Adrian M., który próbował wedrzeć się na antenę 2 TVP, nie był samotnym szaleńcem. W jego rodzinnym Tomaszowie Mazowieckim jest grupa podobnie myślących młodych ludzi, dla których stał się bohaterem. - Pokazał drogę - mówią
Już nazajutrz po akcji w TVP przyjaciele Adriana szukali kontaktu z mediami. Telefon w warszawskiej redakcji "Gazety" zadzwonił w poniedziałek późnym wieczorem: - Przyjedźcie, opowiemy, kim jest Adek.
Spotkaliśmy się z nimi na przystani w Tomaszowie Mazowieckim. Na trawie siadło 20 młodych ludzi z różnych środowisk - studenci, robotnicy, bezrobotni, dresiarze, skejci.
- Po co Adrian poszedł do telewizji? - zapytaliśmy.
- Żeby zaprotestować przeciw obecnej polityce i ustrojowi - tłumaczy Krzysztof, 22 lata, przyjaciel Adriana. - Powiedzieć ludziom to, co wszyscy myślimy: że pozycję w Polsce zdobywa się nieuczciwie, a prawo kreują ci, którzy stoją ponad prawem. Te przetargi, te odprawy...
- Adrian wiedział, że nawet jeśli uda mu się wystąpić, to i tak go zamkną - dodaje 20-letnia Ania. - Ale uważał, że warto. Pokazał, że w Polsce można się zbuntować. A dlaczego nie pozwolili mu wystąpić? Tak się tam boją prawdy? Przecież w demokracji każdy może powiedzieć, co chce. A telewizja jest publiczna!
Koledzy i przyjaciele nie znają dokładnie treści, jakie Adrian chciał wygłosić przed kamerami. Domyślają się jedynie.
Daniel: - Adzio miał powiedzieć ludziom, że nie muszą się poddawać presji, która każe każdemu robić karierę i pieniądze, w czasie gdy pracy nie ma.
Krzysztof: - Nie podobał mu się ten polski realny kapitalizm. Tak jak nam. I tak jak my chciał wyzbyć się uzależnienia od pieniądza i cywilizacji.
Inny kolega: - Tu się już nie da wytrzymać! W Tomaszowie jest 24-proc. bezrobocie. Ja w ciągu pięciu lat tylko miesiąc przepracowałem legalnie. A na czarno płacą po trzy złote za godzinę! To wyzysk.
- Nikt się z nami nie liczy i nie jesteśmy nikomu potrzebni. Chcieliśmy założyć klub, aby było się gdzie spotykać. Są opuszczone hale fabryczne, byliśmy gotowi wyremontować je sami, poszliśmy do urzędu miasta, żeby nam pozwolili. Olali nas.
- Adek nie miał innego wyjścia niż przemoc. Nie wpuścili go do studia po dobroci, to wyciągnął pistolet. Ale tam nie było kul.
Później policja potwierdza: w gazowym pistolecie, którym Arkadiusz M. sterroryzował strażnika, nie było ładunków.
Agnieszka: - Teraz, kiedy w telewizji pokażą terrorystów, nie będę ich potępiać, zanim nie dowiem się, o co im chodzi. Bo naprawdę terrorystami są politycy, a nie Adzio.
Co się stało w niedzielę
Adrian M., będąc pod wpływem narkotyku, wdarł się do gmachu telewizji przy ul. Woronicza. Wziął zakładnika i grożąc mu śmiercią, żądał wpuszczenia na wizję. Po trzech godzinach negocjacji obezwładnili go antyterroryści. Wczoraj sąd zastosował areszt na trzy miesiące.
Podczas przesłuchań w prokuraturze podejrzany wyjaśnił, że chciał dostać się na wizję, by "ostrzec innych młodych ludzi przed zgubnymi skutkami zażywania narkotyków"
Kim jest Adrian M.
Wysoki blondyn. Syn nauczycielki i dziennikarza, mieszkał z babcią. Przerwał studia informatyczne, by - jak mówił znajomym - "nie być maszyną". Wcześniej wzorowy uczeń liceum. Z polskiego najlepszy w szkole.
Pisał artykuły do "Echa Tomaszowa". Na forach internetowych podpisywał się "Człowiek z Księżyca".
Jego ulubionym filmem był "Ghost Dog. Droga samuraja", opowieść o honorze, której pozytywnym bohaterem jest zawodowy zabójca - uważający się za samuraja Murzyn.
Popalał marihuanę, ćwiczył sporty walki, w domu urządził siłownię.
Ochroniarz przetrzymywany przez Adriana
Ochroniarz, którego Adrian przetrzymywał podczas próby wejścia do studia TVP w Warszawie, jest już w domu. Czuje się dobrze, ale przynajmniej do końca tygodnia nie wróci do pracy. Pozostaje pod opieką psychologów. - Jest spokojny, mógłby już pracować, ale należy mu się odpoczynek - mówi Janusz Marek, komendant ochrony TVP.
29-letni Tomasz w ochronie telewizji pracuje od czterech lat. Trafił tu po wojsku i tak jak wszyscy ochroniarze przeszedł szkolenie antyterrorystyczne. - Dlatego doskonale wiedział, co robić, i świetnie się zachowywał - mówi komendant Marek. Ochroniarz trzymany na muszce nawet zdobył się na blef. Przytaknął na pytanie zamachowca, czy ma dzieci. W ten sposób chciał wzbudzić większą litość w desperacie. W rzeczywistości jest żonaty od roku, ale potomstwa się jeszcze nie doczekał.
Kim są koledzy Adriana?
Tomaszów Mazowiecki: 70 tys. mieszkańców, filia Uniwersytetu Łódzkiego, 12 szkół średnich. Jedno kino - Włókniarz, jeden dom kultury, żadnego teatru. Na głównym placu Kościuszki odpadające tynki, neony z epoki Gomułki, a na przystanku stary jelcz.
Przyjaciele Adriana: - Jesteśmy alternatywą. Porządny młody człowiek z Tomaszowa ma włosy na żel, nosi dżinsy i obcisłą koszulkę. Nie pasujemy. Ludzie patrzą na nas z odrazą na ulicy.
Dziewczyny opowiadają, że lubią spędzać czas na "misjach". To wypad poza miasto, leżenie na trawie i gapienie się w niebo: - Daleko od Tomaszowa cieszymy się, że jesteśmy wolni od tego betonu. Tu nie ma pubów ani żadnej dyskoteki, tylko zwykłe bary. Samemu trzeba szukać wrażeń.
Są oczytani. Niektórzy malują, grają, komponują, interesują się fotografią.
Krzysiek, 22 lata
Czarne spodnie, czarna koszula, czarna bejsbolówka na czarnych kręconych włosach. Niektórzy nazywają go "Szatan". Na prawej dłoni wytatuowany pentagram. - To ochrona przed złem - tłumaczy. Z Adrianem znają się od dziecka. Razem chodzili do podstawówki. Potem Krzysiek skończył najlepsze liceum w mieście, poszedł do szkoły oficerskiej, rzucił ją, poszedł do akademii ekonomicznej, rzucił ją, nie może znaleźć stałej pracy: - Boli nas ten system, ale Adriana bolał najbardziej.
Ania, 20 lat
Okrągła buzia, ćwiek w dolnej wardze. Na głowie dredy. Spod rękawa koszuli z Che Guevarą wygląda tatuaż. We wrześniu zaczęła naukę w klasie maturalnej. Uczy się wieczorowo, nie pracuje. Adriana poznała przed dwoma laty u kolegi. Lubią się, nic więcej. Według Ani Tomaszów to ciemnogród: rządzi Kościół, a ludzie są zamknięci w sobie, nietolerancyjni.
Agnieszka, 20 lat
Koszulka z kolorowym obrazkiem z japońskiej kreskówki. Długie dredy, kolczyk w nosie. Uczy się w tym samym liceum wieczorowym co Ania, ale jest o klasę niżej. Tomaszów to dla niej wcielenie prowincjonalizmu. Świadczy o tym szumne otwarcie McDonalda tego lata, z udziałem miejscowego establishmentu.
Daniel, 22 lata
Łysa głowa, sportowe buty, hiphopowa smycz na szyi. Skończył prestiżowe liceum plastyczne w Łodzi, teraz w szkole pomaturalnej uczy się grafiki komputerowej. Mówi: - Z Adkiem nazywaliśmy się braćmi. Nie odważyłbym się zrobić tego co on, ale zgadzam się z nim. Pokazał mi drogę.
Komentarz: Pogarda dla dekalogu
Można się oczywiście pochylać z troską nad młodymi z Tomaszowa, dla których Adrian, terrorysta z telewizji, jest bohaterem i męczennikiem. Pogardzani, niepotrzebni, wykluczeni, bezrobotni, zbuntowani... Słowem, ofiary społeczeństwa.
Nie prowadzi to jednak do niczego sensownego. W umysłach tych młodych ludzi wszystko się miesza ze wszystkim - cały świat jest zły i ich krzywdzi. Wczuwanie się w ich dusze prowadzi do usprawiedliwienia ślepej agresji jako sposobu zaistnienia. Przecież już teraz młodych ludzi z Tomaszowa nie sposób przekonać, że to, co zrobił Adrian, to nie heroizm, tylko bandycka przemoc, która mogła się skończyć tragedią, gdyby np. któryś z antyterrorystów stracił nerwy i zaczął strzelać. Niczym nie można usprawiedliwić przystawiania człowiekowi pistoletu do głowy.
Bezrobocie, brak perspektyw, prowincjonalne wykluczenie, przemoc, przestępczość - to społeczne plagi, które trzeba zwalczać. Ale nie można się godzić, by uzasadniały gwałt i brutalność.
Bo jeszcze gorszą społeczną chorobą jest tolerowanie postawy: to inni są winni, że nie jestem taki, jaki chciałbym być. To "system" jest winny, że mi się nie udaje. W sobie winy nie widzę; za własne życie, za to, co robię, sam nie ponoszę odpowiedzialności.
Nie wolno tłumaczyć bandyty tym, że miał pod górkę do szkoły. Już i tak za dużo tego słyszymy: usprawiedliwianie desperacją górników podpalających na demonstracji policjanta; terrorystów - nędzą Trzeciego Świata; uczniów amerykańskich szkół masakrujących kolegów z karabinu maszynowego - złym wychowaniem i materialistycznym otoczeniem.
Takie myślenie to leczenie dżumy cholerą. Pogarda dla dekalogu, który ludzie przecież dobrze znają. I to nie z telewizji.
Lidia Ostałowska, Mateusz Zieliński
Gazeta Wyborcza 24-09-2003
Po akcji antyterrorystów w TVP [29-09-2003]
Adrian M., 22-letni mieszkaniec Tomaszowa Maz., który przed tygodniem sterroryzował ochroniarza w TVP, ma złamany nos. Według naszych informatorów antyterrorystów "trochę poniosło".
- Widziałem, jak chłopak był niesiony korytarzem za ręce i nogi, a z jego głowy na posadzkę ciekła strużka krwi - opowiada świadek zakończenia akcji antyterrorystycznej w siedzibie TVP, którą przed tygodniem oglądała cała Polska. Takiej sceny telewizja nie pokazała.
Przypomnijmy - w nocy 21 września 22-letni Adrian M. wdarł się do gmachu telewizji przy ul. Woronicza. Wziął jako zakładnika ochroniarza i grożąc mu zastrzeleniem, żądał wpuszczenia na wizję. Jak się potem okazało, broń była gazowa i do tego nie nabita. Po trzech godzinach negocjacji Adriana M. obezwładnili antyterroryści. Dziś Adrian M. przebywa na obserwacji na oddziale psychiatrii sądowej szpitala Aresztu Śledczego Warszawa Mokotów. Jest cały posiniaczony. Zwłaszcza na twarzy. Ma złamany nos.
Nadaną w TVP relację z akcji antyterrorystów pocięto. Momentu obezwładnienia Adriana M. nie pokazano. Widać tylko było, jak jeden z antyterrorystów zasłania ręką kamerę ustawioną w studiu. Czy właśnie wtedy - jak to określił jeden z naszych informatorów, świadków zdarzenia, niektórych funkcjonariuszy Biura Operacji Antyterrorystycznych KGP "mogło ponieść"? Chwilę potem widział na korytarzu Adriana M. Widział krew.
Sam Adrian zeznaje - jak się dowiedziała "Gazeta" - że został zaprowadzony do jakiegoś pomieszczenia z metalowymi regałami i tam pobity. Na jego stan zwrócili uwagę i prokurator, który go pierwszy przesłuchiwał, i sędzia, który zdecydował o jego aresztowaniu. - Zaschniętą krew widać było na bluzie, koszuli i spodniach. Wyglądał jak jakiś kloszard - mówi nasz informator.
- Rzeczywiście coś takiego wynika z protokołu. Nie wykluczam, że będzie odrębne postępowanie dotyczące okoliczności jego zatrzymania, decyzję podejmiemy jutro, pojutrze - mówi szef mokotowskiej prokuratury Zbigniew Żelaźnicki. - Czy będzie dochodzenie przeciwko policjantom? - Za dużo powiedziane. Na razie jest kwestia sprawdzenia okoliczności podanych przez podejrzanego - odpowiada Żelaźnicki.
"Jak mnie bili, myślałem o wycieczce w góry - zeznał do protokołu Adrian M. - Nie mam do nich żalu" - dodał.
* Antyterroryści i negocjatorzy, którzy brali udział w zatrzymaniu mężczyzny w gmachu TVP, dostaną dziś nagrody pieniężne. Szef MSWiA Krzysztof Janik oraz zastępca komendanta głównego policji Władysław Padło wręczą im je podczas uroczystości w Biurze Operacji Antyterrorystycznych w Warszawie.
Komentarze