
Jak to jest, gdy palisz Salvię dla dobra nauki?
Autor artykułu był jednym z 12 ochotników w pierwszym w historii badaniu nad salwinoryną A, w którym użyto obrazowania pracy mózgu metodą rezonansu magnetycznego (MRI). Przeczytajcie jak wyglądało to z jego perspektywy!
Tagi
Źródło
Tłumaczenie
Odsłony
10055Każdy widział na YouTube któryś z tych filmików.
Zwykle zaczynają się od sceny, gdy ktoś łapie bucha z fajki, podczas gdy zza kamery dobiega śmiech jego towarzysza. W ciągu kilku sekund osoba traci kontrolę nad motoryką i elementarne poczucie tego, gdzie i kim właściwie jest. Gdy minutę później haj osiąga szczyt, delikwenta ogarnia śmiech lub przerażenie, gdy halucynacje pochłaniają rzeczywistość. Być może wyruszy w kosmos, nawiąże rozmowę z szałwiowymi bóstwami lub doświadczy wieczności w jakimś niewysłowionym psychodelicznym krajobrazie. Niezależnie od tego, dokąd trafi, podróż jest zawsze krótka. Zaledwie kilka minut po przyjęciu dawki, podróżnik wróci do rzeczywistości, całkowicie trzeźwy i nieco zaciekawiony, w jaki sposób doszło do tego, że zwisa do góry nogami z kanapy.
Oto Salvia divinorum - prawdopodobnie najdziwniejszy i najmniej poznany naturalnie występujący halucynogen, jaki kiedykolwiek odkryto.
W 2008 roku iceers.orgraport opublikowany przez New York Times wskazał ogromną ilość dostępnych online filmów z ludźmi eksperymentujących z szałwią jako jedną z głównych przyczyn nacisków na jej zdelegalizowanie w całych Stanach Zjednoczonych. Nie chodziło jednak tylko o filmy. Na stygmatyzację szałwii wpływa również typowy przebieg samej podróży, która charakteryzuje się żywymi halucynacjami i intensywnymi efektami dysocjacyjnymi. Prawie każdy, kogo znam, albo sam próbował szałwii, albo zna kogoś, kto to robił, ale nie spotkałem jeszcze nikogo, komu to doświadczenie by się podobało.
Chociaż sam przeżyłem kilka nieprzyjemnych szałwiowych doświadczeń, niedawno zgłosiłem się na ochotnika do udziału w pierwszym w historii badaniu z użyciem obrazowania mózgu, dotyczącym salwinoryny A
"To pierwszy krok z urwiska w pustkę" - powiedział mi Fred Barrett, neurobiolog poznawczy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa i główny badacz w badaniu na salvią. "W zasadzie chodzi teraz o wyznaczenie kierunków i sporządzenie mapy przyszłych badań."
DLACZEGO WARTO BADAĆ SALVIĘ DIVINORUM?
Salvia divinorum rośnie dziko w mglistych lasach południowego Meksyku, gdzie lud Mazateków rytualnie spożywał te rośliny przez stulecia. Chociaż ceremonialne stosowanie szałwii przez Mazateków zostało po raz pierwszy opisane przez amerykańskich etnobotaników na początku lat 60., to dopiero w połowie lat 90. naukowcy zidentyfikowali salwinorynę A jako główny związek psychoaktywny, odpowiedzialny za halucynogenne działanie szałwii .
W ciągu ostatnich 25 lat przeprowadzono zaledwie garść badań naukowych dotyczących działania szałwii na ludzi. Brak badań nad tak potężnym psychodelikiem jest dziwny, zwłaszcza że jest on legalny w wielu stanach USA. Barrett powiedział, że uważa, że brak badań na szałwią prawdopodobnie ma związek z tym że szałwiowe tripy są często nieprzyjemne.
Szałwia nie jest typowym narkotykiem. To bardzo silny środek, którego zażycie może mieć bardzo dysforyczne skutki, kiedy wiec ludzie stykają się z szałwią, typową reakcją jest: " To było okropne, nigdy więcej tego nie zrobię". Nie ma żadnego kryzysu szałwiowego, szczerze mówiąc, nie sądzę zatem, by społeczność naukowców, którzy zazwyczaj badają narkotyki powszechnie nadużywane, naprawdę się tym interesowała.
- mówi Barrett.
Obraz strukturalny mózgu autora wykonany w skanerze MRI bezpośrednio przed podaniem mu szałwii. Zdjęcie: Johns Hopkins University / Motherboard
Począwszy od końca lat 90. skoncentrowane wyciągi z rośliny zaczęły pojawiać się w smokeshopach z dymem w całych Stanach Zjednoczonych. Ekstrakty te są kategoryzowane na podstawie stężenia salwinoryny A w stosunku do jego naturalnych poziomów (stąd np. ekstrakt 10-krotny, 20-krotny, 30-krotny itd.). Kategorie te są jednak jedynie przybliżeniem, ponieważ zawartość salwinoryny w liściach może się drastycznie różnić, zlaezy to tez zresztą i od metody przygotowania preparatu.
Salwinoryna A jest unikalna zarówno pod względem charakteru efektów, jak i chemicznego mechanizmu działania w mózgu. Substancja otoczona jest niesławą ze względu na szybki początek działania, efekty dysocjacyjne i intensywne halucynacje wzrokowe i słuchowe. Chociaż spektrum subiektywnych skutków stosowania salwinoryny A jest bardzo szerokie, wcześniejsze badania użytkowników szałwii zidentyfikowały wiele powtarzających się motywów.
W roku 2015 zespół hiszpańskich naukowców współpracował z badaczami z Johns Hopkins w celu opracowania badań dotyczących subiektywnych skutków stosowania salwinoryny A w różnych dawkach. Wśród doświadczeń często zgłaszanych przez użytkowników były "tunelowe lub okienkowe wizje (...) geometryczne wzory (...) inne światy o wielu kolorach (...) obiekty odczuwane jako powiązane z ciałem (...) wrażenie niezdolność do interakcji z ciałem i otoczeniem." Jeden z użytkowników zgłosił spotkanie z "magicznymi istotami (...) noszącymi krzykliwe sukienki, podobne do stroju królewskiego dworskiego błazna". Jak zauważyli naukowcy, tego rodzaju karnawałowe wizerunki pojawiły się również w kilku innych badaniach [1, 2] na temat subiektywnych skutków działania salwinoryny A.
Przy wystarczająco wysokiej dawce całkowicie tracisz dostęp od tego, co uznalibyśmy za rzeczywistość identyfikowaną na zasadzie powszechnej zgody. Ludzie wciąż są świadomi czegoś, gdy doświadczają szałwii, tyle że jest to po prostu coś zupełnie innego niż to, czego doświadczają wszyscy inni w pokoju. Tego rodzaju naprawdę silne i odwracalne manipulacje są bardzo interesujące pod kątem [poznania] neurobiologicznych podstaw świadomości.
- powiedział Barrett
"Recepta" autora na test z użyciem salwinoryny A. Zdjęcie: Daniel Oberhaus / Motherboard
Salwinoryna A ma także bardzo nietypowy mechanizm działania w mózgu: aktywuje receptor opioidowy kappa, jeden z czterech typów receptorów opioidowych i zarazem prawdopodobnie najmniej poznany. Pod tym względem salwinoryna A znacznie różni się od "klasycznych" psychedelików, takich jak LSD, grzyby, meskalina i DMT, które działają na receptor 2A serotoniny. Salwinoryna A całkowicie omija ten receptor.
Te dwie klasy narkotyków działają na zupełnie różne sposoby, niemniej obie prowadzą do tych głębokich zmian w świadomości. Jeśli masz dwie substancje, które mogą dać ci podobnie mocna strony zmiany świadomości, mające jednak inny charakter, pojawia się naprawdę interesujące pytanie badawcze: "Jak możemy użyć tych związków, aby lepiej zrozumieć zmiany w świadomości i ewentualne terapeutyczne skutki tych zmian?"
- wyjaśnia Barrett.
Dla Barretta jednym z najciekawszych neurologicznych pytań na temat szałwii jest jej związek z przedmurzem [claustrum]. Jak wyszczególniono w badaniu z 2005 roku: "enigmatyczne" przedmurze jest "cienką, podobną do arkusza papieru strukturą neuronalną (...) co jest niezwykłe, ponieważ otrzymuje dane wejściowe z prawie wszystkich regionów kory i przekazuje je z powrotem do prawie wszystkich regionów kory mózgowej [sprzężenie zwrotne z korą – tzw. przedmurzowo-korowa pętla neuronalna]. Jest ono pofałdowanym, najbardziej zewnętrznym rejonem mózgu, który odgrywa kluczową rolę w świadomości. Inną godną według Barretta uwagi cechą przedmurza jest to, że ma ono najwyższą gęstość receptorów opioidowych serotoniny 2A i kappa w całym mózgu i że oba te receptory są aktywowane przez dwie bardzo różne klasy halucynogenów zmieniających świadomość.
Jedną z rzeczy, które spodziewamy się zobaczyć, są ogromne zmiany w sposobie, w jaki przedmurze komunikuje się z różnymi regionami mózgu. Będziemy również szukać różnic w aktywności i łączności sieci aktywności bazowej [default mode], sieci mózgowej kontroli wykonawczej [executive control] i sieci mózgu zaangażowanej w nagradzanie i przetwarzanie emocji.
- powiedział mi Barrett.
Barrett i jego koledzy dostrzegają wyjątkowe działanie salwinoryny A jako obiecujący sposób, aby dowiedzieć się więcej o niektórych podstawowych aspektach neurobiologii. Pod tym względem udział w badaniu nad salvią był moim skromnym wkładem w lepsze zrozumienie świadomości, pamięci i ucieleśnionego doświadczenia.
Jeden z dwóch "pokoi sesyjnych" na Johns Hopkins University, które wyglądają jak typowy salon, dzięki czemu pacjenci czują się bardziej zrelaksowani podczas tripowania. Zdjęcie: Daniel Oberhaus / Motherboard
JAK TO JEST PALIĆ SALVIĘ DLA DOBRA NAUKI
Po raz pierwszy zapoznałem się z szałwią, gdy byłem jeszcze świeżakiem w szkole średniej i nim ją skończyłem, paliłem ją kilkanaście razy. Patrząc z perspektywy czasu, nie opisałbym żadnegoz tych doświadczeń jako "przyjemne", "rekreacyjne" czy "zabawne". Ostatni raz użyłem szałwii prawie dziesięć lat temu i podczas tamtej podróży nabrałem przekonania, że zostałem nieodwracalnie przekształcony w wiszący most. Stare, dobre czasy.
Pomimo historii kiepskich doświadczeń z substancją, zgłosiłem się do badań w Johns Hopkins, podejrzewając, że szałwia ma prawdopodobnie do zaoferowania więcej niż to, czego doświadczyłem w liceum. Gdy byłem nastolatkiem, każdy z moich doświadczeń z szałwią odbywało się warunkach dalekich od ideału - zwykle na imprezie lub w jakimś parku po godzinie policyjnej. Takie sytuacje sprzyjają paranoi i niepokojowi, które nie łączą się zbyt dobrze z silnym dysocjacyjnym halucynogenem. Pomyślałem, że jeśli otoczenie zostałoby zmienione na spokojne środowisko, w którym byłbym otoczony przez lekarzy, być może zmieniłby się również charakter mojej podróży.
W tygodniach poprzedzających badanie zacząłem jednak odczuwać lekkie zaniepokojenie tym, dokąd zaprowadzi mnie ten trip. Miałem już za sobą silne doświadczenia psychedeliczne podczas przyjmowania ayahuaski i grzybów, ale w każdym z tych wypadków negatywne odcinki podróży zostały zrównoważone pozytywnymi aspektami. Inaczej było z szałwią. Za każdym razem, gdy jej próbowałem, doświadczenie było w najlepszym razie niekomfortowe, a w najgorszym przerażające. Pod koniec podróży nigdy nie czułem się też, jakbym zyskał głęboki wgląd czy jasność umysłu, a często tak, jakbym poleciał do piekła i z powrotem.
Centrum Badań Behawioralnych w Johns Hopkins, gdzie prowadzone są badania kliniczne nad substancjami halucynogennymi. Zdjęcie: Daniel Oberhaus / Motherboard
Przed wizytą w Johns Hopkins zapytałem o moc dawki, którą otrzymam podczas testów, aby móc mentalnie przygotować się do doświadczenia, jednak ze względu na protokół badania Barrett i jego koledzy nie mogli podać mi zbyt wielu informacji. Mogli mi tylko powiedzieć, że wypaliłbym "umiarkowanie wysoką dawkę" czystej salwinoryny A i że nie można tego porównać z ekstraktami ze szałwii sprzedawanymi w smokeshopach, ponieważ będzie to czysta cząsteczka, a nie materiał roślinny.
Kiedy przybyłem do Johns Hopkins na pierwszy dzień testów, zostałem wprowadzony do jednej z dwóch sal sesyjnych. Pokoje te są urządzone tak, aby przypominały zwykły salon, aby uczestnicy mogli czuć się zrelaksowani podczas tripowania. Przy ścianie stała kanapa, obok stolik do kawy z małą lampą i niewielkim grzybowym posażkiem. Ściany ozdobione były gustownymi, nienachalnie psychedelicznymi dziełami sztuki, a w rogu wisiała tybetańska flaga modlitewna. Gdyby nie mała kamera skierowana na kanapę i stacja robocza w głębi sali, można by niemal uwierzyć, że jest to zwykły salon, a nie laboratorium.
Pierwszy dzień badania polegał głównie na ustaleniu podstawowego profilu stanu zdrowia i upewnieniu się, że zostałem zakwalifikowany do badania. Uczestnicy badania musieli być zdrowi, mieć doświadczenia z używaniem psychedelików i być wolni od osobistej lub rodzinnej historii zaburzeń psychotycznych. Badania przesiewowe obejmowały rutynowe badanie fizykalne, obszerny wywiad psychiatryczny i kilka najciekawszych kwestionariuszy, jakie kiedykolwiek wypełniłem (przykładowe pytania: "Czy kiedykolwiek miałeś spotkania z inteligentnymi istotami podczas poprzednich doświadczeń psychedelicznych?" "Czy powiedzieli ci coś o przyszłości? " i tak dalej).
Następnego dnia spotkałem się z Johnem Cliftonem, asystentem badawczym w Johns Hopkins i Manojem Dossem, doktor habilitowanym, który specjalizuje się w badaniu pamięci. Clifton i Doss mieli być moimi opiekunami podczas moich szałwiowych seansów, zatem przez około półtorej godziny przed pierwszą dawką rozmawialiśmy o życiu, żeby lepiej się poznać.
Podczas pierwszej sesji z szałwią położyłem się na kanapie i założyłem na oczy maskę, podczas gdy Doss siedział na drugim końcu pokoju z aparatem do palenia. Proste urządzenie składało się z małej szklanej bańki z plastikowym wężem podłączonym u góry i zostało mi opisane jako "zatwierdzona przez FDA fajka do cracku". W dolnej części bańki znajdowała się ledwo zauważalna ociupinka białej krystalicznej substancji, która, jak zostałem poinformowany, była pojedynczą dawką salwinoryny A o 99,0% czystości.
Podano mi jeden koniec węża i poinstruowano, abym rozpoczął 45-sekundową inhalację, podczas gdy Doss odparował salwinorynę A nad butanowym palnikiem. W tym samym czasie Clifton zaczął odtwarzać przez głośniki new age-ową ścieżkę dźwiękową i podszedł, kładąc rękę na mojej nodze, by uziemić mnie podczas podróży. Po 45 sekundach odetchnąłem i niemal natychmiast poczułem działanie szałwii.
Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem, było uczucie rozpuszczania się mojego ciała. Krótko po tym, jak zacząłem odczuwać fizyczne efekty, zaczęły się halucynacje. Czułem się tak, jakby moja głowa rozdzieliła się na dwie części i z obu stron twarzy zaczął płynąć wzorzysty strumień. Strumień ten był " arlekinowym wzorem " dużych brązowych i białych diamentów, które wypłynęły za mnie i zaczęły tworzyć "granicę" nieskończonej trójwymiarowej przestrzeni. Diamenty wciąż układały się w niekończące się mozaiki, a ja czułem się tak, jakbym był zawieszony nad tym wszystkim, zwisając niczym figura z dziobu statku.
Pamiętam, jak ogarniało mnie głębokie poczucie piękna sceny, której byłem świadkiem. Gdy próbowałem się skupić, mogłem pamiętać, że w podstawowej rzeczywistości byłem w pokoju w Johns Hopkins, ale to nie ujmowało to niczym poczuciu przebywania w całkowicie oddzielnej rzeczywistości, tak jakbym siedział w pojemniku, który wyodrębniał mnie z "normalnego" świata.
Ogólnie rzecz biorąc, doświadczenie było całkiem przyjemne. Przez krótką chwilę wpadłem w panikę, gdy wydawało mi się, że jedna z nut soundtracku trwała zbyt długo. Zacząłem się martwić, że czas się rozszerza i że mogę zostać uwięziony w tej przestrzeni na wieczność. Kiedy muzyka przeszła do następnej nuty, panika szybko minęła, a czas szybko wznowił normalny bieg.
Skan strukturalny mózgu autora. Zdjęcie: Johns Hopkins University / Motherboard
Całe to doświadczenie trwało tylko około trzech minut. Powrót do bazowej rzeczywistości był równie gwałtowny, jak sposób, w jaki ją opuściłem. W pewnym momencie diamenty w arlekinowym wzorze zaczęły rozciągać się coraz bardziej, aż do momentu, gdy cały świat stał się brązowy, po czym wyblakł do czerni. W tym samym czasie zacząłem odzyskiwać świadomość swego ciała i czuć, że ręka Cliftona opiera się na mojej nodze. Nie czułem żadnej paniki ani niepokoju, ale w miarę dochodzenia do siebie brałem długie, głębokie oddechy.
Ta pierwsza podróż była rodzajem testu, aby badacze mogli upewnić się, że zdołam przyjąć najwyższą dawkę, którą otrzymam następnego dnia w maszynie MRI. Najważniejsze jednak było upewnienie się, że podczas całej podróży pozostaję absolutnie nieruchomo , ponieważ nawet niewielkie ruchy w urządzeniu MRI mogą udaremnić skanowanie mózgu. Na szczęście jednym z bardziej powszechnych efektów szałwii jest poczucie braku ciała, które powoduje, że użytkownicy pozostają nieruchomi. Według Cliftona i Dossa podczas tripu zastygłem jak skała.
Następnego dnia spotkałem Dossa i Cliftona w podziemiach głównego budynku Johns Hopkins Hospital, gdzie wykonywane są skany MRI. Rezonans magnetyczny polega w zasadzie na umieszczeniu twojego ciała w bardzo potężnym magnesie i stworzeniu obrazu twoich narządów wewnętrznych poprzez badanie oddziaływania na nie pola magnetycznego. Po ostrzeżeniu, że chip NFC, który wszczepiłem sobie w rękę, może działać jako przewodnik i nagrzewać się podczas skanowania, zostałem przypięty do maszyny, by naukowcy mogli przeprowadzić strukturalny skan mózgu. Potem dostanę dwie dawki szałwii. Jedna dawka będzie taka sama jak dzień wcześniej, druga zaś może być czymkolwiek, od placebo aż do dawki tak potężnej, jak ta, którą doświadczyłem poprzedniego dnia. Nie powiedziano mi wcześniej, która dawka będzie która.
Nigdy wcześniej nie byłem w maszynie MRI i szybko zrozumiałem, że nie jest to najlepsze środowisko do tripowania. Po pierwsze, urządzenia MRI są bardzo wąskie - prawie nie ma tu miejsca na poruszanie, ale to dlatego, że nie powinieneś się ruszać. Ponieważ był to skan mózgu, oznaczało to także, że na maskę na oczy musiałem założyć zakrywający twarz hełm.
Dowiedziałem się również, że urządzenia MRI są bardzo głośne. Brzmią jak ogromny laser strzelający dziesiątki razy na sekundę. Brzmiało to absolutnie strasznie i coraz bardziej niepokoiło mnie, jak wpłynie to na podróż. Aby hałas był trochę mniej straszny, dostałem parę słuchawek (zabezpieczonych przed rezonansem magnetycznym), które podczas mojej podróży miały odtwarzać głośno new age'ową muzykę, by choć częściowo zagłuszyć dźwięk maszyny.
Po przyjęciu pierwszej dawki szałwii w maszynie nie czułem nic. Oznaczało to, że albo mogło to być placebo lub bardzo niska dawka salwinoryny A, albo popełniłem błąd podczas inhalacji. (Jeśli na przykład podczas 45-sekundowej inhalacji przełkniesz, może to spowodować, że powietrze zostanie wypchnięte z powrotem do probówki, a salwinoryna A nie zostanie dostarczony do Twoich płuc).
Przy drugiej dawce efekty zaczęły się jednak, gdy tylko skończyłem 45-sekundową inhalację. Po odczuciu, że moje ciało rozpływa się, począwszy od klatki piersiowej, zobaczyłem, jak przed moimi oczami powstają dwa wiatraczki. Oba zaczęły oddalać się ode mnie i zmieniać w wirujący tunel. Pamiętam, jak odczuwałem intensywne pragnienie wejścia do tunelu i frustrację, gdy nie mogłem się do niego zbliżyć. Po tym, jak przyjąłem do wiadomości, że nie przejadę się tego dnia tunelem, resztę podróży spędziłem oglądając przepływający po jego powierzchni arlekinowy wzór – tym razem zielony i żółty. Gdy podróż się kończyła, tunel zaczął unosić się nad moją głową. Próbowałem odchylić głowę do tyłu, aby z nim nadążyć, tylko po to, aby uświadomić sobie, że nadal nie mogę się ruszyć. Gdy jednak tunel zniknął, odzyskałem czucie w ciele i znów znalazłem się w podstawowej rzeczywistości. Cieszyłem się, że mój chip nie stał się podczas tego doświadczenia gorący.
W porównaniu do poprzedniego dnia podróż w maszynie MRI była nieco mniej intensywna. Powodem było, jak sądzę, to, że głośne i uporczywe dźwięki maszyny MRI utrzymywały mnie w kontakcie ze światem zewnętrznym i nie byłem w stanie w pełni zanurzyć się w świecie, który generowała szałwia. Nadal jednak opisałbym to doświadczenie jako przyjemne i wizualnie urzekające. Teraz pozostała tylko kwestia tego, co Barrett i jego koledzy zobaczyli w moim mózgu, kiedy goniłem psychodeliczne tunele.
Po podróży spotkałem się z Doss'em i Cliftonem, aby omówić to doświadczenie i wypełnić ankietę wyjściową. Powiedziano mi, że prawdopodobnie będę dwunastym i ostatnim uczestnikiem badania i że w ciągu następnych kilku miesięcy Doss, Barrett i ich współpracownicy rozpoczną żmudne zadanie analizowania obrazów mózgu. Jak wyjaśnił Barrett, będą porównywać obrazy mojego mózgu podczas tripu z obrazami trzeźwego mózgu, w poszukiwaniu różnic w aktywności nerwowej charakteryzujących oba te stany. Mój obraz mózgu zostanie następnie porównany z obrazami 11 innych ochotników, aby sprawdzić, czy w efekcie takiego porównania pojawią się jakieś wzorce aktywności.
Taki jest podstawowy plan. Fotografujemy rozbłysk flary w ciemności na pustyni, aby zorientować się, gdzie jest droga. Następnie możemy skierować nasz samochód w kierunku drogi i zacząć szukać znaków drogowych, na które trzeba zwrócić uwagę.
- powiedział o badaniu Barrett.
Decyzja o poddaniu się badaniu była moim niewielkim wkładem w lepsze zrozumienie jednego z najdziwniejszych na świecie środków halucynogennych, ostatecznie jednak okazała się jednym z najpiękniejszych doświadczeń w moim życiu. Po kilku tygodniach refleksji nad tym doświadczeniem uświadomiłem sobie znaczenie brania pod rozwagę kontekstu podczas omawiania regulacji i samej kwestii stosowania substancji psychedelicznych.
W roku 2009 rząd stanu Maryland rozważał projekt ustawy, który zakazywałby posiadania Salvii divinorum. Gdyby ustawa przeszła, uzyskanie zgody na przeprowadzenie badania, w którym brałem udział, byłoby niezmiernie trudne i prawdopodobnie nigdy nie miałoby ono miejsca. W rzeczywistości tylko dzięki namiętnej obronie szałwii przedstawionej senatowi Maryland przez Rolanda Griffitha i Matthew Johnsona, dwóch pionierów badań psychedelicznych z Johns Hopkins, roślina pozostaje w tym stanie legalna.
Podobnie jak wszystkie inne przepisy antysalviowe, które zostały uchwalone na początku lat 2000 roku, ustawa z Maryland była produktem reakcyjnego strachu przed słabo poznaną substancją. Wszyscy widzieliśmy oczywiście filmiki na YouTube, ale szałwia ma znacznie więcej do zaoferowania. Podobnie jak inne "klasyczne" psychedeliki, może zapewnić głęboki wgląd w naturę świadomości lub okazać się wartościowym lekarstwem na różne choroby psychiczne. Nigdy się jednak tego nie dowiemy, chyba że pozwolimy sobie zejść w najgłębsze rejony naszej psychiki – choćby tylko po to, by zobaczyć, co możemy tam znaleźć.
Komentarze
"Pod tym względem salwinoryna A znacznie różni się od "klasycznych" psychedelików, takich jak LSD, grzyby, meskalina i DMT, które działają na receptor 2A serotoniny"
Doprawdy? Cholera, czemu więc lekarstwa mają omijać HT2B, które aktywują psychodeliki. Brak podstawowej znajomości tematu...
zdelegalizowany przez komunistów