Waga: 65
Wolność i Odpowiedzialność: Narkotyki - spojrzenie z prawej strony
Artykuł z pisma konserwatywno-liberalnego "Najwyższy Czas"
Tagi
Źródło
Odsłony
5441Mać Pariadka nr 1/1999
"Musisz sama podejmować decyzje. Nie robi się czegoś tylko dlatego,
że czynią tak twoi przyjaciele. Postępuje się tak a nie inaczej bo myślisz
że tak będzie najlepiej".
"Nie idź za tłumem. Nie bój się być inna. Sama decyduj co powinnaś
zrobić a w razie potrzeby poprowadź innych. Ale nigdy nie naśladuj nikogo
ślepo".<
Alfred Roberts, ojciec p. Małgorzaty Thatcher
W numerze 2(95) z marca 1996 r. pisma "Wszechpolak" znalazłem krótki
artykuł pt. "Narkotykowy raj".
On to, a szczególnie wzmianka Autorki (ps. "Obserwatorka") o "ekstrawaganckich
lub masońskich politykach" stał się dla mnie pretekstem do chwili zadumy.
Nie wiem czy zostanę zaklasyfikowany jako polityk ekstrawagancki czy może
raczej jako polityk masoński - lecz spośród niewielu rzeczy o których wiem,
ta nie ulega wątpliwości: zajmuję stanowisko które stoi w zdecydowanej
opozycji wobec pomysłów "prefektów kilku duńskich okręgów policyjnych i
wysokich urzędników", lecz równocześnie "zwyczajnie się boję" czegoś całkowicie
odmiennego od przyczyny lęków p. Obserwatorki. Paradoks? Nie, wyjście poza
schematy.
I. Głos wolny o ubezpieczeniu wolności
Jak wspomniałem, wymieniony artykuł jest tylko pretextem do przelania na papier wciąż na nowo powracających myśli. Dla mnie jedyną kwestią wartą rozważenia jest fakt że jako katolik- obdarzony godnością dziecka Bożego, wiarą, rozumem i wolną wolą muszę być zwolennikiem wolnego handlu narkotykami. Powtarzam (na użytek p. Obserwatorki): "handlu", a nie duńsko-socjalistycznego "rozdawnictwa".
Po kilku latach poruszania się przy prawej ścianie sceny politycznej
doszedłem do dwóch wniosków: być narodowym konserwatystą lub po prostu
prawicowcem oznacza przyjęcie stwierdzenia "wolność to odpowiedzialność",
być narodowym konserwatystą to znaczy mieć luksus i obowiązek myślenia
samodzielnego. Konsekwencją okazały się poniższe zdania.
Narkotyki są takimi samymi używkami jak alkohol i papierosy. Lub
może na odwrót- alkohol i papierosy również zaliczamy do narkotyków. [Substancjami
narkotycznymi są także krople do nosa, kofeina, rozmaite leki, czekolady,
witamina C, rozpuszczalniki i inne legalnie dostępne środki chemiczne.]
Tak więc w każdej formie i w różnych epokach okazują się "kwazarami"
wolności...
Państwa które zakazują korzystania z tych używek są przynajmniej
w sferze obyczaju i moralności państwami totalitarnymi. Uzurpatorski establishment
pragnie kształtować ludzi na swój obraz i podobieństwo. U podstaw tego
sposobu myślenia znajduje się właśnie dogmat masoński: "Jesteśmy jak bogowie".
Nie dość, że masoneria na pewno nie jest za jakąkolwiek wolnością, to wręcz
zdecydowała przez swoich członków o rozpętaniu "wojny z narkotykami".
Klinicznym przykładem takiego stanu rzeczy jest totalizacja ustroju Stanów Zjednoczonych AP, gdzie p. Jerzy Bush, a obecnie p. Wiluś Clinton, stawali i stają na rzęsach, aby skutecznie zniszczyć "nieprawomyślnych" obywateli, wolnościowe zrzeszenia, a nawet wolność słowa ("gwarantowaną" konstytucyjnie). Zakaz wolnego obrotu narkotykami jest tylko częścią terroru, którym kolejni prezydenci godzą we własne społeczeństwo. Należy też wyliczyć w tym kontekście wszelkie próby wprowadzenia cenzury prewencyjnej, moralniacką presję wywieraną na palących papierosy, ograniczenia prawa do posiadania broni palnej etc.
Jak powszechnie wiadomo, rządy Stanów Zjednoczonych mają spory wkład
w wykreowanie oryginalnie demoliberalnej wersji totalizmu; pamiętamy mroki
prohibicji i wyczyny F.D. Roosevelta...
Cóż stoi u takiego sposobu myślenia i działania? Myślę, że warto
odwołać się do artykułu p. prof. Ryszarda Legutki, który na łamach "Nowego
Państwa" wyjaśnił, iż obok osławionego relatywizmu moralnego plagą współczesnego
świata jest także moralny absolutyzm. Ponieważ dla mnie słowo "moralność"
i jego odmiany kojarzą się pozytywnie, proponuję zastąpićje terminem "moralniacki"
(a więc terminem, który wskazuje, że nie chodzi o autentyczną moralność,
pozwalającą na trwanie, rozwijanie i doskonalenie osób, wspólnot i narodów,
lecz o jej zaprzeczenie lub nędzną podróbkę).
Dla mnie opisany przez prof. Legutkę moralniacki absolutyzm znakomicie łączy się z satanistycznym i masońskim wyzywaniem: "Jesteśmy jak bogowie". Tak! - mógłby zawołać np. wolnomularz/prezydent USA jesteśmy wtajemniczeni. Mamy prawo decydować o twoim życiu, chcemy twojego życia! Decydujemy o tym co jest dobre a co złe. Zapomnij o wolnym wyborze, który dał ci Bóg. gdy obdarzał cię duszą! My nie daliśmy ci wolnego wyboru, bo dla nas, którzy chcemy rządzić światem, ludzie to tylko bezrozumne bydlęta, są pozbawieni dusz i rozumów, to nawóz historii!
Ustroje które zakazują używania narkotyków, alkoholu czy papierosów
(oraz wszystkiego, co szkodliwe dla zdrowia), rozpoznaję jako socjalistyczne.
A przecież już dawno udowodniono, że najbardziej długotrwałym efektem wyczynów
socjalistycznej bandy jest infantylizacja! Oto jest najprostszy dowód:
zabraniając ludziom dorosłym (rzekomo "pełnoprawnym obywatelom") dokonywania
nawet ostatecznych wyborów, uzurpatorzy sprowadzają ich do poziomu dzieci
które wymagają ciągłej opieki...
Zaprawdę, kiedy zabraniamy dorosłym decydowania o swoim życiu, upadlamy
ich, czynimy z nich bezmózgich podludzi. Mnie, katolika, napełnia to głębokim
wstrętem.
Nikt rozsądny nie zakazuje obecnie produkcji i sprzedaży papierosów
i alkoholu. Więcej, amerykańska prohibicja bywa przywoływana jako ostrzeżenie
przez wyznawców prawie wszystkich kierunków politycznych. Dlatego myślę,
że warto byłoby porównać liczby. Ilu ludzi umiera z przepicia lub na raka
płuc czy krtani, a ilu- z przedawkowania narkotyków. Ktoś może stwierdzić,
że narkotyki zabijają szybciej. Być może...
Ale przecież nie karzemy więzieniem odratowanych samobójców!
Cała rzecz sprowadza się do fundamentalnego pytania:
KTO MA PRAWO DO MOJEGO ŻYCIA? Ja, państwo (czyli rząd), a może abstrakcyjne
społeczeństwo? KTO będzie rozliczał się z mojego życia przed Bogiem? Dla
mnie odpowiedź jest jednoznaczna- zmuszanie do czynu dobrego jest równie
niemoralne, jak zmuszanie do wyboru zła! W przyzwyczajenia, fobie, nawyki,
nałogi i przesądy człowieka dorosłego nie ma prawa wtrącać się sąd, urzędnik
czy ustawodawca. Nie ma prawa tak długo, jak wspomniane wyżej skłonności
nie szkodzą innym ludziom którzy nie przyjęli ich dobrowolnie. Jako konserwatysta
a zatem człowiek wolny, podzielam zdanie p. Stefana Blankertza wyrażone
w znakomitym tekście pt. "Sądy, sędziowie i prawo w wolnym mieście". każdy
ma prawo sprzedawać wszystko co chce zgadzającym się na to klientom.
Rozważmy po raz kolejny (i zapewne nie ostatni, jeżeli brać pod
uwagę liczbę znanych mi "twardogłowych") praktyczne skutki "wojny z narkotykami".
Przede wszystkim trzeba dostrzec, że przed rokiem 1914 zjawisko narkomanii
nie istniało, chociaż opium i jego pochodne były powszechnie dostępne.
Jak pamiętam, nawet w Domu Habsburgów uzywanie morfiny nie było czymś wyjątkowym
ani wyklętym. P.Dawid Bergland wykazał, że Harrison Narcotics Act z 1914
r. czyli ustawodawstwo skierowane przeciw narkotykom zaistniało w USA jedynie
jako efekt politycznej walki przywódców związków zawodowych z robotnikami
pochodzenia chińskiego. Kolejnym etapem prawnego obłędu okazały się prawa
przeciwko marihuanie z lat trzydziestych. Powód ich narzucenia był równie
prosty. Biurokraci obłowieni na państwowych etatach ery prohibicji chcieli
pozostać na swoich stołkach.
Tak więc dzięki rozbestwieniu tych parszywych biurew dzisiaj cierpią
zwykli ludzie których jedyną "winą" było to że kontentowali się niewłaściwymi
używkami.
Jeżeli choć raz zgodzimy się aby państwo nakazywało nam co wolno
jeść, pić czy wdychać oraz jak mamy się leczyć, nie dziwmy się gdy np.
kolejna demoliberalna wataha zakaże pod karą więzienia jedzenia mięsa albo
czosnku. Decyzja jest całkowicie arbitralna, bez jakichkolwiek pozorów
podstaw merytorycznych: liczy się tylko "polityczna poprawność". Pętla
represji wciąż się zaciska: oto przed kilkoma tygodniami p. Wiluś Clinton
skompromitował się uznaniem nikotyny za narkotyk i umieszczeniem jej w
grupie narkotyków reglamentowanych przez państwo. Jeszcze dalej idą totaliści
norwescy którzy domagają się by w roku 2000 w ich pięknym kraju zdelegalizowano
wyroby tytoniowe. Kiedy obserwuję poczynania tego nieszczęścia Stanów Zjednoczonych,
a historia prohibicji powraca farsą, jestem skłonny zgodzić się, że Nowy
świat to "Ziemia Jałowa"...
Na przestrzeni XX wieku wielokrotnie przekonaliśmy się że o bieżących
meandrach legalności decyduje wyłącznie widzimisię establishmentu. Trzeba
skończyć z tym obłędem!
Jako narodowi konserwatyści musimy dążyć do stworzenia "przyjaznego
rządu". Rząd, który jest naszym wrogiem, musi być zniszczony.
II. Wolny rynek - koniec narkomanii
Pierwszym krokiem w stronę rzeczywistej a nie wydzielanej i uznaniowej wolności będzie zalegalizowanie wszelkich ściganych lub reglamentowanych substancji i środków narkotycznych. Konsekwencją stanie się załamanie czarnego rynku, podcięcie korzeni supremacji ekonomicznej rozmaitych mafii, zdrowa konkurencja "narko shopów" (nazwa robocza). Każdy "twardogłowy", który o zdrowie i życie narkomana dba bardziej niż sam narkoman, powinien wiedzieć, że częściej przyczyną osławionych zgonów w męczarniach jest nie sam fakt spożycia owocu zakazanego, lecz znajdujące się w tym owocu zanieczyszczenia. Ich źródłem jest fakt, iż dealerzy, nieweryfikowani prawami rynku, mogą bezkarnie wzbogacać tzw. prochy domieszkami typu mąka, cukier, zmielona cegła, węgiel itp. Uzależniony od dealera nie może przecież pójść do konkurencji- mafie tworzą monopole na zdobytych przez siebie obszarach dzielnic czy miast, a dealerzy spoza gangu są bezlitośnie eliminowani. Przyczyną śmierci bywa również zanieczyszczony sprzęt.
Jedynym ograniczeniem w wolnym handlu jest wzgląd na dzieci i młodzież.
Dealer, który będzie sprzedawał lub rozdawał swój towar (w tym alkohol
i papierosy) osobom nieletnim bez zgody ich rodziców, musi bezwzględnie
podlegać karze śmierci. Sądzę, że każdy, kto miałby przed sobą taką perspektywę,
wcześniej zastanowi się i otworzy legalny "narko shop" dla dorosłych...
Towar legalny musi- dzięki logice wolnej konkurencji- podlegać kontroli
jakościowej, kontroli czystości.
W tej kwestii należy stosować metody analogiczne do reguł kontroli
alkoholu i środków spożywczych.
Kierując się swoim handlowym interesem, cnotą egoizmu, właściciele
"narko shopów" będą starać się o certyfikaty jakości. Handel narkotykami,
pozbawiony otoczki sensacji i klimatu moralniackiego potępienia, stanie
się normalną gałęzią gospodarki. Mogę tylko powtórzyć rozstrzygające konstatacje
p. Miltona Friedmana i p. Roberta Nozicka, że trzeba skończyć z fabrykowaniem
przestępstw bez ofiar, kiedy rzekome przestępstwa są wynikiem świadomie
i dobrowolnie podjętych działań dorosłych osób. Do takich działań, oprócz
handlu narkotykami, należy prostytucja i pornografia. Dla nas, katolików,
są to przedsięwzięcia bez wątpienia grzeszne i odrażające, ale dopóki nikt
nie wywiera presji na potencjalnie zainteresowanych, nie zmusza do zażywania
narkotyków, nierządu lub udziału w produkcji pornograficznej, mieszczą
się w systemie wolnej gospodarki.
P. Stefan Blankertz udowadnia też, iż w ustroju wolnościowym możliwe będzie wkroczenie na drogę sądową (z powództwem cywilnym) przeciwko nieuczciwemu sprzedawcy który np. sprzedaje zanieczyszczony towar lub bez zgody klientów usiłuje ich uzależnić od rozprowadzanych substancji. Zaś czarny rynek rodzi niepotrzebną przemoc i przestępczość...
Na marginesie pragnę zaznaczyć pewną, być może, oczywistość: nikogo
nie należy karać ze względu na stan, w jakim znajdował się w chwili popełnienia
przestępstwa. Narkomana należy karać za napaść lub włamanie, a nie za stan
narkotycznego głodu; pijanego męża trzeba ukarać za bicie żony, a nie za
spożycie alkoholu.
"twardogłowym", którzy snują makabryczne wizje o milionach Polaków
tracących nagle instynkt zachowawczy i zajmujących się wyłącznie "szprycowaniem",
przypominam, że problem ten omówił już p. Janusz Korwin-Mikke. Przywódca
Unii Polityki Realnej w wielu artykułach precyzyjnie wykazał, iż takie
niebezpieczeństwo nie istnieje, a proponowane przez wolnościowców rozwiązania
są jedyną drogą do zwalczenia narkomanii. Zamiast tego "twardogłowi" dążą
do stworzenia metodami policyjnymi i pałkarskimi, Raju na Ziemi. Zapominają
przy tym, że człowiek jest istotą skażoną grzechem; wmawiają nam równocześnie-
jak słusznie zauważył p. Jacek Sierpiński- że cnota samoograniczenia musi
być realizowana pod naciskiem policjanta i urzędnika. Moim zdaniem: dążenie
do świętoścj jest wyborem i mądrością dziecka Bożego, a nie ślepym pędem
ludzkiego bydła...
Powiedzmy sobie szczerze:
jeżeli ktoś jest tak głupi, że nadmiarem jakichkolwiek (w tym obecnie
legalnych!) używek skraca sobie życie, popełnia samobójstwo na raty, to
całkowicie zasługuje na swój los. Ludzi pozbawionych instynktu samozachowawczego
żaden naród nie potrzebuje. Zaś naród, który takich ludzi kreuje. pozwala,
by dominowali w jego życiu, po prostu nie ma prawa istnieć. Dlatego dojrzałość
wyboru, dobrowolne samoograniczenie, jest miarą prawa do przetrwania. życie
jest ciągłym wyborem i ciągłym ryzykiem. Nie pozwólmy, by biurwy, masoni,
gnostycy i totalitaryści pozbawiali nas smaku życia!
Żołnierz NK nikomu nie podaje ognia do papierosa z marihuaną, nikomu
nie wyrywa papierosa z marihuaną z ust...
Pragnę podzielić się z Czytelnikami refleksją dotyczącą mojego życia. Jestem uzależniony od dobrej, brutalnej muzyki, mądrych książek, czasami również od czekolady. Mogę stracić mój nienajlepszy wzrok, mogę utyć, ogłuchnąć lub poddać się mitycznym zaszyfrowanym w nagraniach przesłaniom których istnienia nigdy nie stwierdziłem. Ale to jest moje życie. Więc każdego, kto ośmieli się je przemocą zmieniać, kto przyjdzie skonfiskować moje emocjonalne i intelektualne narkotyki, powitam na progu z dobrze na ostrzoną siekierą w dłoni.
I nigdy nie zapominam o "twardogłowych", którzy działają w interesie
szefów mafii. Bo "co jest nielegalne, jest bardziej opłacalne"...
Appendix: Negatywne skutki kar kryminalnych wedlug Dawida Berglanda.
1. Prawo nie działa.
2. Przepisy prawne, czyniąc ze spokojnych ludzi przestępców rujnują
im życie.
3. Cena zakazanego produktu jest o wiele wyższa na czarnym rynku
niż byłaby na wolnym rynku.
4. Olbrzymie zyski przyciągają spekulantów- przestępców.
5. Istnienie zakazanych rynków powoduje korupcję systemu sprawiedliwości.
6. Egzekucja prawa staje się dla podatników o wiele bardziej kosztowna.
7. Produkty i usługi na rynkach nielegalnych mają niższą jakość
niż na legalnych.
8. Konkurencja na nielegalnych rynkach oparta jest na przemocy (...).
9. (...) cierpią na tym w sposób oczywisty inne wolności obywatelskie!
[Pelny text w: "Najwyższy CZAS! Bis" nr.ll(12)/1994] (Powyższy tekst pochodzi z wydanej przez samego autora (Wydawnictwo "Rojalista") książki "Glos skrajny".
OCR, reszta: bujnos