Wiele pozornie obojętnych bodźców przypomina palaczom czy narkomanom o przyjemności, jaka ich czeka, gdy ulegną pokusie - twierdzą brytyjscy naukowcy, którzy powtórzyli doświadczenie Pawłowa, tym razem na ludziach i z użyciem najnowszych technik badania mózgu
Co wam to przypomina: po lewej pies wyglądający na owczarka niemieckiego, za nim dwaj żołnierze, po prawej grupka mężczyzn i kobiet. Zgadza się, to Pawłow i jego "kamanda" - jedno z najsłynniejszych zdjęć w historii psychologii. Choć mocno już pożółkłe, ani trochę się nie zdezaktualizowało. Ilustruje odkrycie, którego rangi i uniwersalności nikt się wtedy nie spodziewał.
Z dziennikarskiego obowiązku przypomnę tylko, że ten uhonorowany Nagrodą Nobla rosyjski fizjolog wykazał, iż w pewnych warunkach nieniosący istotnej informacji bodziec warunkowy (dźwięk dzwonka) może wywołać silną reakcję (wydzielanie śliny), o ile uda się go skojarzyć z bodźcem bezwarunkowym (pożywieniem). Całość - określona jako klasyczny odruch warunkowy - jeśli nie ratuje nam życia, to przynajmniej bardzo je ułatwia: dzięki temu nie wkładamy ręki do wrzątku, unikamy szkodzących nam potraw czy hamujemy przed czerwonym światłem. Warunkowanie pawłowowskie nieobce jest nawet robakom płaskim, a ludzie szeroko stosują je choćby przy wychowywaniu dzieci.
A nagrodą będzie jogurt waniliowy
Od tamtego czasu podobnych eksperymentów były setki. - Opisany w dzisiejszym numerze "Science" zasługuje na szczególną uwagę - twierdzi prof. Jerzy Vetulani z Instytutu Farmakologii PAN w Krakowie. - Pokazuje, które neurony w mózgu reagują na przyjemne doznania i jakie są konsekwencje ich uszkodzenia. Tłumaczy, dlaczego zaspokajanie jednych przyjemności nie jest niebezpieczne, a innych - owszem. W końcu uzupełnia naszą wiedzę o mechanizmie uzależnienia.
Miejsce Iwana Pawłowa zajął Jay Gottfried z Wellcome Department of Imaging Neuroscience w Londynie, a owczarka niemieckiego - 13 wygłodniałych ochotników. Dla zaostrzenia apetytu raczono ich zapachem wanilii tudzież masła orzechowego. Sesję zapachową urozmaicała prezentacja abstrakcyjnych zdjęć - innych przy wanilii, innych przy maśle. Po kilku próbach ochotnicy bezbłędnie kojarzyli konkretne zdjęcia z konkretnym zapachem. Nagrodą był jogurt waniliowy lub kanapki z masłem orzechowym w ilościach wystarczających do zaspokojenia głodu. Na koniec powrócono do sesji zdjęciowej. Naukowców interesowało, jak teraz zareagują badani. Mogli to sprawdzić w sposób, o którym Pawłow nawet nie marzył.
Patrzą, patrzą i chcą masła
Debiutująca dopiero w latach 90. technika rezonansu magnetycznego pozwoliła Gottfriedowi na bieżąco obserwować aktywność poszczególnych rejonów mózgu ochotników. Najbardziej interesującym spostrzeżeniem były różnice towarzyszące ponownemu oglądaniu fotografii - na osoby, które jadły wanilię, "waniliowe" zdjęcia już nie działały, podczas gdy orzechowe - jak najbardziej. U tych, które jadły masło orzechowe, było dokładnie na odwrót. Widać to było zwłaszcza w aktywności ciała migdałowatego i kory orbitofrontalnej - struktur uczestniczących też w mechanizmie uzależnienia od leków i używek.
- To, że zaspokojenie przyjemności wywołuje spadek aktywności tych rejonów mózgu, jest reakcją jak najbardziej pożądaną - tłumaczy prof. Vetulani. - Inaczej moglibyśmy permanentnie przejadać się lub zapijać niemalże na śmierć. Na szczęście w naszych mózgach jest hamulec bezpieczeństwa, który włącza się na tyle wcześnie, byśmy nie zrobili sobie krzywdy.
Czasem jednak zawodzi. Tak jest u cierpiących na bulimię, którzy dla przyjemności ciągłego jedzenia skłonni są wywoływać u siebie wymioty, czy chorych na syndrom Klevera-Bucy'ego, objawiający się m.in. hiperoralnością, czyli niepohamowaną żądzą brania do ust wszelkich, nawet niejadalnych przedmiotów.
Hamulec zawodzi także wtedy, gdy w grę wchodzą nienaturalne podniety, zwłaszcza narkotyki lub leki.
- Już po alkoholu człowiek robi wiele rzeczy, których na trzeźwo nigdy by nie zrobił. Dochodzi do rozziewu między przyjemnością a ceną, jaką musimy zapłacić za jej zaspokojenie. Bezpośrednie zaspokojenie popędu jest ważniejsze niż jego nawet najgroźniejsze konsekwencje. Z tego też powodu narkoman na głodzie nie zawaha się skorzystać ze strzykawki kolegi, mimo iż wie, że jest on nosicielem wirusa HIV - wyjaśnia prof. Vetulani.
Skojarzenia to przekleństwo
Opisane w "Science" doświadczenie tłumaczy zarazem, dlaczego tak trudno wyrwać się z uzależnienia. - Wiele pozornie obojętnych bodźców przypomina palaczom, alkoholikom czy narkomanom o przyjemności, jaka ich czeka, gdy ulegną pokusie. Stąd tyle nieudanych prób zerwania z nałogiem - tłumaczy Gottfried.
Nie kwestionując znaczenia pracy w poznawaniu mechanizmu uzależnień, prof. Vetulani wiąże z nią inne nadzieje. - Jeśli naukowcy pójdą tym tropem, być może rozstrzygnięty zostanie spór o reklamę podprogową - mówi - która, choć nie wiadomo, czy w ogóle działa, ma wielu zagorzałych przeciwników.
Przypomnijmy, że kariera reklamy podprogowej (czy - jak kto woli - subliminalnej) rozpoczęła się w 1957 r., kiedy to Amerykanin James Vicary przekonał obsługę kina w Fort Lee do emitowania filmu wzbogaconego o pojedyncze klatki z hasłami "Pij coca-colę" oraz "Głodny? Jedz popcorn". W efekcie nieświadomi niczego widzowie (każdy napis pojawiał się na zaledwie trzy milisekundy) spożyli o wiele więcej reklamowanych produktów niż zazwyczaj. I choć późniejsze doświadczenia nie potwierdziły rewelacji Vicary'ego, Kongres USA o mało nie przegłosował zakazu stosowania tego rodzaju praktyk, którymi - co oczywiste - żywo interesują się przemysł i agencje reklamowe. Uwspółcześnione wersje doświadczenia Pawłowa mogą więc zrewolucjonizować nie tylko medycynę.
Dla Gazety komentuje Prof. Jerzy Vetulani z Instytutu Farmakologii PAN w Krakowie
Na początku sądzono, że określone grupy komórek nerwowych związane z odczuwaniem przyjemności reagują tylko w momencie jej zaspokajania. Całkiem niedawno, bo w latach 80. okazało się, że potrafimy też antycypować przyjemność. I co ciekawe, za oczekiwanie na przyjemność (które też jest bardzo miłe) i jej konsumowanie odpowiadają dwa różne układy neuronów w mózgu. Oba działają w nieco odmienny sposób: pierwszy ma tendencję do uwrażliwiania się, czyli sensytyzacji, drugi - do zobojętnienia, czyli tolerancji. Innymi słowy, za każdym razem nieco wzrasta nasz "apetyt" na przyjemny bodziec i zarazem nieco spada satysfakcja związana z jego "konsumpcją". W efekcie, aby utrzymać niezmieniony poziom przyjemności, siła bodźca musi być coraz większa. W taką pułapkę wpadają narkomani, lekomani i alkoholicy. Ale nie tylko. O tym, że poszukiwanie przyjemności może stawać się milsze niż to, co miało ją powodować, świadczy choćby przykład telemaniaków, którzy zamiast zdecydować się na obejrzenie konkretnego programu nieustannie zmieniają kanały w poszukiwaniu czegoś ciekawszego.
Komentarze