"Pasek" jednym otwiera oczy,

Pasaż Schillera w Łodzi, popularnie zwany "paskiem", to miejsce gdzie spotykają się kolejne pokolenia zbuntowanej młodzieży. Dawniej schodzili się tam anarchiści i skini, a dziś...

Anonim

Kategorie

Źródło

Dziennik Łódzki
Robert Kozubal

Odsłony

1820

Pasaż Schillera w Łodzi, popularnie zwany "paskiem", to miejsce gdzie spotykają się kolejne pokolenia zbuntowanej młodzieży. Dawniej schodzili się tam anarchiści i skini, a dziś...

Jednych odstrasza, innych przyciąga. Równie łatwo można na nim "zarobić w dziąsło", jak i poznać ciekawych ludzi. Dawniej schodzili się tam anarchiści i skini. Teraz spotykają się kolejne pokolenia zbuntowanej młodzieży. świat się zmienił. Łódź się zmieniła, a pasaż Schillera nie.

Był i będzie

Centrum miasta, sto metrów od magistratu. Stąd do "Centralu" idzie się pięć minut.

- Siedzieliśmy spokojnie i obracaliśmy wino - Marek wskazuje ręką miejsce, w którym stała niegdyś ławeczka. - Z piskiem opon zajechała "suka". Wyskoczyło kilku milicjantów i kazali nam się pakować. Zawieźli nas na komendę. Jakaś pani, która zgubiła portfel, siedziała kilka metrów od nas i uznała, że to my jej buchnęliśmy. W tamtych czasach milicja się nie cackała - dostałem kilka pałek. To był jedyny w moim życiu kontakt z organami ścigania w Peer- elu. Od tamtej pory przestałem tam chodzić.

Marek miał wówczas 17 lat. Nosił wysokie buty, czarną skórę i "irokeza". Przychodził do pasażu przez kilkanaście miesięcy w drugiej połowie lat 80. Dlaczego? Tylko tutaj można było posiedzieć w grupie takich samych świrów, pokazać się publicznie, czyli poszpanować. - Nie było innych powodów - mówi. - Tam było inaczej.

Marek ma dziś firmę. Nie chciałby, by jego córki "tam" chodziły. Nigdy im nie opowiadał, że tam niegdyś bywał.

Tylko na pasku

Dlaczego pasaż Schillera grupował odrzuconych lub skazanych na społeczną banicję z wyboru? Nikt tego nie pamięta. Zawsze przychodzili tutaj posiedzieć anarchiści, skinheadzi, metalowcy i inni. Dla niektórych przygoda z pasażem skończyła się źle.

- To w pasażu po raz pierwszy paliłam marihuanę - wspomina Agnieszka, dziś mieszkająca w Hiszpanii. - Zanim tu przyszłam pierwszy raz, słyszałam różne opowieści. Już wtedy przyłazili tu osobnicy spragnieni narkotyków. I jakimś cudem je dostawali, choć milicjantów było dwa razy więcej niż teraz.

Kumpel Agnieszki z pasażu tu spotkał ludzi, z którymi później ćpał. Aż do śmierci. Agnieszka czasem myśli, że może gdyby tu nigdy nie trafił, dziś żyłby. Kiedy przyjechała do Łodzi, dała się namówić na krótki spacer do pasażu Schillera. Na ławkach siedzieli długowłosi, roześmiani młodzi ludzie, popijali piwo, schowane za murkiem. Gdy się skończyło, dwóch chłopaków zrobiło zrzutkę i poszli po kolejne.

Nowe pokolenie

- Po co mam siedzieć w domu, w domu ludzie umierają - odpowiada Zbyszek, który od czasu do czasu spotyka się z kumplami w pasażu, lub jak teraz mówią na "pasku". - Tu zawsze można pogadać. A jak brakuje na browar, to się szybko kombinuje... - uśmiecha się.

Jak? Wyłapuje się młodszych, którzy przechodzą i "pożycza". Rzadko odmawiają. Niedaleko jest III LO. Dużo grzecznej młodzieży.

Młodzi, którzy spotykają się w pasażu Schillera, nie są skorzy do rozmowy. Lubią to miejsce, ale nie wiedzą, dlaczego. - W klasie mam samych dupków, przerażonych kujonów. Tutaj mam kumpli - opowiada długowłosy Kamil. - Wolę spotykać się tu niż w multikinie. Tam jest wiocha...

O tym, że dziś zdarzają się tam podobne ekscesy jak przed laty, świadczy list, który dotarł do redakcji "DŁ" od uczennicy jednego z łódzkich liceów, pragnącej zachować anonimowość. Przytaczamy fragmenty:

"Jest to miejsce wyjątkowe, skrywające wiele tajemnic, pełne wielu młodych ludzi. Jedni z nich są inteligentni, wśród których można znaleźć prawdziwych przyjaciół, ale jak wiadomo w każdym koszu znajdzie się kilka zgniłych jabłek. "Pasek" wciąga, uzależnia, staje się częścią życia, jednych niszczy, a drugim otwiera oczy. Osoby o słabym charakterze szybko spadną na dno, zaczną pić, ćpać, rzucą szkołę.

Dla stałych bywalców, nieodzownym elementem "Paska" jest ulica Nawrot. Znajdują się na niej najczęściej odwiedzane sklepy: Lotto oraz łťabka. W nich jeden interesujący nas produkt. Tanie wina - jabole. Nazw jaboli jest tyle, ile sklepów na Pietrynie, lecz jak każdy sklep również wino ma swoją markę i zwolenników. Numer jeden to "Komandos", następnie "Wino Wino", "Truskaweczka". Najgorsze to "Ryk Byka" lub "Węgrzyn". (...)

Podstawowa decyzja, która zawsze zapadała w piątki: idziemy na wino!!! Zbierało się 20 osób i przemierzało krótki odcinek ul. Piotrkowskiej. Zrzuta na winiasze i do bramy. Tam śpiewy, bluźnierstwa, dźwięk wyskakujących korków z butelek i rytuał, polegający na odlaniu wina na glany (wysokie sznurowane buty - przyp. red). Po kilku minutach ludzie zamieszkujący kamienicę zaczynają straszyć policją. Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, to, tak szczerze mówiąc, nie chciałabym mieszkać na Nawrocie...

(...) Nie jest mi łatwo pisać o rzeczach, których się wprawdzie nie wstydzę, ale również nie mam powodu do chwalenia się. Pamiętam wszystko jakby to było wczoraj. Pamiętam jak po kilku miesiącach przychodzenia na "Pasek" byłam bliska uzależnienia od alkoholu, miałam problemy z koncentracją, zaczynałam mieć coraz gorsze oceny w szkole. Moja najlepsza przyjaciółka na rok się ode mnie odsunęła.

Być może dla osób trzecich "Pasek" nie wygląda na miejsce pełne miłości, lecz, niestety, tak jest. (...) Na "Pasku" każdy był z każdym. I nie ma znaczenia, czy ktoś kogoś zna rok, czy jeden dzień. Czasami jest się trudno zorientować, kto z kim jest, ponieważ związki zmieniają się jak w kalejdoskopie.

Gdy pierwszy raz przyszłam na "Pasek", byłam w szoku. Poznałam wspaniałych ludzi, miłych otwartych. To uczucie minęło po kilku miesiącach. Zaczęłam zauważać zakłamanie tych ludzi. Poznawałam ćpunów, którzy okradają swoich przyjaciół, by tylko mieć kasę na towar. Byłam namawiana do spróbowania amfetaminy czy heroiny. Widziałam ich zachowania na głodzie. Na początku chciałam im pomóc, lecz szybko zrezygnowałam, widząc, że moje gadanie nic nie pomaga. Jedni pochodzą z bardzo dobrych domów, chodzili do najlepszych szkół w ł?odzi, inni żyją na ulicy od 12. roku życia. Każdy mówi, że chciałby skończyć z tym g..., lecz w tym wypadku same chęci nie pomogą. (...) Jedno jest pewne, żadna osoba z zewnątrz nie zrozumie "Paskowiczów". Mimo negatywnych stron "Pasek" ma również zalety. Zaczęłam trochę inaczej patrzeć na niektóre sprawy i problemy, poznałam ludzi z wielu środowisk. Jestem pewna, że gdybym na własne oczy nie zobaczyła, co narkotyki lub alkohol może zrobić z ludźmi, zupełnie inaczej patrzyłabym na te używki. Kiedyś ćpun był dla mnie zerem, nic nieznaczącym człowiekiem. Teraz jest inaczej. Wiem, że potrzebuje pomocy i nie jest istotne, dlaczego zaczął brać. Oni wiedzą, że narkotyki ich zabijają, są przesiąknięci żalem i bólem, ale sami sobie nie potrafią poradzić.

Młodzi ludzie na pewno patrzą inaczej na to wszystko niż ich rodzice. Dla nich przesiadywanie na "Pasku" to strata czasu. Jeszcze raz powtórzę: wszystko zależy od charakteru danej osoby. Jednym "Pasek" otwiera oczy, innych stacza na samo dno. Ja, na szczęście, należę do tej pierwszej grupy".

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

A (niezweryfikowany)
anarchisci i skini? he to dobre walki tam musialy byc:)
.chudy. (niezweryfikowany)
tam ma być flash mob :)
blahblah (niezweryfikowany)
e tam, w kazdym miescie jest takie miejsce, niestety w moim od paru lat zaczely schodzic sie 14 latki, ktore nigdy nie wyrastaja z nirvany i nawet nie pija wina. pierdole takich anarchistow z dobrych szkol i srednia powyzej 5.0, ktorzy zmywaja sie na chacjente przed 22 i nigdy nie zaznali szkod od systemu bo tak na prawde sa z nim.
kapitan planeta (niezweryfikowany)
e tam, w kazdym miescie jest takie miejsce, niestety w moim od paru lat zaczely schodzic sie 14 latki, ktore nigdy nie wyrastaja z nirvany i nawet nie pija wina. pierdole takich anarchistow z dobrych szkol i srednia powyzej 5.0, ktorzy zmywaja sie na chacjente przed 22 i nigdy nie zaznali szkod od systemu bo tak na prawde sa z nim.
ajman (niezweryfikowany)
e tam, w kazdym miescie jest takie miejsce, niestety w moim od paru lat zaczely schodzic sie 14 latki, ktore nigdy nie wyrastaja z nirvany i nawet nie pija wina. pierdole takich anarchistow z dobrych szkol i srednia powyzej 5.0, ktorzy zmywaja sie na chacjente przed 22 i nigdy nie zaznali szkod od systemu bo tak na prawde sa z nim.
Zajawki z NeuroGroove
  • Mefedron

Autor: Nikoś

Set & Setting: samopoczucie dobre,małe zdenerwowanie, ponieważ za około 1,5 godziny miałem iść do domu.

Dawka: około 150 mg

Doświadczenie: alkohol, MJ, Amfetamina, Mefedron

19.30 Zaaplikowałem mefe, z początku nic nie czułem więc pomyślałem, że feta jest jednak lepsza.

19.45 Nagle poczułem dziwne uczucie i nogi zaczęły mi się wykręcać a w głowie czułem wielką euforię, z początku nie mogłem jej opanować.

  • Grzyby halucynogenne
  • Retrospekcja

Świeżo po przeprowadzce na drugi koniec kraju. W trakcie nieco trudnej aklimatyzacji do nowego miejsca, w obcym mieście, z dala od praktycznie wszystkich bliskich mi osób. Po trzech tygodniach nieskutecznych prób zapoznania się z ludźmi z nowych studiów, nareszcie koleżanka z roku zorganizowała dużą domówkę, w trakcie której miał miejsce cały trip. To, że znalazłem się na imprezie będąc na grzybowej fazie, było spontaniczne i niezaplanowane. Tego samego dnia z Bieszczad wracał kumpel - D, z którym wcześniej miałem okazję jeść grzyby. Chcąc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu (spotkać się z D a jednocześnie nie ominąć imprezy) zgarnąłem go na domówkę do niejakiej M. Z D był również jego kolega, którego znałem z widzenia - W. Pod wpływem namowy D, zjedliśmy grzyby, które w założeniu miały nas puścić zanim pójdziemy do M. Stało się jednak inaczej.

Wprowadzenie: Niniejszy raport jest retrospekcją sięgającą ok. 3 lat wstecz. Po złotym okresie z psychodelikami trwającym dobrze ponad pół roku, podczas którego zaliczałem praktycznie same bardzo udane i zapadające w pamięć tripy, przyszedł czas na serię nieco gorszych podróży. TR opisuje pierwszy z serii już-nie-złotych psychodelicznych wypraw. Żadna z nich nie skończyła się bad tripem. Nie wspominam ich jako złych. Zwyczajnie nie były one najlepsze (w nie-eufemistycznym znaczeniu tego słowa).

  • Grzyby halucynogenne
  • Retrospekcja

Planowane od kilku dni naćpanie się w stałym gronie. Przyjazd do innego miasta w celu odwalenia obowiązków rodzinnych i szybka ucieczka w celu tripowania.

Historia ta stanowi zapis wspomnień z etapu mojego życia, który z perspektywy oceniam jako dość wartościowy, ale jednocześnie pouczający. Nie będzie tu alfy pvp dożylnie i popalonych kabli, bo od zawsze uważałem ten rodzaj zabawy za nic nie warte, krótkodystansowe gówno dla przygłupów, którym nie zależy na życiu. Preferowałem psychodeliki - marię, która działała na mnie za mocno i czasem psychotycznie, a od niedawna lsd i grzyby, których to spróbowałem pierwszy raz już około 3 lata wcześniej.

  • Melatonina
  • Pozytywne przeżycie

Przespałem pół dnia, więc nie mogąc usnąć siedziałem przed kompem w nocy i słuchałem muzy

Tej nocy trzeci raz z rzędu miałem się przygotowywać do OOBE. Trochę mnie jednak zmęczyło spanie 4h, rozbudzanie przez godzinę, strojenie się do OOBE i znowu zasypianie, do tego było już późno (3 nad ranem?) i cały dzień pobolewała mnie głowa.

Decyduję się na odpoczynek z melatoniną (1,25mg) + walerianą (50mg) (ta mieszanka ułatwia zapamiętywanie snów i pozwala mi normalnie zasypiać).

randomness