Polska jest na piątym miejscu w Europie pod względem spożycia leków sprzedawanych bez recepty. Szczególnie intensywnie łykamy środki przeciwbólowe - w tej konkurencji zajmujemy trzecie miejsce na świecie. - Nie jesteśmy lekożercami - twierdzą analitycy - Polacy lubią konsumować leki. Lubią je też magazynować - twierdzi Marek Balicki, lekarz i były minister zdrowia. Polacy kupili w ubiegłym roku leki bez recepty za 4 mld zł. To grubo ponad trzy razy tyle, ile wydajemy co roku np. na proszki do prania. Pod względem ilości spożywanych leków bez recepty jesteśmy na piątym miejscu w Europie, m.in. po Brytyjczykach i Niemcach. Za nami są np. Holendrzy, Włosi i Ukraińcy - dane IMS Health, firmy, która zajmuje się analizą rynku farmaceutycznego. Jeszcze wyżej jesteśmy w rankingach spożycia leków przeciwbólowych. Według specjalistycznego czasopisma "Manager Apteki" zajmujemy trzecie miejsce na świecie (według liczby zużytych opakowań), zaraz po Amerykanach i Francuzach. Tylko na Ibuprom wydajemy ok. 70 mln zł rocznie. - Nasze połykanie leków przeciwbólowych wynika z tradycji - przekonuje Balicki. - Przed wojną były bodaj tabletki przeciwbólowe z kogucikiem, po wojnie z krzyżykiem. Można je było kupić wszędzie, a ludzie się do nich przyzwyczaili. Na kaca w sklepie Analitycy rynku farmaceutycznego są przekonani, że sprzedaż leków bez recepty napędzają teraz głównie zakupy pozaapteczne w marketach, kioskach z prasą czy na stacjach benzynowych. O ile sprzedaż w aptekach rośnie stabilnie, ale powoli, o kilka procent rocznie (w ubiegłym o 5,5 proc.), o tyle przychody sklepów z tego tytułu wzrosły w ubiegłym roku o 20 proc.! Sklepowa sprzedaż farmaceutyków osiągnęła już poziom 400 mln zł. W tym roku ma się zbliżyć do pół miliarda. - Coraz więcej sklepów decyduje się prowadzić te produkty - twierdzi Kuba Guzowski z IMS Health. Dziś każda duża sieć hipermarketów ma w swojej ofercie od 50 do 70 preparatów OTC: na kaca, przeziębienie czy ból głowy. Podobna tendencja jest zresztą w innych europejskich krajach. Rynek leków bez recepty rośnie zwykle tam, gdzie jest szeroki dostęp do takich środków w zwykłych sklepach. Tak dzieje się np. w Wielkiej Brytanii (wzrost sprzedaży OTC w ubiegłym roku o 15,4 proc.) czy Holandii (wzrost o 6,9 proc.). - Gdyby w Polsce nastąpiło uwolnienie większej ilości produktów z kanału aptecznego, dynamika wzrostu byłaby zapewne zbliżona do Wielkiej Brytanii czy Holandii - twierdzi Guzowski. Czy ogromne pieniądze, które przeznaczamy na leki, świadczą, że jesteśmy lekomanami? - Nie - twierdzi Guzowski. - Proszę zwrócić uwagę, ile ludności mieszka u nas. Jesteśmy dość licznym krajem. Zdaniem analityków IMS problemu lekomanii lub jego braku nie można też oceniać tylko na podstawie leków OTC. - Ilościowe zużycie leków na receptę w aptekach liczone na głowę mieszkańca należy do niższych w Europie, wynosi 16 opakowań rocznie, wobec średniej w Unii Europejskiej 24 opakowań - twierdzą analitycy IMS. - Duża konsumpcja leków bez recepty może budzić niepokój - uważa jednak Krzysztof Grzegorek, lekarz i poseł PO z komisji zdrowia. Leki bez recepty są bezpieczne dla zdrowia - jednak pod warunkiem, że są łykane w umiarkowanych ilościach. Półtora roku temu w magazynie "Hepatology" opublikowano badania Williama Lee z University of Texas w USA. Naukowiec razem ze swoim zespołem zbadał 275 osób, które spożyły zbyt dużo leków przeciwbólowych. Około 70 pacjentów zmarło, ponad 20 przeszczepiono wątrobę. Jak wynika z analiz amerykańskiego Urzędu do spraw Kontroli Żywności i Leków (FDA) przedawkowanie paracetamolu (mają go np.: Apap, Codipar, Panadol, Efferalgan) w USA jest przyczyną 56 tys. wizyt na pogotowiu rocznie. Podobnie jest w Polsce. "Gazeta" pisała kilka miesięcy temu o trzech osobach, które zgłosiły się do katowickiej Kliniki Hematologii z uszkodzeniem szpiku po zażyciu ogólnodostępnych leków przeciwbólowych. Jedna z nich, 28-latka, brała przez pięć dni po kilkanaście tabletek Ibuprofenu. Takie przypadki często biorą się z niewiedzy. Na stronach Federacji Konsumentów można znaleźć historię o tym, jak to dwóch mężczyzn radziło sobie, co jest najlepsze na jednoczesny ból głowy (Paracetamol) i zębów (Apap). Tyle że oba środki zawierają jednak tą samą substancje czynną - paracetamol. Jednoczesna kuracja obydwoma z nich może wpędzić - według specjalistów z FK - w nie lada kłopoty. Przeciętny i zdrowy dorosły człowiek jest bowiem w stanie przyjąć do 6 g paracetamolu w ciągu doby (ok. 12 tabletek). Dlatego Federacja radzi, aby zawsze studiować ulotki leków, które się spożywa. Goździkowa minus dziewięć sekund Pomysłów na ograniczenie spożycia leków przez Polaków pojawia się ostatnio sporo. Część aptekarzy sugeruje, aby leki bez recepty wycofać z normalnych sklepów. - To krok tylko w interesie lobby aptekarskiego, bo cena leków by wtedy wzrosła - mówi Balicki. Z kolei Ministerstwo Zdrowia w ubiegłym roku zaproponowało, aby każda reklama środków sprzedawanych bez recepty zawierała "czytelne i widoczne ostrzeżenie informujące o szkodliwości jego nadużywania". Przestroga zajmowałaby nie mniej niż 30 proc. reklamy. Czyli z 30-sekundowej reklamówki dziewięć sekund lektor tłumaczyć miał, czym grozi zbyt częste łykanie leku. Takie ostrzeżenie miało być też w ogłoszeniach prasowych i na billboardach, podobnie jak na papierosach i billboardach z piwem. Ministerstwo chciało też ściągnąć cugle firmom farmaceutycznym, jeśli chodzi o wydatki na reklamę preparatów bez recepty. Nie mogłyby one przekroczyć 10 proc. przychodów ze sprzedaży leków w ubiegłym roku. Urzędnicy chcieli w ten sposób zmniejszyć ceny niektórych szczególnie promowanych leków, w których koszt telewizyjnej reklamy stanowi kilkadziesiąt procent ceny końcowej na opakowaniu. Farmaceuci ironicznie określają je jako leki bajery, bo mają te same substancje czynne co tańsze środki. Oba pomysły wywołały oburzenie firm farmaceutycznych i padły jeszcze na etapie prac w ministerstwie. - Leki to nie papierosy czy alkohol, czyli używki, co do których wiadomo, że im mniej ich spożywamy, tym lepiej. Leki służą generalnie poprawie zdrowia, i nie jest chyba celem władz ograniczanie dostępu do informacji o nich - przekonywały koncerny. - Ostrzeżenia na reklamach to półśrodek. Ludzie dostaną sprzeczny komunikat. Z jednej strony pamiętają, że leki mają pomagać, a z drugiej - ostrzega on, że mogą im zaszkodzić - twierdzi Balicki. Jego zdaniem, podobnie jak Grzegorka, znacznie skuteczniejsza od ograniczeń w reklamie byłaby akcja społeczna uświadamiająca skutki nadużywania leków bez recepty. autor: Piotr Miączyński
Komentarze