Nowe substancje psychoaktywne, popularnie zwane dopalaczami, to najszybciej rozwijający się, a jednocześnie najmniej znany segment rynku narkotykowego. Piszemy o raporcie z Mołdawii, Białorusi, Gruzji, Kazachstanu, Serbii i Kirgistanu, który rzuca światło na sytuację w regionie.
O nowych substancjach psychoaktywnych (tzw. dopalaczach) wiemy niewiele. Wynika to przede wszystkim z faktu, że zmieniają się one nieustannie. Wyprodukowanie produktów jest proste i szybkie. A rozwojowi rynku nowych substancji sprzyja narkotykowa prohibicja wobec tych tradycyjnych. Mechanizm działa w następujący sposób: kolejne nowe substancje są dopisywane do listy tych zakazanych, na co producenci odpowiadają minimalnymi zmianami w formule, co pozwala im ominąć istniejące zakazy.
To nie tylko przepis na ominięcie prawa, ale również na wygenerowanie dodatkowych zagrożeń dla użytkowników. Każda zmiana w formule konkretnej substancji zmienia to, w jaki sposób zadziała ona na osobę, która ją przyjmuje. Nieznane są też efekty mieszanek z innymi substancjami psychoaktywnymi – nowymi, tradycyjnymi czy alkoholem. A przez to nie wiadomo, jak skutecznie ratować ofiary przedawkowania.
Przećwiczyliśmy to w Polsce niemal dekadę temu. Najpierw producenci i sprzedawcy tzw. dopalaczy zakładali całą sieć sklepów z „przedmiotami kolekcjonerskimi”, które były takimi tylko z nazwy, a ludzie kupowali je po to, żeby je wciągać i palić. Potem, kiedy władze urządziły nagłaśniane medialnie naloty, producenci zaczęli wprowadzać drobne zmiany w formułach, a dystrybutorzy zniknęli z ulic i zeszli do podziemia. Mefedron i syntetyczne zamienniki marihuany jak były, tak są łatwo dostępne – raz wyprodukowana substancja tak po prostu nie znika. O skutkach ich używania wiemy więcej, ale wciąż za mało.
Cenne oczywistości
Dlatego każde badanie jest na wagę złota, bo uzupełnia wiedzę, której desperacko potrzebujemy. Do takich badań należą te nad nowymi substancjami psychoaktywnymi przeprowadzone przez Eurasian Harm Reduction Association we współpracy ze Szkołą Prawa Brytyjskiego Uniwersytetu w Swansea. Raport powstał na podstawie wywiadów i grup fokusowych z udziałem między innymi użytkowników i aktywistów. Ten materiał uzupełniają dane ilościowe.
Jakie wnioski płyną z tych badań? Przede wszystkim dowiadujemy się, że brakuje wiedzy na temat nowych substancji psychoaktywnych – nie tylko o efektach ich zażywania czy skutkach przedawkowań, ale też o skali zażywania i popularności tych środków.
Badania pokazują, że nowe substancje psychoaktywne w większości przypadków nie były lub wciąż nie są środkami pierwszego wyboru. Użytkownicy decydują się na nie dlatego, że ich posiadanie obarczone jest mniejszym ryzykiem zatrzymania (za torebkę syntetycznej marihuany grożą inne kary niż za torebkę tej tradycyjnej) lub dopiero wtedy, kiedy tradycyjnej substancji brakuje na rynku.
Potwierdza to powtarzaną często tezę, że za popularnością nowych substancji psychoaktywnych stoi represyjna polityka wobec tradycyjnych środków odurzających. Ludzie decydują się na zażywanie nowych substancji psychoaktywnych, ponieważ za posiadanie marihuany czy amfetaminy grożą im kryminalne konsekwencje. Z raportu dowiadujemy się również, że kryminalizowanie nowych substancji psychoaktywnych nie sprawia, że znikają one z rynku – w większości krajów są one łatwo dostępne, niekiedy łatwiej niż tradycyjne narkotyki.
Wiedza z pierwszej ręki
Brak podstawowych informacji – nie mówiąc już o dobrej jakości danych ilościowych – z zasady utrudnia przeprowadzanie badań. Autorom raportu udaje się jednak zdobyć wiele ważnych informacji, ponieważ ich źródłem są sami użytkownicy. Co prawda wywiady i grupy fokusowe nie zapewniają danych w skali makro, ale dostarczają istotnej wiedzy na temat motywacji samych użytkowników. Dowiadujemy się, że najważniejsza dla osób korzystających z nowych substancji psychoaktywnych jest ich łatwa dostępność, a podstawowym kanałem dystrybucji jest internet, konkretnie aplikacje typu WhatsApp, Telegram i sklepy darknetowe. Co prawda użytkownicy mówią, że boją się policyjnych prowokacji, jednak nie jest to istotnym czynnikiem zniechęcającym ich do zażywania.
Dzięki raportowi dowiadujemy się również, jak użytkownicy przyjmują nowe substancje psychoaktywne. Większość miesza je, nie znając ich działania. Z rozmów wynika również, jakie usługi są najbardziej potrzebne użytkownikom. Obok systemu ostrzegania (powszechnie dostępnej bazy danych na temat działania poszczególnych substancji) mówią o usługach redukcji szkód dla osób zażywających substancje inaczej niż dożylnie (np. wciągających je nosem lub palących). Wspominają o punktach wymiany szklanych fifek i folii (wykorzystywanych do palenia) oraz miejscach do testowania składów substancji.
Co robić?
Pracownicy Eurasian Harm Reduction Association wspólnie ze Szkołą Prawa Brytyjskiego Uniwersytetu w Swansea przyjrzeli się sytuacji z tzw. nowymi substancjami psychoaktywnymi w sześciu krajach: Mołdawii, Białorusi, Gruzji, Kazachstanie, Serbii i Kirgistanie. Wnioski z rozmów, które zawarto w badaniach, pokrywają się w dużej mierze z tym, co wiemy o sytuacji z nowymi substancjami psychoaktywnymi w Polsce czy Wielkiej Brytanii. Mówimy o różnych państwach, z odmienną historią i kulturą polityczną, które dzielą tysiące kilometrów. Łączy je jednak to, że mają problem z tzw. dopalaczami.
Niezależnie, czy mówimy o Kirgistanie, czy Wielkiej Brytanii, źródło problemu jest to samo. To wysokie kary za przestępstwa narkotykowe związane z tradycyjnymi substancjami (np. marihuaną, amfetaminą, MDMA) pchają zarówno producentów, jak i użytkowników do wymyślania nowych niebezpiecznych mieszanek, które pozwolą im uniknąć kary. Raport euroazjatyckiego stowarzyszenia tylko potwierdza, że dopóki wymienione kraje nie rozważą zniesienia dotkliwych kar za posiadanie i używanie tradycyjnych substancji, nie powinny spodziewać się, że problem z tymi nowymi zniknie sam.
Komentarze
https://www.youtube.com/watch?v=Jnd_xS8l5Ck&t=893s jak by kogoś interesowało gdzie się podziała alfa
U nas idzie to jak po grudzie. Jedyną opcją jest edukacja i uświadamianie - wiadomo że większość moich rówieśników (rocznik '94) ogarnia ze nie każdy kto zapali splifa kończy ze strzykawką pod mostem, ale niestety jesteśmy jeszcze daleko, daleko w lesie. Prohibicja spycha rynek na niekontrolowane tory. Niemniej jednak najważniejsza jest edukacja ;) wszak nawet i piwo nie jest stworzone dla każdego.
Przykro mi, ale w Polsce analogi już nie znikną. Władze przegapiły moment, w którym można było je wyeliminować. Dla niektórych ludzi powrót do choćby amfetaminy jest już niemożliwy, bo zwyczajnie jest dla nich za słaba przez Czwórkę itp. Tak samo żaden opiatowiec nie wróci teraz do chociażby morfiny gdy nie będzie musiał, jeśli obecnie zażywa U-47700 czy Fentanyl.
Jeśli wiele osób z rocznika 1994 uważa, że zapalenie jointa z marihuaną niesie ze sobą ryzyko skończenia ze strzykawką w przedramieniu, to ja uważam że niewiele mentalnie się zmieniło w Polsce od 1994 roku kiedy takie myślenie było powszechnie wśród ówczesnych dwudziestolatków, do których również się zaliczam.