Nawet zwycięstwo nie upaja tak jak narkotyki. Bossowie gangów przejmują kontrolę nad stadionami.
Co piąty kibic przychodzi na mecze piłkarskie odurzony narkotykami. Potwierdzają to badania przeprowadzone podczas ostatniego meczu Legii z Wisłą pod stadionem przy Łazienkowskiej.
Wyniki sondażu przeprowadzonego na Łazienkowskiej są porażające. Aż 22 proc. kibiców regularnie dopinguje swoją drużynę na haju. Najpopularniejsza wśród nich jest amfetamina, którą wspomaga się 18 proc. szalikowców. Dwa proc. kibiców sięga po marihuanę, tyle samo po ecstasy.
Sondaż przeprowadzony w sobotę na Łazienkowskiej to część ogólnopolskich badań realizowanych od dwóch lat przez naukowców z Wyższej Szkoły Humanistycznej w Pułtusku. W sobotę o narkotyki zapytali zwolenników Legii. Wielu z nich kilka godzin później zdemolowało Stare Miasto. – Nasi studenci rozmawiali z około stu szalikowcami. Większej liczby nie zdążyli przepytać, bo zrobiło się już zbyt gorąco – mówi dr Mariusz Jędrzejko w WSH w Pułtusku.
Naćpane trybuny
– Narkotyki stają się coraz większym problemem polskich stadionów. Z badań prowadzonych przez naukowców Wyższej Szkoły Humanistycznej wynika, że przyjmowanie narkotyków wśród szalikowców wzrosło od 2004 r. dwukrotnie. Narkotyki wypierają już ze stadionów alkohol – twierdzi dr Jędrzejko.
W ostatnią sobotę na pytanie, czy kiedykolwiek zażyli narkotyki, 64 proc. kibiców Legii odpowiedziało twierdząco. Dwa lata takiej odpowiedzi udzieliło 49 proc. szalikowców.
Niemal co trzeci ze stałych bywalców stadionowych trybun (31 proc.) przyznaje się do zażycia narkotyków w ciągu ostatniego miesiąca. Według badań, kibice piłkarscy sięgają po narkotyki dwukrotnie częściej niż inne zagrożone tą plagą środowiska warszawskie.
Naukowcy WSH prowadzili swoje badania wśród kibiców piłkarskich nie tylko w Warszawie, ale również na Górnym Śląsku, w Łodzi i Krakowie. Potwierdzają one to, o czym alarmują coraz częściej policjanci i socjolodzy zajmujący się szalikowcami. W tej coraz bardziej agresywnej subkulturze narkotyki zdobywają sobie trwałe miejsce, jako czynnik pobudzania do brutalnej aktywności.
Jednak choć coraz więcej powodujących burdy bandytów mieniących się kibicami znajduje się pod wpływem narkotyków, nie można ich za to pociągnąć do odpowiedzialności. – Osoby zatrzymane podczas zajść po meczu Legii z Wisłą przebadano alkomatem, jednak nie poddano ich badaniom na obecność narkotyków – potwierdza rzecznik stołecznej policji nadkom. Mariusz Sokołowski.
Dilerzy pod stadionami
Zdobycie narkotyków przed meczem nie jest żadnym problemem. Przed stadionami warszawskiej Legii i Polonii porcję amfetaminy można kupić za 8-15 złotych. Papierosy z marihuaną sprzedawane są tam po 4-5 złotych za sztukę. Przed ostatnim meczem na Łazienkowskiej tabletki ecstasy sprzedawano za 8-10 złotych. Chętnych nie brakowało.
Narkotykowy biznes pod stadionami już dawno zmonopolizowały duże warszawskie grupy przestępcze. Szalikowcami lokalnych drużyn zainteresował się najpierw „Pruszków”, a później „Mokotów”.
To zawsze był bardzo dobry rynek. Kibole kupowali głównie marihuanę i amfetaminę. Zielę palone było na meczach, a amfę „wrzucano” przed zadymami, aby dodać sobie animuszu opowiada S., który w latach 1998-2001 zaopatrywał kilku stadionowych handlarzy narkotykami.
Według naszych informacji, jednym z czołowych dostawców amfetaminy dla szalikowców Legii jest Robert S., młody członek gangu pruszkowskiego. Mężczyzna stworzył własną siatkę dilerów działających przed stadionem i na kilku warszawskich osiedlach. Klientami są głównie nastoletni kibice.
Kibole na żołdzie gangów
Od kilkunastu miesięcy bardzo mocno swoją obecność wśród stadionowych chuliganów zaakcentował gang mokotowski i grupa Rafała Skatulskiego ps. Szkatuła. Ten ostatni sam często bywał na stadionie przy ul. Łazienkowskiej. Jedną z grup jego silnorękich stanowią chuligani chętnie występujący – niestety – w barwach Legii.
Współpraca pseudokibiców z najgroźniejszymi gangami ma swoją wieloletnią tradycję. Jedna z ważniejszych postaci z półświatka kibiców była na usługach naszego człowieka, „Nastka”. Kiedy trzeba było zrobić demonstrację siły lub zaszkodzić komuś, kto nam nie płacił, wtedy wysyłało się tam gówniarzy, którzy robili burdę jako pseudokibice. Za te akcje ich szef dostawał pieniądze i mógł się za darmo stołować w kontrolowanych przez nas lokalach opowiada Jarosław S. ps. Masa.
Źródło: Życie Warszawy
Komentarze