Setka dla kurażu. Smak Rosji

Pijaństwo jest formą rosyjskiego rozpasania, ale także przejawem geniuszu.

Tagi

Źródło

Gazeta Wyborcza

Odsłony

2437

Pewnego dnia jakoś tak przypadkiem postanowiłem nie pić. Piszę o tym dla porządku, bo na dobrą sprawę to we mnie nic a nic się nie zmieniło. Powiadają, że nie zmieniają się tylko głupcy. Chętnie się z tym zgodzę. Ale teraz chciałbym porozmawiać o wódce. Rosjanin nie ma wyboru. Wódka to nie kwestia wyboru, tylko pewna sytuacja zastana, element środowiska, „powietrze”. „Słońce, powietrze i woda”. Czy natura zmienia się z powodu kaprysów pogody? Nie, bo natura to pewien system powstały na skutek aktu stworzenia.

Wódka to żywioł. Powietrze, ogień, woda, ziemia. Wódka nie zamiast wody, a zamiast ziemi. Rosjanin może pić albo nie pić – czy z jednego, czy z drugiego powodu ani nie przestaje, ani nie zaczyna być Rosjaninem. Podobnie jak Żyd może być pisarzem albo fabrykantem, albo jednym i drugim jednocześnie i nic to w nim nie zmienia. Ergo: rosyjskość jest pierwsza przed wódką. Ale pijaństwo jest cechą rosyjskości. Rosjanin jest nietrzeźwy. Immanentnie. Rosjanin jest pijany jako taki, a Sołżenicyn to w ogóle nie trzeźwieje. U Dostojewskiego pijanicą co się zowie był bodaj tylko Marmieładow, ale pijani byli wszyscy jak jeden mąż. Czy w Rosji w ogóle ktoś był kiedykolwiek trzeźwy? Może jeden Czechow. Ale wódka u Czechowa to śmierć, step i dekadencja.

Wódka istnieje i jest spożywana. To fakt, a nie prawda. Bo prawda to ideał. Dla Rosjanina wódka to empiryka, a nie metafizyka. Dlatego też nie bardzo przekonująco brzmi w rosyjskich uszach stwierdzenie, że wódka to udział słabych. Ciało wszyscy mamy słabe. A Rosjanin jest metafizykiem i dlatego wódka go nie bierze. Metafizycy są silniejsi niż fizycy.

W Rosję idziemy

Dość tych teoretycznych wywodów, przechodzę do przykładów. Mam co najmniej dwa. Trzecim jestem ja sam, ale obecni nie mają racji. Pierwszym przykładem jest mój kuzyn Tylin. Naprawdę nazywał się Anatolij Wasiljewicz Klujew. Był siostrzeńcem mojej matki, synem jej siostry Duszki. Ksywkę Tylin wymyśliłem mu w dzieciństwie. Kiedy zamieszkała u nas na jakiś czas rodzina powracająca „z ewakuacji”, akurat czytałem „Jeńca Kaukazu”, bohaterowie książki nazywają się Żylin i Kostylin. Anatolij był inwalidą od dziecka, wpadł pod pociąg i obcięło mu obie nogi, miał protezy i chodził o kulach (po rosyjsku na kostylach – przyp. FORUM), więc najpierw nazwałem go Kostylin. Ale potem przekonałem się, że nie był słabeuszem jak bohater Tołstoja i raczej przypominał tego drugiego – Żylina. Połączyłem więc oba nazwiska i wyszło mi Tylin.

Oficjalnie Tylin był ślusarzem. Ale umiał robić wszystko. Nawet rysował doskonale. Jego głównym życiowym zajęciem było jednak pijaństwo. „Zajęcie” jest słowem niewłaściwym. To był stan, egzystencjalny wybór, cecha. I trudno też powiedzieć, że to było pijaństwo – to był jego styl życia. Wódka była wszystkim. Przy czym Tylin wcale nie był nieszczęśliwy. Po pierwsze był bardzo przystojny. Kalectwo wcale go nie szpeciło. Był zbudowany jak atleta. Ożenił się ze zdrową młodą babą o pięknym, dziś już zapomnianym imieniu Serafima. Tylin od czasu do czasu szedł w tango – albo tylko na pobliski skwerek, albo na duży gigant.

Kiedy wracał z „małego tanga” za Bramą Narwską, gdzie skwerek ogrodzony był parkanem zdemontowanym z Pałacu Zimowego, Serafima łaskawie go przyjmowała. Na tę okoliczność Tylin przez jakiś czas nie pił. Ale to się jakby nie liczyło, w ogóle tego po nim nie było widać. Natomiast jak szedł na duży gigant, to już na całego. Jechał na Krym, gdzie mieszkała jego siostra Rajka i ciocia Duszka. Mieszkały w Sewastopolu. Kiedyś i my wybieraliśmy się z matką do nich w odwiedziny, kiedy ojciec poszedł siedzieć za politykę. Sewastopol był wówczas miastem zamkniętym, trzeba było się wystarać o przepustkę. Pamiętam, że chodziliśmy do jakiegoś urzędu, który mieścił się na ulicy Zwierzęcej, niedaleko zoo. Ale pozwolenia nie dostaliśmy i do Sewastopola nie pojechaliśmy. Potem byłem tam wiele razy. To jedno z najwspanialszych miejsc na tej planecie. Miasto, które funkcjonuje niezależnie od architektury i ustroju państwowego. A teraz, jak wiadomo, Sewastopol leży na terytorium innego państwa.

Ech, co mi się tu na tę okoliczność ciśnie na usta... Ale, sza! Reszta jest milczeniem.

W podróży Tylin trudnił się tradycyjnym zajęciem inwalidów – chodził po pociągach od przedziału do przedziału i śpiewał i Bóg jeden wie, co tam jeszcze robił, grunt, że nie umarł. Na którymś gigancie zachorował na zapalenie opon mózgowych. Ale jakoś wyżył. Cudem. Nawet nie zidiociał, co podobno jest i tak najłagodniejszą komplikacją po tej chorobie (to znaczy – zostać idiotą).

Co sto litrów inny zawód

Jako inwalidę radziecki wymiar sprawiedliwości przez długi czas traktował go ulgowo. Ale w końcu dostał wyrok za włóczęgostwo. W łagrze wyuczył się krawiectwa. Mam wrażenie, że zawodów miał bez liku – po jednym zawodzie na sto literków. Im więcej pił, tym więcej umiał. Wódka może, choć nie powiem, że powinna być szkołą życia. Zresztą chyba nawet i powinna – człowiek, który w ogóle nie pije, sprawia jakieś dziwne wrażenie, jakby pederasty.

Tylin nigdy nie tracił dobrego humoru. O swoich gigantach opowiadał zawsze z wielką przyjemnością i zawsze same śmieszne rzeczy. Był niezatapialny. Kiedy wyjeżdżałem z kraju, jeszcze żył. Teraz już mu się wprawdzie zmarło, ale jestem przekonany, że przeżył piękne, słodkie życie. „Wódka to słodka rzecz” (te cudzysłowy to dlatego, że cytuję tu mój utwór poetycki). I na pewno nie żałował ani jednego przeżytego i przepitego dnia.

Z całej rodziny był mi najbliższy. Jestem do niego podobny. Choć na pewno umiał więcej niż ja. Miał duszę prawdziwego artysty. Ja nie potrafię tak opowiadać o swoich pijaństwach, jak on opowiadał o swoich. Ale pijaństwo w moim długim i nieciekawym życiu jest na pewno najważniejsze. Piszę „nieciekawym”, dlatego że nic się w nim nie zmieniało i nie zmieniło. Miały miejsce pewne wydarzenia, owszem. Nawet raz do więzienia trafiłem. Po pijaku, ma się rozumieć. W Krestach (sławne petersburskie więzienie – przyp. FORUM) dowiedziałem się o istnieniu przebogatego rzeźnickiego slangu. Pod celą siedział ze mną rzeźnik imieniem Boria i to on mnie nauczył, że po rzeźnicku intymne części nazywają się „filat” i „czyslaga”.

Prochwatiłow to główny alkoholik mojego życia. Za samo nazwisko należy się 25 dolarów. Nazwisko perełka. Poznaliśmy się w pracy, w wydawnictwie Lenizdat. Prochwatiłow był szefem działu partyjnej literatury historycznej, trafił do pracy zaraz po uniwersytecie, z tym że studia robił już jako człowiek dorosły, dziesięć lat służył w wojsku, był oficerem artylerii; kilka razy go degradowali – za pijaństwo. Ze służbą musiał się rozstać ze względu na stan zdrowia. Okazało się, że ma gruźlicę, zakwalifikowano go na zabieg operacyjny. Nawet na tym polu zdołał się odznaczyć. Przed operacją golnął sobie parę głębszych dla kurażu. A wódka osłabia działanie narkozy.

Redaktor na bani

Odchodząc z armii, dostał wysoką odprawę w związku z podjęciem studiów. Uczył się świetnie, dostał stypendium, najpierw chcieli mu zaproponować nawet pracę naukową w katedrze historii KPZR, ale w końcu się rozmyślili – bali się, że skompromituje uczelnię po pijaku.

Miał opinię wybitnego redaktora. Ja to się na tym za bardzo nie wyznaję – nie pojmuję, na czym polega robota redaktora, jak można poprawiać coś po kimś, sprawdzać. Z drugim człowiekiem to napić się można. Toteż piliśmy z Prochwatiłowem, nie odchodząc od naszych miejsc pracy. Pracowałem w Lenizdacie jako korektor. Ludzie się dziwili, dlaczego korektor wie sto razy więcej od redaktorów. Niektórzy redaktorzy na moje uwagi do tekstów mieli jeden argument: Pan jest nietrzeźwy. – No pewnie – odpowiadałem niezmiennie. – Ale pijak się prześpi i wytrzeźwieje, a dureń pozostanie durniem.

Krwi co niemiara napsuła mi kierowniczka działu korekty – baba nie taka znowu podła, tyle że formalistka. Regularnie spóźniałem się do pracy. Ona się darła na mnie, a się odgryzałem. Pisarz Siergiej Dowłatow, który często zaglądał do naszej drukarni, kręcił głową: Boria, posłuchaj, jak ona może na ciebie nie krzyczeć, skoro przychodzisz godzinę po zakończeniu przerwy obiadowej i jedzie od ciebie jak z gorzelni? To prawda. Obiady jadałem w szaszłykarni za rogiem, gdzie koniak był tani jak barszcz.

A Prochwatiłow uwielbiał swoją robotę i szło mu wszystko jak z płatka. Tylko też spóźniał się do pracy regularnie. Z tego samego powodu co ja. Czasami wywoływał mnie z pokoju i drżącym głosem proponował: Boria, to może tak po maluchu? Czy można odmówić człowiekowi w takim stanie? Wychodziłem do pobliskiego monopolowego i kupowałem flaszkę. Prochwatiłow sam już nie mógł tego zrobić.

Lubię pijanych, mówił Lew Tołstoj. Albo Izaak Babel. Nie pamiętam. Z Prochwatiłowem piłem na klatce schodowej, tej od podwórka. Nie zakąszaliśmy. A w owych czasach klasyczną zakąską był serek topiony, za 11 kopiejek sztuka. Taki trójkątny.

Prochwatiłow był komunistą. Ale miał na ogół inne zdanie niż akurat rządzący. Toteż zajmował się samizdatem – był jednym z najzagorzalszych propagatorów podziemnej literatury w Leningradzie. Doniósł na niego kolega, z którym studiował. Kolega przyjechał na urlop z Dalekiego Wschodu, spotkali się na ulicy, Prochwatiłow zaproponował mu, żeby u niego pomieszkał, a dla zabicia czasu dał mu poczytać zakazane książeczki.

We flaszce siła

Wydawnictwo próbowało wyciągnąć Prochwatiłowa i jakoś sprawę zatuszować. Na szczęście od więzienia udało się go wybronić, ale z pracy go wylali. Zatrudnił się w wydawnictwie uniwersyteckim, a ja wtedy akurat podjąłem pracę na uczelni. Więc znowu zaczęliśmy pić we dwóch. Piliśmy na ławeczce pod Akademią Sztuk Pięknych, a potem spacerowaliśmy po nabrzeżu i Prochwatiłow prosił mnie, żebym recytował wiersze Pasternaka.

Prochwatiłow był durniem. Tak jak i ja, i ty, i Mozart. Twarz taką miał – głupią i tyle. Co zrobić. A Tylin był przystojniakiem i uważał, że jest łudząco podobny do Lemieszewa, tenora (starość właśnie po takich detalach się poznaje, że się pamięta operową gwiazdę z czasów stalinowskich!). Prochwatiłowa to wódka tak ogłupiała. Po pijaku zachowywał się jak mały chłopiec, demaskował nagich monarchów. Takie rzeczy można robić, owszem, tyle że na trzeźwo, kiedy panuje się nad językiem. A Prochwatiłow zawsze był pod dobrą datą. Nawet jeśli nic nie wypił albo „tak niewiele, jak wszyscy ludzie”, to i tak był pijany w siwy dym. Rosjanin jest pijany. Pijany nawet bez wina, bez winy, niewinny jak niemowlę. I tego się będę trzymał.

Najważniejsze jest to, żeby zrozumieć, że to nie słabość Rosjan, a ich siła. „Gówno nie tonie”. A więc gównem być jest zawsze lepiej niż metalem szlachetnym. „Rosjanie nie mają wyczucia formy”. Dostojewski. O, ten to nie miał wyczucia formy. Już dawno powinien postawić ostatnią kropkę, a ten pisze i pisze. Splunąć się człowiekowi chce i rzucić w diabły tę jego pisaninę. A Prochwatiłow pił tak, jak Dostojewski pisał. Ten pijacki masochizm jest rosyjskim sposobem na przeżycie.

Napisałem, że Prochwatiłow był durniem, a powinienem napisać, że był prostaczkiem, rosyjskim niewiniątkiem. Chłopiec z bajek Andersena ewidentnie jest Rosjaninem. A nasz Pisariew jeszcze lepiej do tego opisu pasuje. Kiedyś w audycji radiowej powiedziałem, że Pisariew był prawiczkiem i to jest klucz do jego twórczości. Jeden słuchacz napisał do mnie list: „A pan też jesteś Pisariew, tylko panu udało się przespać z babą”. Nie tylko mnie się udało. Wszyscy Rosjanie tak mają. Tylko że niewiele z tego jest pożytku.

Prochwatiłow też miał żonę. A Edik Azarow nie był żonaty. Taki był śliczny, baby leciały na niego, że zazdrość brała. A do wydawnictwa Lenizdat trafił na skutek życiowego krachu i nie było w tym żadnej jego winy. Nie napracował się długo, ale zdążył się z nami zaprzyjaźnić, szczególnie ze mną. O Ediku jeszcze opowiem. Teraz przypomnę tylko, jak on – piękny, ironiczny, mądry, wypisz wymaluj Pieczorin (bohater powieści Michaiła Lermontowa – przyp. FORUM), zawsze w białej koszuli, przyglądał się kiedyś pijanemu w sztok Prochwatiłowowi. – Masz tylko jedno wyjście – powiedział wreszcie ze wstrętem. To znaczy samobójstwo. Edik nie rozumiał, że pijaństwo to nie oznaka słabości. A ja doskonale wiedziałem, że Prochwatiłow jest niezatapialny, wszystkich nas przeżyje. Azarowa rzeczywiście przeżył.

Prochwatiłow pewnego pięknego dnia po moim wyjeździe zawziął się i przestał pić. I tak nie pił przez długie 17 lat.

Dopiero na Zachodzie zrozumiałem, że przepiękny Edik Azarow, pożeracz niewieścich serc, jest homoseksualistą. Właściwie wtedy zacząłem jakoś rozróżniać płeć ludzi. I przeżyłem iluminację, jeśli chodzi o rosyjską literaturę. Zrozumiałem, kim byli Pieczorin i Stawrogin (bohater powieści Dostojewskiego „Biesy” – przyp. FORUM). Zresztą i zachodnia literatura zna takie przypadki, choćby Julian Sorel. Udawane zainteresowanie kobietą przy kompletnym braku prawdziwego pociągu do płci przeciwnej. W tamtych czasach trzeba się było maskować. Azarow w końcu się nawet ożenił. Trwało to pół roku mniej więcej.

Do dziś nie rozumiem natomiast, po co Prochwatiłow obronił pracę doktorską. Za moich czasów za pieniądze redagował prace innych. Kiedyś zaszedłem do niego z rana na kacu. Przyszła jakaś kobieta, on jej wręczył teczkę, zainkasował dwieście rubli. Nieźle sobie wtedy popiliśmy. W takich razach trzeba było pamiętać, żeby Prochwatiłow nie przepił wszystkich pieniędzy od razu. Odwiozłem go do domu, do żony i przekazałem razem z rulonem pieniędzy tkwiącym w kieszeni marynarki.

Tragedia trzeźwości

Chciałbym tutaj przedstawić jakieś przykłady jego głupoty i nie mogę. Bo on cały był głupotą. Był uosobieniem głupoty. I nie bał się być głupi i śmieszny.

Był fanatycznie pochłonięty historią KPZR. To był jego konik. Ja miałem tak złe zdanie o komunistach, że nawet prawa do historii im odmawiałem. Prochwatiłow sprzedał mi świetny patent na zapamiętanie założycieli grupy Wyzwolenie Pracy – według pierwszych liter ich nazwisk: Plechanow, Ignatjew, Zasulicz, Dejcz, Akselrod (złóżcie teraz inicjały w jedno słowo).

Gorbaczow był trzeźwy od stóp do głów. Nawet winnice w Mołdawii kazał wyciąć co do łodyżki. A przepił Rosję. Duszkiem, jednym tchem. To samo zresztą zrobił Jelcyn – a pijus był jakich mało. Nieważne, czy się pije, czy nie pije, na to samo wychodzi. I wcale nie o wódkę chodzi, tylko o rosyjskość. Teraz poznałem prawdę o Rosjanach: to są jedyni prawdziwi chrześcijanie, bez żadnego tam katolicyzmu, Hellady i judaizmu. To wcale nie znaczy, że Rosjanie są dobrzy. To znaczy tylko tyle, że chrześcijaństwo jest problematyczne, wątpliwe, „antykulturalne”. Sprowadzać rosyjskie chrześcijaństwo do poziomu historii Cerkwi prawosławnej to jakaś pomyłka. Tragedia trzeźwości, jak mawiał Andriej Bieły. „Rosjanie nie mają daru formy”. A przecież chrześcijaństwo to nie jest żadna forma, a katolicyzm to nie chrześcijaństwo. Katolicyzm to kultura, a nie geniusz. A chrześcijaństwo to geniusz. Katolicyzm to chrześcijaństwo bez Chrystusa. Za to z Wielkim Inkwizytorem – dodaje Dostojewski. Wielki Inkwizytor to kultura, forma represyjności. Dopiero teraz na Zachodzie próbują robić kulturę nierepresyjną. Ale myli się im ideał i fakt, seks i eros, styl życia i poryw ducha.

Pijaństwo jest formą rosyjskiego rozpasania, ale także przejawem geniuszu. A geniusz nie potrzebuje formy. Rosja to czysty byt sam w sobie. Wszystkie zmiany, wszystkie reformy, westernizacja i tak dalej to tylko nieudane próby zmiany nazwy. Tak jak baba wychodząc za mąż, zmienia nazwisko. Ale babą być nie przestaje. Imperium Rosyjskie, ZSRR, Federacja Rosyjska...

Uosobieniem tego stanu był Prochwatiłow. To było prawdziwe oblicze chaosu. Bez kresu, ale i bez dna. Taka właśnie jest Rosja. Sama siebie neguje, sama się chłoszcze. Rosja to wdowa po kapralu. A tym kapralem jest naturalnie Stalin.

Rosjanina dialektyka nie tyka. Kultura zawsze jest połowiczna. Jego to nie interesuje. Rosjanin dzięki wódce jak nikt na świecie potrafi czuć odrzucenie na margines życia. A państwo rosyjskie nie pozwala mu zagłębić się w codzienność.

Jak byłem w Ameryce, spotkałem jeszcze jednego człowieka, który w dawnych latach w Pitrze trudnił się rozpowszechnianiem samizdatu. Poszedł za to do więzienia, a po odsiadce zatrudnił się w cementowni. Kiedy postanowił wyjechać z Rosji, na pożegnanie postawił swoim kolegom z zakładu pracy wódeczkę. Rozlewając ją do szklanek, jeden z biesiadników powiedział: Nie martw się, Jura, gdzie wódka, tam nasza ojczyzna. Nie zginiesz.

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

traper (niezweryfikowany)

spoko text ale nie myślę, że to przez gorzałe koleś był taki jaki był... wóda wódą i tego nic nie zmieni. ruskich mniej truje ale nie znaczy, ze od razu prowadzi do geniuszu... tak myślę...

ale (niezweryfikowany)

spoko text ale nie myślę, że to przez gorzałe koleś był taki jaki był... wóda wódą i tego nic nie zmieni. ruskich mniej truje ale nie znaczy, ze od razu prowadzi do geniuszu... tak myślę...

Buddha (niezweryfikowany)

spoko text ale nie myślę, że to przez gorzałe koleś był taki jaki był... wóda wódą i tego nic nie zmieni. ruskich mniej truje ale nie znaczy, ze od razu prowadzi do geniuszu... tak myślę...

ale (niezweryfikowany)

spoko text ale nie myślę, że to przez gorzałe koleś był taki jaki był... wóda wódą i tego nic nie zmieni. ruskich mniej truje ale nie znaczy, ze od razu prowadzi do geniuszu... tak myślę...

ale (niezweryfikowany)

spoko text ale nie myślę, że to przez gorzałe koleś był taki jaki był... wóda wódą i tego nic nie zmieni. ruskich mniej truje ale nie znaczy, ze od razu prowadzi do geniuszu... tak myślę...

Tomek (niezweryfikowany)

Wódka pomaga usystematyzować wszystko w głowie, przywyknąć do nowej sytuacji, pomaga odnaleźć sie na nowo w starej. Kto nie pije stara sie uciekać w inne przyjemności, które mu to zastępują, jednak niektórym te przyjemności nie mogą zastpic tego na stałe. Narkotyki są przyjemnością chwilową, nie mogą być zbyt intensywne i częste jak picie wódki bo wtedy tracą swój urok i zaczynają przeszkadzać w życiu. Natomiast wódka oczywiście też moze stwarzać trudności,ale nad tym można zapanowac. pijcie z umiarem kiedy trzeba,a tyle ile chcecie gdy można!!!

traper (niezweryfikowany)

Wódka pomaga usystematyzować wszystko w głowie, przywyknąć do nowej sytuacji, pomaga odnaleźć sie na nowo w starej. Kto nie pije stara sie uciekać w inne przyjemności, które mu to zastępują, jednak niektórym te przyjemności nie mogą zastpic tego na stałe. Narkotyki są przyjemnością chwilową, nie mogą być zbyt intensywne i częste jak picie wódki bo wtedy tracą swój urok i zaczynają przeszkadzać w życiu. Natomiast wódka oczywiście też moze stwarzać trudności,ale nad tym można zapanowac. pijcie z umiarem kiedy trzeba,a tyle ile chcecie gdy można!!!

tomek (niezweryfikowany)

Wódka pomaga usystematyzować wszystko w głowie, przywyknąć do nowej sytuacji, pomaga odnaleźć sie na nowo w starej. Kto nie pije stara sie uciekać w inne przyjemności, które mu to zastępują, jednak niektórym te przyjemności nie mogą zastpic tego na stałe. Narkotyki są przyjemnością chwilową, nie mogą być zbyt intensywne i częste jak picie wódki bo wtedy tracą swój urok i zaczynają przeszkadzać w życiu. Natomiast wódka oczywiście też moze stwarzać trudności,ale nad tym można zapanowac. pijcie z umiarem kiedy trzeba,a tyle ile chcecie gdy można!!!

traper (niezweryfikowany)

Wódka pomaga usystematyzować wszystko w głowie, przywyknąć do nowej sytuacji, pomaga odnaleźć sie na nowo w starej. Kto nie pije stara sie uciekać w inne przyjemności, które mu to zastępują, jednak niektórym te przyjemności nie mogą zastpic tego na stałe. Narkotyki są przyjemnością chwilową, nie mogą być zbyt intensywne i częste jak picie wódki bo wtedy tracą swój urok i zaczynają przeszkadzać w życiu. Natomiast wódka oczywiście też moze stwarzać trudności,ale nad tym można zapanowac. pijcie z umiarem kiedy trzeba,a tyle ile chcecie gdy można!!!

Tomek (niezweryfikowany)

Wódka pomaga usystematyzować wszystko w głowie, przywyknąć do nowej sytuacji, pomaga odnaleźć sie na nowo w starej. Kto nie pije stara sie uciekać w inne przyjemności, które mu to zastępują, jednak niektórym te przyjemności nie mogą zastpic tego na stałe. Narkotyki są przyjemnością chwilową, nie mogą być zbyt intensywne i częste jak picie wódki bo wtedy tracą swój urok i zaczynają przeszkadzać w życiu. Natomiast wódka oczywiście też moze stwarzać trudności,ale nad tym można zapanowac. pijcie z umiarem kiedy trzeba,a tyle ile chcecie gdy można!!!

Zajawki z NeuroGroove
  • Dekstrometorfan

Wiek: 22

Doświadczenie: mj, hash, amfa, gałka, DXM

Set & Setting: pokój, wrzut o 20.00, wywalenie na łóżku i jakiś marny film z Gibsonem (Edge of Darkness bodajże). Ostatni posiłek jadłem 2h temu żeby nieco ulżyć i tak katowanemu żołądkowi i przyśpieszyć działanie.

Dawka: 900mg+50g bimbru na 72kg przepite lemoniadą cappy

T+0

Wygodnie ułożony na łóżku wrzucam pierwsze opakowanie Acodinu. Film zaczyna się nieciekawie i dalej będzie tak samo (ale mniejsza z tym)

  • Klonazepam

Substancja: Clonazepamum


Doswiadczenie: marihuana, n2o, efedryna, dekstrometofran, xtc, relanium, clonazepamum, afobam, estazolam, benzydamina, Salvia Divinorum, Sceletium tortuosum


set& setting: mój dom, mój pokój, rodzice w domu, lekko spiety…


Sposób zazycia i ilosc: 6 razy 2mg. szesc tablet w malych odstepach (doustnie) plus 100ml wódki.

  • LSD-25

Jakis czas temu , zdaje sie ze z rok postanowilem zrobic sobie uczte,

kupilem 2 kwasy, mialem je zarzucic z kumplem ale zdaje sie ze mial

jakies egzaminy, wiec przelezaly jakis tydzien, az pewnego wieczoru cos

mnie podkusilo i zjadlem je sam. zaczelo sie jak zwykle ,lekkie

naspidowanie itd. , puscilem pink floyd i po jakims czasie wszystko

wygladalo jak choinka na boze narodzenie , cienie tanczyly, wzorki na

tapecie i wykladzinie przesuwaly sie i zmienialy kolory, muzyka plynela

  • Klonazepam

Dawno to bylo wiec nie pamietam dokladnie jak to bylo. A bylo to tak:

randomness