodzilem w `niebezpieczne zwiazki` z pania SDi.

  • Amfetamina

prolog: 19 lipiec 2003 roku. godzina 17:00. inhaluje poprzez zwiniety banknot 0.3 grama amfetaminy. o godzinie 1:00 w nocy poprawiam mniej wiecej taka sama iloscia popijajac zimnym piwem. faza nie jest jakas nadzwyczajna. to co zawsze. rozszerzona swiadomosc. kilkukrotnie powiekszona kreatywnosc. gadatliwosc. mila jazda. cala noc w sieci. fajka -woda- kibel -. i tak w kolko. nieunikniony zjazd coraz blizej |...|





(z bezposrednich zapiskow na papierze - przyp. aut.)

  • Hydroksyzyna
  • Powój hawajski
  • Powoje
  • Yerba mate

Własne mieszkanie - w samotności, nocą.

 

randomness