Według niego, w poniedziałek nie zostaną mu przedstawione zarzuty. Siewierski nie wykluczył, że może się to stać we wtorek. Zaznaczył jednocześnie, że wiele zależy od opinii badającego mężczyznę lekarza.
Z informacji rzecznika Komendy Głównej Policji Sławomira Cisowskiego wynika, że Adrian M. przedstawił dwie wersje tego, co chciał osiągnąć przez wtargnięcie do budynku TVP. W pierwszej poinformował, że chce przeprosić rodzinę za swoje zachowanie. W trakcie działań operacyjnych wersję tę mężczyzna zmienił. Policja nie ujawnia, jak później motywował swe zachowanie.
Według policji, na początku sprawca zajścia poinformował, że ma dwie kasety, które chciałby wyemitować na żywo w telewizji. Kaset przy nim jednak nie znaleziono.
Podczas konferencji prasowej w studiu, w którym doszło do zdarzenia, wyemitowano 2-minutowy film z przebiegiem incydentu. Na początku słychać tylko głos napastnika, który domaga się, by ktoś podał mu działający telefon komórkowy (prawdopodobnie chciał sprawdzić, czy jest na wizji); potem żądanie, by do studia wszedł operator kamery i ekipa przygotowująca program. Odpowiada mu głos z reżyserki, instruujący, aby odsłonił kamery i zdjął zaślepki. Sprawca to robi i wówczas widać, że stoi z pistoletem (jak się później okazało - gazowym) wycelowanym w strażnika. Ponownie domaga się operatora kamery i grozi, że jeśli to się nie stanie, to w ciągu 10 sekund zabije strażnika. Zaczyna odliczanie. Film przedstawiony dziennikarzom urwał się, gdy mężczyzna doszedł do słów "jeden".
Według informacji policji, do tragedii nie doszło, bo do akcji wkroczył negocjator. Wszedł do studia i rozmawiał z desperatem przez prawie trzy godziny. "Z tego, co wiem, napastnik był pod wpływem narkotyków, ale nie rzucało się to w oczy. Pojawiały się jednak momenty kiedy okazywał zniecierpliwienie" - powiedział dziennikarzom oficer z biura operacji antyterrorystycznych KGP (z wykształcenia pedagog).
Dodał, że mężczyzna podczas rozmowy monotonnie powtarzał swoje żądania. Próbował też wyjaśniać motywy działania. "Mówił, że chce wyemitować materiały z dwóch kaset, które miał mieć przy sobie. Chciał wystąpić przed kamerami" - powiedział oficer.
Adrian M. żądał też telefonu komórkowego, prawdopodobnie chciał za jego pomocą sprawdzić, czy rzeczywiście jego wypowiedź emitowana jest na żywo. Podczas negocjacji dwukrotnie nastąpiło dramatyczne odliczanie - napastnik groził, że za moment zabije zakładnika.
"W momencie kiedy odsunął broń od głowy strażnika został szybko obezwładniony" - relacjonował negocjator. "Negocjacje zakończyły się sukcesem, nikt nie został ranny, ani zakładnik ani napastnik" - podkreślił.
Kierownictwo TVP i policja chwalili postępowanie ochrony, a zwłaszcza wartownika, który w trudnej sytuacji zachował opanowanie. Drugi wartownik natomiast, mimo, iż miał przy sobie broń, nie użył jej, bo obawiał się o życie i zdrowie kolegi. Bardzo szybko zawiadomił policję.
Według rzecznika TVP Jacka Snopkiewicza, sytuacja, do której doszło w telewizji, mogła się zdarzyć wszędzie. Zaznaczył, że pracownicy zadziałali poprawnie. "Wiedzieli, że najważniejsza jest odwaga niepodjęcia akcji" - powiedział. Dodał, że najważniejsze, co teraz można zrobić, to szkolić pracowników, by wiedzieli, jak się w takiej sytuacji zachować.
Z informacji policji wynika, że sprawcą wydarzeń w budynku TVP był dwudziestoletni niekarany mężczyzna spoza Warszawy. Policja nie wyklucza, że leczy się psychicznie.
TVP zapowiedziała, że po wieczornych wiadomościach w poniedziałek wyemituje program poświęcony niedzielnym zajściom.
Komentarze