Posłowie i ministrowie rządzącej koalicji dostają listy, a w nich dilerki z marihuaną. Na kopertach jest adres nadawcy z Krakowa. Policjanci z wydziału kryminalnego ustalili, że adres jest fikcyjny, a nadawca o podanym nazwisku nie istnieje. - To haniebna akcja, ale poglądów nie zmienię. Jestem przeciwnikiem narkotyków - mówi jeden z parlamentarzystów Platformy
- W ubiegły poniedziałek pracownicy mojego biura w Tomaszowie Lubelskim odebrali niepozorny list. W kopercie była paczuszka, na pierwszy rzut oka z ziołami. Przekazaliśmy sprawę policji. Okazało się, że to marihuana - relacjonuje Mariusz Grad, poseł PO z Tomaszowa Lubelskiego, należący do konserwatywnego skrzydła partii.
Policja: to na pewno marihuana
- Przesyłkę nadano listem zwykłym w małej kopercie. Był w niej woreczek strunowy [tzw. dilerka] z suszem roślinnym koloru zielonego. Zorientowałem się, że może to być marihuana, i natychmiast wezwałem policję - mówi "Gazecie" Mateusz Zaczyński, radny i szef biura poselskiego ministra skarbu Włodzimierza Karpińskiego. W kopercie oprócz dilerki była też ulotka omawiająca różnice między odmianami konopi.
Według rzecznika lubelskiej policji Janusza Wójtowicza podobne przesyłki przyszły również na adres ministry sportu Joanny Muchy, posłów PO: Cezarego Kucharskiego z Łukowa i Grzegorza Raniewicza z Chełma oraz posłanki Magdaleny Gąsior-Marek i byłej wojewody lubelskiej a obecnie parlamentarzystki PSL Genowefy Tokarskiej.
- W listach była niewielka ilość marihuany. Potwierdziły to badania narkotestem. Rozpoczęliśmy postępowanie w kierunku udzielania środków odurzających. Jako że sprawa dotyczy kilku powiatów, prowadzi je wydział kryminalny komendy wojewódzkiej - informuje Janusz Wójtowicz, rzecznik prasowy lubelskiej KWP.
Poseł Grad domyśla się, że nadawcy chodziło o to, aby parlamentarzyści Platformy zmienili prawo i zalegalizowali marihuanę. - To haniebna akcja, która na pewno nie wpłynie na moje poglądy. Jestem generalnym przeciwnikiem narkotyków, także marihuany - podkreśla.
Listy nadał Krakowiak?
W warszawskim biurze poselskim premiera Donalda Tuska usłyszeliśmy, że szef rządu listu z marihuaną nie dostał, ale pracownica jego biura wie, że do posłów dotarły łodygi konopi i propagujące je ulotki.
"Gazeta" ustaliła, że list bliźniaczo podobny do tych, które dostali politycy Platformy i PSL, przyszedł również na adres biura posła PiS w Lublinie Lecha Sprawki. Pracownica jego biura powiedziała nam, że nie zgłoszono sprawy policji.
Tymczasem śledczy wciąż próbują ustalić, kto jest nadawcą listów z "trawką". Na kopertach podawano imię i nazwisko oraz adres pewnego mężczyzny z Krakowa. Policjanci sprawdzili: wszystkie dane były fikcyjne.
Komentarze