Osiatyński: dopalacze to zbrodnia, za którą odpowiada Barbara Labuda

Rozmowa w dzienniku "Polska The Times" z prof. Wiktorem Osiatyńskim, autorem książki "Alkoholizm. Grzech czy choroba?" oraz opartej na własnym doświadczeniu walki z alkoholizmem powieści "Rehab".

Tagi

Źródło

Dariusz Szreter / Polska The Times

Odsłony

4301

Rozmowa w dzienniku "Polska The Times" z prof. Wiktorem Osiatyńskim, autorem książki "Alkoholizm. Grzech czy choroba?" oraz opartej na własnym doświadczeniu walki z alkoholizmem powieści "Rehab".

Czy jest Pan zaskoczony tym nagłym wysypem doniesień o zatruciach dopalaczami i zgonach po ich zażyciu, z jakim mieliśmy do czynienia w ostatnich dwóch, trzech tygodniach? Wygląda to trochę jak przygotowanie przedpola do akcji rządu, która właśnie nastąpiła.
U nas wszystko odbywa się akcyjnie. Teraz też. Słyszałem oczywiście takie teorie, że to jest zagrywka, żeby przyćmić kongres Palikota. Nie wiem, czy to prawda i mnie to nie interesuje. Mnie chodzi o istotę rzeczy, czyli fakt, że się wreszcie do tego zabierają. A czemu akurat teraz? Powiem tak: lepiej późno, niż żeby ten problem wcale nie zaistniał.

Przez dwa lata nicnierobienia sieć tych sklepów znacznie się rozwinęła i chyba też znacznie wzrosła liczba ich klientów.
W Polsce mamy gospodarkę rynkową, działa prawo popytu i podaży. Jeżeli jest popyt, podaż jest dozwolona, a ktoś traktuje sprzedaż dopalaczy jako biznes, to dlaczego ma tego nie rozwijać? Jakiś młodzieniec z Łodzi ma 120 takich sklepów.

Pańskim zdaniem ważniejsze jest ograniczenie podaży czy popytu?
Do rozwiązywania należy się brać kompleksowo. Popyt ograniczyć powinny działania profilaktyczne, ale obecnie mało one dają. Najskuteczniejsze działania prewencyjne, w postaci wczesnego wykrywania i pomocy, wymagają całkowitej zmiany systemu edukacyjnego, ale do tego nie jesteśmy gotowi. Trzeba się więc do tego wziąć od strony podaży, ale w inny sposób, zmieniając regulacje. Dopalacze są efektem zupełnie bezmyślnego uregulowania sprawy narkotyków, jakie miało miejsce w 2000 r. To była zbrodnia, za którą odpowiedzialność personalną ponosi Barbara Labuda, pośrednio Aleksander Kwaśniewski oraz prawica pod wodzą posła Tadeusza Cymańskiego, która ją w tym wsparła!

Rozumiem, że chodzi Panu o karanie więzieniem "posiadania na własny użytek".
Ta ustawa postawiła po tej samej stronie bariery prawnej handlarza, producenta, dostawcę, który jest kanalią, i który żeruje na ludziach, oraz jego ofiary. W takiej sytuacji, gdy po jednej stronie jest niby porządne społeczeństwo, a po drugiej, na równi, drapieżnicy i ofiary, ta ofiara do nikogo nie może się zwrócić o pomoc, o leczenie - bo jest przestępcą.

Argumentowano wtedy, że w ten sposób będzie łatwiej uderzać w handlarzy.
Ale już po trzech, czterech latach było wiadomo, że to zupełnie nie tak. Wzrost zatrzymań handlarzy wyniósł, o ile dobrze pamiętam, siedem procent. A wzrost zatrzymań użytkowników - tysiąc procent! Wiąże się to z drugim, nie zawsze uświadamianym, aspektem takiego rozwiązania. Największy interes, oczywiście poza handlarzami, ma z niego policja. Na przełomie tysiącleci Polska przeżywała wielką panikę i histerię, niesłusznie zresztą, w związku ze wzrostem przestępczości i nieskutecznością policji.

Na tym wypłynął najpierw sam Lech Kaczyński, a potem Prawo i Sprawiedliwość.
Możliwe. Policja chciała sobie poprawić statystyki wykrywalności. A przestępstwo posiadania narkotyków jest bardzo osobliwym przestępstwem: jest w stu procentach wykrywalne. W przypadku większości przestępstw jest jakaś ofiara, która składa zawiadomienie i wtedy policja szuka sprawcy. Tutaj żadnego przestępstwa nie ma, dopóki się go nie wykryje, czyli złapie kogoś z narkotykiem. Jeśli więc chcemy poprawić sobie statystyki wykrywalności, nic prostszego jak ruszyć w miasto i poszukać narkomanów i uzależnionych. Dopalacze to właśnie nisza, którą stworzyła ta zupełnie bezmyślna ustawa pod patronatem pani Labudy. Chciałbym, żeby to nazwisko się tu znalazło, bo ją osobiście obciążam odpowiedzialnością za ten stan rzeczy. Ona zresztą powiedziała, że jeśli to rozwiązanie okaże się nieskuteczne, to pierwsza podejmie kroki, żeby z tej ustawy się wycofać.

Pewnie nie miała jak, bo wyjechała jako ambasador do Luksemburga.
Gdziekolwiek pojechała, mogła stamtąd przynajmniej napisać list albo wniosek do swojej partii czy kogokolwiek innego. Ta ustawa otworzyła drogę dopalaczom, bo one są legalne. Wprawdzie 15 już zdelegalizowano, ale do tego trzeba określić dokładnie wszystkie składniki danej substancji. Ponieważ to jest wielki biznes, to zawsze się znajdzie jakiś chemik, który podpowie, jak zmienić jeden składnik, dołożyć tam jakiś proszek do prania czy cokolwiek innego. I już mamy do czynienia z inną substancją, która nie podlega zakazowi.

Jak radzą sobie z tym inne państwa? To nie jest tylko problem Polski.
Najsilniej występuje jednak w tych krajach, które - jak Polska - mają najbardziej rygorystyczne przepisy w sprawie użytkowania marihuany i innych narkotyków.

Wydaje się, że z wyjątkiem takich wysp liberalizmu jak Holandia i Czechy polityka Europy czy, szerzej mówiąc, Zachodu jest tu bardzo spójna. Richard Davenport-Hines, autor wydanej i u nas "Historii narkotyków", pisze wręcz o amerykańskiej "kolonizacji kulturowej" w kwestii prawodawstwa antynarkotykowego. A Ameryka, jak wiemy, to prohibicja.

Ależ w USA odchodzi się od tej restrykcyjnej polityki. Nie centralnie, ale stopniowo, poprzez referenda w poszczególnych stanach. W Europie też widać wyraźnie grupę państw, które politykę w tej kwestii opierają na pragmatyce i mają mniej restrykcyjne ustawodawstwo, jak na przykład Niemcy, Szwajcaria, Wielka Brytania. My natomiast należymy do tej drugiej grupy, gdzie górę biorą wpływy katolickie czy - szerzej - moralizatorskie, i gdzie próbuje się urządzić świat doskonały. A to, jak wiadomo, nigdy nie jest możliwe i z reguły prowadzi do gorszych konsekwencji.

Jednym słowem, jest Pan za tym, żeby zalegalizować marihuanę?

Cała afera wokół dopalaczy jest jednym wielkim argumentem na rzecz legalizacji marihuany. Z tym zastrzeżeniem, że obrót nią powinien być ściśle regulowany. Są przecież takie produkty, których produkcja i obrót są legalne, ale bardzo silnie regulowane: leki, trucizny, broń. Tu trzeba dokładnie przemyśleć i potem kontrolować każdy szczegół. Produkować ją powinny firmy farmaceutyczne tak, żeby było dokładnie wiadomo, co to jest. Żadnej reklamy, sprzedaż tylko osobom pełnoletnim.

 

* Wiktor Osiatyński (ur. 6 lutego 1945 w Białymstoku) – polski pisarz i wykładowca, prawnik, konstytucjonalista. Doktor socjologii, doktor habilitowany prawa, profesor, członek Komitetu Nauk Politycznych Polskiej Akademii Nauk specjalizujący się w historii doktryn polityczno-prawnych.

Oceń treść:

Brak głosów

Komentarze

Anonim (niezweryfikowany)

Wszystko super ale rozwalił mnie chłopak tą produkcją gandzi przez firmy farmaceutyczne. Śmiech na sali.

syncro

Czemu, a to niby co jest? http://pl.wikipedia.org/wiki/Sativex

Anonim (niezweryfikowany)

Jakoś bardziej od ekstraktów przekonuje mnie Bedrocan, a już najbardziej - kupowanie zielska od certyfikowanych prywatnych producentów, którzy z przemysłem farmaceutycznym nie mają nic wspólnego. Generalnie ganja to roślina, którą dał nam Bóg abyśmy mogli z niej korzystać do woli, dlatego ludzie powinni mieć prawo do nieograniczonej jej uprawy i używania dla własnych potrzeb.

Anonim (niezweryfikowany)

A wsadź sobie w dupę tego swojego Boga i "dary" od niego, panie zindoktrynowany.

Anonim (niezweryfikowany)

Racja, nikt nam jej nie dał, bo nikogo nie ma,

Trzeba się tylko cieszyć że urosła i korzystać do woli.

Miejmy nadzieje, że będzie więcej racjonalnych osób jak p.W.O.

Jest jeszcze poseł Kalisz, jest Balicki

Im więcej osób będzie o tym mówić tym większa szansa, że dla otumanionego alkoholem i fajami pseudo katolickiego polskiego społeczeństwa coś w końcu dotrze.

Albo jak zakazywać to zakazać też:

1. Alkoholu;

2. Nikotyny;

3. Kofeiny;

4. Cukru

i innych takich

Anonim (niezweryfikowany)

"Rozwalił" cię? A może to po prostu nieodpowiednie sformułowanie? Sam pomysł nie jest głupi, depenalizacja mary to jedno, utrudnienie dostępu małolatom to drugie.Wiadomo, że rodzi się pytanie, czy jeśli ktoś ma 15 lat, to czy musi to oznaczać iż jest niedojrzały? Niekoniecznie, ale większość przypadków pokazuje jednak, że gówniarze+jakiekolwiek dragi (włącznie z legalnym alkoholem!) to kiepskie połączenie.

Zajawki z NeuroGroove
  • Karbamazepina

Nazwa substancji: karbamazepin (tabletki Tegretol)
Poziom doświadczenia: od trawy, przez amfetaminę (dożylnie), kwasy, grzyby, po heroinę (dożylnie), kokainę, crack. Cała masa prochów (z okazji odwyków, detoksów, leczenia) m.in. ogromne ilości clonów, relanium, xanaxów, sulpirydu, imovanu, hydroksyzyny, thioridazinu, promazyny (dożylne "setki"), amizepinów, tramali i wiele innych których nie sposób spamiętać.
Dawka, metoda zażycia: dawki nie pamiętam, coś około 25-30 sztuk, doustnie :P

  • Szałwia Wieszcza

Zanim Salvia ukazała mi swoje wdzięki, musiałem się kilkakrotnie do niej przymierzyć. Właściwie około 70% jej konsumentów odczuło prawdziwa moc dopiero za drugim razem lub jeszcze później. Pierwszy raz nie był więc dla mnie niczym nadzwyczajnym - trochę poddenerwowany i podekscytowany niezbyt pewnie wciągam dym z suszonych liści, robiąc przerwy pomiędzy poszczególnymi zaciągnięciami i używając zwykłej zapalniczki w zwykłej lufce, co okazało się niedostateczne do waporyzacji.

  • LSD-25

substancja: LSD-25 pod postacią małej szarej tekturki z truskawką.