Psychodeliki nie działają jak leki, do których się przyzwyczailiśmy

Terapie z wykorzystaniem psychodelików nie działają tak, że pacjent przyjmuje psylocybinę i znika depresja. Ważny jest kontekst, przygotowanie i integracja doświadczenia psychodelicznego – mówi Maciej Lorenc z Polskiego Towarzystwa Psychodelicznego. W dniach 17–18 września na Uniwersytecie Warszawskim spotkają się naukowcy badający psychodeliki.

Tagi

Źródło

Krytyka Polityczna | Dawid Krawczyk

Komentarz [H]yperreala

Tekst stanowi przedruk z podanego źródła. Pozdrawiamy serdecznie!

Odsłony

1702

Terapie z wykorzystaniem psychodelików nie działają tak, że pacjent przyjmuje psylocybinę i znika depresja. Ważny jest kontekst, przygotowanie i integracja doświadczenia psychodelicznego – mówi Maciej Lorenc z Polskiego Towarzystwa Psychodelicznego. W dniach 17–18 września na Uniwersytecie Warszawskim spotkają się naukowcy badający psychodeliki.

Dawid Krawczyk: Przed naszą rozmową wpisałem do wyszukiwarki obrazów Google hasło „psychodeliki”. Dużo wielobarwnych ilustracji, trochę zdjęć grzybów, za to żadnego zdjęcia sali wykładowej. O czym będziecie dyskutować podczas konferencji Nauka Psychodeliczna na Uniwersytecie Warszawskim?

Maciej Lorenc: Przede wszystkim zależy nam na tym, żeby porozmawiać o psychodelikach w sposób wolny od dezinformacji. Przez dekady prohibicyjnej polityki narkotykowej takich fałszywych treści narosło wokół nich całkiem sporo.

Jakie treści masz na myśli?

Na przykład twierdzenie, że psychodeliki uszkadzają chromosomy albo powodują, że ludzie kompletnie tracą instynkt zachowawczy, przez co na przykład wpatrują się zbyt długo w słońce i ślepną. Zarzut, że wywołują szaleństwo, też jest chybiony. Psychodeliki mogą rzeczywiście wywoływać psychozy u osób z określonymi predyspozycjami, ale to nie one są czynnikiem powodującym np. schizofrenię.

Zależy nam, żeby osadzić temat psychodelików w kontekście akademickim i oddać głos naukowcom. To oni będą mieli okazję odpowiedzieć na pytanie, jaki jest potencjał psychodelików w leczeniu różnych zaburzeń. Opowiedzą też o tym, jak psychodeliki mogą pomóc w poznaniu relacji między mózgiem i świadomością – czyli o ustalaniu neuronalnych korelatów świadomości.

To zbiór procesów zachodzących w mózgu, który odpowiada procesom psychicznym zachodzącym w świadomości. Na przykład aktywność ciała migdałowatego – czyli konkretnej części mózgu – została powiązana z przetwarzaniem emocji, zwłaszcza negatywnych, takich jak strach. W latach 90. rozkwitły poszukiwania takich zależności pomiędzy funkcjonowaniem mózgu a subiektywnym doświadczeniem, chociaż zaczęły się już wcześniej.

Chyba dużo wcześniej. Już Kartezjusz doszukiwał się przecież duszy w szyszynce.

W szyszynce szukałbym raczej melatoniny. Na naszej konferencji nie będziemy koncentrować się na poszukiwaniach duszy. Organizujemy ją wspólnie z Wydziałem Prawa i Administracji, a jedną z sesji w programie poświęciliśmy miejscu psychodelików w systemie prawnym. To o tyle ważne, że kwestie prawne są główną blokadą powstrzymującą badania nad psychodelikami.

Jak to działa? W czym obecne prawo przeszkadza?

W prawie międzynarodowym substancje psychoaktywne są kategoryzowane ze względu na swój potencjał medyczny i szkodliwość. Psychodeliki takie jak LSD, psylocybina czy MDMA figurują w kategorii „substancji pozbawionych zastosowania w medycynie i z wysokim potencjałem do nadużywania”. W efekcie są bardzo ściśle kontrolowane, a zdobycie pozwoleń na jakiekolwiek badania z ich wykorzystaniem jest bardzo trudne proceduralnie. Do tego koszty ich przechowywania, transportu i syntezy są po prostu astronomiczne. Z praktycznych względów zamyka to możliwość badań na ludziach. Można badać je na tkankach wyhodowanych sztucznie w laboratorium albo na zwierzętach i to się w Polsce dzieje, ale badań na ludziach się u nas nie prowadzi.

Czy w Polsce jest aż tylu naukowców zajmujących się psychodelikami, żeby zapełnić program dwudniowej konferencji?

Jeszcze dziesięć lat temu mielibyśmy pewnie problem, żeby zorganizować takie wydarzenie, bo temat był rzeczywiście niszowy. Widzę jednak wyraźną zmianę na przestrzeni ostatnich pięciu lat, do czego zresztą przyłożyliśmy się jako Polskie Towarzystwo Psychodeliczne. Mam wrażenie, że ta fala zainteresowania psychodelikami dotarła na dobre i do nas.

Gdzie powinniśmy wypatrywać odkryć naukowych związanych z psychodelikami? Czego mogą dotyczyć?

Na pewno warto śledzić badania prof. Krystyny Gołembiowskiej i prof. Andrzeja Pilca, którzy badają antydepresyjny potencjał psylocybiny na gryzoniach. Obydwoje wskazują, że współczesna medycyna staje się coraz bardziej bezradna w obliczu depresji i innych zaburzeń nastroju. Dlatego opowiadają się jednoznacznie za reklasyfikacją psychodelików.

Psychoterapeuci i psychiatrzy potrzebują nowych narzędzi. Wiele wskazuje na to, że takimi nowymi narzędziami mogłyby być psychodeliki, takie jak np. psylocybina, ale również nieklasyczne psychodeliki, jak ketamina, która też jest stosowana w leczeniu depresji.

Ale to nadal tylko marzenia o tym, jak kiedyś będą wykorzystywane psychodeliki, czy też jesteśmy u progu używania ich na masową skalę w psychoterapii?

Medialne zainteresowanie wykorzystaniem psychodelików w psychoterapii jest naprawdę ogromne. Ale pojawiają się głosy, że ta bańka może pęknąć i przynieść sporo rozczarowań. Wstępne wyniki badań, które zgromadzono w ciągu ostatnich 20 lat, a zwłaszcza w ciągu ostatniej dekady, są bardzo obiecujące. Z jednej strony nadzieja na to, że będzie można leczyć ludzi, którzy nie reagowali wcześniej na dostępne metody kuracji, jest uzasadniona. Z drugiej jednak pamiętajmy, że pacjenci pogrążeni w depresji mogą mieć wygórowane oczekiwania wobec psychodelików. To nie działa w taki sposób, że przyjmiesz psylocybinę i zniknie depresja. Trzeba zadbać o kontekst, przygotowanie, integrację doświadczenia psychodelicznego.

Tak naprawdę to nie psychodeliki są badane, tylko ich podawanie w ramach bardzo rozbudowanej interwencji psychoterapeutycznej. Może okazać się, że gdyby tego rodzaju terapie przybrałyby masowy charakter, ich skuteczność byłaby dużo mniejsza niż podczas małych pilotażowych badań, gdzie siłą rzeczy pacjentom poświęca się więcej uwagi. To są pytania, na które odpowiedzi pojawią się w ciągu najbliższych lat.

Rozumiem, że nie należy się spodziewać, że psylocybinę zamknie się w magicznej pigułce, która po połknięciu rozwiąże problem depresji.

Ludzie na Zachodzie rzeczywiście są przyzwyczajeni do tego, że medycyna oferuje bardzo precyzyjnie działające leki. Mają działać na konkretną dolegliwość niezależnie od kontekstu i nie wywoływać żadnych skutków ubocznych. Psychodeliki zupełnie nie pasują do tego opisu. Wszystko wskazuje na to, że jeżeli chcemy używać psychodelików do leczenia, a nie tylko do tripowania, jesteśmy zmuszeni do zbudowania wokół nich złożonego kontekstu.

Spójrzmy na mapę świata. Czy da się wskazać na niej miejsca, w których badania nad psychodelikami są szczególnie popularne?

Przede wszystkim będzie to Johns Hopkins University w Baltimore w USA. Znajduje się tam największy na świecie ośrodek badań nad psychodelikami i świadomością i to właśnie tam rozpoczął się tzw. renesans psychodeliczny.

Renesans psychodeliczny?

W latach 50. i 60. psychodeliki były dość obszernie badane przez psychiatrów. Ale w roku 1971 administracja Richarda Nixona przeforsowała konwencję antynarkotykową na forum ONZ. Większość projektów dotyczących psychodelików stała się wtedy politycznie niewygodna, nie było dla nich finansowania. Przez trzy kolejne dekady nie prowadzono badań na ludziach z użyciem psychodelików. Dopiero na przełomie wieków sytuacja zaczęła się zmieniać. Główną rolę odegrał tutaj Roland Griffiths – amerykański psychofarmakolog o ugruntowanej pozycji w środowisku akademickim. Przez wiele dekad pracował dla amerykańskich agencji rządowych, zajmował się m.in. badaniem kofeiny.

Czyli twarzą renesansu psychodelicznego był naukowiec, a nie przedstawiciel kontrkultury?

To odegrało wręcz kluczową rolę. Wielu współczesnych badaczy psychodelików bardzo mocno dystansuje się w swoich wypowiedziach od kontrkultury hipisowskiej. Wielu z nich wydaje się aż przesadnie podkreślać, że są rzetelnymi fachowcami, którzy nie chcą nawracać świata, tylko przeprowadzić badania naukowe.

Johns Hopkins University to pewnie nie jedyny ośrodek na świecie badający psychodeliki. Coś ciekawego dzieje się bliżej Polski?

Dużo rzetelnych projektów powstało na Uniwersytecie w Zurychu i w Londynie na Imperial College. Czeskie Towarzystwo Psychodeliczne w Pradze bierze udział w międzynarodowych badaniach nad użyciem psylocybiny w leczeniu depresji. W Niemczech też trwają podobne badania – są współfinansowane przez tamtejszy odpowiednik Ministerstwa Zdrowia.

A na co powinniśmy zwrócić uwagę w polskiej nauce psychodelicznej?

Najbardziej interesujące badania obecnie prowadzi prof. Krystyna Gołembiowska – to pięcioletni projekt, w którym bada właściwości psylocybiny i ketaminy. Dra Urszula Kozłowska realizuje w Poznaniu badania na temat wpływu psychodelików na stany zapalne. Stara się odpowiedzieć na pytanie, jakie są zastosowania neuroimmunologiczne psychodelików. Warto też śledzić projekt zespołu dra hab. Michała Boli, który bada polskich użytkowników substancji psychodelicznych.

Polskie Towarzystwo Psychodeliczne i Polska Sieć Polityki Narkotykowej we współpracy z Wydziałem Prawa i Administracji UW zapraszają na interdyscyplinarną konferencję Nauka Psychodeliczna, która odbędzie się na Uniwersytecie Warszawskim w dniach 17–18 września 2022 roku. W jej trakcie wybitni eksperci z różnych dziedzin przedstawią aktualny stan wiedzy o wpływie psychodelików na świadomość i organizm, ich potencjale terapeutycznym, statusie prawnym i związanych z nimi kwestiach polityczno-kulturowych.

**

Maciej Lorenc – ukończył socjologię na Wydziale Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego, autor książki „Czy psychodeliki uratują świat?” (Krytyka Polityczna, 2019), członek zarządu Polskiego Towarzystwa Psychodelicznego, współpracownik Narkopolityki, tłumacz wielu książek poświęconych psychodelikom, m.in. autorstwa Alberta Hofmanna, Jamesa Fadimana, Torstena Passie, Stanislava Grofa i Ricka Strassmana.

Oceń treść:

Average: 10 (5 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • Gałka muszkatołowa
  • Pozytywne przeżycie

Piątek. 15-02-2013 Godzina 15.00. Dzwoni ziomek z którym umówiliśmy się na palenie słodkiej baczki. Cały uśmiechnięty mimo złej pogody wyszedłem na spotkanie. Chociaż na zewnątrz było bardzo wilgotno i deszczowo w naszych okolicach okazało się być bardzo SUCHO. Zupełnie tak jak by dzień wcześniej cały świat wypalił stuff od wszystkich pobliskich zielarzy . Zdemotywowani tym faktem poszliśmy w strone sklepu celem wypicia napoju gazowanego, z dodatkiem chmielu oraz 6% zawartością etanolu. Po krótkiej przechadzce pomiędzy żelbetonowymi blokami, które rażą swoimi pstrokatymi kolorami wpadłem na pomysł odwiedzenia słodkiej krainy. Udaliśmy się więc do sklepu samoobsługowego, w którym zakupiłem dwa opakowania Indonezyjskiej gałki KAMISIA, oraz bardzo pyszny jogurcik o smaku wielu owoców leśnych. Kilka chwil później siedziałem w swoim cieplutkim pokoju mieszając drinka na wieczór, w proporcjach jedna paczka uśmiechu do połowy szklanki jogurtu. Zjedzenie tego zajęło mi mniej więcej 20 minut, ponieważ ten smak skutecznie mnie odrzuca od tego specyfiku, ale nie dałem się, zjadłem całą paczkę. Została mi jeszcze jedna, którą zalałem wrzątkiem a do kubka wpakowałem dwie saszetki czarnej herbaty. Tym razem wypiłem sam wywar, plus mniej więcej dwa łyki pestkowej mielonki. Smak herbaty dość dobrze zamaskował smutną i gorzką stronę gałki.

Godzina 21:00

Mija druga godzina odkąd wypiłem wywar. Czułem się dużo lepiej niż wcześniej, stawało mi się coraz cieplej na ciele jak i na duszy. Humor znacznie mi się poprawił. Przez cały czas rozmawiam z moim bratem na skype. On też zaczyna zauważać zmiany w moim sposobie mówienia oraz zachowaniu.

Godzina 22:20

  • 1P-LSD
  • Pierwszy raz

Długo przygotowywałem się na nowe doświadczenie z jakimś środkiem. Często popijam alkohol, czy odpalam ziółko ale świat narkotyków nigdy mnie jakos nie fascynował. Przy pierwszym paleniu niezbyty podobał mi się ten stan, bałem się bardzo kwasu. Bałem się, że to doświadczenie mnie przerośnie. Mimo wszystko po 3 tygodniach przekładania tego nie było już odwrotu. Umówiłem się ze znajomymi... Było nas 5(dwie koleżanki, dwóch kolegów oraz ja).

Był piękny dzien, było strasznie ciepło(około 27 stopni). Obudziłem się dość wcześnie, żeby się umyć, ubrać, zjeść. Już godzinę przed budzikiem nie mogłem wstać, doszło do mnie wtedy najmocniej, że to może się źle skończyć. Mimo wszystko wiedziałem, że już nie zostawię znajomych. Niepewnie wstałem i zacząłem się ogarniać. Wziąłem głośnik, bluzę, w razie czego soczewki jak bym jakąś zgubił, i power banka w razie czego. Spotkaliśmy się wszyscy i poszliśmy jeszcze do sklepu.

  • 3-MeO-PCP
  • Pierwszy raz

Samotnia w pokoju z przejściami do kuchni i salonu.

 

T=13:00

T+0:00         

Włączam Dead Can Dance.

Przy pomocy szydełka do dredów wsypuję do fajki odrobinę 3-meo-pcp i podgrzewam. Zapach przypomina palony plastik. Nie czuję żadnego działania dlatego ostrożnie łapię kolejne buchy. Nie chcę zajść za daleko. Czuję delikatny stan marihuanowego upalenia możliwe jednak, że to przez wczorajsze wieczorne jaranie. Smak topionych butelek pozostaje w ustach i gardle. 

T+0:15

  • Bieluń dziędzierzawa
  • Etanol (alkohol)
  • Marihuana
  • MDMA
  • Tripraport

Przybyliśmy na miejscówkę w której zwykle zaczynały się substancjonalne przygody. Głodni wrażeń, lecz z jakże ograniczonym dostępem do psychodelików, skusiliśmy się na eksperyment - w imię nauki! Bo jakże by inaczej...

"Czerwony jak burak, rozpalony jak piec, suchy jak pieprz, ślepy jak nietoperz, niespokojny jak tygrys w klatce"


Jesień 2006

Set & Setting:

Przybyliśmy na miejscówkę w której zwykle zaczynały się substancjonalne przygody. Głodni wrażeń, lecz z jakże ograniczonym dostępem do psychodelików, skusiliśmy się na eksperyment -  w imię nauki! Bo jakże by inaczej...

randomness