Kończy się partyzancka wojna rządu z dopalaczami. Od soboty zaczyna obowiązywać znowelizowana ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii, która zakazuje obrotu tego typu substancjami. Specjaliści uważają jednak, że działania rządu nie rozwiążą problemu dopalaczy.
Kończy się partyzancka wojna rządu z dopalaczami. Od soboty zaczyna obowiązywać znowelizowana ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii, która zakazuje obrotu tego typu substancjami. Specjaliści uważają jednak, że działania rządu nie rozwiążą problemu dopalaczy.
Nowe przepisy nie określają, o jakie konkretnie substancje chodzi, a jedynie wprowadzają definicje tzw. środków zastępczych. Krótko mówiąc są to wszystkie substancje, które mogą być użyte jako narkotyk, a znajdują się w legalnej sprzedaży. Za rozpowszechnianie tego typu specyfików będzie grozić kara od 20 tys. zł. do 1 mln zł.
Wszystko wskazuje jednak na to, że będziemy mieli kolejny zakaz, który zamiast rozwiązywać problem zamiata go pod dywan. - Regulacje typu "zakaz sprzedaży" z reguły mają bardzo poważny efekt uboczny. To znaczy, że tak naprawdę rynek nadal jest, ale robi z niego czarny rynek, który nie sposób kontrolować. Więc zakaz sprzedaży bardzo często nie pomaga ograniczyć samej sprzedaży za to uniemożliwia kontrolę jakości produktów, które i tak są rozpowszechniane - mówi Ewelina Kuźmicz z Instytutu Spraw Publicznych.
Wynika z tego, że rząd zakazując handlu substancjami psychoaktywnymi pozbywa się oręża w postaci sprawowania kontroli nad substancjami wprowadzanymi do obrotu. Dodatkowo zamiast opodatkować dopalacze i później pieniądze z podatków przeznaczać np. na profilaktykę i edukację narkotykową, władze niejako godzą się z tym, że zyski z tego handlu trafią do kas światka przestępczego.
Niejasna definicja
Co do samej nowelizacji, która lada moment zacznie obowiązywać, wcale nie ma pewności, że spełni ona swoją rolę. Definicja środków zastępczych budzi, bowiem poważne wątpliwości prawników. Zdaniem dra Mateusza Klinowskiego z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego jest ona tak szeroka, że można pod nią podciągnąć praktycznie każdą substancję, tylko dlatego, że ktoś się nią odurzał - To oznacza, że ja mogę sprzedawać jakąś substancję, która jest wydawałoby się neutralna, ale jeżeli ktoś będzie używał jej z zamiarem odurzania się i będzie to skuteczne, no to wówczas ja będę ponosił odpowiedzialność - tłumaczy dr Klinowski.
Jak dodaje w przypadku takiej wykładni prawa można zastanowić się czy herbata, czekolada, cukier lub klej mogą być użyte do odurzania się, a tym samym uznane za środki zastępcze. Jeżeli tak to podmioty odpowiedzialne za ich dystrybucje powinny ponieść karę. - Można sobie wyobrazić sytuację, w której grupa osób postanawia odurzać się mąką piekarską. I teraz jak Główny Inspektorat Sanitarny będzie reagował na takie sytuacje? Czy będzie twierdził, że mąką piekarską nie da się odurzyć czy też powinien zawiesić dystrybucję tego środka w całym kraju i poddać drobiazgowym badaniom możliwość odurzania się białym proszkiem w postaci mąki? - pyta dr Klinowski. Pytania wcale nie są abstrakcyjne bo już dzisiaj wiele osób odurza się przy pomocy chociażby gałki muszkatołowej, leków na kaszel czy nawet środków do higieny intymnej.
Handel w Internecie
Mimo zakazu handlu dopalaczami osoby zainteresowane kupnem tego typu substancji nie mają najmniejszego problemu z ich nabyciem. Cały czas pojawiają się nowe pomysły jak obejść coraz to nowe zakazy. Sklepy, które jeszcze niedawno działały na terenie Polski i odprowadzały podatki do polskiej kasy, dziś są zarejestrowane w Czecha, Niemczech czy innych krajach Unii. Wystawiają swoje produkty w Internecie, gdzie za pomącą kilku kliknięć można je kupić i spokojnie czekać, aż listonosz przyniesie nam nowo nabyte substancje do naszego polskiego mieszkania.
Dodatkowo niedawno pojawiła się informacja, że rolę listonosza mają zastąpić specjalne dystrybutory, które będą wydawały określony dopalacz po wrzuceniu do niego wcześniej zakupionego żetonu. Policja zapewnia jednak, że nie dopuści do funkcjonowania tego typu urządzeń w Polsce. - Naszym zdaniem to jest sprzedaż i oczywiście będziemy reagować. Ponieważ każdy forma sprzedaży jest naruszeniem prawa i każdy, kto narusza przepisy ustawy musi się liczyć z naszą reakcją - mówi Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji.
Oprócz dopalaczy w Internecie można legalnie zakupić inne środki, które mogą posłużyć do odurzania się. Istnieją sklepy oferujące zarodniki, czy też całe hodowle grzybów halucynogennych, które za kilkanaście euro mogą być nasze. Podobnie jak nasiona konopi indyjskich, których posiadanie w naszym kraju również nie jest zakazane. W nasionach, bowiem nie ma substancji znajdujących na liście substancji zakazanych.
Wysokie koszy, a efektywność
Jak wynika z badań Instytutu Spraw Publicznych w 2009 roku państwo, na prowadzenie spraw związanych z narkotykami wydało co najmniej 80 mln złotych. - Te pieniądze można było spożytkować lepiej. Przykłady krajów takich jak Portugalia lub Czechy pokazują, że wydawanie środków na programy redukcji szkód pomaga walczyć z problemem narkomani dużo lepiej niż zakaz posiadania substancji psychoaktywnych - mówi Kuźmicz.
Sami policjanci, którzy, na co dzień ścigają za posiadanie nawet najmniejszych ilości narkotyków przyznają, że obecny stan prawny nie załatwia sprawy. W badaniach przeprowadzonych przez ISP prawie połowa funkcjonariuszy uznała, że zakaz posiadania narkotyków nie jest skutecznym narzędziem w ograniczaniu handlu nimi. Z tym stwierdzeniem zgodziło się aż 60 proc. prokuratorów. - To są opinie ekspertów, którzy, na co dzień pracują z ta ustawą, dlatego tych opinii powinniśmy słuchać - ocenia Kuźmicz.
Komentarze