"Udając heroinistę miałem przewagę: zawsze mogłem pobiec szybciej, niż jeden z nich."

Sprawdzał się w swojej pracy, którą postrzegał jako ważne zadanie, "walkę w słusznej sprawie". Z czasem zaczął jednak wchodzić powoli w kolejną rolę — sceptyka wobec idei wojny z narkotykami, obracając zdolności analityczne, dzięki którym z takim powodzeniem ścigał dilerów, przeciw własnym mocodawcom.

Tagi

Źródło

the influence
Sarah Beller, Neil Woods

Tłumaczenie

pokolenie Ł.K.

Odsłony

2267

Od roku 1993 do 2007 Neil Woods wiódł podwójne życie. Połowę swojego czasu spędzał wśród członków najbardziej znanych i brutalnych gangów narkotykowych w Wielkiej Brytanii, drugą zaś mieszkając w zwyczajnym domu, z żoną i dziećmi, jako "szanowany" oficer policji. Biorąc udział w tajnych operacjach infiltrował gangi narkotykowe, starając się zdobyć ich zaufanie pod przykrywką użytkownika nielegalnych substancji. Miesiącami potrafił zwodzić ludzi będących jego celami. W końcu, zgromadziwszy wystarczającą ilość dowodów, odsłaniał kurtynę, posyłając ich do więzienia.

Sprawdzał się w swojej pracy, którą postrzegał jako ważne zadanie, "walkę w słusznej sprawie". Z czasem zaczął jednak wchodzić powoli w kolejną rolę — sceptyka wobec idei wojny z narkotykami, obracając zdolności analityczne, dzięki którym z takim powodzeniem ścigał dilerów, przeciw własnym mocodawcom.

Teraz, po latach udawania przestępcy w miastach całej Anglii, jak na ironię stał się "wrogiem publicznym numer jeden" brytyjskich tajniaków.

Po odejściu z policji w 2011, w ubiegłym roku objął stanowisko przewodniczącego brytyjskiego oddziału Law Enforcement Against Prohibition (LEAP), międzynarodowej organizacji obecnych i byłych funkcjonariuszy policji, więziennictwa, wojskowych i wywiadowców, którzy chcą zakomunikować ludziom, że wojna z narkotykami okazała się porażką.

Kto zaś nadaje się do szerzenia tej wieści lepiej niż Woods, swego czasu jeden z najbardziej lojalnych walczących w tej wojnie żołnierzy ? Aby jasno wyłożyć swój punkt widzenia, Woods napisał książkę, zatytułowaną zwięźle Dobry glina, zła wojna.

W rozmowie telefonicznej Woods mówi łagodnym głosem, zawsze uprzejmie, zdradzając bystre poczucie humoru. Opowiedział mi wszystko o tym, jak to jest zdać sobie sprawę, że spędziło się 14 lat na walce, która jest "gorzej niż daremna", a takze o tym co chce ludziom przekazać na podstawie swojego doświadczenia.

Sarah Beller: Kiedy i w jakich okolicznościach zacząć pracować pod przykrywką?

Neil Woods : W 1993 roku służyłem jako umundurowany policjant już od jakichś czterech lat. Oni [ludzie z wydziału tajnych operacji] nie cierpieli w swoim zespole debiutantów przechodzących z mundurowych. Pewnego dnia jeden z nich zasugerował, że mógłbym pójść na miasto i znaleźć trochę cracku – co mi się udało. I to właśnie ukształtowało moje życie przez następnych 14 lat.

Czy rzeczywiście musiałeś zażywać narkotyki z osobami, które infiltrowałeś?

Nigdy nie musiałem zażywać cracku lub heroiny — na Boga, to byłoby przerażające, nieprawdaż? Raz jednak znalazłem się w naprawdę kiepskiej sytuacji. Była taka zorganizowana grupa przestępcza, która miała zwyczaj spotykać się w pewnym pubie – tak naprawdę po prostu nim rządzili — i ja znalazłem się tam z nimi, udając [narkotykowego] konesera, którym oczywiście nie byłem.

Szef grupy przyniósł mi tą różową paćkę, która okazała się wyjątkowo silną postacią amfetaminy. Właśnie przyprowadził kogoś, z kim miało odbyć się naprawdę ważne spotkanie, wiedziałem więc, że muszę trochę tego wziąć. Wziąłem, a on powiedział: "Nie, to nie wystarczy, weź jeszcze." Przeciętna czystość uliczna to około 5 procent, a tu było około 40 procent — poziom importu.

Jak było?

Szczerze mówiąc, było to przerażające. Nie spałem przez trzy noce. Tyle dobrego, że mój dom nigdy nie był lepiej wysprzątany.

Czego się obawiałeś, że może się wydarzyć, jeśli tego nie weźmiesz?

Widziałem, jak ten człowiek kazał kiedyś poważnie pobić faceta z powodu dziesięciofuntowego długu. Był bardzo nieprzewidywalny, dokładnie w taki sposób, jakiego oczekuje się po gangsterze. Doskonale sobie radził ze sztuką otaczania się aurą przemocy.

Czy Ty sam kiedykolwiek musiałeś stawić czoła przemocy?

Zdarzyło się, że miałem przystawiony do gardła miecz samurajski. To było nieoczekiwane. Ten diler... myślałem, że mnie lubi. Ale w tym biznesie nic nigdy nie wiadomo na pewno. Pewnego dnia poszedłem do jego domu, a on otworzył drzwi i przyłożył ten miecz do mojej szyi. Zaczął się na mnie wydzierać, oskarżając mnie o bycie narkotykowym tajniakiem, policjantem. Pomyślałem: "Cóż, ma mnie." Wtedy zza jego placów wysunęła się głowa. To była kobieta, a on zaczął się śmiać — zwyczajnie mnie wkręcali! Może chciał po prostu wypróbować swój nowy miecz. Odszedłem z czterema workami heroiny po 10£ każdy.

Ledwie zdążyłem ukryć je paczce papierosów, gdy zobaczyłem ostrze noża napierające na mój brzuch. To był heroinista, chcący mnie okraść. Samemu udając heroinistę nie mogłem nic zrobić – użytkownicy heroiny nie mogą liczyć na ochronę ze strony policji, prawda? Pomyślałem: "O nie, to zdecydowanie nie mój dzień." Odwróciłem się blyskawicznie i uciekłem, biegnąc tak szybko, jak tylko mogłem. Rzecz w tym, że udając użytkownika heroiny zawsze mogłem pobiec szybciej, niż jeden z nich. Wtedy on zawołał do mnie: "W porządku, stary, podejdź tu tylko na chwilę." Pomyślałem, że to co mówi jest dość dziwne, skoro że właśnie próbował mnie okraść!

Co robiłeś z narkotykami po zakupie?

To zależało od logistyki. Powiedzmy, że byłem w terenie 8 czy 10 godzin. Musiałem następnie dostarczyć narkotyki do umówionego punktu, by zostały stamtąd podjęte i przesłane do analizy. Musieliśmy wiedzieć, w jaki sposób są rozrabiane.

Zdarzyła Ci się kiedykolwiek wpadka?

Był taki okres, kiedy miałem miniaturowy ukryty aparat i sprzęt do nagrywania - nie radio, tylko urządzenie nagrywające. Nie nosiłem tego zbyt często. Decyzję [aby to ze sobą nosić] trzeba podejmować w sposób bardzo przemyślany. Zdarzało się, że musiałem rozbierać się na ulicy do naga, by udowodnić, że niczego takiego nie mam.

Był taki jeden gangster, facet o imieniu Dixie. Znałam go od jakichś czterech miesięcy i myślałem, że w tym punkcie nie ma już żadnego ryzyka. Dlugo nie mogłem go skusić, ale w końcu zainteresowałem go, oferując mu partię podrabianej odzieży.

Przyszedł z dwoma kumplami. Zaoferował mi crack — wielki blok wielkości dwóch pudełek na DVD. Zabrał się do jego cięcia, a wtedy nagle jeden z jego kumpli mówi: "Moment, jak długo go znasz?"

Gwałtownie popchnął mnie pod mur i zaczął obmacywać moje ubranie, znajdując aparat. Zaczął wrzeszczeć: "On jest jebanym tajniakiem, człowieku, to jebany tajniak!" Składając swój towar zacząłem przeklinać, mówiąc: "Co Ty odpierdalasz, czemu pchasz łapy do mojego ubrania?" Zacząłem powoli się oddalać, nie przerywając tyrady obelg.

Mój kolega został wcześniej przyłapany z aparatem i stłukli go na miazgę, nie miałem więc żadnych złudzeń. Wiedziałem, że muszę rozegrać to bardzo ostrożnie.

Dixie podszedł po mnie z crackiem i powiedział: "Nie zwracaj na niego uwagi, to kretyn." Potem powiedział: "Oto dyszka dla ciebie." Dałem mu 20 funciaków. Wszystko zostało sfotografowane. Wtedy odszedłem. W międzyczasie jego kolega wykrzykiwał "Dixie, mówię ci, to tajniak, to pies!"

Co stało się dalej?

Zaczęli za mną jechać i musiałem uciekać. Udało mi się przeskoczyć barierę i lawirować dalej tak, że szybko znalazłem się bliżej centrum miasta i świadków. Ale byłem jakiś metr od bycia przejechanym. Kiedy wróciłem i spisywałem raport [moi koledzy] obejrzeli zdjęcia i powiedzieli, że tamci mieli w samochodzie broń. Powiedzieli mi: "Nie wiadomo, dlaczego cię po prostu nie zastrzelili." Co ciekawe, gangster, który znalazł aparat, a było to we wrześniu, w grudniu dostał skazany za morderstwo.

Czy kiedykolwiek zbliżyłeś się na gruncie osobistym do swoich celów? W Wielkiej Brytanii pojawiły się jakiś czas temu doniesienia prasowe o pracujących pod przykrywką policjantach, którzy mieli z infiltrowanymi osobami dość... cóż, bliskie relacje.

To szeroki, naprawdę rozległy temat – weźmy choćby kwestię krzywd, jakie wchodzą w grę w związku z działaniami tajniaków, którzy prowadzili inwigilację działaczy politycznych. Niektórzy mieli z inwigilowanymi dzieci, mówimy o tego rodzaju historiach. Uważam, że w wielu aspektach jest to wręcz niewiarygodnie nieetyczne, więc sam nigdy nie wchodziłem w żadne związki, które byłyby tak bliskie. Ale tamte realia [pracy z użytkownikami narkotyków, w przeciwieństwie do rozpracowywania działaczy politycznych] były i tak dużo bardziej ponure.

Niemniej jednak współczułem wielu spośród ludzi, których poznałem. Było kilka operacji, gdzie spędzałem z kimś ludzi kilka miesięcy — dość łatwo jest zaprzyjaźnić się i manipulować kimś, kogo życie jest do dupy, kto potrzebuje przyjaciela. Jedną z moich największych bolączek – czuję to wyraźnie, kiedy mój zespół stresu pourazowego (PTSD) naprawdę daje mi w kość – jest zatem to, jak bardzo manipulowałem ludźmi.

Nie możesz być obecny w życiu osób czy społeczności nie wywierając na nie wpływu. Używamy tych wszystkich cynicznych metod manipulowania emocjami, taka jest policyjna rzeczywistość. Robienie tego to czasem paskudna sprawa.

Zaprzyjaźniłem się kiedyś z jednym facetem – po tym, jak został został zatrzymany, musieli go ciągle obserwować, żeby nie popełnił samobójstwa. Chciał to zrobić nie dlatego, że bał się więzienia czy odstawienia heroiny, ale dlatego, że uważał mnie za swojego jedynego przyjaciela na świecie.

Robiąc to wszystko przez długi czas myślałem, że cel uświęca środki. Że powinno być jasne dla wszystkich, że jeśli chcesz łapać gangsterów, to uwzględniasz, że części z nich nie da się dopaść inaczej, jak dzięki dobrze przygotowanej operacji z udziałem tajniaka. A to oznacza traktowanie ludzi w taki [podły] sposób jak to opisuję

Opowiedz mi o tym, jak zdałeś sobie sprawę, że nie chcesz tego robić. To było nagłe, czy stopniowe?

Przez pewien czas naprawdę chciałem "walczyć w słusznej sprawie", czyniąc w ten sposób nasze społeczeństwo lepszym. I byłem w tym dobry. Wsadziłem ludzi do więzienia łącznie na ponad 1000 lat. Ale z roku na rok gangsterzy stawali się coraz bardziej paskudni — przestępczość zorganizowana rosła w siłę, a obszary przez nich kontrolowane ciągle się powiększały.

Chciałem odejść kilkakrotnie, ale zawsze dawałem się skusić do powrotu. Była np. taka operacja przeciwko gangowi z Birmingham o nazwie Burger Bar Boys. Zapragnąłem wrócić, ponieważ dowiedziałem się, że stosowali gwałt jako karę za długi narkotykowe. Złapałem ich i wsadziłem do więzienia.

W końcu jednak olśniło mnie — a zajęło mi to dłużej niż, mam nadzieję, będzie w przypadku innych — że to, że zorganizowane grupy przestępcze grup posuwały się coraz dalej, było bezpośrednią reakcją na działania moje i ludzi takich jak ja. Wojna z narkotykami stanowi wyścig zbrojeń, w którym nie ma szans na odprężenie, nie ma traktatów pokojowych.

Policja nigdy nie zrezygnuje z rozwijania nowych taktyk, nigdy nie przestanie nasilać starań, by łapać przestępców. Ale ostatecznym posunięciem taktycznym gangsterów, którym zawsze w końcu odpowiadają, jest wzmożenie przemocy i zastraszania, zmierzające do sterroryzowania całych społeczności, by nikt nie chciał rozmawiać z policją, by policji jak najtrudniej było w tych społecznościach produktywnie pracować.

Mówią ludziom coś w rodzaju: "Jeśli kogoś [tajniaka] na mnie naprowadzisz, zostaniesz zamęczony na śmierć i to samo spotka twoje dzieci."

Ten rodzaj przemocy się nie skończy, chyba że zaistnieje jakiś rodzaj pokojowej deklaracji. W ten właśnie sposób doszedłem do moich wniosków.

Ponadto, oprócz kwestii rosnących w siłę zorganizowanych grup przestępczych, policjanci z wydziałów narkotykowych po prostu depczą ludzi, którzy potrzebują pomocy. Wykorzystywałem i manipulowałem problemowymi użytkownikami narkotyków, którzy ewidentnie potrzebowali pomocy. Jako przedstawiciel państwa mieszałem się w życie ludzi w sposób, który sprawiał, że stawali się jeszcze bardziej bezwolni i wystawieni na ciosy, a ich sytuacja stawała się jeszcze bardziej nie do zniesienia. Znajdowałem sobie wtedy różne usprawiedliwienia dla tych działań. Ale tak naprawdę działania policji nie mają dosłownie żadnego wpływu na sytuację w wojnie z narkotykami. Zakłócałem podaż narkotyków na kilka godzin – to wszystko.

Działania policji są gorzej niż daremne, ponieważ powodują wielkie szkody i sprawiają, że przestępczość zorganizowana rośnie w siłę.

Czy inni ludzie lub organizacje w jakiś sposób inspirowali twoje myślenie o tych sprawach, gdy zaczęło się ono zmieniać?

To przede wszystkim obserwacja, ale jestem też poniekąd typem geeka. Dużo czytałem. Jedna z organizacji, które naprawdę mi pomogły, nazywa się Transform [brytyjską organizacja działająca na rzecz reform polityki narkotykowej]. Mają gotowe dosłownie wszystkie odpowiedzi. Kiedy pracowałem jeszcze w policji jako detektyw w stopniu sierżanta, czytałem ich gazetę o nazwie Blueprint.

Doszedłem do konkluzji, że robię coś złego, powodując szkody i że powinienem dodać mój głos do starań tych mądrych ludzi. Oni odwalają całą tę ciężką pracę nad szczegółami polityki, a ja mogę zaoferować swój głos, aby ludzie tego wysłuchali. To zaleta LEAP: byliśmy na pierwszej linii frontu, a ponieważ jesteśmy policją, ludzie mają tendencję by nas słuchać.

Zwłaszcza że zazwyczaj myślimy o policji jako stronie opowiadającej się za egzekwowaniem praw antynarkotykowych.

Mamy tu, jak sądzę do czynienia z nieporozumieniem. Wielu z nas wywodzi się ze środowiska śledczych, naszym zadaniem jest zbieranie dowodów. Ludzie myślą, że powinniśmy po prostu robić to, co nam każą. Jednakże dowody wskazują, że musimy przeprowadzić poważne reformy.

Co stało się z Twoimi relacjami z kolegami, gdy Twoje poglądy zaczęły się zmieniać?

Dla tajnej policji w Wielkiej Brytanii jestem wrogiem publicznym numer jeden. Miałem jedną szczególnie bliską przyjaciółkę, która dostała polecenie służbowe - co oznacza, że zostaną wobec niej wyciągnięte konsekwencje dyscyplinarne, jeśli mu się nie podporządkuje – by nie utrzymywać ze mną żadnych kontaktów. Musiała z miejsca usunąć mnie z mediów społecznościowych i telefonu. Każdy z kim miałem kontakt przez media społecznościowe po prostu usunął mnie ze znajomych, toteż nie miałem dosłownie żadnego kontaktu z nikim, kogo znałem w policji.

Co ciekawe, od momentu ukazania się książki codziennie otrzymuję zaproszenia do kontaktu od policjantów i byłych policjantów. Otrzymałem wiele wiadomości z wyrazami poparcia. Pod artykułem w Guardian można znaleźć wiele niesamowitych komentarzy napisanych przez ex-policjatów.

Wygląda na to, że dzięki tej książce niektórzy eks-koledzy nabrali śmiałosci, by nawiązać ze mną kontakt i powiedzieć "mam dość" – wszyscy oni wysyłają mi naprawdę wspierające wiadomości. Negatywnych wiadomości od organów ścigania nie dostaję wcale. Czasy się zmieniają.

Wiesz już, że w wypadku tego rodzaju PTSD, którym jesteś dotknięty, mówi się o "urazach na tle moralnym". Termin ten opisuje PTSD, które może powstać, gdy ktoś — zazwyczaj żołnierz — dokonuje rzeczy, które wykraczają przeciwko jego kodeksowi moralnemu. Czy PTSD wciąż się utrzymuje?

W tym momencie czuję się świetnie. Wciąż pozostaje we mnie trochę drażliwych aspektów, ale to mi nie przeszkadza. Czuję się opanowany i skupiony, całkowicie ponad wszelkimi negatywnymi symptomami.

Co skłoniło Cię do napisania książki?

Jestem osobą dość introwertyczną, nie czuję się predestynowany do skupiania na sobie uwagi i przemawiania do ludzi. Gdy jednak doszedłem do tych wniosków, mając zarazem na to wszystko dość unikalną perspektywę, poczułem się w obowiązku tym podzielić.

Czemu mógłbyś przypisać swoje wyjście z traumy?

Trzem rzeczom. Pierwsza to odejście z mojego poprzedniego małżeństwa — zabrałem dzieci i wyrwałem się z tego. Drugą rzeczą było otrzymanie kilku naprawdę dobrych porad. Trzecia – przeniesienie się do Herefordshire. To cudowne – wymkniecie się spod presji, jaką wywiera życie w mieście. Jeśli chodzi o książkę, to nie zawsze cieszy mnie cała ta związana z jej opublikowaniem skupiona na mnie uwaga, ale bardzo oczyszczające było wyrzucenie z siebie tej historii.

Naprawdę nie oczekiwałem tego poziomu wsparcia. To zdecydowanie pozytywne.

Oceń treść:

Average: 9.6 (18 votes)

Komentarze

Anonim (niezweryfikowany)

Świetny tekst, może ludzie kiedyś otworzą oczy

xxx (niezweryfikowany)

Ścigałeś tylko dilerów?? Nie miałeś chęci pomóc komukolwiek? Jebać twoją duszę, wypierdalaj!

x (niezweryfikowany)
pokolenie Ł.K.

Neil był już faktycznie bohaterem kilku (3-4) tekstów, które opublikowaliśmy, ale ten wywiad jest świeży. Choć fakt, że przytacza w nim kilka tych samych historii.

Anonim (niezweryfikowany)

"..Zaczęli za mną jechać się i musiałem uciekać. " mój pokaleczony mózg zapętlił się i rozjebał niczym worek gówna o podłogę.

P{ozdrawioam

Mondengel

"Znałam go od jakichś czterech miesięcy"
Nagła zmiana płci? :P Teraz nie umiem znaleźć, ale wydaje mi się, że w jeszcze jednym miejscu płeć też uległa zmianie.

ciulek (niezweryfikowany)

W każdym artykule znajdzie się choć jeden błąd stylistyczny,kto to pisze?

Zajawki z NeuroGroove
  • Inhalanty

Odpowiednio nastawiony psychicznie, podekscytowanie przed kolejnym zażyciem specyfiku z którym się "przyjaźnię" od kilku miesięcy. Dom, moje osiedle, miasto, plenery, podwórko. Czasami ćpałem sam, ale częściej zdarzało mi się zażywać z ziomeczkiem.

Witam! Chciałbym zaprezentować Wam mój tripraport dotyczący kilku najciekawszych "misji" po zażyciu dezodorantów, ale najpierw krótki wstęp.

Nie widziałem wielu tr o tej substancji, więc postanowiłem się pochwalić własnymi doświadczeniami. Wiem, że ćpanie dezodorantów stawia mnie w złym świetle. Dla wielu z Was, osoby wdychające odświeżacze powietrza kojarzą się z ludźmi z marginesu społecznego, głupiej gimby, zer itd. Nie obchodzi mnie to jak mnie odbierzecie. Mi osobiście jest głupio i czuję się źle z tym faktem, lecz czasu nie cofnę...

  • Bad trip
  • LSD
  • Marihuana

Miejscówka na dworze u ziomka, cały dzień dla nas. Mamy 3 blottery, z czego najpierw mieliśmy wziąć po 1 na głowę, jednak ostatecznie poszło wszystko. Pełna wygoda i brak ludzi. Oczekiwaliśmy po prostu mocnych doświadczeń.

Siedzę z ziomkiem we dwóch i mamy wziąć po kartonie ok. 250-270ug. Po 30 minutach od zapodania postanawiamy dorzucić jeszcze jednego na pół więc jest już niecałe 400ug. Nasze doświadczenie z kwasem kończy się na 200ug więc jest to całkiem odważny pomysł. Pierwsze 2h lecą gładko, wejście agresywne ale do zniesienia. I teraz zaczyna się tytułowa akcja: oboje skwaszeni zaczynamy mówić do siebie dziwne rzeczy.

  • Dekstrometorfan
  • Przeżycie mistyczne

Acodin zażywałem w życiu kilkanaście razy i nigdy nie przekroczyłem ilości 35 tabletek (1 opakowanie = 30 tabletek). Nigdy nie zjadałem także mniej niż 25 tabletek. Za każdym razem bania wchodziła w bardzo różnych odstępach czasu, od 40 minut do nawet 3 godzin. Także ich moc bywała różna, pomimo identycznej ilości zjadanych tabletek. Do dziś nie wiem od czego to zależy. Kilka pierwszych razów spędziłem na badaniu efektów podczas życiowych czynności. Śmiesznie się po tym chodziło, inaczej się mówiło, a wszystko było zadziwiające albo dziwne, odrealnione.

  • Dekstrometorfan
  • Miks

Start: Mieszkanie kumpla, za oknem od paru godzin noc - ja trochę niepewny jak to bywa przed pierwszym razem. Czekamy godzinę na ewentualne skutki uboczne po czym opuszczamy lokal. Po próbie: Wędrujemy po mieście załatwić parę spraw (całość zajmuje nam jakieś 2h). Noc trwa w najlepsze, już trochę bardziej pewny siebie zapraszam kumpla do siebie. U mnie: Jesteśmy zrelaksowani i spokojni, a co więcej sami. Zaczynamy chill out przy cichej muzyce, pojedyncza lampka tworzy odpowiedni nastrój żeby zapomnieć o wszelkich zmartwieniach. Po wszystkim: Późną porą odprowadzam kumpla, nie ma prawie nikogo na ulicy, powiewa chłodem. Odkąd wyszliśmy z mojego mieszkania w słuchawkach rozbrzmiewa psychotrance (moje pierwsze zetknięcie z nim tak by the way), w drugą stronę idę sam - moją uwagę zwraca przede wszystkim muzyka i światła miasta.

Mówiąc szczerze to mój pierwszy taki artykuł, więc chyba najlepiej zrobię rozpoczynając go przedstawieniem krok po kroku jak się miała sytuacja "wtedy". Miejcie cierpliwość, a kto wie? Może znajdziecie tu nawet coś dla siebie.

Tego dnia prawie dwie godziny spędziłem na rozmowie z dziewczyną o niczym. Mrok nocy przecinają światła miasta, a my rozchodzimy się w swoją stronę - ona do domu i ja do domu. Ponieważ jednak nigdy się nie nudzę już w chwilę po rozejściu przychodzi do mnie sms od dobrego kumpla. 

"Wbijaj do mnie, mam niespodziankę."