Wszystko to co zawiera poniższy TR zdarzyło się w ciągu 2,5 godziny.
Muzyka towarzysząca przeżyciu: A tribute to Amethystium: https://youtu.be/U9jAIXJW_IA
Zbieżność osób i nazwisk przypadkowa.
Działkę kokainy można było dużo kupić taniej niż butelkę wódki. I kupowano. Ćpali przestępcy, ale też lekarze i urzędnicy państwowi. „Kokainistki rekrutują się przeważnie z najgorszych szumowin, morfinistki już z nieco lepszych sfer” – mówił szczerze przedwojenny diler. I nie krył nawet, ilu w Warszawie jest narkomanów.
Tekst stanowi przedruk z podanego źródła.
Działkę kokainy można było dużo kupić taniej niż butelkę wódki. I kupowano. Ćpali przestępcy, ale też lekarze i urzędnicy państwowi. „Kokainistki rekrutują się przeważnie z najgorszych szumowin, morfinistki już z nieco lepszych sfer” – mówił szczerze przedwojenny diler. I nie krył nawet, ilu w Warszawie jest narkomanów.
Które z używek święciły triumfy w czasach, kiedy Warszawa była nazywana Paryżem Północy? Zasadniczo narkotyki dzieliły się na dwie grupy. Do pierwszej zaliczały się substancje „klasyczne”, otrzymywane bezpośrednio ze znanych roślin, i nowe mieszanki powstałe w wyniku wytężonej pracy berlińskich, praskich czy też wiedeńskich farmaceutów, czyli takie używki jak kodeina, heroina czy morfina.
Druga grupa to środki wytwarzane przez przemysł farmaceutyczny, czyli na przykład eter, barbiturany, wodzian chloru. W większości wypadków pierwotnym przeznaczeniem tych substancji było niesienie ulgi ciężko chorym albo po prostu uspokajanie.
W 1923 roku weszła do polskiego prawodawstwa ustawa antynarkotykowa. Znalazł się w niej zapis: „zabrania się wytwarzania, przetwarzania, przewozu i wywozu, przechowywania, handlu oraz wszelkiego w ogóle obiegu opium surowego, opium leczniczego, opium do palenia, i jego odpadków, haszyszu, kokainy, heroiny, wszelkich ich soli i przetworów”.
Pomimo tych starań z wolna narkotyki zaczynały wchodzić na polski rynek, a co za tym idzie, również i do Warszawy. W niektórych sferach stawały się coraz popularniejsze. Problem zaczynały widzieć władze Polski, które od lat trzydziestych starały się prowadzić rejestr osób uzależnionych od narkotyków. Sprawa była o tyle trudna, że uzależnienie od narkotyków było stosunkowo nowe i nie do końca wiadomo było, jak sobie z nim poradzić.
W zakładach psychiatrycznych II Rzeczypospolitej leczyło się od stu do trzystu narkomanów. Były to jednak statystyki z pewnością niedoszacowane.
Pewne światło, chociaż bardzo fragmentaryczne, rzuciła na problem narkomanii w Warszawie broszura Walka z narkomanią i handlem narkotykami na terenie sądowym Juliana Firstenberga.
Zgodnie przedstawionymi przez niego danymi w Warszawie największą grupę narkomanów stanowili ludzie „bez zawodu” (25 procent), a następni w kolejności byli urzędnicy prywatni (22 procent) i państwowi (18 procent), rzemieślnicy (11 procent) i przedstawiciele zawodów medycznych (8 procent).
Szczególnie warto zwrócić uwagę na pierwszą grupę, czyli tych, którzy zadeklarowali, że nie mają pracy. Należy spytać, jak bezrobotni mogliby zdobywać pieniądze na narkotyki. Otóż odpowiedź jest prosta — tą enigmatyczną grupą byli przestępcy. (…)
O tym, że nie wiadomo, ilu było narkomanów (…), mówili wprost sami specjaliści, którzy starali się zgłębić temat. Niedoszacowanie skali narkomanii w Polsce było bardzo poważne. Z jednej strony szpital w Tworkach mówił o około setce chorych, z drugiej „Rzeczpospolita” pisała, że w samej Warszawie mogło być nawet do kilku tysięcy zwolenników odurzania się narkotykami.
Dziennikarz prowadzący śledztwo odbył taką oto rozmowę z jednym z handlarzy sprzedających swoje specyfiki w kawiarni przy ulicy Marszałkowskiej:
— Iluż, zdaniem pana, może być w Warszawie kokainistów?
— Samych kokainistów trudno się doliczyć, raczej kokainistów i morfinistów.
— No więc?…
— Będzie z 15 000.
— Cóż to za element?
— Różny, od nizin do wyżyn, z 60 proc. kobiety; mężczyźni poza kokainą używają także morfinę, opium, eter. Kobiety raczej tylko kokainę… Kokainistki rekrutują się przeważnie z najgorszych szumowin, morfinistki — już z nieco lepszych sfer.
— A skąd się pan orientuje, że będzie ich 15 000?
— Po obrotach hurtowni.
W dalszej części artykułu tajemniczy rozmówca dziennikarza wyjawiał między innymi, iż hurtownikami są i chrześcijanie, i Żydzi, często właściciele kamienic i magazynów, i że na terenie stolicy jest ich co najmniej pięćdziesięciu.
Wspomniał również o istnieniu specjalnego klubu, do którego należą hurtownicy, a którego członkowie pomagają swoim pracownikom w razie wpadki.
Ze względu na swoją cenę narkotyki w znaczący sposób różnicowały użytkowników. Na inne rodzaje mogli sobie pozwolić biedni, a na inne bogaci, chociaż nie było to rozróżnienie tak daleko idące, jak mogłoby się z pozoru wydawać.
Prześledzenie roczników statystycznych pozwala sobie uświadomić, że narkotyki były stosunkowo drogą rozrywką. Najtańsze opiaty kosztowały 8 złotych za gram, morfina zaś 20 złotych. Przy czym początkującemu morfiniście potrzeba było co najmniej 20 mg, co dawało około 40 groszy za jedną działkę.
Dodać należy, że 20 złotych to stawka tygodniowa niewykwalifikowanego robotnika, za którą ten był w stanie wyżywić rodzinę. Cena zatem wysoka, chociaż jeszcze do zaakceptowania dla portfeli warszawiaków, szczególnie tych zarabiających nieco więcej (przy odpowiednim gospodarowaniu urzędnik państwowy mógł sobie pozwolić na używanie narkotyków w ograniczonej formie).
Należy wspomnieć, że jedna działka kokainy była znacznie tańsza niż butelka wódki, która w dobie wielkiego kryzysu kosztowała nawet 6 złotych.
Zawsze można było zrezygnować z alkoholu i w zamian zaaplikować sobie narkotyk — tym bardziej że przed wojną narkotyki nie miały tak złej sławy, jak w późniejszych czasach, ciągle nie zauważano ich niszczycielskiej mocy.
Tekst stanowi fragment książki Pawła Rzewuskiego Grzechy „Paryża Północy”. Mroczne życie przedwojennej Warszawy opublikowanej nakładem Wydawnictwa Literackiego (2019).
Pozytywne nastawienie, lekki niepokój ale i ciekawość. Miejscem przeżycia był nieduży pokój w bezpiecznym miejscu. Obecność przyjaciela/opiekuna.
Wszystko to co zawiera poniższy TR zdarzyło się w ciągu 2,5 godziny.
Muzyka towarzysząca przeżyciu: A tribute to Amethystium: https://youtu.be/U9jAIXJW_IA
Zbieżność osób i nazwisk przypadkowa.
Godzina zażycia: Wczoraj około 17 :D:D:D
Substancja: Kofeina(w kawie z 5 łyżek)
Godzina zażycia: Dzisiaj koło 14 :D:D
Doświadczenie: Amfetamina-wiele razy(ponad sto było), Extasy-kilkanaście razy, Marihuana i haszysz-nie licze nawet bo nie chce marnować czasu :D:D, Bieluń-kilkanaście razy, Gałka muszkatałowa-raz.
podekscytowanie nadchodzącym doświadczeniem, ogólna wesołość. Remontowany dom na skraju lasu ok. 1km od najblizszej małej wioski dostarcza swoją porcje klimatu.
Początek imprezy ok. 20:00. Wcześniej w drodze jeden browar potem zjadam pyszną pizzę z ok. 50 dorodnymi grzybkami z zeszłorocznych zbiorów. Spodziewałem się ze będą długo wchodzić razem z ta pizzą ale ponieważ poprzedni posiłek był to obiad ok. 13:30 to jednak wchodzą dużo szybciej bo pierwsze efekty czuje po ok. 15min! Pizzę popijam kolejnym browarem i w trakcie wypijam tez 20ml nalewki dziurawcowej zmieszane z 15ml nalewki anyżowo piołunowej.
Spontaniczny wieczór, który miał być codziennym rytuałem palenia po pracy dla relaksu, a przemienił się w wielki wypad w oparach mocno MDMA-owych, połączonych z zwiedzaniem Amsterdamu.
POUCZENIE SERWISU NEUROGROOVE: OBSŁUGIWANIE POJAZDÓW LUB URZĄDZEŃ MECHANICZNYCH W STANIE NIETRZEŹWYM LUB ZMIENIONEJ ŚWIADOMOŚCI JEST SKRAJNIE NIEODPOWIEDZIALNYM ZACHOWANIEM, MOGĄCYM SPOWODOWAĆ ŚMIERĆ BĄDŹ KALECTWO POSTRONNYCH OSÓB. JEŚLI COŚ BRAŁEŚ - NIE JEDŹ. JEŚLI PRZEBYWASZ Z OSOBĄ NIETRZEŹWĄ PROWADZĄCĄ LUB PLANUJĄCĄ PROWADZIĆ SAMOCHÓD - POWSTRZYMAJ JĄ, ZANIM NASTĄPI TRAGEDIA
Witamy w Amsterdamie
Komentarze
Widać dużo się nie zmieniło. Koks i opio wciąż specjalnością warszawki.
Tak ale ich jakość przed wojną była często o wiele lepsza niż ta dzisiejsza.