Narkotyki mam w nosie, czyli ciemna strona Oslo

Oslo od wielu lat znaj­duje się na liście miast naj­go­rzej radzą­cych sobie ze zwal­cza­niem nar­ko­ma­nii. Widok defi­lu­ją­cych po uli­cach cen­trum hero­ini­stów o zapa­dłych twa­rzach i trans­pa­rent­nych, pona­kłu­wa­nych skó­rach nikogo już nie dziwi. Kluby i bary pełne są dile­rów han­dlu­ją­cych bia­łym prosz­kiem oraz sze­ro­kim wachla­rzem pigu­łek, a w kon­kret­nych dziel­ni­cach mia­sta potrzeba jedy­nie chwili, by zdo­być coś do pale­nia.

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

Fuss Magazyn
Aleksandra Piotrowska
Magdalena Ślósarczyk

Odsłony

2410

Oslo od wielu lat znaj­duje się na liście miast naj­go­rzej radzą­cych sobie ze zwal­cza­niem nar­ko­ma­nii. Widok defi­lu­ją­cych po uli­cach cen­trum hero­ini­stów o zapa­dłych twa­rzach i trans­pa­rent­nych, pona­kłu­wa­nych skó­rach nikogo już nie dziwi. Kluby i bary pełne są dile­rów han­dlu­ją­cych bia­łym prosz­kiem oraz sze­ro­kim wachla­rzem pigu­łek, a w kon­kret­nych dziel­ni­cach mia­sta potrzeba jedy­nie chwili, by zdo­być coś do pale­nia.

Pełen luk­susu nor­we­ski świat prze­nika się ze świa­tem imi­gran­tów róż­nego pocho­dze­nia, gdzie nie­mal każdy pod­stęp­nie – bar­dziej lub mniej – wal­czy o swoje. W zaka­mar­kach zamiesz­ka­łej przez zagra­nicz­nych przy­by­szów dziel­nicy Grøn­land, przed którą nor­we­scy rodzice prze­strze­gają swoje dzieci, bez pro­blemu można kupić mari­hu­anę, haszysz lub koka­inę. Nie trzeba spe­cjal­nie szu­kać, by usły­szeć zachę­ca­jący do kupna szept: <em>You wanna some­thing?</em> (z ang. „Potrze­bu­jesz cze­goś?”). Wystar­czy przejść się jedną z głów­nych ulic, przy­sta­nąć przy któ­rymś ze skle­pów lub minąć most, pod któ­rym łatwo natknąć się na czar­no­skó­rych dile­rów. Ale to nie tylko pro­blem zare­zer­wo­wany dla niż­szych klas spo­łecz­nych. Mło­dzież w Nor­we­gii, czę­sto znu­dzona życiem w dostatku, sięga po naj­droż­sze nar­ko­tyki – dwu­dzie­sto­lat­ków stać bowiem na coweek­en­dowe imprezy z alko­holem i bia­łym prosz­kiem.

Nar­ko­mani uza­leż­nieni od hero­iny two­rzą tra­giczny obraz mia­sta. Zanim przy­je­cha­łam do Nor­we­gii, widok zde­ge­ne­ro­wa­nych spo­łecz­nie i psy­chicz­nie hero­ini­stów znany mi był jedy­nie z szo­ku­ją­cych zdjęć w książce <em>My, dzieci z dworca ZOO</em> – opo­wie­ści nasto­let­niej Chri­stiane F. Teraz nie­mal codzien­nie mijam ich na uli­cach. Podob­nie jak na ber­liń­skim dworcu, który w latach 70. sku­piał wielu mło­dych Niem­ców uza­leż­nionych od hero­iny, tak w samym sercu Oslo tło­czą się dziś grupy nor­we­skich nar­ko­ma­nów. Trudno roz­po­znać, w jakim są wieku. Więk­szość z nich wygląda jed­na­kowo; są wychu­dzeni, zgar­bieni, mają obłęd w oczach i z tru­dem utrzy­mują rów­no­wagę. Rzadko nawią­zują kon­takt z ludźmi spoza swej grupy, choć cza­sem rzu­cają prze­chod­niom prze­ni­kliwe spoj­rze­nia.

Naj­czę­ściej można ich spo­tkać prze­sia­du­ją­cych na przy­stan­kach auto­bu­so­wych, nie­opo­dal pły­ną­cej w cen­trum mia­sta rzeki, gdzie naj­wy­god­niej im przy­go­to­wać i zażyć hero­inę, czy też w punk­cie, w któ­rym odbie­rają czy­ste igły i strzy­kawki oraz zastę­pu­jący nar­ko­tyk płyn zwany meta­do­nem. Punkt został utwo­rzony przez wła­dze mia­sta – jest to Pro­jekt Wymiany Igieł, w ramach któ­rego wyda­wa­nych jest 1,9 mln igieł w ciągu roku, co w porów­na­niu z Madry­tem (600 tys. igieł) i Amster­da­mem (154 tys. igieł) daje zatrwa­ża­jącą ilość. Bez­u­stan­nie rosnący wskaź­nik przedaw­ko­wa­nia hero­iny w sto­licy Nor­we­gii poka­zuje, że mia­sto nie ma pomy­słu na radze­nie sobie z pro­ble­mem i choć poli­tycy opo­wia­dają o dłu­go­fa­lo­wych pla­nach, to w prak­tyce nar­ko­ma­nów prze­ga­nia się z miej­sca na miej­sce, by nie odstra­szali tury­stów.

Nar­ko­tyki z łatwo­ścią można kupić, a nawet i dostać za darmo rów­nież w noc­nych klu­bach, gdzie nie bra­kuje dobrze wypo­sa­żo­nych dile­rów. Pamię­tam, jak pod­czas jed­nej z imprez do mnie i kolegi przy­sia­dło się dwóch face­tów – Czech i Indus. Byli sym­pa­tyczni i zabawni, więc prze­ga­da­li­śmy pół wie­czoru i nie­spe­cjal­nie dzi­wiło nas to, że z przy­jem­no­ścią sta­wiali nam alko­hol. Po jakimś cza­sie Czech przy­su­nął się do mnie nieco bli­żej i zapy­tał: „Lubi­cie koka­inę? Mamy sporo, więc jak chce­cie, to się czę­stuj­cie” i zna­cząco spoj­rzał w kie­runku toa­lety. Nie sko­rzy­sta­li­śmy z dar­mo­wej próbki, więc gdy następ­nym razem minę­li­śmy się w tym samym barze, nasi towa­rzy­sze tam­tej nocy uda­wali, że nas nie znają. Po impre­zie w knaj­pie tra­fi­li­śmy z kolei na domówkę orga­ni­zo­waną przez nowo pozna­nych Szwe­dów. W pew­nym momen­cie jeden z nich, bar­dzo młody chło­pak, się­gnął po tele­fon i zamó­wił u swo­jego dilera paczuszkę z koka­iną. Kiedy spoj­rzałam na niego pyta­jąco, oznaj­mił, że musi przy­znać, że jest już uza­leż­niony.

Jedne z badań wska­zują, że w Oslo wcią­gany jest jeden kilo­gram koka­iny tygo­dniowo. Norsk Insti­tutt for Van­n­for­sk­ning (NIVA – Nor­we­ski Insty­tut Badań Wody) prze­pro­wa­dził ana­lizę ście­ków, by spraw­dzić, jakich nar­ko­tyków zaży­wają Nor­we­go­wie. Oka­zuje się, że przo­duje tzw. czu­wa­liczka jadalna (ina­czej khat), którą miesz­kańcy sto­licy prze­żu­wają w ogrom­nych ilo­ściach – aż do 50 kg dzien­nie. To naro­dowa używka Jemenu, którą żuje się zarówno w bied­nych dziel­ni­cach, jak i ele­ganc­kich salo­nach. Khat zawiera sub­stan­cje sty­mu­lu­jące, które dzia­łają podob­nie jak po wypi­ciu kilku piw. Na dru­gim miej­scu spo­ży­cia nar­ko­tyków w Oslo poja­wiła się amfe­ta­mina, na trze­cim zaś koka­ina.

Mał­żeń­stwo nor­we­skich naukow­ców, Teri Krebs i Pal-Orjan Johan­sen, wypo­wiada się o innych środ­kach odu­rza­ją­cych – grzyb­kach halu­cy­no­gen­nych, MDMA oraz LSD, któ­rych zaży­wa­nie według nich jest bez­pieczne jak jazda na rowe­rze czy gra­nie w piłkę nożną. Twier­dzą także, że nar­ko­tyki te pomocne są w lecze­niu traum, depre­sji czy nawet alko­ho­li­zmu, a zaka­zy­wa­nie ich sto­so­wa­nia naru­sza pod­sta­wowe prawa czło­wieka. Powinno więc sto­so­wać się owe sub­stan­cje nie tylko w medy­cy­nie, ale także w prak­ty­kach reli­gij­nych czy kul­tu­ro­wych. Głów­nym argu­men­tem Krebs i Johan­sena jest mała szko­dli­wość dla zdro­wia oraz to, że środki te nie należą do sil­nie uza­leż­nia­ją­cych.

Jeśli posłu­chać nor­we­skich naukow­ców, to nawet rewo­lu­cyjne wizje i sza­leń­stwo week­en­do­wych nocy mogłoby być bez­pieczne. Bo z umiarem.

Oceń treść:

Average: 9.7 (10 votes)

Komentarze

patrykkutkiewicz

Pewnie niedlugo zrobia rynek legal highs i zapewne dadza mozliwosc kupienia tabletek z amfetamina w Norwegi bo wiadomo,ze u nich zasada ,ze czlowiek decyduje o swoim losie a nie aparat panstwowy jest najbardziej zakorzeniona w spoleczenstwie.
Zajawki z NeuroGroove
  • GBL (gamma-Butyrolakton)


Boje sie, ze zostane posadzony o pisanie kolejnego trip

reportu z zazycia liscia laurowego czy wypalenia pol

papierosa mentolowego, ale co tam. Subiektywnych opisow

dzialania GBL ci u nas niedostatek, to sprobuje cos

splodzic.



Wczoraj mialem okazje przywalic troche GBL. A wygladalo

to tak:


  • 16:40 2ml

  • 17:00 1ml



  • LSD-25
  • Pozytywne przeżycie

Set: urodziny syna / poranna wycieczka do odrealnionego miejsca Setting: Taras / wanna / łóżko

Set: dzień siódmych urodzin naszego syna, kwas wkręca się podczas gry w makao…

  • Kodeina

Subst: fosforan kodeiny w ilości 200 mg (na 100kg masy)



  • S&s ; ciekawość w warunkach zmiennych ,

  • Dośw: z opiatami ? makowiec overdose;P





  • DOC
  • Etanol (alkohol)
  • Tripraport

Zimowy dzień, który dość szybko zamienił się w wieczór, a potem noc i w końcu ranek. Początek w lesie, później w mieszkaniu kumpla, parku i ostatecznie w knajpie. Kondycja i ogólny nastrój - tego konkretnego dnia w miarę nieźle, choć w szerszej perspektywie bez szału. W podróży towarzyszyli mi: P i S, z którymi tripowałem już kilka razy, oraz H i J, z którymi odbyłem jednego delikatnego tripa dwa miesiące wcześniej.

Wstęp: Trip był testem nowej substancji, dlatego też zaczynałem ostrożnie. W czasie zbierania informacji o DOCu, natknąłem się na informację, że 3mg to zalecana dawka. Wywnioskowałem, że 2mg też powinno dać jakieś efekty, zapewniając jednocześnie komfort, który dobrze mieć kiedy bierze się coś po raz pierwszy. Zwłaszcza zimą w lesie. Z nielicznych opisów wynikało, że DOC jest dosyć podobny do LSD. Moje oczekiwania były zatem wysokie. Opis jak zwykle po długim czasie (3 lata).