Minister Andrzej Czuma kpi czy o drogę pyta? – zdaje się dziwić „Gazeta Wyborcza”. Nie tak dawno z entuzjazmem odnotowano na łamach „GW” ciepłe przyjęcie przez resort ministra Czumy postulatów na rzecz nie karania narkomanów za posiadanie działki narkotyku. A teraz - ku konsternacji Piotra Pacewicza - okazuje się, że złapany narkoman nie będzie karany - ale jedynie wtedy, gdy wskaże dilera, który sprzedał mu towar. A to oburzyło Pacewicza:
„Miał być koniec pakowania do więzień trawiarzy. Ale politycy stawiają warunek: wydaj dilera, inaczej sąd. Czy narazić się gangsterom czy prokuratorowi-taki ma być wybór?”.
„Gazeta” twierdzi, że policja często woli łapać zwykłych narkomanów niż ścigać groźnych dilerów. Pacewicz pisze, że w 2007 roku skazano za posiadanie narkotyków 14 tysięcy osób, a za handel tylko 800. Trafna uwaga – państwo powinno najwięcej sił kierować w walkę z wyższymi szczeblami narkodrabiny. Należałoby jednak zadać ważne pytanie: ilu ze skazanych za narkotyki było dilerami, którzy udawali zwykłych narkomanów? W tym kontekście liczby podane przez Pacewicza nie brzmią już tak jednoznacznie. Liberałowie zawsze ulegają pokusie, by w uczestnikach patologii widzieć ofiary, a nie współkreatorów zła. Usunięcie piętna przestępstwa z kupowania narkotyku to pośrednie działanie w kierunku legalizacji narkotyków.
„Państwo nie powinno być bezmyślnym szeryfem, ale raczej mądrym lekarzem” - pisze Pacewicz. Znów zgoda. Ale w praktyce często kończy się to tym, że surowość szeryfa znika, a przedstawiciele państwa okazują się bezradnymi lekarzami, których narkomani lekceważą. Pacewicz wczuwa się w straszną sytuację młodego chłopaka, Tomka, który staje wobec wizji kary dla siebie albo zemsty dilerów za „kapowanie”. To prawda – wizja jest okropna. Młodzi ludzie, którzy decydują się na przestępstwo często stają wobec trudnych wyborów - właśnie dlatego rodzice od dziecka przestrzegają nas przed wchodzeniem na złą drogę. Czy od Tomka państwo nie ma prawa oczekiwać, aby przyłączył się do walki z narkotykowym łańcuszkiem? Zdaniem wicenaczelnego „Gazety” – nie ma takiego prawa.
Piotr Pacewicz godzi się by, Tomek i łamał prawo i nie był za to karany. Akceptuje także to, że chłopak będzie trzymał sztamę ze swoim dilerem, nie wydając go za żadne skarby. W tej kwestii obóz zwolenników prawa narkotykowego zresztą posuwa się znacznie dalej. Parę dni temu w radiu Tok FM dziennikarz Jakub Janiszewski i jego rozmówczyni, ekspertka z USA Katarzyna Malinowska-Sempruch podawali w wątpliwość już samą możliwość uznania za dilera osoby, od której narkomani kupują towar. Pani Sempruch sugerowała, że państwo powinno poprzestać na ściganiu tylko rekinów narkotykowej mafii. Wierzę, że dilerzy bywają różni – niektórzy z nich to ofiary wpędzone w ten proceder siłą nałogu. Ale bardzo często ludzie rozprowadzający narkotyki są okrutnymi drapieżnikami tresującymi swoich klientów i podszeptującymi im, jak można zdobyć forsę na działkę kradnąc czy prostytuując się. To cynicy, którzy kpią ze swoich ofiar pewni, że i tak ich klienci przypełzną do nich na kolanach w razie kolejnego ataku głodu. To właśnie oni z największym zainteresowaniem czytają teraz teksty w „Gazecie Wyborczej” i na pewno podobają im się pomysły Piotra Pacewicza. Kiedyś hip-hopowa grupa „Molesta” głosiła, że „dilowanie rąk nie brudzi”. Teraz, jak policjant będzie chciał dilera aresztować, zawsze może on powołać się na zasłyszany w radiu postulat „eksperta”, który uznał, że łapać warto tylko grube ryby, a nie drobne płotki.
Komentarze