Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

faza skunowa w wielu środowisk

faza skunowa w wielu środowisk

Otoz wszystko to co mam zamiar opisac, wydarzylo sie mniej wiecej 1,5 roku temu, we wczesna wiosne... jezeli mnie pamiec nie myli, byl to zapewne marzec lub kwiecien. Mielismy z jakiejs okazji (nie pamietam juz niestety dlaczego) kilka dni wolnych od budy, i zeby bylo smiesznie, na te kilka dni, moii starzy wybyli z domu na jakas wycieczke za granice... Szkoly nie bylo, chata wolna... czegoz jeszcze do szczescia potrzeba ??? Stwierdzilismy z moim najlepszym kumplem (psedonim Rochu), iz mozna by ten wolny czas wykorzystac i pokrecic sie troche na czyms naturalnym, a najlepiej na skunie. Z towarem nie bylo problemu i udalo nam sie dostac jakiegos super skuna (ktory prawdopodobie -sadzac po niektorych elementach mojej fazy- byl traktowany niewielka iloscia LSD, ale tego nie wiemy do dzis). Byla to sroda, i wspolnie postanowilismy ze zapalimy nazajutrz z rana, i ze bedziemy palic caly dzien zmieniajac co kilka godzin otoczenie.

Kilka minut po godzinie 11 rano w czwartek, zjawil sie u mnie Rochu. Rozlozylismy sie swobodnie na moim lozku, i zaczelismy palic.. w sumie mysle ze wyjaralismy wtedy 3-4 lufy. Juz po kilku minutach, poczulem ze to co nastapi za moment, bedzie czyms niesamowitym, i tak tez sie stalo. Zaczelismy sie smiac jeden z drugiego i gadac totalnie bez sensu, co dodatkowo nas rozsmieszalo. Ja sam smialem sie tak, az mi lzy z oczu lecialy, chociaz dokladnie nie wiedzialem z czego sie smieje. Chwile pozniej, Rochu zapuscil plyte Breathe - The Prodigy, z kawalkami koncertowymi. Po niedlugim czasie, tak bardzo wczulem sie w muzyke, ze bylem wrecz pewny ze znajduje sie na koncercie i wokolo jest pelno ludzi. Krzyczalem, skakalem i spiewalem, bylo naprawde super. Naprawde dziwnych wrazen, dostarczyl mi utwor The Firestarter... Po zamknieciu oczow, poczulem ze otrzymuje skads wizje swiata przyszlosci... Wszystko wygladalo inaczej, na ulicach i praktycznie wszedzie znajdowaly sie wielkie glosniki, wisialy ekrany i z zewszad dochodzily dzwieki firestarter. Ludzie musieli tanczyc i jednoczesnie chodzic, i wszyscy byli w jakims dziwnym transie... Mowiac krotko, az dostawalem dreszczy kiedy to wszystko widzialem... Skonczyl sie utwor, skonczyly sie wizje.


W kazdym badz razie, po jakims czasie zaczelismy chodzic po domu i po chwili stwierdzilismy ze dobrym pomyslem bedzie, wybranie sie do parku w celu zrelaksowania umyslu (wlasciewie to byl park znajdujacy sie na sredniej wysokosci gorze, przechodzacy czesciowo w las). Gdy wyszlismy z domu, fantastycznym wprost efektem i rozwiazaniem inzynierskim, wydalo nam sie zamontowanie na korytarzu w bloku, urzadzen produkujacych echo. Wyszlismy na podworko i udalismy sie w strone naszego parku. Nie wiem dokladnie jak i dlaczego, ale zdecydowalismy ze najpierw pojdziemy do sklepu i kupimy Pepsi i 2 Liony a dopiero potem do parku.


Rochu zostal na zewnatrz, a ja wszedlem do sklepu i stanalem w kolejce. Wydawalo mi sie ludzie sie na mnie patrza, i to mnie strasznie smieszylo, tak ze stalem i podsmiewalem sie sam do siebie (co napewno wzbudzalo uwage ludzi w sklepie). Po kilku minutach, nadeszla moja kolej i sprzedawczyni zapytala sie -Prosze ?. Wtedy to ku memu przerazeniu, zupelnie zapomnialem co mialem kupic, staralem to sobie przypomniec, ale im mocniej sie staralem, tym bardziej zapominalem i w dodatku rozsmieszalo mnie to jeszcze bardziej. Sprzedawczyni powtorzyla ponownie swoje -Prosze?, a ja nie chcac juz wyjsc na totalnego glupka, postanowilem ze kupie cokolwiek. Efekt byl taki, ze wyszedlem ze sklepu z platkami sniadaniowymi Nesquick i Margaryna Sloneczna. Rochu ktory stal przed sklepem jak mnie zobaczyl, to prawie sie polozyl ze smiechu. Oboje zaczelismy sie smiac jak nienormalni i postanowilismy ze udamy sie teraz do kolejnego sklepu, i ze tym razem wejdziemy tam razem.


Celem okazal sie dosc duzy sklep spozywczy, w ktorym bylo duzo ludzi, ale kojka wydala nam sie calkiem niewielka. Powtarzalismy sobie jeden do drugiego, ze mamy kupic 2 batony Lion. Po chwili, jakas babcia przed nami, poprosila o pol chleba, a w tym momencie moj kolega Rochu na caly sklep glosno powiedzial : Ale przeciez w chlebie nie ma lelonow !!!. Moze wam sie to wydac glupie, ale wtedy nie wiedzialem co mam z soba zrobic ze smiechu... Ludzie patrzyli sie na nas jak na ludzi z domu wariatow hehehe a my rozwazalismy kolejny problem, ktorym okazala sie nazwa batonow... Mielismy watpliwosci czy one nazywaja sie Liony czy tez moze Lelony. W koncu poprosilismy sprzedawczynie o Lelony, a jak to okazalo sie nieskuteczne, o Liony. Cel zostal osiagniety, ale z powodu braku sliny, totalnie nam te Liony nie wchodzily, i po kilku gryzach wyladowaly w jakims koszu na smieci.


Minely prawie 2 godziny od czasu kiedy palilismy. Zabawa byla znakomita i kontynuowalismy nasza wyprawe do parku. Po wejciu na sama gore (byla to gora parkowa), ogarnal nas niespotykany spokuj i cisza... Wszystko bylo niesamowicie piekne, drzewa zielone i wydawalo nam sie ze planeta ziemia jednak poradzi sobie z zanieczyszczeniami czlowieka i ze nadal bedzie tak pieknie jak teraz. Usiedlismy na takim wielkim glazie, i filozofowalismy sobie o naturze i ludzkim zyciu. Wtedy to naszly mnie przyjemne wspomnienia z dziecinstwa, i czulem sie taki uradowany ze zyje, jak nigdy dotad. Spedzilismy na tych rozmysleniach chyba ze 2 godziny, i myslelibysmy pewnie dalej gdyby nie poruszyla nas bardzo niespotykana rzecz. Na drzewie oddalonym moze o 100m, wisial nietoperz... i tu znowu posypaly sie rozwazania na temat nietoperzy i ich stylu zycia... ze musza tak biedne wisiec do gory nogami... ( kilka dni pozniej okazalo sie ze naszym nietoperzem byl kawalek czarnego worka foliowego ktory zawieruszyl sie jakos na galezi ).


Wstalismy i szlismy dalej, az po mniej wiecej 30 minutach marszu znalezlismy sie na malej lesnej polanie... stwierdzilismy ze dobrym pomyslem bedzie, wypalenie kolejnej porcji naszego skuna. Po kilkunastu minuch poczulem znowu naplyw energii do mozgu... lezalem na trawie i patrzac na przeplywajace chmury, ponownie strasznie cieszylem sie zyciem... bylem wtedy tak optymistycznie nastawiony do zycia ze nie potrafie tego opisac, wszystko bylo cudowne i bylem naprawde szczesliwy.

Z mojego transu wyrwal mnie kolega, mowiac ze juz po 4 po poludniu... Wspolnie postanowilismy ze udamy sie spowrotem do miasta, i popatrzymy na ludzi czy sa moze tak samo szczesliwi jak my. Spotkalismy po drodze nasza kolezanke z klasy, i ona od razu zapytala sie nas jak sie bawimy i ile wypalilismy hehehe (musielismy chyba wygladac dosc charakterystycznie). Po polgodzinnym spacerze, stwierdzilismy ze w miescie trzeba za duzo myslec i uwazac, i ze panuje tam straszny chaos. Wrocilismy do mnie do domu. Poczulismy, ze jestesmy glodni i postanowilismy wykorzystac przypadkowo nabyte platki Nesquick. Podczas jedzenia odczuwalem bardzo dziwne wrazenia. Platki chrupaly mi w buzi, i robily to tak glosno ze az sie zapytalem Rocha czy przypadkiem nie slyszy tego dzwieku. Powiedzial ze cos slyszy, ale nie wie dokladnie co to jest. Po kilku minutach jedzenia, wsypalem sobie do talerza resztke platkow (zjedlismy cale), i naszly mnie rozwazania na temat istoty jedzenia, i tego ze jedzenie jest strasznie meczace. Zmeczylem sie tym jedzeniem strasznie i wydawalo mi ze az mnie szczeka boli, ale nie bylo to nieprzyjemne uczucie.


Udalismy sie do mojego pokoju, Rochu usiadl sobie na fotelu, a ja rozlozylem sie na lozku... Po chwili wypalilismy kolejna lufe i ja ponownie sie polozylem... lezalem tak nie wiem jak dlugo, ale nie spalem... to byl tak jakby pol-sen albowiem mialem kontakt z rzeczywistoscia. Kumpel zapuscil na wiezy Enigme3... i mimo iz nie slucham takiej muzyki, wtedy wydawalo mi sie ze gdzies odplywam... Wstalem z lozka, i zauwazylem ze zrobilo sie ciemno w pokoju. Postanowilismy wypalic to co nam zostalo, a wiec mniej wiecej jakies 3 lufy. Podglosnilem muzyke, i stwierdzilem ze te koscielne wstawki w muzyce enigmy, sa naprawde inspirujace... Nie wiem z jakiego powodu, zamknalem oczy i na srodku pokoju zaczalem sie krecic wokol wlasnej osi. Zdawalem sobie wtedy sprawde, ze kolejna dawka THC zaczyna dzialac na moj mozg i ze nadchodza kolejne wrazenia. Caly czas krecilem sie w kolko z zamknietymi oczami (wedlog pozniejszych relacji kolegi, obracalem sie ponad godzine!! ) i po jakims czasie, zupelnie zapomnialem ze obracam sie wokol wlasnej osi, i wydawalo mi sie, ze ja stoje w miejscu a kolumny umieszczone na jakims wozku jezdza dookola mnie. Wkrotce poczulem ze dzieje sie ze mna cos niespotykanego. Na sekunde otworzylem oczy, i zobaczylem jakies rozmazane obrazy, caly swiat wirowal. Po ponownym zamknieciu oczu, dalej kontynuowalem obracanie sie ( teraz gdybym na trzezwo sprobowal sie tak krecic to po kilku minutach pewnie bym zwymiotowal ) pojawily sie przede mna jakies niespotykane ksztalty i obrazy... Wszystko zmienialo sie co chwila i pulsowalo do rytmu muzyki. W pewnym momencie, caly czas sie obracajac z zamknietymi oczami, zaczalem powoli unosic glowe... i stalo sie wtedy cos co nie jest mozliwe do opisania. Poczulem sie, jakbym nie stal na nogach, tylko jakbym lecial w jakas przepasc, bylo to tak niesamowite uczucie, ze az zaczalem krzyczec. Opuszczlem glowe do poziomu i po chwili ponownie ja podnosilem do gory, i znowu to samo... spadalem w jakas otchlan i bylo to cos naprawde niemozliwe do opisania... Myslalem wtedy ze jest najprzyjemniejsza rzecz jaka mi sie w zyciu wydarzyla, porownywalna jedynie do orgazmu. ( wlasnie to uczucie spadania i te wszystkie halucynacje wzrokowe sklonily mnie do pozniejszych przypuszczan, ze trawa ktora palilismy zawierala pewne ilosci roztworu LSD ).


Niedlugo potem, polozylem sie na lozku, i nie moglem ochlonac z wrazenia ... Lezalem z zamknietymy oczami i mowilem sam do siebie, ze nigdy przenigdy nie bede zalowal tego ze zapalilem, to czego doznalem bylo tak niesamowite i tak przyjemne ze naprawde warto bylo palic..., myslalem sobie ze przeciez normalny czlowiek, nawet nie przypuszcza jakich doznan moze mu dostarczyc taki trip. Zaczalem sie smiac sam do siebie, z ludzi ktorzy nie wiedza ile traca nie palac i nie experymentujac... Rozmyslajac w ten sposob, po jakims czasie poczulem zmeczenie, i zaczalem zasypiac... Niestety nie pamietam co mi sie snilo, ale z pewnoscia bylo to cos przyjemnego :) Nazajutrz obudzilismy sie dopiero poznym popoludniem... Teraz, gdy analizuje caly ten dzien, musze stwierdzic ze byl on dla mnie naprawde dniem pelnym nowych, niesamowitych doswiadczen z trawa... Kilkoma slowami mowiac - bylo po prostu rewelacyjnie :)



Ocena: 
natura: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media