Narkotyki: zło tkwi w nas, nie w substancji

Rozmowa z prof. Jerzym Vetulani na temat dragów.

Tagi

Odsłony

14526
MAGAZYN nr 8 dodatek do Gazety Wyborczej nr 48, wydanie waw (Warszawa) z dnia 1999/02/26-1999/02/27, str. 6 Fot. Adam Golec

Sławomir Zagórski
Z profesorem Jerzym Vetulanim, farmakologiem rozmawia Sławomir Zagórski.


Panie Profesorze, siedliśmy do tej rozmowy przy kawie. To pewnie nie pierwsza Pana filiżanka dzisiaj? Czy jest Pan uzależniony od kawy?

* Nie, nie jestem. Ale bardzo wiele osób jest. Kawa, a konkretnie zawarta w niej kofeina, to najczęściej stosowana na świecie substancja psychotropowa o pewnym potencjale uzależniającym. Co ciekawe, kofeina nigdzie nie jest traktowana jak narkotyk - negatywnie. Może z wyjątkiem pewnych grup Hindusów, którzy nie stosują żadnych używek, a więc także kawy czy herbaty.

A jak się zorientować, czy ktoś jest uzależniony od kawy?

* Wystarczy zapytać. Uzależnienie od kofeiny jest stosunkowo słabe. Jeśli ktoś powie: Ja nie mogę funkcjonować bez kawy, to znaczy, że naprawdę funkcjonować może, tylko będzie trochę bardziej senny, mniej energiczny. Co ważniejsze, rezygnując z kawy, nie będzie odczuwać żadnych objawów odstawienia, żadnego głodu, co najwyżej senność.
Głód narkotyczny to symptom prawdziwego, silnego uzależnienia. Łączą się z nim niekontrolowane zachowania poszukiwawcze, gdy substancji, od której się uzależniliśmy, brakuje. Nikt nie porzuci rodziny ani nie będzie narażać życia po to, by zdobyć porcję kawy. Natomiast jest wielu ludzi, którzy w zdobycie kawy są gotowi włożyć sporo wysiłku. Pamiętamy to świetnie z okresu, kiedy kawa była na kartki.

W jaki sposób naukowcy definiują dziś pojęcie narkotyku?

* Narkotyk to określenie popularne i przy okazji dość mylące. Tak mówi się np. o LSD czy o heroinie, ale również o niewinnym eterze czy chloroformie, czyli o wziewnych środkach usypiających. Stąd się bierze np. pojęcie pacjent w narkozie.
Narkotyk można zdefiniować jako substancję uzależniającą. Z tym że narkotyk to nazwa krótka i łatwa, a substancja uzależniająca - długa i niewygodna. W Ameryce nikt nie mówi addictive substance tylko drug. A przecież drug w języku angielskim oznacza także dowolny lek, z aspiryną włącznie.
Istnieje też policyjna definicja: narkotyk to coś, co jest na liście substancji zakazanych. Niestety, takie postawienie sprawy przyczyniło się do wyprodukowania wielu nowych niebezpiecznych substancji uzależniających. No bo w chwili, gdy na listę wciągnięto np. amfetaminę, natychmiast robiono jej pochodną, podobnie działającą, ale jeszcze legalną. Potem taką pochodną też wciągano na listę i tak dalej. Kres temu wyścigowi położyła dopiero amerykańska Komisja ds. Żywności i Leków, sporządzając szerszą, bardziej ogólną listę substancji uzależniających.

Kiedy ludzie po raz pierwszy zetknęli się z narkotykami?

* W neolicie, a więc dobrych kilka tysięcy lat przed naszą erą. Aldous Huxley, autor głośnej książki Nowy wspaniały świat, twierdzi, że zanim człowiek został rolnikiem, już był farmakologiem. Ludzie zbierali rośliny ze względu na ich własności lecznicze. To była cała skomplikowana wiedza, pozostająca w gestii zielarzy, czarownic.
Wydaje się więc, że już w neolicie natrafiono na pewną substancję, która dawała poczucie błogości i ukojenia. Chodzi o tzw. somę, o której mowa jest w księgach wedyjskich. Naukowcy przypuszczają, że owa legendarna soma to był po prostu wywar z naszego, świetnie wszystkim znanego, muchomora czerwonego (Amanita muscaria). Okazuje się, że na glinianych naczyniach z neolitu można odnaleźć motywy zdobnicze przypominające układ blaszek tego grzyba. A wywar z muchomora służy po dziś dzień za narkotyk Ajnom i Czukczom, mieszkańcom dalekiej Syberii.
Pierwszy dobrze udokumentowany ślad używania narkotyków pochodzi sprzed trzech i pół tysiąca lat. Otóż na sumeryjskich tabliczkach doszukano się informacji na temat opium. Z tego samego mniej więcej czasu pochodzi też zapis o stosowaniu haszyszu w Chinach. O ile jednak muchomor, konopie, które są źródłem haszyszu, i mak, z którego robi się opium, mają ograniczony zasięg geograficzny, o tyle kolejny narkotyk, na jaki natrafili nasi przodkowie - alkohol etylowy - można wyprodukować nieomal ze wszystkiego. Z kobylego mleka, z fermentujących owoców, a nawet - jak to się robi czasem w Indiach - z wnętrzności zwierzęcych i wobec tego alkohol znany był niemal wszędzie, na całym świecie.

Poza obszarami Ameryki Północnej, zajmowanymi dziś przez Stany Zjednoczone i Kanadę.

* Tak, to prawda. Na to, jak robić alkohol, nie wpadły tylko dwie znane nam kultury - kultura Ameryki Północnej, co jest zadziwiające, gdy weźmie się pod uwagę, jak bardzo była bogata i rozległa, oraz polinezyjska. To, co stało się z Indianami Ameryki Północnej, jest ponadto klasycznym przykładem, jak dewastujący może być wpływ nieznanego narkotyku na nieprzygotowane do niego społeczeństwo. Wprowadzenie alkoholu walnie przyczyniło się do zniszczenia kultury Indian.

Czy to znaczy, że z narkotykiem - takim jak np. alkohol - społeczeństwa muszą się najpierw zżyć, oswoić, ponieważ inaczej mu ulegną?

* Tu nie chodzi wyłącznie o czas potrzebny na oswojenie się. Kiedyś zażywanie narkotyków, w tym alkoholu, podlegało silnej, i co ważniejsze, bardzo skutecznej kontroli społecznej. W kulturach pierwotnych narkotyków używano w sposób ściśle zrytualizowany. Stosowano je w celach obrzędowych, religijnych, militarnych, a nie rekreacyjnych. Z punktu widzenia biologii miało to wyraźny sens. Chodziło o jednoczenie, o cementowanie grupy lub o stymulację, o zwiększenie sprawności, np. przed walką. Sprawiało, że rosły szanse na przeżycie takiej grupy. Podobno Berserkowie - wojownicy wikingów - pili przed walką specjalny napój z grzybów i jagód leśnych, po którym dostawali szału. Wyli, gryźli własne tarcze, a gdy już ruszyli do ataku, zabijali wszystkich - swój czy obcy - a po zwycięskiej bitwie (bo zawsze zwyciężali) trzeba było ich po prostu zabić, bo do niczego innego już się nie nadawali.
Inny, lepiej znany przykład z bliższych nam czasów to słynni ze swoich skrytobójczych mordów asasyni - tajny zakon muzułmańskiej sekty izmailitów, założony pod koniec XI w. w Persji. Mówiono, że przed walką wprowadzali się w trans narkotyczny za pomocą haszyszu, chociaż obecnie się sądzi, że palenie haszyszu było raczej nagrodą po udanej akcji. Dawniej ludzie nie bardzo mieli czas, by stosować narkotyki w celach rekreacyjnych. Co prawda naukowcy nie są też zgodni co do tego, ile czasu człowiek kiedyś miał dla siebie. Są badacze, którzy twierdzą, że życie naszych przodków było sielskie i anielskie. Ja nie bardzo w to wierzę. Ponadto wydaje się, że istniało bardzo silne tabu na stosowanie substancji psychotropowych poza ściśle określonymi sytuacjami.

Czy są na to jakieś dowody?

* A np. takie tabu przechowywane do dziś w naszej pamięci: większość ludzi nadal sądzi, że nie ma gorszego grzyba od wspomnianego muchomora czerwonego. Przecież to nieprawda. Jest tyle silniej trujących grzybów, chociażby jego bliski kuzyn, muchomor sromotnikowy - Amanita phalloides. Ale w pamięci naszego gatunku wyryta jest informacja właśnie o muchomorze czerwonym. Bo jego stosowanie poza rytuałem to było kiedyś tabu. Zrobisz coś wbrew tabu - umrzesz.

Twierdzi więc Pan, że pierwsze ludzkie doświadczenia z narkotykami miały pozytywny charakter?

* Tak. Co więcej, fakt, że ludzkość od początków swej historii paliła, jadła, wdychała i wstrzykiwała sobie substancje psychotropowe, świadczy moim zdaniem o tym, iż stosowanie czegoś, co poprawia nastrój, jest istotną potrzebą człowieka jako gatunku, a ponadto o tym, że właśnie w skali gatunku przez długi czas nie zmniejszyło to naszego, oszałamiającego przecież, sukcesu ewolucyjnego.

Ale sytuacja się odwróciła. Dlaczego nasze dzisiejsze doświadczenia z narkotykami są tak złe?

* Bo ludzie zaczęli używać narkotyków w celach rekreacyjnych, na zawołanie. To nie kapłan wydziela ci je na zebraniu, tylko sam ukradkiem kupujesz i zażywasz. Sposób użycia środków oddziałujących na psychikę wyłamał się z ryzów i skończyły się efekty dobre, a zaczęły negatywne.

Jak jednak do tego doszło?

* Narkotyki wymknęły się spod kontroli z kilku powodów. Przede wszystkim dzisiejsze narkotyki działają znacznie silniej od tych używanych dawniej. Dlaczego? Bo są znacznie lepiej chemicznie przystosowane i czyszczone niż kiedyś. Dawne napoje alkoholowe przypominały niskoprocentowe piwo, a w najgorszym razie wino. W zwykłym procesie fermentacyjnym człowiek nie jest w stanie uzyskać więcej niż 13-15 procent alkoholu. Jednak od czasów, kiedy Arabowie w średniowieczu wynaleźli destylację (wcześniej znano ją tylko w Chinach), zaczęły się pojawiać alkohole mocne, działające znacznie silniej.
Podobnie rzecz się miała z kokainą. Kiedyś kokaina była zwykłym składnikiem pożywienia. Andyjscy górale żuli sobie rano liście koki, tak jak my pijemy poranną kawę, żeby się dobudzić. W ubiegłym stuleciu korsykański lekarz Angelo Mariani wpadł na pomysł, żeby liście koki wkładać do wina i robić w ten sposób pobudzający napój kokainowo-alkoholowy. Produkował tzw. Vin Mariani i sprzedawał go jako eliksir życia w aptekach. W Europie i w USA napój cieszył się ogromnym wzięciem. Dość powiedzieć, że Mariani dostał za swój wynalazek z rąk Piusa IX order papieski za zasługi dla ludzkości. Niestety, nieco później ludzie nauczyli się krystalizować kokainę i zażywać ją przez śluzówkę nosa, czyli po prostu wąchać. No i wreszcie wymyślono, że kokaina nadaje się do palenia. Dziś, paląc lub wąchając kokainę, niesłychanie łatwo uzależnić się i równie łatwo przedawkować ze śmiertelnym skutkiem.
Morfina też najpierw stosowana była doustnie. Ludzie popijali wywar z makówek, który zawierał niewielkie ilości tego narkotyku. Potem mleczko makowe palono jako opium. Czystą, znacznie silniej działającą morfinę udało się uzyskać w roku 1805. A blisko sto lat później w wyniku drobnej modyfikacji chemicznej uzyskano jej pochodną - heroinę, która stosowana dożylnie działa jeszcze szybciej i silniej, szybciej też uzależnia.
Tak naprawdę poważne kłopoty z narkotykami zaczęły się w XIX wieku, kiedy postęp chemii spowodował, że zaczęto syntetyzować substancje wpływające na psychikę.

Czy to było od początku zamierzone poszukiwanie czystych, silnie działających narkotyków?

* Nie. Na niektóre substancje, jak np. na LSD, natrafiono zupełnie przypadkowo. Albert Hofmann, szwajcarski chemik, kiedyś podczas powrotu do domu z laboratorium zjadł kanapkę, nie umywszy rąk, i... odleciał. Kiedy po kilku godzinach doszedł do siebie, zorientował się, że wpadł na trop niezwykle silnego halucynogenu. Zdarzyło się to w roku 1948.
Narkotyki często najpierw pojawiały się jako leki i dopiero później odkrywano ich działanie uzależniające. Tak też było z niezwykle groźnym narkotykiem - amfetaminą. Zsyntetyzowano ją jako lek przeciw astmie. Ludzie od dawna używali podobnego leku na astmę, zwanego efedryną. Kłopot polegał na tym, że efedrynę uzyskiwano z rzadkiego, rosnącego wyłącznie w Chinach krzewu - Ephedra vulgaris. Poszukiwano więc środków zastępczych i tak właśnie wyprodukowano amfetaminę. Stosowano ją dość powszechnie w latach 30., ale prawdziwą karierę zrobiła dopiero w czasie II wojny światowej. Okazało się, że jest to związek, po którym się nie chce spać, i zaczęto dodawać go do czekolady dla lotników odbywających długie nocne loty. Robili tak zarówno Niemcy i Japończycy, jak i Anglicy. Stany Zjednoczone co prawda nie wprowadziły czekolady z amfetaminą dla swoich lotników, ale amerykańscy i angielscy żołnierze siedzieli często w tej samej bazie i przecież nikt koledze nie odmówił czekoladki, która dobrze działa.
Najgorzej na amfetaminie wyszli Japończycy. Wyprodukowali jej w czasie wojny tyle, że po zakończeniu działań nie wiedzieli, co zrobić z zapasami. Zaczęli więc propagować amfetaminę, mówiąc, że poprawia samopoczucie. Do czego to doprowadziło? Blisko jedna piąta młodych Japończyków w latach 1946-1948 uzależniła się od amfetaminy.

Dziś znamy też inne leki, od których można się uzależnić.

* Owszem. Na przykład leki nasenne - jak luminal - czy uspokajające - jak nasze relanium czy elenium - mają bardzo silny potencjał uzależniający.

Ale rozprawiając o negatywnych skutkach narkotyków, raczej nie myślimy dziś o osobach łykających pigułki nasenne i nie potrafiących już bez nich zasnąć, tylko o ludziach uzależnionych od kokainy czy heroiny.
Wróćmy jednak do pytania, dlaczego narkotyki wymknęły się spod naszej kontroli. Stało się tak, ponieważ zmienił się nie tylko cel stosowania, sposób pobierania i siła narkotyków, a więc ich potencjał uzależniający. Zmienił się również stosunek społeczeństwa do brania narkotyków. Kiedyś było na to przyzwolenie, dziś takiego przyzwolenia nie ma. Tymczasem same narkotyki nie są rzeczą złą. Złe jest uzależnienie.

Ale przecież mówiąc narkotyk, od razu myślimy o uzależnieniu.

* Zgoda. Ale czy można powiedzieć, że sam alkohol jest zły? Nie. Zły jest alkoholizm. Tak samo morfina nie jest złem, złem jest morfinizm. Zło tkwi w nas, a nie w substancji.

Gdzie szukać w człowieku tego zła? Dlaczego ludzie ulegają narkotykom?

* Człowiek jest tak skonstruowany, że ma potrzebę pobudzania układu nagrody w mózgu. W ludzkim mózgu można wyróżnić trzy wielkie systemy funkcjonalne. Jeden odpowiada za czuwanie i sen, drugi za pamięć i rozumowanie, a trzeci to właśnie ów układ nagrody. Steruje naszym zachowaniem - za dobre nagradza, za złe karze.

W jaki sposób udało się odkryć istnienie tego układu?

* Decydujące były tu prace Oldsa i Millera na szczurach. Olds badał, jak elektryczne drażnienie mózgu wpływa na zachowanie szczura. Skonstruował specjalny przyrząd składający się z dźwigni, przewodu elektrycznego oraz cieniutkiej elektrody, którą wprowadzano do mózgu zwierzęcia. Aby doszło do podrażnienia, szczur musiał sam nacisnąć na dźwignię. I okazało się, że szczur ewident-nie lubi drażnienie pewnych okolic mózgu - naciska dźwignię raz za razem, do upadłego. Naukowcy stwierdzili, że zwierzęciu najbardziej się podobało, gdy elektroda znajdowała się w części mózgu zwanej podwzgórzem. Ten eksperyment rozpoczął całą lawinę prac nad poszukiwaniem ośrodków przyjemności. Dziś wiemy, że tych ośrodków jest sporo. Istnieją już całe mapy przyjemności i euforii w mózgu. Wiemy też, że substancją, która bierze udział w wymianie informacji pomiędzy komórkami układu nagrody, jest przede wszystkim dopamina. Wydzielanie dopaminy sprawia, że robi się nam przyjemnie. A człowiek chce, żeby mu było przyjemnie, więc powtarza zachowania, które zostały nagrodzone uczuciem przyjemności.

Różnym ludziom różne rzeczy sprawiają przyjemność.

* Stosunkowo najwięcej doznań dotyczy zachowań pokarmowych - smaczne/niesmaczne. Jeść musimy i mózg nagradza nas za to. Ale ma pan rację - repertuar zachowań, które powodują wydzielanie dopaminy i dostarczają przyjemnych doznań, jest bardzo szeroki. Dla niektórych może to być poszukiwanie nowości, dla innych uprawianie ryzykownych sportów, np. wspinaczki. Są ludzie, dla których szczególnie wysoką nagrodą jest praca twórcza. Są też tacy, którzy upajają się poczuciem władzy. Na tej liście jest też oczywiście seks. Układ nagrody ma przede wszystkim zapewnić sukces reprodukcyjny. Naszym biologicznym celem, tak jak celem każdego gatunku na Ziemi, jest przekazywanie genów. I układ nagrody w gruncie rzeczy jest nie po to, żeby człowiekowi było miło, tylko żebyśmy byli efektywni w przekazywaniu genów następnemu pokoleniu.

Ale czy nie jest tak, że nagrody, o jakie stale zabiegamy, z czasem powszednieją? Że coraz trudniej nas zadowolić?

* Każda nagroda składa się z dwóch składowych, związanych z pobudzeniem innej części układu nerwowego - z poszukiwania przyjemności i jej konsumowania. Układ dopaminowy związany jest z oczekiwaniem. To nam nigdy nie powszednieje - wciąż szukamy nowej podniety. Druga składowa - konsumpcja - wiąże się z tzw. autonomicznym układem nerwowym i powszednieje. Flirt jest okresem dopaminowym, natomiast podczas kopulacji włącza się układ autonomiczny. I właśnie dlatego kopulacja powszednieje, a flirt nie. Zawsze milej jest flirtować i szukać nowych wrażeń. Ci, którzy palili papierosy, wiedzą, że po pewnym czasie pali się nie dla przyjemności. Ale sięga się po papierosa, bo wciąż jest oczekiwanie. Skaczę po kanałach, szukam, na ogół nic nie znajduję, ale wciąż liczę, że na następnym kanale będzie coś ciekawego.

W pewnym momencie poszukiwanie staje się więc ważniejsze niż zaspokojenie.

* Tak. Robimy coś dla samej przyjemności szukania. Nie o to chodzi, by złowić króliczka, ale by gonić go. Flirt może być znacznie bardziej podniecający niż konsumpcja. To łączy się z tzw. efektem Coolidgea. John Calvin Coolidge, trzydziesty prezydent Stanów Zjednoczonych, zwiedzał kiedyś wraz z żoną fermę drobiu i podobno doszło wówczas do następującego zdarzenia. Pani prezydentowa zapytała swojego przewodnika: - Czy to dobrze, że na 25 kur przypada tylko jeden kogut? - Ależ, proszę pani - odparł przewodnik - ten kogut i 25 kur to akurat to, co trzeba. Wszyscy są szczęśliwi. - O, to ten kogut potrafi 25 razy z rzędu... - zamyśliła się pani Coolidge. - Czy byłby pan łaskaw powtórzyć to panu prezydentowi? Kiedy wiadomość dotarła do prezydenta, ten odrzekł: - To ciekawe, ale proszę pana, czy ten kogut zawsze z tą samą kurą? - Ależ skądże, za każdym razem z inną. - Czy byłby pan łaskaw powtórzyć to pani Coolidge? - powiedział prezydent.
Mężczyźni są stale gotowi do nowych miłosnych podbojów, zapominając, że nawet najpiękniejsza kobieta nie da im więcej, niż ma, ale ciągle się spodziewają, że to będzie coś niezwykłego.

Powiedział Pan, że człowiek musi stale stymulować swój układ nagrody. Taka jest nasza biologia. A jak na ten układ działają narkotyki?

* Pobudzają go. Naśladują w sposób sztuczny naturalne przyjemności. Układ nagrody normalnie reaguje na bodźce, które są dla nas korzystne. A zrobienie sobie zastrzyku z heroiny korzystne nie jest. Narkotyki pasożytują na naturalnych układach przyjemnościowych w mózgu. To jedno wielkie oszustwo.
Ale przecież my mamy także swoje własne, naturalne substancje odurzające, np. produkowane w mózgu endorfiny. A skoro natura wymyśliła wewnętrzne narkotyzowanie się, to może branie narkotyków nie jest całkowicie sprzeczne z naturą?

* Nie, to zupełnie inna historia. Na prawdziwą przyjemność i na wydzielenie się naszej własnej kokainy (tak można bowiem traktować naturalną dopaminę) musimy sobie zapracować np. energicznym seksem, co jest czynnością przyjemną i zdrową. Jeśli zamiast tego robimy sobie zastrzyk z amfetaminy, a potem mówimy, że przeżyliśmy totalny orgazm, oszukujemy samych siebie. Nasz organizm odbiera sygnał: Czuję się doskonale, to jest właśnie to, czego potrzebuję. A to było mamidełko, fałszywe uczucie szczęścia.

A może układ nagrody u niektórych z nas jest trochę źle wyskalowany? Naturalne czynniki, które zapewniają odczuwanie przyjemności, niektórym nie wystarczają. Takim ludziom narkotyki kompensują ów brak i to oni są szczególnie podatni na niebezpieczeństwo, jakie niosą uzależnienia? I ci ludzie wcześniej czy później i tak na coś trafią. Na piwo, papierosy, heroinę, ale trafią. Mój redakcyjny kolega, alkoholik, napisał niedawno na łamach Magazynu: Kiedy tylko popróbowałem alkoholu, od razu wiedziałem, że to jest to.

* Są ludzie, u których układ nagrody działa wyraźnie nieprawidłowo. Na ogół takie patologie są bardzo destrukcyjne. Powodują np. bulimię, anoreksję, zaburzenia psychoseksualne. Są też ludzie, u których układ nagrody rzeczywiście zachowuje się tak, jakby był gorzej wyskalowany, i to oni prawdopodobnie łatwiej wpadają w szpony nałogów.

Wielu ich jest?

* Stosunkowo niewielu. Proszę popatrzeć na alkoholików. Prawie każdy z nas miał kontakt z alkoholem. Wielu ludzi używa alkoholu. Znacznie mniej ludzi go nadużywa. A jeszcze mniej się od niego uzależnia.

Można być uzależnionym od alkoholu i nie zdawać sobie z tego sprawy?

* Można. Sporo ludzi nie chce się przyznać do uzależnienia. Są dwa typy alkoholizmu - nazywane umownie męskim i kobiecym. Kobiecy to raczej picie samotne (jeden, dwa długie drinki wieczorem), duże poczucie winy, że się pije, poczucie, że się jednak jest uzależnionym i chęć zerwania z nałogiem. Mężczyźni natomiast piją grupowo, zupełnie się tego nie wstydzą i bardzo często nie zdają sobie sprawy, że są uzależnieni. W każdej chwili mogę rzucić - mówi alkoholik. Tymczasem tak nie jest. Uzależnienie traktuje się dziś jak nieodwracalną chorobę mózgu.

Czy to znaczy, że ci ludzie do końca życia będą narkomanami?

* Tak.

A czy zwierzęta też oszukują swój układ nagrody jak ludzie? Czy poszukują narkotyków?

* Tak. Moim ukochanym przykładem są osy, które rzucają się na sfermentowane śliwki. Robią to z własnej woli i piją do zupełnego upojenia.

Są zwierzęta, które mając do wyboru kilkuprocentowy alkohol i wodę, wyraźnie wolą alkohol. Wyjątek stanowią niektóre hodowlane linie szczurów, które stronią od etanolu. Dość szczególnie zachowują się jeże. Zwykle piją wodę, ale od czasu do czasu mają chętkę na alkohol i wtedy już piją na umór, zataczają się. Potem prawdopodobnie mają kaca i przysięgają, że nigdy nie tkną alkoholu, i przez parę dni znów piją tylko wodę. A potem cała historia się powtarza. Zwierzęta mają jednak zwykle bardzo trudny dostęp do substancji, które sprawiają przyjemność.

Dlaczego narkotyki mają tak silne działanie destrukcyjne?

* Bo wywołują spustoszenie w sferze psychicznej. Człowiek uzależniony nie jest w stanie kierować swoim zachowaniem. Liczy się tylko zdobycie następnej dawki. Ponadto np. morfina, heroina i opium wyraźnie obniżają odporność organizmu, a amfetamina wywołuje psychozy amfetaminowe, które trudno odróżnić od schizofrenii.

Czy naukowcy są dziś w stanie określić, kto jest bardziej narażony na uzależnienie? Czy wiadomo, jakie są fizjologiczne podstawy różnej odporności na narkotyki?

* Wygląda na to, że skłonność do narkomanii, podobnie jak skłonność do gier hazardowych, do podejmowania ryzyka czy do występowania tzw. zespołu Tourettea (chorzy podrygują, mają tiki nerwowe, mamroczą obsceniczności, wygłupiają się, szczekają), wiąże się z defektem pewnego receptora dopaminy, tzw. receptora D2. U różnych ludzi cząsteczka ta ma nieco inną budowę. Udało się wykazać zależność pomiędzy budową receptora D2 a tym, czy ktoś łatwiej uzależnia się od amfetaminy i kokainy. Skłonność do narkomanii to w ok. 30 proc. sprawka genów związanych z receptorami D2, w 30 proc. innych, nie znanych jeszcze genów, reszta to wpływ środowiska. To rozgraniczenie między genami a środowiskiem jest zresztą trudne. Wiadomo np., że dzieci alkoholików są częściej alkoholikami niż dzieci chowane w zdrowych rodzinach. Ale w jakim stopniu ważą tu geny, a w jakim środowisko?

Czy są narkotyki, od których można uzależnić się po zażyciu jednej dawki?

* Nie. W grę musi wchodzić uczenie. Trudno np. uzależnić się od nikotyny po pierwszym papierosie. Wiele osób na początku wymiotuje. Piwo też rzadko smakuje za pierwszym razem.

Ale czy bywa tak, że pierwszy kontakt z narkotykiem, np. pierwszy papieros z marihuaną, może być bardzo przyjemny?

* Może, o ile ktoś wcześniej palił papierosy i jest przyzwyczajony do niemiłego wdychania dymu. Ale marihuana nie powoduje uzależnienia.

Czy to znaczy, że marihuana w ogóle nie jest narkotykiem?

* Jest, ale podobnie jak kofeina, bardzo słabym. Nie ma żadnych objawów głodu przy odstawieniu. Marihuana jest moim zdaniem nieszkodliwa. Szkodliwość zaczyna się dopiero wtedy, gdy w grę wchodzi prześladowanie palących marihuanę. Ja w ogóle uważam, że nielegalność i penalizacja przywiązują do narkotyków.

Na zasadzie owocu zakazanego?

* Owszem. Również na zasadzie, że stres zwiększa siłę uzależniającą narkotyku.

Czy są na to jakieś dowody?

* Tak, robiliśmy i my takie eksperymenty na zwierzętach. Okazało się, że amfetamina działa znacznie silniej na szczury poddawane stresowi niż nie stresowane. Doświadczenie innych badaczy polegało na podawaniu szczurom heroiny, a potem odstawieniu narkotyku. Zwierzęta początkowo go poszukiwały - biegały nerwowo po klatce, węszyły, popiskiwały - potem, po paru dniach, uspokajały się. Wystarczyło jednak raz kopnąć uzależnionego niegdyś szczura prądem po łapach, by wróciły zachowania poszukiwawcze.

Sądzę, że nadmierna surowość w wychowaniu i penalizacja często przynoszą tragiczne skutki.

Czy marihuana jednak nie prowadzi do innych, znacznie bardziej szkodliwych narkotyków?

* Może tak się dziać dlatego, że uczymy się jednej rzeczy nielegalnej. Jeżeli marihuanę kupowałbym w sklepie, nie popełniałbym wykroczenia. To tak, jakby powiedzieć, że piwo prowadzi do alkoholizmu. Myślę, że mało osób zaczynało od innego napoju alkoholowego niż piwo. Ale czy to znaczy, że picie piwa prowadzi do alkoholizmu?

Zobaczmy, co się dzieje przed szkołami. Czym się handluje? Marihuaną, amfetaminą, kokainą. Wódkę i papierosy można kupić w pierwszym sklepie za rogiem. Dealerstwo, sprzedawanie narkotyków - to powinno być tępione. A skąd się bierze dealerstwo? Właśnie z nielegalności.

Światowa Organizacja Zdrowia niedawno opublikowała raport porównujący skutki używania alkoholu, marihuany i nikotyny. No i zdaniem ekspertów marihuana okazała się najmniej szkodliwa. Kiedy poprosiliśmy o komentarz na ten temat lekarza z warszawskiego Instytutu Psychiatrii i Neurologii, powiedział, że mimo wszystko bałby się legalizacji marihuany w Polsce, bo nie jesteśmy z tym narkotykiem zżyci tak, jak np. Amerykanie. Czy zgadza się Pan z takim poglądem?

* Dawniej ludzie też porównywali szkodliwość różnych narkotyków. Na przykład w Anglii w XIX w. powstała specjalna Liga Antyopiumowa. To za jej sprawą wysłano delegację lekarzy do Indii, by przekonać się, jak tragiczne są skutki nałogowego palenia opium. Tymczasem lekarze po powrocie do Europy oświadczyli, że palenie opium wcale nie jest gorsze niż picie dżinu w Anglii i że jest wręcz dobre dla żołnierzy, którzy muszą odbywać dłuższe marsze, że pozwala dobrze znosić chłody w nocy.
Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że alkohol jest znacznie gorszy od marihuany. To jedyny narkotyk, po odstawieniu którego można umrzeć. Tego nie ma nawet po heroinie, chociaż oczywiście przedawkowanie heroiny może być śmiertelne.
Ale dziś każda wypowiedź na temat narkotyków jest strasznie naładowana emocjami politycznymi. Jak ktoś powie: Wprowadźmy narkotyki - to jest postmodernistą, sługusem Zachodu. Jak powie: Zakazać - tępakiem i konserwatystą. Myślę, że nasze społeczeństwo zniosłoby legalizację marihuany bez żadnych negatywnych następstw.
Popatrzmy na Holandię, w której to uczyniono. Nic się tam gorszego nie stało.
Z narkotykami jest jak z jabłkiem. Samo jabłko jest w porządku, natomiast jako owoc zakazany budzi ciekawość i niezdrowe zachowania, a w końcu kłopoty. Co trzeba robić? Nie kraść, lecz negocjować. Tak powinna zrobić Ewa. Z Panem Bogiem negocjował Lot, bił się Jakub. Można się dogadać i z władzami.
Proszę tylko nie sądzić, że ja kogokolwiek namawiam na narkotyki albo próbuję je wybielać. Twierdzę, że uzależnienie się od czegokolwiek, a zwłaszcza od leków, jest rzeczą bardzo niedobrą. Uważam, że narkomania jest najgorszą rzeczą, obok infekcji HIV i rozległego wylewu krwi do mózgu, jaka może się człowiekowi przytrafić. Natomiast nie wszystko, co jest związane z substancjami zmieniającymi psychikę, musi być ipso facto rzeczą niedobrą.

Czy legalizacja marihuany doprowadziła do zmniejszenia jej spożycia?

* Z opublikowanego niedawno raportu w Science wynika, że spożycie się wprawdzie nie zmniejszyło, ale również nie wzrosło. Mam jednak wrażenie, że wiele raportów na temat narkotyków jest albo utajnianych, albo troszeczkę przekłamanych. Właśnie dlatego, że w grę tu wchodzą różne postawy ideologiczne. Ponadto za tym wszystkim kryje się wielki biznes. Nie chciałbym broń Boże powiedzieć, że to są ogromne imperialistyczne pieniądze, które chcą nas, Polaków, rozłożyć. Ale gdybym sam był właścicielem wytwórni amfetaminy, a jeszcze chętniej koncernu kokainowego, to najmarniej 30 procent dochodów poświęcałbym na lobbing, żeby przypadkiem narkotyków nie legalizować. Nawet na głupim alkoholu państwo zarabia krocie. Kiedy zaczynałem pracę naukową w Polsce, instytucje państwowe kupowały alkohol po 3 zł, a w sklepie sprzedawano go za 70 złotych. Jeśli państwo ma taki zysk na legalnej sprzedaży alkoholu, to jaki mógłby być zysk nielegalny?
Była taka książka Roberta Palusińskiego Narkotyki - przewodnik. Jedyna książka popularnonaukowa, za którą autor dostał rok i trzy miesiące więzienia. W tej książce mówiono o marihuanie i halucynogenach. Palusiński przedstawił tezę, która bardzo mi się podobała, że w społeczeństwie zawsze są ludzie, którzy chcą to społeczeństwo naprawić. Szukają złej rzeczy i na tę złą rzecz się burzą. Kiedyś były to nadmiernie bogate stroje albo wyzywający strój kobiet, kiedy indziej onanizm. W XIX wieku rozpętano przecież potworną kampanię przeciwko onanizmowi. Dzieci kładziono spać ze związanymi rękami. Mówiono, że lepiej byłoby chłopczykowi czy dziewczynce rączkę obciąć, żeby tylko zdrowie moralne uchować. Twierdzono, że to powoduje uwiąd rdzenia, choroby psychiczne. A potem ludzie doszli jednak do wniosku, że jest to zjawisko mieszczące się w ramach fizjologii, popularne i nie niosące za sobą żadnych tragicznych konsekwencji. Palusiński twierdzi, że takie same argumenty, jakich kiedyś używało się przeciwko onanizmowi, teraz wysuwa się przeciw marihuanie. Wymyśla się mnóstwo zarzutów, często nie sprawdzonych, w poczuciu, że się walczy o moralnie słuszną sprawę.

Jest więc Pan za legalizacją marihuany. A co z twardymi narkotykami?

* Jestem generalnie przeciw absolutnym zakazom. Zgodziłbym się na kokainę, ale jako Vin Mariani, a nie w formie cracku. To coś jak piwo i wino, ale nie spirytus. Opowiadam się też za znacznym złagodzeniem restrykcji używania morfiny jako leku. No i dopuściłbym do obrotu amfetaminę jako lek na przemęczenie, tak jak to miało miejsce w latach sześćdziesiątych.
Uważam, że dobra kontrola społeczna zażywania substancji mogących powodować uzależnienie jest skuteczniejsza od policyjnej. Pamiętamy przecież, jaki był efekt prohibicji w Ameryce. Z punktu widzenia medycznego to było dobre posunięcie, ale straty społeczne znacznie przewyższyły zyski medyczne.

No dobrze, ale tej kontroli społecznej dziś nie ma. Mówił Pan, że działała ona skutecznie przede wszystkim w społeczeństwach pierwotnych.

* To prawda, choć dziś też widać jej ślady. W niektórych rejonach Polski wciąż obowiązuje zwyczaj picia z jednego kieliszka. Chłopy przepijają do siebie, ale kiedy starsi zauważą, że młodzi coś piją za szybko, zwalniają tempo i przetrzymują kieliszek. I nikomu nie wolno powiedzieć: No dziadku, pijcież prędzej. Ale kontrola społeczna spożywania alkoholu jest łatwiejsza niż np. w wypadku heroiny. Tam wszystko odbywa się w zamkniętym gronie, po kryjomu.

Gdyby miał Pan ostrzec młodych ludzi, powiedziałby Pan: Nigdy nie próbuj narkotyków? Chyba wiele osób sięga po nie z czystej ciekawości?

* A skąd się w ogóle wzięły narkotyki? Z ciekawości! Ja bym powiedział tak: młody człowieku, znacznie bezpieczniej jest w ogóle tego nie używać. Stroń od narkotyków nielegalnych, dlatego że to cię wciąga w coś bardzo niebezpiecznego, m.in. właśnie dlatego, że to jest nielegalne. Spotykasz się wtedy ze złymi ludźmi. Strzeż się jak ognia wdychania kleju, to bardzo niebezpieczne. Pamiętaj - uzależnienie jest rzeczą fatalną i nie wiadomo, czy właśnie ty nie wpadniesz. Nie mamy na razie żadnych metod, by sprawdzić, czy jesteś bardziej, czy mniej odporny na narkotyk. No i nie pal tytoniu, bo przyjemność po papierosach jest niewielka, a uzależnienie wyjątkowo silne.
Trzeba być bardzo dojrzałą osobą, jeśli chce się próbować narkotyków. Niektóre osoby czują taką potrzebę.

Ma Pan na myśli artystów? Gdyby nie narkotyki, nie mielibyśmy niektórych dzieł sztuki.

* Są ludzie, którzy lubią eksperymentować, i są tacy, którzy tego nie znoszą. Witkacy lubił, zapisywał i to go strasznie bawiło. Jak byłem dwunastolatkiem, to przeczytałem artykuł w Problemach o tym, że po narkotykach widzi się bicie dzwonu. Widać dzwon i rozchodzące się z niego fale. Bardzo mnie to zafrapowało. Potem się dowiedziałem, że pod wpływem narkotyku może dojść do zaburzeń percepcji i te zaburzenia mogą być ciekawe z punktu widzenia artystycznego.
Huxley twierdzi, że człowiek filtruje wrażenia odbierane poprzez zmysły, a narkotyki te filtry rozluźniają i dlatego widzimy lub słyszymy więcej. Mnie to nie przekonuje. Wydaje mi się, że narkotyki raczej ograniczają doznania, wycinają pewne fragmenty wrażeń, mogą jednak dzięki temu doprowadzić do tworzenia wolnych skojarzeń, analogicznych do tych w marzeniach sennych.
Pytał pan o twórców. Z badań przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych wynika np., że procent alkoholików wśród literatów jest znacznie wyższy niż w całej populacji. Natomiast naukowcy nie piją albo piją umiarkowanie i nie stosują narkotyków. Przy rozumowaniu dedukcyjnym narkotyki są fatalne. Moi amerykańscy przyjaciele prowadzili kiedyś poważne dyskusje po marihuanie. Wydawało im się, że dochodzą do ważnych konkluzji, że odkrywają nowe światy, tyle że rano niewiele już z tego pamiętali. Postanowili więc następnym razem nagrać wszystko na magnetofon. I jak już to zrobili i następnego dnia przesłuchali kasetę, okazało się, że najmądrzejszą rzeczą, jaką powiedzieli, jest to, że śmierć jest końcem wszystkiego. Ale pewne mistyczne doznanie z tym związane było takie, jakiego normalnie nie można osiągnąć.

Witkacy nie dokonałby tego, czego dokonał, gdyby nie narkotyki?

* Niektóre obrazy na pewno by nie powstały. Świat po meskalinie widzi się inaczej. Podobnie jest z chorymi na schizofrenię - zdrowy człowiek tak by nie namalował.
Podobno zrobiono lek, oznaczony kryptonimem R0-154513, dzięki któremu można w ciągu minuty z osoby zupełnie pijanej zrobić osobę trzeźwą. Doktor Piotr Popik z pańskiego Instytutu pisze, że tego leku nigdy nie będzie w aptekach z powodów prawnych i etycznych. Dlaczego?
* Nasz stosunek do narkotyków jest - jak mówiłem - silnie uwarunkowany poczuciem moralności. Z tego wynika, że pijany powinien odcierpieć. Ale R0-154513 powoduje, że umysł pracuje prawidłowo, natomiast wszystkie medyczne konsekwencje picia alkoholu - np. wpływ na wątrobę, na komórki nerwowe - pozostają. Obawiano się, że ludzie będą jeszcze bardziej nadużywali alkoholu. Będą pić na umór, a potem zażyją tabletkę i spokój. Dostrzegam wyłącznie medyczne powody, by nie dopuścić tego leku, nie etyczne.

Słyszałem, jak Pan sam opowiadał na wykładzie, że jako student zażywał amfetaminę. Był Pan świadom niebezpieczeństwa?

* Nie bardzo. Brałem ją wyłącznie po to, by nie spać. To tak, jakbym wypił kilka kaw. W latach 60. psychedryna, czyli amfetamina, była dosyć popularnym, dostępnym w aptekach lekiem. Kiedy uczyliśmy się do egzaminów, szliśmy do lekarza i on nam przepisywał psychedrynę. Lek wszystkim pomógł i nikt się nie uzależnił. Jak mało wiedziano o potencjale uzależniającym amfetaminy, świadczy fakt, że pierwszą tabletkę stymulanta (była to metamfetamina) dał mi mój mistrz, profesor Tadeusz Chruściel, obecnie jeden z największych fachowców w dziedzinie uzależnień i stanowczy, nieprzejednany wróg wszelkich narkotyków.

A później nie kusiło Pana, żeby spróbować czegoś innego, np. halucynogenów? Jest Pan farmakologiem, zna Pan mechanizmy działania tych substancji.

* Bałem się. Bardzo szybko uzależniłem się od papierosów, choć zacząłem palić stosunkowo późno - w wieku 18 lat - ale może dlatego dość łatwo wyplątałem się z tego nałogu. Jak chciałem mieć swoje pobudzenia, to pływałem na małej żaglówce w czasie burzy. Wycieczka, zmęczenie, zwiedzanie nowych krajów, podróż do Indii - to były rzeczy, które pobudzały mój układ nagrody.

Czy to prawda, że halucynogeny typu LSD w ogóle nie uzależniają?

* Tak rzeczywiście jest. Choć po to, by uzyskać ten sam efekt, trzeba wciąż zwiększać dawki. Organizm przyzwyczaja się do halucynogenu, np. u szczura otrzymującego systematycznie LSD, do wywołania pełnego efektu potrzebna jest dawka stukrotnie większa niż u zwierzęcia stykającego się po raz pierwszy z tą substancją.

Czy to znaczy, że zażywanie LSD jest zupełnie bezpieczne?

* Nie. W większej dawce związek ten może wywołać psychozę. I dlatego w latach 60. żywo interesowała się nim armia. Rozważano, czy nie byłaby to idealna broń chemiczna wywołująca natychmiastową schizofrenię w obozie przeciwnika. Ponadto LSD może nieoczekiwanie wywołać tzw. flashback. Nagle, bez brania leku, człowiek ponownie przeżywa wizje, tak jakby wziął lek przed chwilą. Jeśli stanie się to np. w czasie prowadzenia samochodu, nietrudno o tragedię.

Jaki narkotyk stwarza teraz największy problem na świecie?

* Nikotyna, potem alkohol. Przede wszystkim dlatego, że są powszechnie dostępne. W USA szacuje się, że z paleniem związanych jest 500 tys. zgonów rocznie, z piciem 100 tys., a z kokainą 2 tys. Kokaina i amfetamina powodują pewną śmierć, jeśli człowiek ma je przy sobie np. w Singapurze i go na tym przyłapią. Prawdopodobnie rodzice dzieci, które wpadły w nałóg, sądzą, że metody singapurskie są - przynajmniej w stosunku do dealerów - jak najbardziej na miejscu, żeby ochronić społeczeństwo przed narkomanią.

A Pana zdaniem, jak powinno się z nią walczyć?

* Zanim dojdzie do pierwszego kontaktu - trzeba tłumaczyć, czym są narkotyki. Powiedzieć, że rzecz jest znacznie mniej atrakcyjna, niż się wydaje, i mówić głośno o zagrożeniach. Ale jeśli się narkotyki wyłącznie odsądza od czci i wiary, to raczej budzą one zainteresowanie jako owoc zakazany. Trzeba wyrabiać odpowiednie postawy - np. przez ruch harcerski, czy oazowy. I zobaczyć, że harcerze naprawdę nie piją i nie palą. Niestety, nie wszyscy harcerze tak postępują. Osoby, które już zażywają narkotyki, ale jeszcze nie są uzależnione, powinny być poddane psychoterapii. Najtrudniej jest pomóc osobom uzależnionym. Tacy ludzie potrzebują zarówno leczenia farmakologicznego, jak i silnego wsparcia psychicznego.

Czy ludzie uwolnią się kiedyś od narkotyków?

* Wizja przyszłości Huxleya mówi o tym, że substancje podnoszące nastrój będą pobierane standardowo, że będzie to na porządku dziennym. Nasz mózg jest tak skonstruowany, że będzie stale poszukiwał przyjemności. I jeżeli to może być przyjemność na skróty, dostępna z wykorzystaniem substancji chemicznej, bez wysiłku, człowiek będzie tego szukał. Toteż walka z substancjami uzależ-niającymi jest w gruncie rzeczy beznadziejna, jeżeli stawiamy sobie fundamentalistyczny cel całkowitej ich eliminacji.

Na szczęście są przyjemności, od których się nie uzależniamy.

* Tak. Większość z nas nie uzależnia się ani od seksu, ani od pracy.

A czy możliwe jest wyprodukowanie substancji zapewniającej przyjemność, ale przy tym nieszkodliwej? Czy farmakolodzy szukają czegoś takiego?

* Nie szukają. Taka substancja natychmiast spowodowałaby uzależnienie, tymczasem leków o potencjale uzależniającym robić nie wolno. Tego typu prace nie są dziś finanso-wane.



--- * Profesor Jerzy Vetulani pracuje w krakowskim Instytucie Farmakologii Polskiej Akademii Nauk. Do Instytutu tego trafił w roku 1956 jako wolontariusz. Dziś jest kierownikiem Zakładu Biochemii i zastępcą dyrektora do spraw naukowych.

Zajmuje się psychoneurologią, czyli nauką o tym, jak leki i inne substancje chemiczne zmieniają funkcje psychiczne.

Interesował się przede wszystkim lekami przeciwdepresyjnymi. Jest współtwórcą pierwszej teorii działania tych leków, tłumaczącej, dlaczego zaczynają one skutkować dopiero po dłuższym czasie. Za prace na ten temat otrzymał prestiżową międzynarodową Nagrodę Anna Monika.

Prowadzi również badania nad lekami modyfikującymi pamięć, hamującymi uzależnienia, a ostatnio nad tworzącymi się w mózgu substancjami wywołującymi chorobę Parkinsona.

Profesor Vetulani od 17 lat pełni funkcję redaktora naczelnego czasopisma popularnonaukowego Wszechświat. Jest członkiem Polskiej Akademii Umiejętności, honorowym członkiem Indian Academy of Neuroscience. Wchodzi w skład zarządu Towarzystwa Popierania i Krzewienia Nauk

--- Cytaty w ramkach pochodzą z książki Stanisława Ignacego Witkiewicza, Narkotyki - Niemyte dusze, PIW, Warszawa 1979



* Wzywam rodziców, aby katowali dzieci zaczynające palić, jeśli inaczej do ich przekonania przemówić nie zdołają. Ale mają prawo robić to tylko wtedy, gdy sami nigdy nie palili lub palić przestali. Niech mężowie niepalący gnębią (do tortur włącznie) żony, które palą, a żony niech zatruwają (jak to one tylko podobno umieją) w maksymalny sposób życie mężów, aż póki wszyscy nie wyrzucą do diabła wstrętnego nałogu

(Witkacy)

* Społeczeństwo kokainistów byłoby czymś wręcz potwornym - o tym wie każdy. Ale nie każdy jest w stanie pojąć, że w stosunku do tego, jakim byłoby społeczeństwo abstynentów narkotycznych, naród palaczy i umiarkowanych alkoholików jest proporcjonalnie również czymś strasznym. A w takich narodach obecnie żyjemy

(Witkacy)

* Ogólna walka z tytoniem i alkoholem powinna przejść krótki (np. dziesięcioletni) okres systematycznych ograniczeń, po czym we wszystkich krajach Europy, bez względu na związane z tym kwestie ekonomiczne, powinna nastąpić absolutna prohibicja tych dwóch straszliwych assommoirów, a zawikłania i straty stąd wynikłe zrekompensują się w bardzo krótkim czasie w związku ze zdrowiem psychicznym i wydajnością pracy obywateli

(Witkacy)

(c) gazeta wyborcza 1999. all rights reserved

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

nemo (niezweryfikowany)

sadzic, palic, zalegalizowac !

tursko-bulgaris... (niezweryfikowany)

A be dostlar!
Jaki jest sklad amf?
Jak mozna zdobyc srodki do prod.?
Vsicki e znajte kak da robim tego pravij me e-mail!
Haide kim de bilir,diye nasil amf,yi yapabilir lutfen bana mail adresime haberini verin.onceden saol.Polonyli kimse.
kto zna odpowiedzi czekam na mail

Zajawki z NeuroGroove
  • Dekstrometorfan
  • Pierwszy raz

Był to pierwszy raz w moim życiu, kiedy wzięłam jakikolwiek środek psychodeliczny. Nie nastawiałam się na odloty w kosmos, bardziej spodziewałam się rozluźnienia i lekkiego upośledzenia odczuwania ciężkości. Jednak to, co potem przeżyłam przerosło moje oczekiwania.

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, iż zauważyłam, że dekstro działa na mnie inaczej, niż na ludzi dookoła mnie. Nigdy z powodu zażycia nie miałam mdłości, swędzenia, czy bólów głowy. Faza za każdym razem po prostu powoli nadchodzi i odchodzi równo z czasem położenia się do łóżka.
Zacznijmy.

...
Połykanie tabletek od zawsze mnie przerażało. Nie wiem w sumie dlaczego. Po prostu trudno jest mi je przełykać.

  • 25C-NBOMe
  • 2C-E
  • 4-HO-MET
  • Amfetamina
  • Bufedron
  • Kofeina
  • MeoPP
  • Tytoń

pozytywne nastawienie, pewien zimowy dzień, +5°C, ja i tw. D wybieramy się na działkę aby pobawić się fenetyloaminami.

Moje doświadczenie: tetrahydrokanabinol, dekstrometorfan, atropina, amfetamina, etanol, kodeina, dimenhydrynat, benzydamina, kofeina, efedryna, pseudoefedryna, propan, butan, kanabinole, fluoksetyna, mefedron, mirystycyna, ergina, 25C-NBOMe, 2C-E, MeoPP, metocyna, bufedron, miksy powyższych

  • Amfetamina
  • Miks

Nastawienie psychiczne było bardzo dobre, bardzo jarałem sie tą imprezą(klub) Amfetamina działala już pare godzin przed imprezą jednak największa bania zaczęła sie około godzine po łyknięciu piguły Zioło palone w drodze do klubu, przed wejściem do klubu i pare razy jak wychodziłem do auta na wąsa złapałem pare buchów

A więc nie będę pisał co działo sie przed imprezą bo nie ma to większego sensu, alkoholu nie czułem wcale, byłem lekko zjarany ale najbardziej naćpany. Dostalem pigule (monster energy ciemno zielony z tego co pamiętam) łykam no i vixa.

Pierwsze efekty odczułem odziwo po jakichś 10-15 minutach. Nie nosiło mnie do muzyki jednak światła były o wiele bardziej intensywniejsze

Po 30 minutach klasycznie skacze tańcze poce sie, czuje że szczęka lata mi na wszystkie strony jak nigdy dotąd, światła zrobiły sie tak intensywne że zacząłem widzieć tak jakby klatkami

  • 4-ACO-DMT
  • Dekstrometorfan
  • Mieszanki "ziołowe"

Na wstępie pragnę wytłumaczyć, że DXM w tych miksach służył jedynie wzmocnieniu 4-AcO-DMT, palenie w większości wypadków też.

Przedstawiam kilka krótkich opisów tripów z 4-AcO-DMT:

05.02.2010

Pierwszy miks: 17,(3)mg 4-AcO-DMT + 150mg DXM + ~1g Mean Green & TaiFun (2:1) + 0,5mg lorazepam