Nie wiem, dlaczego zapaliłam, to samo przyszło. Po prostu ktoś zaproponował. Pomyślałam, że przyszła na mnie pora. To było w pierwszej klasie liceum, 7 grudnia, na urodzinach koleżanki. Potem zaczęłam palić regularnie i wkręciłam się w towarzystwo. Kiedy byłam spalona, świetnie się bawiłam, potrafiłam się ze wszystkiego śmiać. O, na przykład z tej laleczki. Nazwałam ją Benny i razem ze znajomymi bawiliśmy się nią, gdy byliśmy upaleni. Ja robiłam teatrzyk: Benny wam coś powie, co chcecie, żeby wam pokazał Benek nieboraczek? Potem wszyscy sobie poznajdowali Benków i każdy chodził ze swoim. To u nas postać kultowa.
Czasem nagrywałam to, co się działo, kiedy się upalaliśmy lub kwasiliśmy. Mam jedno nagranie, gdy idziemy z koleżanką i wołamy w środku nocy: Uwaga, uwaga, proszę opuścić budynek! A innym razem z kumplami wołamy na naszym osiedlu, że wiatr wieje. Strasznie się wtedy wystraszyliśmy tego wiatru. A jeszcze innym razem pękałam ze śmiechu, gdy zobaczyłam, że wszyscy dookoła mają czapki na głowach. Teraz przeraża mnie ten bełkot i pustość tego śmiechu. Nie sądzę, żeby dzieciństwo było takim przyjemnym okresem w życiu człowieka, to raczej nic specjalnego. Niby dużo mocniej przeżywasz wtedy przyjemne rzeczy, dużo więcej jest w tym euforii, ale z drugiej strony jak coś się zdarzy, nawet małego (to znaczy teraz wydaje nam się to małe), to jest to taki kaliber cierpienia, wstydu albo jeszcze czegoś, że to praktycznie jest nie do zniesienia. Na przykład po Pierwszej Komunii Świętej leżałam na tapczanie i chciałam się modlić, ale przychodziły mi do głowy same bluźnierstwa typu: Bóg jest głupi. Myślałam, że coś mnie opętało, przeżywałam straszny lęk. Albo bałam się, przechodząc przez drzwi mojego pokoju, że jeśli dotknę tych drzwi, to moja mama umrze. Strasznie się męczyłam, ale nie powiedziałam o tym mamie. Nie wiem dlaczego.
Przychodzisz do liceum i jesteś praktycznie nikim. Nikt cię nie zna, nikt cię nie zauważa. Musisz się określić. Wszystkie subkultury wyrastają chyba z tej pierwszej klasy. Jedni przystępują do skejtów, inni do metali, ja dołączyłam do narkomanów. Chciałam być kimś konkretnym. Skejci mają deski i rolki, my mieliśmy narkotyki. Potrzebowałam jakiejś przynależności i trafiłam akurat na narkomanów, może trochę z przypadku. To jest chyba najbardziej rozchwiany okres w życiu, człowiek jest w stanie poświęcić wszystko, byle tylko być w jakiejś grupie. No i znalazłam swoją funkcję w społeczeństwie: narkomanka.
Pamiętam Dzień Matki w pierwszej klasie podstawówki. Była uroczystość, a ja zapomniałam wierszyka, w końcu powiedziałam go z pomocą pani. Mama tak się za to obraziła, że przestała się do mnie odzywać. Miałam wtedy siedem lat. Byłam strasznie parta do przodu. Mama chciała, żebym zawsze i we wszystkim była naj. Szybkc przyzwyczaiła się, że jestem najlepszą uczennicą. Jak dostawałam piątkę, to było pytanie, czy ktoś ma szóstkę. Przez to miałam potem takie chore ambicje, zawsze chciałam być najlepsza. Męczyk mnie, kiedy ktoś dostawał lepszą ocenę z klasówki. Mama mówiła że jestem zdolna i utalentowana, ale mam brzydki charakter. Miałam z nią dobry kontakt do jakiejś piątej, szóstej klasy. Potem zamk nęłam się w sobie, zaczęłam buntować, czułam niechęć i potrzeby odgrodzenia się od świata dorosłych. Mama chyba nawet próbował; się do mnie dobić, ale skutecznie zbijałam te próby opryskliwością
Brałam przez trzy lata. Już po dwóch miesiącach stwierdziłam, że muszę z tym skończyć. I tak było przez następne dwa i pół roku. Z czasem każdy raz miał być moim ostatnim. Wiedziałam, że to mi nic kompletnie nie daje, że tak naprawdę palenie to jeszcze większy koszmar niż trzeźwość, dostrzegłam, jak bardzo mnie to wykańcza fizycznie i jakie straszne zmiany zaszły w mojej psychice. Pomyślałam, że jeśli chcę być świadoma tego, co robię, nie mogę nie widzieć, że to mnie niszczy. Wcześniej cały czas miałam złudzenie, że to mi coś daje, czyni mnie atrakcyjniejszą, wrażliwszą, rozwija wyobraźnię. No i była świetna zabawa. Myślałam, że dzięki temu mogę coś tworzyć, pisać fajniejsze piosenki, że mam większe możliwości intelektualne, jestem bardziej oryginalna. Moi byli znajomi cały czas się tym łudzą. Nikt oprócz mnie do tej pory z tego nie wyszedł i nikt nawet nie chce wyjść. Zanim zaczęłam brać, miałam bardzo silny charakter. Byłam przebojowa i energiczna, najlepsza uczennica w klasie. Potem właściwie nie musiałam już nic robić, bo jechałam na opinii. Nauczyciele bez gadania stawiali mi dobre oceny. Od początku nie miałam na świadectwie ani jednej czwórki, w podstawówce pierwsza i jedyna pojawiła się w ósmej klasie. Potem, już w liceum, im więcej brałam, tym trudniej szła mi nauka. W ogóle nie chciało mi się uczyć. Czasem miałam zrywy, siedziałam i czytałam, ale jedno zdanie wychodziło mi z głowy w momencie, gdy pojawiało się następne. Nadal byłam w dziesiątce najlepszych uczniów w klasie, ale zdawałam sobie sprawę, że moje możliwości intelektualne bardzo się pogorszyły. Kiedy się bierze narkotyki, w mózgu mało się mieści. Moja średnia mogłaby być dużo wyższa. Trochę mnie to martwiło, ale chyba bardziej bawiło. W grupie, z którą się bierze, bardzo sympatycznie opowiada się o skutkach brania, o tym, że nic nie pamiętasz, niczego się nie możesz nauczyć.
W mojej klasie sporadycznie pali dość dużo osób, ja paliłam z pięcioma, a tak regularnie to z dwiema. Miałam też grupkę spoza klasy, z którą paliłam. Czystą marihuanę może trzy razy w życiu, hasz też bardzo rzadko, bo tutaj trudno dostać coś tak łagodnego, w dużych miastach jest łatwiej. My paliliśmy skuny, czyli mieszanki marihuany ze wzmacniającymi dodatkami, głównie marihuanę sączoną muchozolem. Im więcej w skunie chemii, tym jest cięższy, bardziej otumaniający. Kiedy jest mniej, to wtedy jest ci wesoło. Przez te trzy lata może z pięć razy wzięłam kwasa. Pierwszy raz to był koszmar. Wszystko było dziwne, spadało na mnie zewsząd mnóstwo pytań, nie wiedziałam, co ja tutaj robię, gdzie ja jestem, o co chodzi tym wszystkim ludziom, którzy idą ulicą, dokąd oni idą, skąd i dlaczego, i w ogóle co ja mam zrobić. To była paranoja, przerażenie, że kompletnie nie wiem, o co chodzi i co się dzieje. Jak pierwszy raz weźmiesz kwasa, widzisz straszne rzeczy. Patrzysz na ludzi i widzisz nie ich twarze, tylko twarze jakichś zwierząt, potworów. Wszystko się wykoślawia, wszystko się rusza. Kiedy wróciłam do domu, widziałam, jak wirują liście zwisające z sufitu w moim pokoju, przybliżają się do mnie, cały sufit się zbliża, ściany wyginają. Tak się bałam, że stamtąd uciekłam. Siedziałam z mamą w kuchni i oglądałyśmy teleturniej. Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. Patrzyłam na mamę, a ona uśmiechała się gębą potworka, nie miała wcale swojej twarzy. Siedziałam wciśnięta w ścianę i głupio chichotałam. Mama zapytała, czy jestem pijana. Powiedziałam, że nie, że mogę jej chuchnąć albo może mi zmierzyć poziom alkoholu we krwi, że w żadnym razie nie jestem pijana. Stwierdziła, że jestem jakaś niewyraźna, chyba chora, i zaproponowała, żebym się położyła do łóżka. To był jedyny raz, kiedy zwróciła uwagę, że coś się ze mną dzieje. Wcześniej ani później nigdy nie widziała, że coś jest nie tak.
Następnego dnia czułam się okropnie, byłam w strasznym stanie. Koszmarnie bolała mnie głowa, nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Wzięłam tabletkę, ale to w ogóle nie przechodziło, taki punktowy koszmarny ból. I dlatego powiedziałam sobie, że się już więcej nie skwaszę. Mama była w pracy, a ja leżałam w łóżku i płakałam, bo nie mogłam wytrzymać tego bólu. Ale już za tydzień znowu wzięłam kwasa. Pomyślałam, że będzie fajnie. Było inaczej niż za pierwszym razem, bo to był inny kwas. Koszmar pojawił się dopiero na zejściu. Tydzień później była impreza i znowu wzięłam. Wtedy nic mi się nie wykoślawiało, ale jak zamykałam oczy, to widziałam mnóstwo wzorów, niesamowitych poruszających się obrazków. One się obracały, wyginały, przemieniały. Siedziałam chyba z godzinę na podłodze w łazience, słuchałam, jak woda kapie, wsłuchiwałam się w to i patrzyłam na te wzory migające mi przed oczami, obrazy złożone z malutkich punkcików, przedmiotów, rysuneczków. Wszystko się składało i rozkładało, przekładało jak w takim bardzo skomplikowanym kalejdoskopie. Miałam wrażenie, że gdzieś już to widziałam, że to obrazy z moich snów.
W mojej grupie najwięcej paliłam ja i jeden chłopak. Dopiero teraz widzę, że ten, który palił ze mną najczęściej, nie był mi wcale najbliższy. To w ogóle nie byli bliscy mi ludzie, spotykałam się z nimi tylko po to, żeby razem palić. W naszych relacjach nie było nic z przyjaźni, chodziło tylko o to, żeby się spotkać i razem palić. Spotykaliśmy się w szkole, potem razem wracaliśmy do domu, czasem gdzieś łaziliśmy, na spacer albo do klubu. W pubie, do którego chodziliśmy najczęściej, cuchnie skunem i wszędzie unosi się dym. Kiedyś właściciel podszedł do dwóch moich kumpli i prosił, by nie palili wewnątrz. Ale oni wtedy w ogóle nie palili, to sweter właściciela tak przesiąknięty był skunem! Tak czy inaczej, on ich z knajpy nie wyrzucał. Po prostu prosił, żeby nie palili w środku, tylko na zewnątrz. Wieczorami dużo osób siedzi tam upalonych. My tam byliśmy codziennie.
Uwielbiam czytać. Właśnie kończę całą Osiecką, wcześniej przeczytałam całego Kosińskiego, Irvinga, Marqueza. Czytam od dziecka. Kiedy byłam mała, mama kupowała mi co tydzień jedną książkę, mnóstwo ich wtedy przeczytałam. Potem były te typu Małgorzata Musierowicz czy Krystyna Siesicka, szalałam za nimi. Potem zaczęłam sięgać po jakieś poważniejsze rzeczy, aż w końcu czytałam autorami. To znaczy w pierwszej klasie jeszcze czytałam, w trzeciej, trzeci rok brania, przestałam. Nie miałam praktycznie czasu, nawet jeśli starałam się czegoś nauczyć, nic mi nie wychodziło. Miewałam stany, że szłam do tablicy i chociaż nic nie brałam, czułam się, jakbym była upalona, nic nie pamiętałam, nie wiedziałam, co mam zrobić. Cała klasa na mnie patrzyła, a ja nie wiedziałam, o co chodzi, co ja tutaj w ogóle robię. To było straszne i jednocześnie mnie śmieszyło.
Trawa i hasz to są takie przyjemne lekkie używki, ale skun to już coś
poważnego, strasznie męczącego. Dopiero później pomyślałam sobie jak to musi silnie działać na człowieka, skoro po wypaleniu kilku luf nawet gdy jesteś najedzony, zaczynasz odczuwać głód. Mógłbyś mieć kaczkę w żołądku, a zaczynasz odczuwać tak straszny głód, że musisz się czegoś najeść, napchać. My to nazywaliśmy syndromem packmana. Packman to w grze komputerowej takie kółeczko z otwartą buzią które pożera wszystko na swojej drodze. Tak samo po skunie jesteś w stanie zjeść wszystko. Ja jadłam już przeterminowany seler w occie a moja koleżanka brała z lodówki słoik ogórków kiszonych, do tego pół chleba i wpieprzała to w łóżku pod kołdrą. Kiedyś jej mama zrobiła zakupy przed Bożym Narodzeniem, a ona, ja i jeszcze jedna koleżanka upaliłyśmy się i wszystko zjadłyśmy. Wszystko!
Czasem wydawało mi się, że ktoś za mną idzie albo się ze mnie śmieje. Siedziałam na przykład na imprezie, wszyscy się śmiali, a ja myślałam: Boże, oni się ze mnie śmieją. Z jednej strony wiedziałam, że ja to sobie wmawiam, że to jest bzdura, ale z drugiej dokładnie widziałam, że oni się śmieją ze mnie. To było takie rozdwojenie, bo nie byłam w stanie samej siebie przekonać, a nawet kiedy się przekonywałam, to i tak nie do końca, bo przecież widziałam, że oni się śmiali ze mnie. To było trudne do zniesienia. Nawet parę dni później, kiedy o tym myślałam, nadal nie byłam pewna, czy oni śmiali się ze mnie, czy nie. Już niczego nie byłam pewna. Wszędzie widziałam policję, bałam się, że to po mnie jadą.
Najbezpieczniej czułam się w domu. Dom jest dla mnie bazą, to najważniejsze, co mam. Za każdym razem, kiedy się upaliłam, czułam, że muszę wracać do domu. Żeby się napić herbaty, trochę ogrzać w normalności. Bo kiedy cały czas przebywasz w towarzystwie ludzi upalonych i umysłowo chorych, którzy mówią o jakichś dziwnych rzeczach, krzyczą i opętańczo się śmieją, to zaczynasz nagle tęsknić za normalnością. Za ludźmi, którzy zajmują się rzeczami typu naprawa pralki. Ja to odczuwałam bardzo silnie. Kiedyś zrobiłam swoje urodziny w knajpie, a potem pierwsza z nich wyszłam. Byłam skwaszona, wzięłam do ręki garść paluszków i sama szlam do domu przez całe miasto. Nikt nawet nie zauważył, że wyszłam. W domu zaraz schowałam się w łóżku i oglądałam telewizję. Zawsze uciekałam do domu.
Ludzie, z którymi się wtedy zadawałam, to ludzie
z gatunku bezdomnych. Tacy, co chodzą wszędzie, przychodzą do innych, bo chociaż mają dom, nie jest to taki prawdziwy dom, gdzie czuliby się u siebie. Są znudzeni samymi sobą, chodzą po ulicach albo do parku, albo odwiedzają się nawzajem i tak cały czas gdzieś łażą, byle nie do domu. Ja nie potrafiłam tego zrozumieć, bardzo mnie męczył ten tryb życia: coś zjeść w mieście, potem iść do klubu i potem jeszcze gdzieś. Mnie też się zdarzało tak żyć, ale strasznie to odchorowywałam, bardzo mnie męczyło takie łażenie. Rzadko to robiłam, a jeżeli, to żeby być z nimi. W drugiej klasie czułam się tak osłabiona, że nie mogłam sama chodzić do szkoły i mama codziennie mnie odwoziła. Wytłumaczyła to sobie zimą, stwierdziła, że może mam małą depresję, zimowe przesilenie. Skarżyłam jej się wtedy, że podle się czuję, jestem taka słaba, że ledwo się ruszam. A ona poszła do apteki i kupiła mi deprim, ziołowy środek antydepresyjny, i robiła mi herbatki. Teraz mówi, że podejrzewała, że coś jest ze mną nie tak, ale nigdy nie było to w niej na tyle silne, żeby zapytać. Dopiero ja to musiałam powiedzieć.
Latem na obozie było nas ze 40 osób. Miałyśmy z koleżankami mnóstwo palenia, amfetaminę i kwasy, chłopcy też mieli palenie, chyba z 18 gramów, to jest strasznie dużo. Cały obóz przez te wszystkie dni chodził upalony. Palił z nami też wychowawca, który miał swój towar. I był, pamiętam, taki wieczór, że w jednym pokoju upaliło się ze 20 osób. Wszyscy zaczęli nagle mówić, przekrzykiwać się, śmiać, każdy z każdym rozmawiał. Uciekłam, bo nie mogłam tego znieść. Ten obóz był dla mnie przerażający. Tam nie kwasiłam, ale kiedyś mocno się upaliłam razem z koleżanką z pokoju i postanowiłyśmy wziąć sobie smwaksa. Myślałyśmy, że on słabo działa, więc wzięłyśmy bardzo dużą dawkę. Leżałam, ciało miałam zdrętwiałe, do połowy było mi
strasznie gorąco, tak że się pociłam, a w nogi było mi przerażająco zimno, dygotałam z zimna. Wzory na śpiworze układały się w jakieś zwierzęta, łóżko oddychało, szafka tańczyła w rytm jakiejś muzyki, widziałam chodzące owady, muszki i już nie wiedziałam, co jest naprawdę, a co mi się tylko wydaje.
Palenie dawało mi maskę, której nie wstydziłam się pokazywać, bo wiedziałam, że to nie jestem prawdziwa ja. Nie ja się tak zachowuję, tylko ona. W tamtym okresie w ogóle nie potrafiłam być sobą, strasznie się bałam cokolwiek od siebie powiedzieć. Bałam się, że będę wyśmiana, palenic strasznie zrujnowało moje poczucie własnej wartości. Byłam przekonana, że jestem zupełnie bezwartościowa, pusta, że nie mam nic do powiedzenia. Miałam wyrzuty sumienia, że palę. Często bolała mnie głowa. Wreszcie odkryłam, że moje palenic stawia mnie na dużo niższej pozycji od ludzi, których do tej pory uważałam za gorszych od siebie. Poczułam się jeszcze bardziej szmatławie. Zrozumiałam, że palenie to jest straszna słabość. Męczyło mnie to jeszcze mocniej, kiedy się zorientowałam, że nie mogę w żaden sposób przestać. Przeraziło mnie, że to jest takie więzienie. Byłam tym wszystkim strasznie udręczona. Stwierdziłam, że albo z tym skończę, albo wyląduję w szpitalu psychiatrycznym. Kiedyś po kwasie wróciłam do domu, zobaczyłam mamę i zaczęłam się z niej śmiać. Wtedy pomyślałam, że sprofanowałam jedną z moich świętości. Ludzie z mojego towarzystwa przychodzili czasem do mnie do domu, chociaż moja mama ich nie lubiła. Najczęściej przychodzili, kiedy jej nie było, i wtedy nawet w domu paliliśmy. To też było szarganie świętości. Ale robiłam to, bo tak było wygodnie, a ja nie miałam wtedy żadnych zasad. Nie myślałam, że jeśli czuję jakiś wewnętrzny opór przeciwko czemuś, to muszę to uszanować. Sądziłam, że muszę go stłumić, bo to jest niemądre i nie powinnam tego brać pod uwagę. Kiedyś przyszliśmy do mojego domu we trójkę, byliśmy skwaszeni. Koleżanka wyjęła z buzi gumę i przykleila do stołu w pokoju mojej mamy. Potem oni wyszli, a ja chyba godzinę skrobałam tę gumę i płakałam, że tak sprofanowali pokój mamy.
Kiedyś poszłam upalona na pasterkę, to też było bardzo dziwne wrażenie. Już w ósmej klasie przestałam chodzić do kościoła, ale wciąż wydawał mi się świętością. A wtedy stałam tam z kolegą i nie mogłam wytrzymać ze śmiechu, gdy słyszałam głos organisty i widziałam, jak ci wszyscy grubi księża tam idą i gruby kościelny, wszyscy utoczeni jak kulki. Tak się śmialiśmy, że w końcu wyszliśmy z kościoła. Padła następna świętość. To mi zaczęło uświadamiać, że nie mam żadnych zasad, że już nic nie stanowi dla mnie wartości, bo sama to wszystko zbezczeszczam. I to było przerażające.
Mama czasem pytała mnie o narkotyki, ale tak gorąco zaprzeczałam,
że podejrzenia znikały. Ale rodzice moich znajomych znajdowali u nich lufki, które powinny im dać do myślenia. Może woleli milczeć, mieli nadzieję, że wszystko się samo skończy. Odsuwali od siebie myśl, że ich dziecko może być narkomanem, bo to bardzo niewygodna świadomość. Jeżeli znajdujesz u kogoś okopconą lufę, no to wiadomo, że coś tu nie gra, że ona nie wpadła tutaj przez okno ani nikt nie używał jej do pisania. Nie potrafię sobie wytłumaczyć, że możesz znaleźć u dziecka lufę, możesz przyjść do zadymionego mieszkania i nic z tym nie zrobić.
Myślę, że tak naprawdę oni nie chcą docierać do prawdy. Sami siebie oszukują. Wolą łudzić się, że w przypadku ich dziecka to jest tylko chwilowa głupota, która nie zrobi mu krzywdy. A może za mało wiedzą? Moja mama to oddzielny przypadek, ona znalazła lufkę w moim pokoju i użyła jej do papierosa. Nie miała pojęcia, jakiego rodzaju to jest lufka. Jeszcze się cieszyła, że taką fajną rzecz znalazła. Zobaczyła ją w paczce z tytoniem i była przekonana, że to do papierosów. Potem, kiedy jej powiedziałam, przeraziła się, aż się chwyciła za gardło.
Bałam się, że zerwanie z narkotykami dużo by mi odebrało. Inaczej postrzegałabym świat i nie mogłabym już chodzić na imprezy z tymi samymi ludźmi, bo byśmy się nie rozumieli. Gdybym nie była upalona lub skwaszona, nie mogłabym znaleźć z nimi wspólnego języka, musiałabym z nimi zerwać. A wtedy jeszcze nie wyobrażałam sobie, że mogłabym spędzać czas sama. Sama być wieczorami i w weekendy. Nie potrafiłam wyobrazić sobie życia bez towarzystwa. Wiedziałam, że to by ode mnie wymagało bardzo dużo siły, której wtedy znikąd nie mogłam wziąć, bo byłam coraz bardziej wykończona. Zresztą nie widziałam życia bez narkotyków. Wiedziałam, że bez nich wszystko stanie się normalne, zwykłe i szare, że nie będę już potrafiła być szczęśliwa.
Przestałam brać, gdy uświadomiłam sobie, że ci wszyscy ludzie, z którymi palę lub kwaszę, nic do mnie nie czują, że im wcale na mnie nie zależy, jestem tylko towarzyszką palenia, nikim więcej. Stwierdziłam, że jedyna osoba, której na mnie naprawdę zależy i na której mnie zależy, to moja mama. Że to jedyna osoba, którą kocham. Która pomogłaby mi, gdyby coś było ze mną nie tak. Pomyślałam, że ona mnie kocha, a ja ją tak oszukuję. Że ona kocha jakiś swój wizerunek mnie, a ja jestem zupełnie inna. Dotarło do mnie, że jeśli naprawdę chcę z tym skończyć, to ona musi poznać, jaka teraz jestem i jak żyłam przez te trzy lata. Na pewno jej duża zasługa jest w tym, że mogłam jej zaufać. Wiedziałam, że nadal będzie mnie kochać.
Nie wiedziałam, jak mam jej to powiedzieć. Trudno jest nagle mówić
o czymś, co tak długo ukrywasz. Zawsze dotąd, kiedy mama zaczynała coś podejrzewać, jeszcze bardziej się kryłam i przekonywałam ją, że wszystko jest w porządku. Nie mówiłam nie dlatego, że się bałam. Wiedziałam, że nie zrobi mi awantury, że nic nikomu nie powie, nie będzie dzwonić na policję ani do rodziców moich znajomych. Nie mówiłam, żeby jej tego oszczędzić. Ona jest strasznie ciepła i dobra, wiedziałam, że ją to strasznie zaboli. Przerazi, że przez te trzy lata tak bardzo na mnie nie patrzyła, że nic nie zobaczyła. Boli ją do dziś, ona myśli, że to jej straszna porażka. Ale tak naprawdę to w końcu też jej sukces. To, że rzuciłam branie.
Przyszłam ze szkoły i mówiłam cały czas: muszę ci coś powiedzieć, chcę ci powiedzieć coś ważnego, ale ona myślała, że robię sobie żarty. Byłam wtedy zdenerwowana i dlatego się śmiałam. Potem jechałam z nią na zakupy i wtedy powiedziałam, że biorę narkotyki. Nie chciała wierzyć, upierała się, że żartuję, mówiła: przestań, to nie są miłe żarty. Gdy wreszcie przekonałam ją, że to prawda, długo płakała. Strasznie cierpiała, bardzo ją to bolało. Ale poza akceptacją i ciepłem, jakie mi dała, nie zrobiła żadnego kroku typu lekarz, psycholog. Ja tego nie rozumiem, myślałam, że zaprowadzi mnie do psychologa, ale
tak się nie stało. Mówiłam, że może powinnam tam pójść. A ona: no to idź. No i nie poszłam, jakoś to się rozpłynęło, rozmyło. Nie wiem, dlaczego tak zareagowała. Może pomyślała, że skoro sama przyznałam się do narkotyków i poinformowałam ją, że z tym kończę, to nie trzeba już nic robić. Albo że mam instynkt samozachowawczy, który nie pozwoli mi dłużej niszczyć samej siebie i sama sobie z tym poradzę.
Pewnie nie sięgnęłabym po narkotyki, gdyby nie ten konkretny splot
zdarzeń i osób. Trzymałam się głównie z jednym chłopakiem i jedną dziewczyną. Rodziców chłopaka nigdy nie było w domu, nie wiem, chyba pracowali tak intensywnie. Rodziców tej dziewczyny też nie było w domu całymi dniami i nocami. Może gdybym ich nie spotkała w takiej kombinacji, to by się nie zdarzyło. Ale to też na pewno było we mnie. Pewnie szukałam ludzi, którzy byliby tacy jak ja. Buntowniczy, ciekawi, pogardzający sztywnymi zasadami. Ja jestem generalnie pracowita, lubię cały czas czymś się zajmować, cały czas coś robić, wymyślać muzykę, pisać. To mogłoby mieć jakieś znaczenie, gdyby ktoś tym pokierował, narzucił mi jakieś zadania. Gdybym brała udział w jakichś zorganizowanych zajęciach. Ale tu, na prowincji, nic takiego nie było. W moim pokoju leżały czasem fajki, trawa też była, ale schowana. Kiedyś mama miała wyprać moje spodnie i w ostatniej chwili przypomniało mi się, że w kieszeni mam jakieś palenie. Gdybym sobie nie przypomniała, to może by znalazła. Ale raczej nie, bo ona ma straszną awersję do opróżniania czyichś kieszeni i każe mi to samej robić. Czasami w moim pokoju leżał otwarty mój pamiętnik i mama zobaczyła kilka zdań, ale nigdy tak naprawdę go nie czytała. Pewnie bała się mojej reakcji. Gdyby czytała, toby wiedziała, że biorę. A nie wiedziała.
Nie chciałam, żeby dowiedziała się o moim braniu, zanim sama nie postanowię z tym skończyć. Byłoby to dla niej zbyt obciążające. Decyzję podjęłam 17 kwietnia. Wiedziałam, że to musi być koniec, skoro to już mi nie daje żadnej radości, żadnych korzyści typu dobra zabawa, tylko czuję się coraz bardziej podle, jestem kompletnie zamulona, otępiała i tak naprawdę nie wiem, co ja robię między tymi ludźmi, gdy siedzę i milczę, a oni pytają mnie, co mi jest. Ale bałam się, że jest już za późno. Że nie wytrzymam. Nie będę umiała stawić czoła samotnemu spędzaniu czasu. Kiedy już podjęłam decyzję, że nigdy więcej, poczułam, że idę odpowiednią drogą. Wiedziałam, że pewien okres muszę przetrwać, a później wszystko będzie coraz łatwiejsze.
Nie brakowało mi narkotyków. Byłam przekonana, że nic już nie mogą mi dać. Tylko kiedy poczułam się taka samotna, zobaczyłam, że nie uczestniczę w żadnych imprezach, wtedy miałam ochotę przypalić. Pomyślałam, że wszyscy dobrze się bawią, są spaleni, a ja tutaj siedzę. Ale nigdy już nie zapaliłam. Jestem z siebie bardzo dumna. Że podjęłam taką decyzję, że to jakoś przepchnęłam i idę dalej. Narkotyki zabierają strasznie dużo czasu. Wypierają cię z twojego własnego życia i nie masz już czasu dla innych ludzi. Dopiero teraz spotykam się z ludźmi, którzy mnie do niczego nie namawiają, znowu czytam, jeżdżę na rowerze. Wcześniej świętowałam każdy kolejny miesiąc bez ćpania. Im dalej jestem od tego, tym mniej mam ochotę świętować. Ćpanie staje się dla mnie jakimś epizodem, przeszłością, do której już nigdy, przenigdy nie wrócę. - wysłuchała ANNA SZOKAL
Komentarze
eee znowu gupoty o papierach gadajom :/
"Cały obóz przez te wszystkie dni chodził upalony. Palił z nami też wychowawca, który miał swój towar. I był, pamiętam, taki wieczór, że w jednym pokoju upaliło się ze 20 osób. Wszyscy zaczęli nagle mówić, przekrzykiwać się, śmiać, każdy z każdym rozmawiał. "
uhmmm, a jak cały obóz chodzi nawalony legalnym alco, to jest fajnie i okej.
Dlatego dzieci nie powinny stosować używek.Dziewcze młode i głupie było, tyle wypływa z tego artykułu
Artykulik dla mnie nawet fajny. Duzo schizów dziewuszka miala, to fakt - wina wychowania starej, ale skadinad podaje troche prawdziwych faktów. Ja tez zaczelem palic w pierwszej klasie LO i tez mi sie pogorszyly oceny - ale nie dlatego, ze "skun mnie mólił "[zenek:stary - co masz skuna?| edek:JA? MAM ŁAjt Łajdoł.|zenek: łajt łajdoł? O nie! łajdoł nie pale, ja pale tylko skuna :)] , tylko dlatego, ze drugs powoduja kierowanie naszej psychiki, pogladów na inne tory. Nie mozna powiedziec tak jak w jej przypadku, ze to bylo zle, sztuczne i niepotrzebne. Imho psychodeliki pozwalają niejako "dojrzeć " nam w życiu na swój sposób, dorosnąć niejako z innej perspektywy, spojrzeć na wszystko inaczej. Ale jakby nie było taka psajkodeliczna lekcja zarefundowana przez owe substancje moze dac nam wiele korzysci w naszym zyciu na czysto. Juz kiedys chyba pisalem takie porównanie, ze to co sie dzieje wokól nas jest "maratonem życia " Ludzie biegna, ganiają, prześcigają, osiągają ambitne cele, posuwają się naprzód z klapkami na oczach. Marijuana wciąga cię niejako w wir tego całego maratonu życia - obserwujesz, ale nie uczestniczysz, - rozumiesz i wnioskujesz, ale nie dzialasz - myślisz i wiesz , lecz nic nie czynisz. I w pewnym momencie kiedy jestesmy nasyceni już tą wiedzą, kiedy dojrzejemy, możemy z o wiele większym rozeznaniem wkręcić się w ten trybikowaty wir wydarzeń, tak żeby cieszyć się z życia. Dlatego nie gadam tak jak owa dziołszka, że pierw się wydaje, że jest fajnie, a później beznadzieja i trzeba wrócić do życia "na czysto " Jest na świecie wiele osób, które wiedzą, że nie można iść utartą drogą, poszukiwacze, psychologowie od dzieciństwa - oni szukają czegoś dla siebie. Taką rolę pełnią psajkodeliki, które pozwolą im wszystko lepiej zrozumieć, zrozumieć z całkiem innego punktu widzenia. I kiedy zrozumieją mogą na tyle dobrze, kiedy ich postrzeganie będzie na tyle rozbudowane będą mogli zacząć kręcić się w maratonie trybikowatych wydarzeń życia pełnego celów, obowiązków, ale z tą wiedzą jaką uzyskali od psajkodelików na pewno będą żyć pełniej, na pewno będą dostrzegać więcej piękna i innych aspektów, których na pewno nie dostrzegają osoby idące z klapkami na oczach poprzez życie, od zarania swojej istoty, osoby, które całe życie niemal udają kogoś kim nie są, całe życie gonią za zaspokajaniem ambicji " a czemu piątka? A czemu nie szóstka?! ", itd i nie umieją się zatrzymać choćby na chwile w tym maratonie życia, żeby stwierdzić, że "wszystko jest wszędzie " tylko trzeba umieć to dostrzec.
A z resztą - co ja będe bazgrolił, co chwile mi sie nowe wątki wkręcają do głowy i nie będe sie az nadto rozpisywał.
Artykulik spoxik - jest trochu prawdy, ale nigdy nie zgodze sie z tym, ze okres psajkodelikowania to beznadzieja, a zycie na czysto jest swietne. Swietny jest zapewne okres, kiedy po dosc ostrym paleniu, albo cotamkolwiek jeszcze zapodajecie wracasz do zycia na czysto i stwierdzisz, ze te wszystkie banie, te wszystkie myslówki, te wszystkie wnioski, skojarzenia, spostrzezenia byly na maxa potrzebne, gdyz przydaja sie w zyciu i umozliwiają łatwiejsze jego prowadzenie. Skojarzylo mi sie to z pomieszanym cytatem "jestem jak metal. Ja sie zużywam żyjąc. A ci co tego nie zaznali - żyją rdzewiejąc "
To tyle.
pozdroV
Coz, jest to niewatpliwie jeden z bardziej wiarygodnych tekstow opisujacych tripy. Ten sqn z muchozolem wcale nie jest taka glupota, jak by sie wydawalo - polak potrafi... spierdolic. Nie jest to oczywiscie regula, ze kazde mocniejsze ziolo ma spora dawke Raid u, Flesza do czyszczenia rur czy trutki na szczury, ale niewatpliwie jest w tym jakas prawdopodobienstwa, oczywiscie nie tak niedorzeczna, jak sqn z LSD, amfa, czy kokaina, ale glupota granic nie zna. Problemy owej dziewczyny nie wywodza sie zapewne bezposrednio z narkotykow, ale z sytuacji w domu, chore zapedy mamusi, stopniowa utrata kontaktu i znalezienie alternatywy. Slaba psychika, podatnosc na wplyw rowiesnikow, a potem jak z gorki: widze, ze po trawie nic mi nie jest, wiec cale to pierdolenie o narkotykach to bujda na resorach i potem jest kwasik, speedzik, brownik i makoweczki jeszcze cieplutkie z garnka... Za te przypadki odpowiada nikt inny, tylko mafia w sutannach, ktora wplywa i to znaczaco na rzadzacych, ze nie mowie o 99% mieszkancow tego jebanego ciemnogrodu. A potem rozpacz, dramat, ze corka narkomanka. Jesli cos mogloby byc dostepne legalna droga, za normalna cene, a nie oblozona 200%akcyza tak jak jest z alko, to mlodziezy nie bedzie potrzebny Markot (z calym szacunkiem, ale co za nazwa, kojarzy sie z markotnym, nieszczesliwym). Oczywiscie uzywanie miekkich narkotykow powinno pozostawac pod pewna kontrola - izby wytrzezwien, areszt po jezdzie w stanie nacpania, nacpanie w pracy, szkole. Owszem, z pewnoscia takich przypadkow byloby wiele, ale coz to w porownaniu z tymi co zdychaja obk McDonalda w podziemiach centralnego...
Zupełnie jakbym czytała to, co napisała moja koleżanka. A po części to nawet pasuje do mnie. Interesujące przeżycia tej dziwczyny.
nazwa Markot pochodzi od slow MARek KOTanski. nazwal toto na swoja czesc.
Dlatego dzieci nie powinny stosować używek.Dziewcze młode i głupie było, tyle wypływa z tego artykułu
Postawić pod murem, zarepetować ,, wycelować i oddac strzał , prosto w łeb,, po chuj takie cos żyje ?
Postawić pod murem, zarepetować ,, wycelować i oddac strzał , prosto w łeb,, po chuj takie cos żyje ?
Postawić pod murem, zarepetować ,, wycelować i oddac strzał , prosto w łeb,, po chuj takie cos żyje ?
co za dzifne dzieffcze,.......... ?
"Cały obóz przez te wszystkie dni chodził upalony. Palił z nami też wychowawca, który miał swój towar. I był, pamiętam, taki wieczór, że w jednym pokoju upaliło się ze 20 osób. Wszyscy zaczęli nagle mówić, przekrzykiwać się, śmiać, każdy z każdym rozmawiał. "
uhmmm, a jak cały obóz chodzi nawalony legalnym alco, to jest fajnie i okej.
Dlatego dzieci nie powinny stosować używek.Dziewcze młode i głupie było, tyle wypływa z tego artykułu
Dlatego dzieci nie powinny stosować używek.Dziewcze młode i głupie było, tyle wypływa z tego artykułu
to ze stara walila ja kablem po oczach za zle oceny ( "bo kolezanka dostala szostke, a ja tylko piatke "), to kurwa mis. ale i tak musi pierdolic w stylu "bylam narkomankom ", w ramach mentalnego biczowania sie... "wrocilam z nikad ", gdzie? do dupy spowrotem?
"Cały obóz przez te wszystkie dni chodził upalony. Palił z nami też wychowawca, który miał swój towar. I był, pamiętam, taki wieczór, że w jednym pokoju upaliło się ze 20 osób. Wszyscy zaczęli nagle mówić, przekrzykiwać się, śmiać, każdy z każdym rozmawiał. "
nie 20 osób tylko 17,a sqnik był dobry :)))
to ze stara walila ja kablem po oczach za zle oceny ( "bo kolezanka dostala szostke, a ja tylko piatke "), to kurwa mis. ale i tak musi pierdolic w stylu "bylam narkomankom ", w ramach mentalnego biczowania sie... "wrocilam z nikad ", gdzie? do dupy spowrotem?
to ze stara walila ja kablem po oczach za zle oceny ( "bo kolezanka dostala szostke, a ja tylko piatke "), to kurwa mis. ale i tak musi pierdolic w stylu "bylam narkomankom ", w ramach mentalnego biczowania sie... "wrocilam z nikad ", gdzie? do dupy spowrotem?
po przeczytaniu artykulu...nabralem wstretu
do wszelkich tripow....ide na spacer
PS.zaczelem zastanawiac sie nad zyciem swoim....
hehe ... my to nazywamy wpierdalakiem :))
Ogonie tekst jest dobry i wielu sprawach odnosi sie do mnie.
Artykulik dla mnie nawet fajny. Duzo schizów dziewuszka miala, to fakt - wina wychowania starej, ale skadinad podaje troche prawdziwych faktów. Ja tez zaczelem palic w pierwszej klasie LO i tez mi sie pogorszyly oceny - ale nie dlatego, ze "skun mnie mólił "[zenek:stary - co masz skuna?| edek:JA? MAM ŁAjt Łajdoł.|zenek: łajt łajdoł? O nie! łajdoł nie pale, ja pale tylko skuna :)] , tylko dlatego, ze drugs powoduja kierowanie naszej psychiki, pogladów na inne tory. Nie mozna powiedziec tak jak w jej przypadku, ze to bylo zle, sztuczne i niepotrzebne. Imho psychodeliki pozwalają niejako "dojrzeć " nam w życiu na swój sposób, dorosnąć niejako z innej perspektywy, spojrzeć na wszystko inaczej. Ale jakby nie było taka psajkodeliczna lekcja zarefundowana przez owe substancje moze dac nam wiele korzysci w naszym zyciu na czysto. Juz kiedys chyba pisalem takie porównanie, ze to co sie dzieje wokól nas jest "maratonem życia " Ludzie biegna, ganiają, prześcigają, osiągają ambitne cele, posuwają się naprzód z klapkami na oczach. Marijuana wciąga cię niejako w wir tego całego maratonu życia - obserwujesz, ale nie uczestniczysz, - rozumiesz i wnioskujesz, ale nie dzialasz - myślisz i wiesz , lecz nic nie czynisz. I w pewnym momencie kiedy jestesmy nasyceni już tą wiedzą, kiedy dojrzejemy, możemy z o wiele większym rozeznaniem wkręcić się w ten trybikowaty wir wydarzeń, tak żeby cieszyć się z życia. Dlatego nie gadam tak jak owa dziołszka, że pierw się wydaje, że jest fajnie, a później beznadzieja i trzeba wrócić do życia "na czysto " Jest na świecie wiele osób, które wiedzą, że nie można iść utartą drogą, poszukiwacze, psychologowie od dzieciństwa - oni szukają czegoś dla siebie. Taką rolę pełnią psajkodeliki, które pozwolą im wszystko lepiej zrozumieć, zrozumieć z całkiem innego punktu widzenia. I kiedy zrozumieją mogą na tyle dobrze, kiedy ich postrzeganie będzie na tyle rozbudowane będą mogli zacząć kręcić się w maratonie trybikowatych wydarzeń życia pełnego celów, obowiązków, ale z tą wiedzą jaką uzyskali od psajkodelików na pewno będą żyć pełniej, na pewno będą dostrzegać więcej piękna i innych aspektów, których na pewno nie dostrzegają osoby idące z klapkami na oczach poprzez życie, od zarania swojej istoty, osoby, które całe życie niemal udają kogoś kim nie są, całe życie gonią za zaspokajaniem ambicji " a czemu piątka? A czemu nie szóstka?! ", itd i nie umieją się zatrzymać choćby na chwile w tym maratonie życia, żeby stwierdzić, że "wszystko jest wszędzie " tylko trzeba umieć to dostrzec.
A z resztą - co ja będe bazgrolił, co chwile mi sie nowe wątki wkręcają do głowy i nie będe sie az nadto rozpisywał.
Artykulik spoxik - jest trochu prawdy, ale nigdy nie zgodze sie z tym, ze okres psajkodelikowania to beznadzieja, a zycie na czysto jest swietne. Swietny jest zapewne okres, kiedy po dosc ostrym paleniu, albo cotamkolwiek jeszcze zapodajecie wracasz do zycia na czysto i stwierdzisz, ze te wszystkie banie, te wszystkie myslówki, te wszystkie wnioski, skojarzenia, spostrzezenia byly na maxa potrzebne, gdyz przydaja sie w zyciu i umozliwiają łatwiejsze jego prowadzenie. Skojarzylo mi sie to z pomieszanym cytatem "jestem jak metal. Ja sie zużywam żyjąc. A ci co tego nie zaznali - żyją rdzewiejąc "
To tyle.
pozdroV
Artykulik dla mnie nawet fajny. Duzo schizów dziewuszka miala, to fakt - wina wychowania starej, ale skadinad podaje troche prawdziwych faktów. Ja tez zaczelem palic w pierwszej klasie LO i tez mi sie pogorszyly oceny - ale nie dlatego, ze "skun mnie mólił "[zenek:stary - co masz skuna?| edek:JA? MAM ŁAjt Łajdoł.|zenek: łajt łajdoł? O nie! łajdoł nie pale, ja pale tylko skuna :)] , tylko dlatego, ze drugs powoduja kierowanie naszej psychiki, pogladów na inne tory. Nie mozna powiedziec tak jak w jej przypadku, ze to bylo zle, sztuczne i niepotrzebne. Imho psychodeliki pozwalają niejako "dojrzeć " nam w życiu na swój sposób, dorosnąć niejako z innej perspektywy, spojrzeć na wszystko inaczej. Ale jakby nie było taka psajkodeliczna lekcja zarefundowana przez owe substancje moze dac nam wiele korzysci w naszym zyciu na czysto. Juz kiedys chyba pisalem takie porównanie, ze to co sie dzieje wokól nas jest "maratonem życia " Ludzie biegna, ganiają, prześcigają, osiągają ambitne cele, posuwają się naprzód z klapkami na oczach. Marijuana wciąga cię niejako w wir tego całego maratonu życia - obserwujesz, ale nie uczestniczysz, - rozumiesz i wnioskujesz, ale nie dzialasz - myślisz i wiesz , lecz nic nie czynisz. I w pewnym momencie kiedy jestesmy nasyceni już tą wiedzą, kiedy dojrzejemy, możemy z o wiele większym rozeznaniem wkręcić się w ten trybikowaty wir wydarzeń, tak żeby cieszyć się z życia. Dlatego nie gadam tak jak owa dziołszka, że pierw się wydaje, że jest fajnie, a później beznadzieja i trzeba wrócić do życia "na czysto " Jest na świecie wiele osób, które wiedzą, że nie można iść utartą drogą, poszukiwacze, psychologowie od dzieciństwa - oni szukają czegoś dla siebie. Taką rolę pełnią psajkodeliki, które pozwolą im wszystko lepiej zrozumieć, zrozumieć z całkiem innego punktu widzenia. I kiedy zrozumieją mogą na tyle dobrze, kiedy ich postrzeganie będzie na tyle rozbudowane będą mogli zacząć kręcić się w maratonie trybikowatych wydarzeń życia pełnego celów, obowiązków, ale z tą wiedzą jaką uzyskali od psajkodelików na pewno będą żyć pełniej, na pewno będą dostrzegać więcej piękna i innych aspektów, których na pewno nie dostrzegają osoby idące z klapkami na oczach poprzez życie, od zarania swojej istoty, osoby, które całe życie niemal udają kogoś kim nie są, całe życie gonią za zaspokajaniem ambicji " a czemu piątka? A czemu nie szóstka?! ", itd i nie umieją się zatrzymać choćby na chwile w tym maratonie życia, żeby stwierdzić, że "wszystko jest wszędzie " tylko trzeba umieć to dostrzec.
A z resztą - co ja będe bazgrolił, co chwile mi sie nowe wątki wkręcają do głowy i nie będe sie az nadto rozpisywał.
Artykulik spoxik - jest trochu prawdy, ale nigdy nie zgodze sie z tym, ze okres psajkodelikowania to beznadzieja, a zycie na czysto jest swietne. Swietny jest zapewne okres, kiedy po dosc ostrym paleniu, albo cotamkolwiek jeszcze zapodajecie wracasz do zycia na czysto i stwierdzisz, ze te wszystkie banie, te wszystkie myslówki, te wszystkie wnioski, skojarzenia, spostrzezenia byly na maxa potrzebne, gdyz przydaja sie w zyciu i umozliwiają łatwiejsze jego prowadzenie. Skojarzylo mi sie to z pomieszanym cytatem "jestem jak metal. Ja sie zużywam żyjąc. A ci co tego nie zaznali - żyją rdzewiejąc "
To tyle.
pozdroV
Z dupy sie wywodzisz, gówno wiesz.
DZIEWCZYNO!
Przestan pierdolic, bo przez takie artykuly jak ten, porzadni ludzie maja podczas wtopy bardziej przejebane.
Wyolbrzymiasz problem.
...zyjemy w kraju w ktorym nakurwic sie to jedyne szczescie...
Jak powiedzial stoku, zycie jest jak kurwa bo daje dupy.
Dokladnie.
I co ?
I gowno, trzeba z nim walczyc!
Powoli, ale do przodu!
Dobra, koniec pierdolenia kotka za pomoca mlotka.
EOT.
o boze czytajcie ludzie wiecej takich pojebanych artykułow to bedziecie zimą w trampkach chodzić. ta co opowiedziala i ta co tak ostro wysluchala to obie sa pojebane.
ten teks byl albo 3 razy zmieniany przez cenzure, albo dziewczyna jest chora psychicznie i nie wie co mowi
Zupełnie jakbym czytała to, co napisała moja koleżanka. A po części to nawet pasuje do mnie. Interesujące przeżycia tej dziwczyny.
hh-] u yyt ti iazre art s r kytskstuytr7isk7ti75k sa sa7isa7i ai a7i75i7i a yztu az7y azazr6 r6 ur
co wy kurwa wiecie orzyciu seksualnym mruwekiudhh hhijoiwo owoojo OO OJGBGNN HJH B B ITTWTWHHJH MGDFDFHDH FRHJJGR RE5 RE R W REREHZH
artukuł oczywiście jak to można się spodziewać po "Twoim Stylu " został pożądnie przeredagowany przez panią redaktor.
skupiając się na sednie sprawy można powiedzieć że narkotyki (tak jak i wiele innych rzeczy na tym świecie) nie są dla dzieci...
po prostu osoby których organizm i psychika rozwija się nie powinny faszerować się żadnymi używkami...
ja miałem to szczęście że w czasie gdy chodziłem do podstawoowki nigdzie nie było mowy o narkotykach.. dopiero na samym końcu liceum temat drugów pojawił się w towarzystwie... ale właściwie prawdziwy kontakt z nimi miałem dopiero podczas studiów..
z perpektywy wielu lat podczas których próbowałem chyba wszelkich możliwych środków odurzających (poza heroiną która jest zbyt niebezpieczna i nie warta tego by jej próbować) stwierdzam że wszystko jest dla ludzi ale.... z głową.
każda używka (narkotyk) doprowadza po jakimś czasie do uzależnienia... i każda ma zarazem swoje złe jak i dobre strony...
mooj wniosek jest jeden..
NARKOTYKI NIE MOGĄ SŁUŻYĆ DO UCIECZKI OD RZECZYWISTOŚCI (PROBLEMÓW)!!! JEŚLI CHCESZ OD NIEJ UCIEC W DRUGI TO MUSZE CIE ZMARTWIC ZE TO SIE NIE UDA...
Moim zdaniem jest że Narkotyki stwożyli ludzie dla ludzi więc trzeba z nich kożystac ale z głową żeby niewpaść za głęboko bo pózniej trudno wyjść ja niemam nic przeciwko bo sam się tym bawie ale według mnie to morzna wiele żeczy zrozumieć ja wybrzałem tom złom droge {tak uważaja inni}ale ja sie ciesze że wybrałem to a nie co innego rada na przyszłość rubcie wszystko z GŁOWĄ !!!! a alkochol to też narkotyk morzna przedawkować jest zejscie czyli kac morzna sie uzależnić tylko ten plus że jest legalny
uwaznam ze Pieklo jest okej!!! www.szczescpieniadz.blog.onet.pl
Jaki k*** muchozol?! Jakie schizy!?
18g to b. dużo?! Nie, no baby to jednak nie powinny brać sie za takie rzeczy.
(a to tylko niewinna gandka:) he he
tak pierdolą w gazetach by matki nasze zaczynały węszyć.
na szczeście mi to nie groźi bo pale na legalu w domu ale 3 lata i już niedaje jej szczęśćia ??? 5 razy kwas i to ma być coś???
ja sie niechwale bo niema czym ale po prostu panienka ma słabą psyche i huj jej w dupe jak nie umie palić to niech nawet nie pali do końca życia
18g???? jedna noc i po palonku kurwa <lol>
ps. na detox-ie od pon bo łeb przeryty kurewsko pozdro dla jaraczy i podróżników
DXM+THC+SOK GREJFRUTOWY= MISTRZOSTWO