Ekstaza i ekstaza: jak patrzyliśmy i patrzymy na narkotyki

Wszyscy brali i nikt się nie przyznawał? Przez ostatnie dekady zakazany owoc i temat społecznego tabu zmieniał kształt, kolor i stan skupienia, rodził legendy tworzące undergroundowe i popkulturowe imaginarium. Być może znajdujemy się teraz w najciekawszym rozdziale niełatwej historii formowania się społecznej świadomości dotyczącej używek.

Tagi

Źródło

Materiał pochodzi z najnowszego numeru K MAG 123 Like a Prayer 2025

Komentarz [H]yperreala

Tekst stanowi przedruk z podanego źródła - pozdrawiamy serdecznie! Wszystkich czytelników materiałów udostępnianych na naszym portalu serdecznie i każdorazowo zachęcamy do wyciągnięcia w ich kwestii własnych wniosków i samodzielnej oceny wiarygodności przytaczanych faktów oraz zawartych tez.

Odsłony

488

Wszyscy brali i nikt się nie przyznawał? Przez ostatnie dekady zakazany owoc i temat społecznego tabu zmieniał kształt, kolor i stan skupienia, rodził legendy tworzące undergroundowe i popkulturowe imaginarium. Być może znajdujemy się teraz w najciekawszym rozdziale niełatwej historii formowania się społecznej świadomości dotyczącej używek.

David Bowie rzekomo pamiętał tylko migawki z nagrywania „Station to Station”. W ciągu trzech miesięcy stworzył przejmującą reinterpretację „Wild is the Wind”, ulotne i funkujące „Golden Years” czy tytaniczny, dziesięciominutowy tytułowy utwór – jedne z najlepszych numerów w całej swojej dyskografii. Nie wiedział jednak, jak do tego doszło, bo gdy Ziggy Stardust wrócił na swoją rodzinną planetę, a Aladdin Sane i Halloween Jack odjechali na motorach w stronę zachodzącego słońca, z mroku duszy piosenkarza narodził się Thin White Duke. Bowie w wywiadach, trzymając się tej persony, wygłaszał profaszystowskie slogany. Po latach przyznał, że nie panował nad sobą z powodu „astronomicznych” ilości kokainy, które przyjmował. Kolumbijski śnieg zaprószył mu pamięć i zamroził zdrowy rozsądek, ale z zewnątrz był także traktowany jako katalizator twórczego szału, który rodzi rzeczy wybitne.

Pocztówki z wielkiego świata pełne są narkotykowych objawień, które stymulowały rozwój współczesnej kultury. Można się zastanawiać, jak wyglądałaby współczesna muzyka i na ile mogłaby być uboższa, gdyby wiosną 1965 roku znajomy dentysta nie dolał ukradkiem kropli kwasa do kawy, którą raczyli się John Lennon i George Harrison. Można kminić, ile rzeczy mogłoby się nie wydarzyć, gdyby w nowojorskim Studiu 54 przy szklanych stołach nie zasiadali w różnych konfiguracjach między innymi Elton John, Grace Jones, wspomniany już Bowie, Tina Turner, Lou Reed czy Al Pacino. Można nawet próbować sobie wyobrazić zmianę trajektorii rozwoju metalu, gdyby Lemmy nie został aresztowany w latach siedemdziesiątych na granicy amerykańsko-kanadyjskiej za posiadanie amfetaminy, co poskutkowało wyrzuceniem z prog-rockowego Hawkwind i utworzeniem radykalnie innego, napędzanego spidem, a nie wizyjnymi psychodelikami Motörhead. Oszustwo i objawienie, blichtr i mrok, zniszczenie i budowanie – to dwie strony monety, które kształtują kulturę undergroundową i mainstreamową, stymulowane właśnie przez wszelkiego rodzaju używki.

Wyżej od słońca

Jest jedno muzyczne dzieło, które przyćmiewa pod tym względem wszystkie pozostałe – wywar przeróżnych gatunkowych inspiracji, destylat pozornie kontrastujących ze sobą kultur oraz, co ważne dla tego wywodu, efekt miksowania dużych ilości LSD i MDMA. Mowa o wydanej we wrześniu 1991 roku „Screamadelice” szkockiego Primal Scream. Bobby Gillespie zrekrutował do pomocy przy albumie obracającego się w klubowym środowisku Andrew Weatheralla, a połączyły ich eklektyczne gusta oraz wizja rozszerzenia spektrum gitarowej muzyki. Mimo że nagrywki odbyły się w Londynie, cały materiał aż zionie esencją Haciendy – klubu w Manchesterze, który zdefiniował kulturę brytyjskiego rave’u, rozciągniętą między kolorową psychodelią i stymulowaną chemicznie ekstazą. Katartyczny gospel, promieniujący acid house, pochłaniający dub, transowe gitarowe hałasy – „Screamadelica” była głosem subkultur, wyrzutków, osób znajdujących się za kurtyną kulturowego tabu i dźwiękową syntezą brzmień spoza głównego nurtu.

Primal Scream otrzymali za ten album inauguracyjne Mercury Prize (najbardziej prestiżowe wyróżnienie muzyczne w Wielkiej Brytanii) i mimo wielu historycznych, głównie rock’n’rollowych jaskółek, skatalizowali – chociaż, oczywiście, niesamodzielnie – popkulturowy dyskurs dotyczący substancji psychoaktywnych. Lata dziewięćdziesiąte będą przecież stały pod znakiem udręczonego eskapisty, czyli Kurta Cobaina, kolejnych rapowych załóg chwalących relaksacyjną moc jointa (o tym więcej zaraz) oraz napompowane, wielogodzinne rave’y przesuwające poszczególne nurty elektroniki coraz bliżej mainstreamowego blichtru.

Trzeba sobie radzić

To tylko wybrane muzyczne kadry – kilka z setek czy tysięcy, którymi można by wypełnić cały atlas. Prezentują jednak feerię najróżniejszych barw obserwowanych z perspektywy szarości PRL-u i późniejszej chlapy raczkującej potransformacyjnej Polski, która dopiero poznawała upragnione przez lata odcienie technicoloru. Abstrakcją musiał być obraz Tony’ego Montany w „Człowieku z blizną”, który na blat zasypany górami kokainy, obserwowany z perspektywy kraju, w którym młodzież na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych – w obliczu braku dostępu do konwencjonalnych narkotyków cyrkulujących po weselszej stronie żelaznej kurtyny – uczyła się smażenia proszku do prania IXI i dawkowania wyziewów kleju marki Butapren. Większość substancji psychoaktywnych metodą prób i błędów, a następnie za pomocą instrukcji w formie przekazów oralnych, powstawała w wyniku eksperymentów z lekami i substancjami dostępnymi w sklepach. Trudno dostępne konopie pozyskiwano w naturze lub uprawiano w sekrecie własnym sumptem.

Wymienione substancje, obok łatwiej dostępnego alkoholu, miały w większości socjalny potencjał i służyły zarówno do samotnych peregrynacji, jak i ubarwiania towarzyskich okazji w szeroko pojętym undergroundzie. Wszystko to brzmi jednak stosunkowo niewinnie, biorąc pod uwagę epidemię kompotu. Opatentowany w latach siedemdziesiątych przez dwóch studentów chemii z Politechniki Gdańskiej wywar na bazie słomy makowej był miksturą alkoloidów opium – kodeiny, morfiny oraz heroiny. I właśnie jako „polska heroina” stał się znany na świecie. Niezwykle odurzający, uzależniający, wstrzykiwany dożylnie środek zbierał spore żniwa: w najlepszym wypadku bukując do ostatniego miejsca „turnusy” w Monarach, w najgorszym prowadząc wprost do trumny. Mimo to, z racji apolitycznej natury ośrodków abstynencyjnych założonych pod egidą Marka Kotańskiego, oficjalnie zjawisko narkomanii w PRL-u nie istniało. Potrzeba było zewnętrznych inicjatyw, by walczyć z narosłymi społecznymi problemami, które partia zamiatała pod dywan w kontrolowanej przez siebie publicznie narracji. Jak multum innych aspektów, sytuacja miała się diametralnie zmienić wraz z transformacją ustrojową.

Dzieci wolności

Po co w tej całej narracji nagły przeskok z rozgrzanego Nowego Jorku i buzującego Londynu wprost do uciskanej butem komunizmu Polski? Żeby lepiej dostrzec rażący kontrast nadchodzącej globalizacji, także w dziedzinie używek. Przywitanie III RP z demokratyczną Europą to otwarcie na szeroko rozumiany Zachód, a obok wielkiej fali najrozmaitszych zagranicznych aut, markowej elektroniki czy mody rozszerza się znacząco paleta dostępnych w nielegalnym obiegu substancji.

„Chwilowo mamy rok 1990 i dzieją się rzeczy dziwaczne. Narkotyki są w modzie, nasza wolność przypomina wczesne lata sześćdziesiąte w USA. Sex, drugs & rock’n’roll!!!…”, pisze na kartach autobiograficznego „Sclavusa” wszechstronny muzyk oraz filar ruchu Totart, Tymon Tymański, i kontynuuje: „Przychodzę do Andrzeja, który mówi: »Tymon, dostałem od kolegi trzysta gramów amfetaminy. Produkują to na polibudzie, jest naprawdę czysta. Nie bardzo wiem, co z tym zrobić, bo wypadłem z obiegu. Może ty masz jakiś pomysł?«”.

Tymański miał pomysł. Podobnie jak wiele innych osób ze środowisk artystycznych odkrywających kolejne związki chemiczne i organiczne, które wcześniej były słabo dostępne lub w ogóle niespotykane nad Wisłą.

Poruszanie się po świecie bohemy to jednak tylko ułamek dostępnej perspektywy. Piękna wolna Polska szybko zaczęła się pokrywać rysami rozwarstwienia społecznego, które było nieodzowną konsekwencją ekonomicznych reform sygnowanych ręką ministra finansów w rządach Mazowieckiego i Bieleckiego, Leszka Balcerowicza. Postępujący kapitalizm i prywatyzacja pozostawiały za sobą tłumy szeregowych pracowników i ich rodziny, czasami całe osiedla. Biedę i trudy życia młodzi ludzie mogli odpędzić za pomocą zalewającej rynek, w teorii przynajmniej, czystej heroiny (przytaczany wcześniej kompot był z natury substancją zanieczyszczoną). Brązowy cukier osładzał chwile, pozwalając wyrwać się z depresyjnej codzienności. A potem wyrywać się coraz częściej i częściej, by powracać do dilerów będących na usługach pęczniejących w Polsce grup mafijnych, które odnalazły żyłę złota w narkotykowym handlu. Wiele z pierwszych rapowych raportów z blokowisk, jak na przykład nagrywki Peji, dokumentowało właśnie smutne losy ludzi pogrążających się w nałogu.

Równolegle jednak krajowy hip-hop zaczął nieodzownie przeplatać się z używką, z którą jest nierozerwalnie niemal złączony do dziś: marihuaną, która zaczęła być masowo przemycana z Zachodu, przede wszystkim, a jakże, z Holandii. W rozmowie z Markiem Fallem na łamach „newonce” Filip Kalinowski, autor książki „Niechciani, nielubiani. Warszawski rap lat 90.”, opowiadał o atlasie używek, który otwierano najczęściej właśnie na stronie poświęconej literze „M”, a następnie wertowano dalej:

„Jaranie miało znaczący wpływ na polską scenę rapową; ktoś oglądał klip Cypress Hill i chciał być jak oni – wiecznie upalony; ktoś inny słuchał Redmana i też dochodził do wniosku, że dlaczego niby miałby palić raz na tydzień, skoro może każdy dzień zaczynać jointem. Marihuana, LSD i piguły miały też ogromny wpływ na to, że się nagle poluźniło, że nie było już tylu zero-jedynkowych postaw, które dominowały w poprzednich latach. Nagle skini żarli kwasy i rozumieli, że ten świat wcale nie jest – nomen omen – czarno-biały. Ludzie palili weed i byli nieporównywalnie mniej agresywni niż po wódce. Podwórkowe charciki chodziły na techno i zamiast kroić czy bić innych balangowiczów, żarli piguły, tulili się do siebie i pytali spotkanych ludzi: jak się nazywasz, skąd jesteś, co brałeś? Na pierwszej warszawskiej rapowej płycie – »Skandalu« Molesty – słychać, że jest to muzyka osiedlowa i w pewnej mierze chuligańska, ale jednocześnie też w dziwny sposób hipisowska”. 



W ten sposób Kalinowski charakteryzuje jeszcze dwa równoległe zjawiska: przenikanie się ze sobą subkultur, co znacząco przyspiesza kulturotwórcze procesy w całej Polsce oraz odkrywanie w sobie wielkich pokładów empatii do innych osób i otoczenia. Nie należy oczywiście przenosić narkotycznych objawień na całość zmian socjologicznych w latach dziewięćdziesiątych i pierwszej dekadzie XXI wieku, ale niewątpliwie jest to zjawisko ważne i nadal niedostatecznie opisane ze względu na obowiązujące tabu. Tabu, które będzie przełamywane.

Era świadomości

Świadomość – słowo klucz w spojrzeniu na ostatnie lata i teraźniejszy stan w rzeczy w dziedzinie narkotyków. Po pierwsze, począwszy od połączenia całego kraju Neostradą i zniesienia w ten sposób barier informacyjnych z większością globu do smartfonowej rewolucji, dzięki której niemal każdy ma teraz w kieszeni komputer, wymiana wiedzy między sobą stała się dużo prostsza. Obiegowe plotki, przekazywane pisemnie czy ustnie przepisy i instrukcje, które kształtowały przyzwyczajenia i praktyki narosłe wokół substancji psychoaktywnych, można teraz zweryfikować za pomocą wielkiego internetowego repozytorium wiedzy i doświadczeń. Konsekwencje, które niosła za sobą cyfrowa rewolucja są jednak zniuansowane i promieniowały w różne strony.

Najprostsza jest taka, że informacje dotyczące wszystkich istniejących specyfików są dostępne na wyciągnięcie ręki – na forum hyperreal wychowało się wręcz całe pokolenie. Skrócenie kontaktu z dilerami poprzez komunikatory czy serwisy ogłoszeniowe pozwoliło nawet odrobinę zbanalizować proces, który kiedyś wiązał się ze sporym ryzykiem i twardym traktowaniem przez prawo. Kontrą w kwestii świadomości są jednak wszelkie trendy oczyszczeniowe, ozdrowieńcze czy detoksykacyjne. Trzeźwość jako elementarny element stylu życia stała się swego rodzaju trendem, ale wiąże się także z przełamaniem społecznego tabu związanego z samym przyznaniem się do problemu w świecie, w którym nadużywanie alkoholu czy narkotyków nadal przez wielu jest utożsamiane z ludźmi znajdującymi się daleko za linią marginesu.

Yang dla tego yin jest z kolei świadome korzystanie wychodzące poza kierowanie się tipami anonimowych użytkowników forów czy grup dyskusyjnych na socjalach. Od dobrych kilku lat w Polsce aktywnie działa SIN, czyli Społeczna Inicjatywa Narkopolityki – organizacja non-profit, która zajmuje się wielokierunkową edukacją na temat substancji zakazanych przez prawo, którego filozofię można sprowadzić do zdania „jeśli korzystasz, korzystaj mądrze”. Wolontariusze organizacji od lat pojawiają się na imprezach i festiwalach w różnych częściach kraju, organizują przestrzeń, w której można odpocząć, nawodnić się, uzupełnić witaminy, częstując się świeżymi owocami, ale przede wszystkim zaopatrzyć się w wiedzę: tabelę w formie ulotki, która pokazuje, które kombinacje poszczególnych narkotyków nie interferują ze sobą, które niosą ryzyko nieprzyjemnych doświadczeń i które są zwyczajnie niebezpieczne. Rozdają także testy z odczynnikami, które pozwalają szybko sprawdzić, czy coś, co nabyliśmy przed chwilą, faktycznie jest substancją, która została nam zaoferowana. Działania SIN-u to także odpowiedź na nadal wzbierający renesans rave’owej kultury. Od wspominającego z rozrzewnieniem prymat gabber i hardstyle’u rodem z Beneluksu Wixapolu, przez odbywające się w naturze psytrance’owe odloty wśród fluorescencyjnych dekoracji, po wielkie festiwale techno, którego popularność wyłącznie rośnie.

To wszystko przykłady zjawisk socjalnych, które ostatecznie skutkują zbiorową ekstazą i nadal są w stanie budować komunalne przeżycia i kulturotwórcze ruchy. Rosnąca gama pojawiających się na rynku substancji ubarwia życie klubowe. Ale po raz kolejny musimy się przyjrzeć drugiej stronie tego zjawiska. Młodsza generacja, zetki i ludzie jeszcze młodsi wedle pojawiających się cyklicznie badań mają odmienny stosunek do alkoholu czy substancji psychoaktywnych. Przez lata odsetek osób wybierających świadomie trzeźwość rósł. Równocześnie jednak pojawiły się nowe używki: szeroka gama benzodiazepinów, które przede wszystkim mają działanie relaksacyjne. W popkulturze ich ambasadorami stali się emoraperzy na czele z Lil Peepem, który zmarł w 2017 roku w wieku zaledwie dwudziestu jeden lat z powodu przedawkowania fentanylu i xanaxu. W świecie, w którym stresory wyłącznie się mnożą, zainteresowanie lekami wzrasta, a kolejne raporty pokazują, że ucieczka od zmartwień staje się wśród młodych częstszym powodem sięgania po benzo i inne substancje niż czysto rekreacyjne pobudki. Nie ma co się czarować, raz po raz historia narkotyków przypomina nam, że niezależnie od statusu społecznego przykrywają one smutki codzienności lub zaspokajają głód odmiennych wrażeń. W erze, w której przyszło nam żyć, nadal rosnącej świadomości i coraz większej empatii społecznej, jest jednak szansa na wyrównanie tej dziejowej sinusoidy i zjednoczeniu się w chociaż chwilowej ekstazie.

Oceń treść:

Average: 9 (1 vote)
Zajawki z NeuroGroove
  • Marihuana
  • Marihuana
  • Pozytywne przeżycie

Całkiem dobre nastawienie, jedynym niesprzyjającym czynnikiem była niska temperatura i brak miejsc do siedzenia.

                                                           POCZĄTEK ZACNEJ OPOWIEŚCI

  • Lophophora williamsii (meskalina)
  • Pierwszy raz

Pozytywne nastawienie, radość, osoba zdecydowana do brania substancji, planowała to dużo wcześniej. Tolerancja zerowa/ bardzo niska. Otoczenie przyjazne, znane osobie; jej własne mieszkanie, z jej ulubioną muzyką - nad ranem otoczenie jej domu.

Zacząć muszę od przyznania się, że nie byłem bezpośrednio obok osoby podczas spożywania przez nią substancji. Informacje podane w raporcie mogą więc lekko odbiegać od rzeczywistości. Całość raportu była mi składana przez telefon, od etapu planowania do wieczora następnego dnia, gdy przeżywała efekty "po". Mimo to, zdecydowałem się dodać raport przez braki w informacjach o przeżyciach z meskaliną na stronie, tym bardziej w takim miksie

  • Dekstrometorfan
  • Miks
  • Szałwia Wieszcza
  • Yerba mate

Set & Setting: Wolny pokój i czas, spokojny jesienno-zimowy dzień

            Nie lubie siedzieć i pisać, męczy mnie to. Energii dodaje mi fakt, że to co stało się wczoraj było dla mnie najmocniejszym przeżyciem jakiego doznałem, chodz nie mam dużego doświadczenia.

  • Efedryna

Wczoraj poleciałem do pobliskiej aptekii zakupiłem 4 listki ulubionego Tussipectu. Około godziny 22 wziąłem 35 sztuk i odczekałem około 45 minut potem jeszcze 10 . Godzina 23 z minutami i ogarnia mnie miły stan , jestem podniecony i puszczam sobie ulubionego pornosa. Przez jakąś godzine próbowałem sam zaspokoić sie ale nic z tego nie wyszło mi . Mimo że miałem kłopoty ze wzwodem i troche innych które zapewne konsumenci Tussipectu dobrze znają , przyjemność sprawiało mi samo onanizowanie sie , finisz nie byłnajważniejszy.

randomness