Ćpają, grzybią, lulki palą

Ostatnie lata upłynęły w młodej polskiej literaturze pod znakiem ćpania. Głupiego albo mądrego, dramatycznego i wesołego, zawsze jednak sprawnego literacko. Czy Dorota Szczepańska "Zakazanym po legalu" zamknęła na głucho ten rozdział?

Anonim

Kategorie

Źródło

Gazeta Wyborcza

Odsłony

10356

Oczywiście książki o narkotycznych przygodach powstają w Polsce nie od dziś. Wystarczy przypomnieć mało udaną, ale ciekawą z dokumentalnego punktu widzenia książkę "Tarzana" Michalewskiego "Mistycy i narkomani" - autobiografię zdeklarowanego ćpuna, która jeszcze w połowie lat 90. - obok czytanych książek Castanedy - była jedną z podstawową lektur jeszcze w połowie lat 90. młodzieży dobijającej się do Huxleyowskich drzwi odmiennych stanów świadomości.

W ciągu ostatnich czterech ukazało się kilka istotnych książek z narkotykami w roli głównej, jakby literatura gwałtownie postanowiła wziąć się za bary z nowym elementem rzeczywistości: powszechną dostępnością używek, degradacją ich znaczenia, kiedy z ambrozji dostępnej wąskim kręgom wtajemniczonych zmieniają się w chleb powszedni. "Wojna polsko - ruska", "Heroina", "Osiem cztery" - znakomite, mocne książki debiutantów, które pozostają w pamięci. Celowo pomijam nieco wcześniejszy "Dryf" Jana Sobczaka, opowiada on bowiem o latach 80. oraz wyznania narkomanów, narkomanek i opowieści terapeutów - twory bardziej paradokumentalne niż literackie.

Pojawia się znakomita okazja do podsumowania: w wydanej niedawno przez Prószyńskiego książce Doroty Szczepańskiej "Zakazane po legalu" odbijają się wszystkie cechy literatury narkotycznej. Odbijają się, dodajmy, jak w krzywym zwierciadle, które sprawia, że kształty puchną i urastają do niebotycznych, groteskowych rozmiarów.

Zmierzch nauczycieli

We wszystkich czterech książkach widać jedną cechę wspólną - kompletny brak wyrażanej dosłownie sfery dydaktycznej. Trochę jak w "Requiem dla snu", filmie, który ćpanie pokazał beznamiętnym okiem, bez krztyny pouczania znanego z policyjnych pogadanek w szkołach średnich. Konia z rzędem temu, kto w nowych polskich książkach o narkotykach znajdzie postacie owładnięte misją edukacyjną, monarowców, terapeutów. Bohaterowie wydani są przez autorów na pastwę narkotyków bezwzględnie i z całą surowością. Gdzieś po umysłach bohaterów "Osiem cztery" Nahacza błąkają się co prawda frazy o szkodliwości "jarania", "moralniaki" przypływają i odpływają, czasem zakłuje podejrzenie, że może kolejne "grzybienie" to o jeden krok za daleko. Marne jednak to wyrzuty i błyskawicznie znikają, bo chyba gdzieś w podświadomości tkwi przekonanie, że ćpun to złachmaniony osobnik spod dworca, z poranionymi żyłami. A przecież Olgiert wraz z kolegami strzykawek nie używają.

Oczywiście można podnosić rwetes i płakać, że mamy do czynienia z literaturą na wskroś niemoralną, która nie odstrasza dziatwy od zgubnej i pozornej słodyczy używek. A jednak takie twierdzenie jest nadużyciem.

Weźmy choćby "Heroinę" Piątka, która - kto wie, czy zgodnie z zamierzeniami autora - jest książką obrzydliwą, wręcz lepką, mimo że bohater mówi głównie o miłych sprawach: cieple, sympatycznych uśmiechach itd. Narrator otoczony jest kokonem, dzięki któremu świat dolega mniej i nawet okrutne zabójstwo, któremu się przygląda, nie burzy tych pozorów. Heroina wygładza ostre kanty rzeczywistości. A mimo to każdemu czytelnikowi o zdrowych zmysłach i minimalnej wrażliwości w trakcie lektury musi zbierać się na wymioty. Dlaczego? Bo Piątek katuje czytelnika nadmiarem cukru (brązowego, oczywiście), wpycha mu go w gardło, mówi "udław się". Ta kuracja odbywa się bez jednego słowa deprecjonującego używki, ale jeżeli ktokolwiek odczytuje "Heroinę" jako pochwałę narkomanii, znak to niechybny, że jego kubki smakowe wymagają naprawy.

Podobnie "Wojna polsko-ruska...". Krzywdę tej książce - w sensie krytycznym, a nie komercyjnym oczywiście - wyrządziła ogólna tendencja do wychwytywania kolejnych pieprznych wyrażeń, fikołków stylistycznych czy kontrowersyjnych scen. Umyka przez to tragizm postaci Silnego, również wyrażany nie wprost, dramat umysłu, który na skutek narkotyków i nadmiaru informacji zmienia się w rozwrzeszczaną wieżę Babel, zbudowaną z wszystkich możliwych dialektów współczesnej polszczyzny. Silny hoduje w swoim umyśle piekielny bałagan.

Grzybki przed maturą

Dydaktyzm nie pojawia się również w prozie Nahacza, tutaj jednak obrońcy moralności mieliby pole do popisu: można przypuszczać, że bohaterowie "Osiem cztery" to nowa rasa Polaków - ćpuny weekendowe, które budzą się po ostatniej stronie książki, wygładzają zmiętoszone ubrania, wsiadają do aut rodziców i wracają do domów, bo matura coraz bliżej i uczyć się trzeba. Jakby narkotyki były nieodłącznym składnikiem rzeczywistości, który można bez trudu kontrolować.

Dorocie Szczepańskiej w tej kwestii blisko do Nahacza:

- No to chcesz czy nie - pyta, machając oprawką.
- Chcę, cholera - mówię, przysuwając się do stolika. - Ale nie chcę, kurczę, żebyśmy skończyli jak para heroinistów jakichś.
- No co ty, słoneczko. Komu jak komu, ale nam - stuka się w pierś - to nie grozi. Jesteśmy na to za mocni, za dobrzy, zbyt racjonalni (...) My jesteśmy bogami, a bogowie są ponad. Przecież wiesz, że znamy umiar. Wiemy co i jak. To tylko demagogia, te filmy o dżankach, co bez działki się trzęsą i idą żebrać albo kurwić się za centa.

Podobieństwa "Zakazanego..." i "Osiem cztery" na tym się nie kończą. W obu książkach bohaterowie obcują z siłą, która ujawnia swą obecność dopiero po wchłonięciu odpowiedniej ilości halucynogenów. Ale to, co dla Olgierta jest mistycznym obcowaniem i wędrówką ku niepokojącej tajemnicy, Anecie jawi się jako kolejna kolorowa przygoda, opisywana językiem ze sprzedawanych w tanich księgarniach podręczników dla początkujących szamanów.

Brak dydaktyzmu w literaturze narkotycznej jest tym dziwniejszy, że tworzą ją również ... nauczyciele. Janusz Paliwoda, autor minipowieści "Joint" dziękuje na pierwszej stronie książki swoim uczniom. A dalej pokazuje rzeczywistość szkoły, w której nauczyciele są równie odrażający jak dzieci, które edukują. W finale obie strony barykady łączy tytułowy joint. Paliwoda został właśnie zwolniony ze szkoły. Przyczyna: publikacja książki.

Nauczycielką była również Dorota Szczepańska. Wykładała w policealnym studium do momentu udzielenia wywiadu, w którym bez fałszywej pruderii opowiedziała o urokach seksu i dobrego skręta.

Naćpany język

Na tle trzech wcześniejszych książek widać, co zgubiło Szczepańską i zmieniło jej książkę w niezamierzoną groteskę. Podobnie jak w filmach sensacyjnych klasy B nadmiar, nieświadome przekroczenie granicy pomiędzy, użyjmy adekwatnej terminologii, rozsądnym dawkowaniem obrazów a przedawkowaniem. Na 260 stronach autorka serwuje mało zróżnicowane wariacje jednego zdarzenia (impreza) i dwóch czynności (ćpanie i "ruchanko").

Co gorsza autorka "Zakazanego po legalu" próbowała skopiować niepodrabialny język, którym posługuje się Silny, skomplikowany, chaotyczny, pełen inwersji, wtrąceń, nagłych załamań. Łatwość podróbki jest pozorna, Masłowska stworzyła bowiem postać podszytą autentycznym bólem, język powieści tętni nieudawanym dramatem, chociaż Silny nigdy się do niego nie przyzna. Nie wystarczy dokonać kilku przestawek i stylistycznych sztuczek - wypada jeszcze wlać w nie autentyzm. Tego w "Zakazanym..." zabrakło. To paradoks: Silny, twór całkowicie fikcyjny i metatekstualny wygląda na postać prawdziwą. Prawdziwe postacie Szczepańskiej zachowują się zaś jak wycięte z kolorowego papieru. A papierowi jak wiadomo brakuje trzeciego wymiaru, głębi.

Nahacz i Piątek podążają w zupełnie innych kierunkach: pierwszy ze szczególną lubością podsłuchuje zdania niedokończone, rozmyte, pełne niedopowiedzeń, "Ty mi tutaj nie żadne takie, szmakie", język drugiego sprawia wrażenie zmiękczonego przez heroinę - jest spokojny, płynny, bez gwałtownych przejść. Język tych książek jest równie naćpany jak ich bohaterowie.

W stronę Opium

Czy wydanie "Zakazanego" oznacza, że temat narkotyków w młodej literaturze lada moment zwiędnie i stanie się pożywką dla autorów czytadeł, że za kilka lat będziemy patrzeć na ćpuńskie wątki prozy najnowszej jak na kolejną krótkotrwałą modę, która zaowocowała kilkoma ciekawymi książkami?

Niekoniecznie, chociaż trudno sobie wyobrazić, że zdania mogą być bardziej naćpane niż u Masłowskiej, że można zabrnąć dalej w niezamierzoną parodię niż Szczepańska. Bardzo ciekawy wydaje się bowiem wątek poruszony lekko przez Nahacza. Dla jego bohaterów narkotyki są brzytwą rozcinającą powłokę rzeczywistości. Rysa, która pojawia się dzięki nim, rodzi niewygodne, niezręczne pytanie - czy świat widziany na kwasie czy grzybach to jedynie halucynacja skaleczonego umysłu, czy też może odkrywa się nowa, niedostrzegana wcześniej warstwa, jednocześnie piękna i niebezpieczna; świat, którego brak wywołuje niejednoznaczne odczucia, podobnie jak w "Opium" Cocteau - z jednej strony radość z odzyskanego życia i zdrowia, z drugiej zaś żal za tym, że inna rzeczywistość po raz kolejny się oddala.

Podobnie jak w "Dukli" Stasiuka, który posiadł jednak tę umiejętność, że ukryte przed oczami laików głębie widzi bez pomocy narkotyków. Bohaterom sporego kawałka najmłodszej polskiej prozy do zdobycia metafizycznych wtajemniczeń niezbędne jest sztuczne wspomaganie.

Michał Olszewski - rocznik 1977, pisarz, dziennikarz "Gazety Wyborczej", jego tom opowiadań "Do Amsterdamu" wygrał konkurs prozatorski wydawnictwa Znak


Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

behem0t (niezweryfikowany)
"Bohaterom sporego kawałka najmłodszej polskiej prozy do zdobycia metafizycznych wtajemniczeń niezbędne jest sztuczne wspomaganie. " a Dick,Witkacy,Bayron??? ehzz.. brednie panie Olszewski...
KillaBeeZ (niezweryfikowany)
sam tytul mowi za autora textu- "lulki"
AleX (niezweryfikowany)
autor co chwila cos myli, np autorki ;P
Tow.X (niezweryfikowany)
...::Dobry artykul:...
O*l*i*w*k*a* (niezweryfikowany)
Jestem po wrazeniem tej stronki !!!!! Naprawde dużo można sie dowiedzieć !
kasika=) (niezweryfikowany)
bardzo, bardzo dziekuje, że znalazlam wreszcie &quot; mistycy i narkomani &quot;. SPRZECIW NARKOMANI, ALKOHOLIZMOWI I RASIZMOWI!! <br>uwazam,ze wiekszosc ludzinie wie do konca o co chodzi z alkoholemi i urzywkami, myslą ze sa silniejsi. szczerze odradzam tego, no chyba ze ktos lubi lezec nie przytomnie lub czuc ostry bol glowy.
r2d2 (niezweryfikowany)
uzywam od dziesieciu lat. wierze w kosmitów...czasami mi sie wydaje ze im wiecej zjem, tym wiecej wiem.....pokój
$ldx (niezweryfikowany)
uzywam od dziesieciu lat. wierze w kosmitów...czasami mi sie wydaje ze im wiecej zjem, tym wiecej wiem.....pokój
szajba (niezweryfikowany)
a mi sie podobała książka&lt;zakazane po legalu &quot; bardziej niz wszystkie inne o ćpaniu....I zgadzam się z przedmówcą;p
Anonim (niezweryfikowany)
Olszewski znany jest z dennych książek i zazdrości do każdego komu się udało. W każdym znaczeniu tego słowa. Z tego nudnego artykułu zieje pustką. Umysłu autora. Oraz jego totalną niewiedzą na tematy narkotyczne. Taki to nigdy nic po używkach nie zobaczy (chyba że po nadmiernej ilości wódki), a zioło będzie od czci i wiary odsądzał, bo jak kiedyś zapalił to miał złego tripa. Prośba, nie zamieszczajcie więcej szmatławców tego zalewającego wszystko żółcią "autora".
Zajawki z NeuroGroove
  • Powój hawajski
  • Powoje

s&s: las – pole – las – dom; ciepły, sierpniowy dzień; dobry nastrój; chłopak (L.) jako opiekun (trzeźwy)
dawka: 6 kapsułek Druid’s Fantasy
wiek: 19
doświadczenie: LSA, ruta stepowa, dxm, mj, benzydamina

17:18 Połknięcie kapsułek tuż po wejściu do lasu. Przez jakieś dwie godziny spacerowaliśmy po ścieżkach robiąc zdjęcia owadom i myśląc nad tym, gdzie się rozłożymy. Jak zwykle, zanim LSA weszło, minęły jakieś dwie godziny, przy czym po połowie tego czasu – również jak zwykle – zaczęłam wątpić w powodzenie wyprawy, tak w sensie dosłownym, jak i metaforycznym. Ponieważ obecność ludzi w lesie lekko mnie irytowała, nie mówiąc już o postępujących nudnościach, chłopak zaprowadził mnie w jedno sprawdzone miejsce, pas zieleni pomiędzy dwoma polami. Cicho, spokojnie, ładnie.

  • Tramadol

by JassMine

  • Bad trip
  • Kannabinoidy

Chill, piątek, moje 4x4

Preludium

Podróż z października ub. roku, więc całość nie jest idealna, odrobinę pisana na kolanie bez absolutnie żadnych zdolności do ładnego i zgrabnego ubierania tekstu. Piątek, popołudnie, ja i 2 kumpli, nazwijmy ich X i Y.

X jest zawodowym testerem trunków wysokoprocentowych, ma lekkie doświadczenie w ryciu sobie bani najróżniejszymi specyfikami z najgłębszych otchłani tego świata

Y, poszkodowany, zielony w temacie gość, który przyszedł na spotkanie po paru miechach, a wyszedł bogatszy o wspomnienia z innego świata

  • Grzyby halucynogenne
  • Marihuana
  • Pozytywne przeżycie

Set: pozytywne nastawienie, ekscytacja i ciekawość nadchodzących doświadczeń. Setting: pokój akademika, znani od lat dobrzy towarzysze i przyjaciele.

Słowem wstępu, poniższy wpis, jest dwoma Trip Raportami. Pierwszy napisałem ja, autor tego bloga, drugi TR został spisany przez jednego z moich towarzyszy – Marka (imię zmyślone na potrzeby raportu). Razem zredagowaliśmy poniższy tekst, ponieważ dotyczy on jednego, wspólnego spotkania wraz z naszymi przyjaciółmi. Od razu wytłumaczę, skąd taka dokładność w opisywaniu doświadczeń w tekście mojego przyjaciela. Marek nagrywał całe nasze spotkanie na dyktafon, swój tekst pisał przesłuchując nagranie.