Świat według McKenny

Człowiek ocaleje, jeśli przestanie być zwierzęciem i stanie się rośliną

Tagi

Źródło

Gwiazdy mówią 35/98

Odsłony

9126

Gdzieś w Kalifornii mieszka człowiek, który twierdzi, że koniec świata nastąpi dokładnie 22 grudnia 2012 roku. Nie opiera on swojej prognozy na proroctwach i wróżbach z zamierzchłej przeszłości ani na rewelacjach rodem z seansów spirytystycznych. Nie jest ona także efektem jego fantazji. Przekaz o końcu świata otrzymał od "Time Wave Zero" - programu komputerowego ułożonego na podstawie 64 heksagramów I CHING, chińskiej Księgi Przemian.
Ten sam człowiek ma na Hawajach ogród botaniczny, w którym hoduje rośliny wykorzystywane przez szamanów w ich rytuałach. Jest to prawdopodobnie największy taki ogród na świecie. Rośliny te zebrał w czasie licznych wojaży. Ogród jest jego światem.
Człowiek ten nazywa się Terence McKenna i jest jednym z najoryginalniejszych filozofów współczesności.

Otworzyły się wrota kosmosu Ów wiecznie uśmiechnięty jegomość, urodzony w latach pięćdziesiątych, przeszedł drogę typową dla ludzi ze swego pokolenia. Działał w ruchu pacyfistycznym, a za działalność polityczną w czasie strajku studenckiego w 1968 roku został usunięty z uniwersytetu w Berkeley. To przedwczesne zakończenie formalnej edukacji pozytywnie wpłynęło na jego rozwój umysłowy, gdyż kolejne nauki pobierał u bardziej otwartych nauczycieli w klasztorach buddyjskich w Nepalu. Pobyt w Nepalu rozwinął w nim zamiłowanie do kultur archaicznych, w których wciąż żywa jest tradycja wykraczania poza zasięg ludzkiego poznania i doświadczenia. Wkrótce i jemu samemu udało się doświadczyć "dotyku nieznanego".
Pokolenie lat sześćdziesiątych szukało sposobów przekraczania granic rzeczywistości, a najprostszym i najszybszym z nich było zażywanie substancji psychoaktywnych. Po pierwszych kontaktach z marihuaną i LSD zafascynowany nimi Terence McKenna pojechał w 1971 roku ze swoim bratem Dennisem do dżungli amazońskiej w poszukiwaniu magicznych roślin. Napotkali tam miejscowego szamana, który uraczył ich bardzo mocną substancją psychoaktywną - ayahuascą i grzybami psylocybinowymi. To, czego doznali, przeszło ich najśmielsze oczekiwania i przyćmiło wcześniejsze tego typu doświadczenia. Otworzyły się przed nimi wrota kosmosu, przeżyli unicestwienie własnego "ego" i zjednoczenie z wszechświatem. Dennis czuł, jak narasta w nim przeszywający, elektroniczny dźwięk, który jest jego głosem, a on sam przemienia się w olbrzymiego owada, bierze klucze i otwiera galaktyczny spichlerz, uwalniając w ten sposób Ducha Czasów.

Elfy ukazały mu raj utracony Podczas wędrówki w odległe krainy czasoprzestrzeni Dennis otrzymał przekaz od Transcendentnego Innego, w którym zawarte były instrukcje, co należy zrobić, aby przywrócić równowagę ekologiczną na Ziemi. Z kolei Terence uciął sobie pogawędkę z elfami, które wyskoczyły z jego ciała i przekazały mu prawdę o roli grzybów halucynogennych w ewolucji ludzkości.
Otóż dawno temu na obszarach Afryki Północnej, które obecnie pokrywa pustynia, istniał raj, w którym ludzie żyli w zgodzie z naturą, wykorzystując strumienie wiedzy płynące z nieświadomości. Było to możliwe dzięki grzybom halucynogennym, które w epoce paleolitu (starszej epoce kamiennej) stłumiły wszędobylskie zapędy ego i otworzyły umysł na podszepty "nieświadomego". Dzięki temu podłączeniu do skarbnicy nieświadomości ludzkość dokonała skoku ewolucyjnego, który odpowiadał darwinowskiemu brakującemu ogniwu w łańcuchu ewolucji. Wykształciła się organizacja społeczna oparta na związkach partnerskich, pojawił się język, gotowość do poświęcania się dla innych, myślenie przyszłościowe, wartości moralne, estetyka, muzyka i inne jakości życia ludzkiego.
Niestety, jakieś 12 000 lat temu grzyby te przestały być składnikiem ludzkiej diety, ponieważ zmieniły się warunki klimatyczne. Wtedy to powróciła dawna tendencja do tworzenia hierarchicznych społeczeństw opartych na dominacji samców. Człowiek zaczął się przeistaczać w dążącego do podboju przyrody łowcę zwierząt. Spośród pokarmów, które najbardziej ubezwłasnowolniły ludzi i oderwały ich od natury oraz poszukiwania sacrum, McKenna najczęściej wymienia kawę, herbatę, nikotynę, leki przeciwbólowe, kokainę, amfetaminę i... telewizję. Ta ostatnia jest wyjątkowo silnym narkotykiem, a ponieważ jej sieć dystrybucji jest najbardziej rozwinięta, ma ona największy wpływ na ludzi.
Opinię McKenny potwierdzają badania przeprowadzone w Japonii. Psychologowie odizolowali grupę przeciętnych telewidzów od telewizora, po czym obserwowali ich zachowanie w życiu codziennym. Już po dwóch tygodniach u ludzi tych wystąpiły objawy abstynencji: drgawki, trzęsące się ręce, podenerwowanie.

Komputer wykreślił spiralę czasu W 1976 bracia McKenna opublikowali niesamowitą książkę, "Invisible Landscape" (Niewidzialny krajobraz), która wstrząsnęła podziemiem psychologiczno-futurologicznym Stanów Zjednoczonych. Dowodzili w niej, że nasz wszechświat jest hologramem, czyli że każda z jego części zawiera w sobie informację o całości. W oparciu o ten model i heksagramy księgi I CHING ułożyli program komputerowy, do którego wnieśli informacje o ważnych wynalazkach i nowych pomysłach naukowych. Celem ich było wykreślenie spirali czasu, która zilustruje, z jaką szybkością na świecie pojawiają się innowacje.
Nie musieli długo czekać na wyniki. Komputer przedstawił im pięć cykli rozwoju ludzkości:
1) cykl 4 300-letni, od czasu urbanizacji do początków nauki współczesnej;
2) cykl 384-letni, w którym nauka dokonała więcej innowacji, aniżeli w poprzednim okresie;
3) cykl 67-letni (od technologicznego przełomu w latach czterdziestych XX w. do roku 2011), w którym nowości pojawi się więcej, aniżeli w okresie od czasów Galileusza do zrzucenia bomby atomowej na Hiroszimę;
4) cykl 384-dniowy, w latach 2011-2012, gdy liczba wynalazków ponownie będzie większa niż w poprzednim cyklu;
5) cykl 6-dniowy, którego kulminacją będzie podwajanie się liczby innowacji co sekunda.
Nietrudno przewidzieć, jaka była reakcja braci, gdy to ujrzeli. Oznaczało to tylko jedno : KONIEC ŚWIATA, JAKI ZNAMY.
W 2012 roku wszystko będzie możliwe. Nieśmiertelność, stacje kosmiczne, kontakty z istotami pozaziemskimi - to może być zaledwie namiastka tego, co nas czeka. Komputer wolny był od subiektywnych przekonań. Dziwnym zaś zbiegiem okoliczności wydaje się to, że kalendarz Majów kończy się również na tym roku.

Lasy umrą, wrzeć będą oceany
Terence McKenna, wiedząc, że nigdy nie możemy być pewni swojej przyszłości, postanowił wziąć ją w swoje ręce i świadomie włączyć się w proces ewolucji. Wyruszył w trasę z wykładami na temat konieczności zmiany dotychczasowego stosunku ludzi do Ziemi. Głosił:
"W 2012 roku liczba ludności świata wynosić będzie prawie dziesięć miliardów. Jeśli utrzyma się obecne tempo zaniku warstwy ozonowej, nic z niej już nie zostanie. Wpływu tylko tego jednego czynnika nie da się przewidzieć. Do tego dochodzi emisja dwutlenku węgla do atmosfery, kwaśne deszcze, nuklearna gorączka i szalejąca propaganda. W tym samym czasie farmakologia, pranie mózgu, chirurgia plastyczna i różnego rodzaju tajne technologie wysokiej klasy na swój zboczony sposób zbliżają się do doskonałości. Nie sposób teraz przewidzieć, jaką formę przybierać będą zalewy innowacji w warunkach takiego kulturowego nacisku. Wszystko się ze sobą splata. Znikają bariery, powstaje coś w rodzaju techno-biologiczno-informacyjnej papki. Proces ten przypomina metamorfozę, jaką przechodzi poczwarka. Giną lasy, wrą oceany, ludność się przemieszcza, geny płyną we wszystkich kierunkach. Znaleźliśmy się w zasięgu burzy czasowej, której skutków nie sposób oszacować. Ciśnienie spada w niewiarygodnym tempie. Panuje osobliwy spokój, słońce na niebie dziwnie świeci, ale nic konkretnego się nie dzieje, jeszcze nie."
Zdaniem McKenny współczesny kryzys na świecie jest skutkiem patriarchalnej polityki, którą charakteryzuje jako "Politykę propagandy. Politykę pieniądza. Politykę beznadziei". To, jak postępujemy w życiu codziennym, wynika z tego, jakim modelem świata się posługujemy. Gdy takim modelem jest maszyna, w życiu posługujemy się schematem bodziec-reakcja, nie dostrzegając tego, że jesteśmy włączeni w szerszy proces ewolucji.

Bądź zielonym albo giń!
McKenna proponuje, by organizacyjnym modelem życia w XXI wieku stała się roślina. Oznacza to powrót do starożytności, piętnaście tysięcy lat wstecz, do pierwotnych kultur szamańskich. - Musimy przywrócić ducha starożytnych - powiada. - Człowiek ma się stać rośliną, a przestać być zwierzęciem.
Oznacza to:
1) feminizację kultury, czyli przyjęcie pokojowego i harmonijnego stylu życia;
2) poszukiwanie wewnętrznych wartości (a więc postępowanie jak roślina, która zapuszcza w głąb swoje korzenie, a nie jak zwierzę, które żyje w ciągłym biegu);
3) odtrucie środowiska naturalnego poprzez uznanie się przez człowieka za jego nierozdzielną część;
4) życie w symbiozie z innymi gatunkami i rozwijanie zdolności do jak najściślejszego z nimi współdziałania;
5) recycling, czyli wtórne wykorzystywanie zasobów Ziemi;
6) wykorzystanie energii morskiej i słonecznej;
7) ochronę biologicznej różnorodności. Świat według McKenny jest wielką globalną wioską, jest rośliną, w której żyjemy. Autor tej wizji jeździ po całym świecie i szuka pozostałości skarbnicy ludzkiej mądrości. Gdy nie jest w drodze, pielęgnuje swe rośliny w ogrodzie na Hawajach. Powiadają o nim, że jest złotoustym oratorem. Ale on dobrze wie, że gra jest warta świeczki. Dlatego mówi nam: "Bądź zielonym albo giń". Nie mamy innego wyboru.

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

co (niezweryfikowany)

filozof pisuje swiat a nie o nim pierdoli(przepraszam)
kogos kto pierdoli o swiecie nazywamy ideologiem

pierdoli - znaczy co powinno być

co (niezweryfikowany)

filozof opisuje swiat a nie o nim pierdoli(przepraszam)
kogos kto pierdoli o swiecie nazywamy ideologiem

pierdoli - znaczy co powinno być

juana (niezweryfikowany)

filozof filozofuje
czyli i opisuje i pierdoli i jeszcze milion innych rzeczy
a ze powstalismy przez grzyby(czy moze jakies inne psychodele) w to wierze jest jedyne logiczne rozumowanie
z tych ktore dotychczas mialam szanse poznac
i na koniec mckenn jest przede wszystkim antropologiem nie filozofem

LOBO (niezweryfikowany)

Jaka fajna pseudointelektualna dyskusja.

NarajanaJane (niezweryfikowany)

Zdumiewające jak łatwo odrzucić i skompromitować teorie sprzeczne z naszymi wyobrażeniami, udeżające w trwale zasklepione światopoglądy. Dużo logiki widzę w tych majaczeniach "pierdolącego antropologa ".

Zajawki z NeuroGroove
  • LSD-25

O jedenastej czterdzieści pięć nastąpiło wprowadzenie matariału testowego. Kolorowy kartonik o niepozornych rozmiarach nie zapowiadał wyglądem ani aparycją tego co nas czekało… Poszliśmy na skraj łąki siadając w cieniu brzózek- pamiętam piękne słoneczne plamy- prześwity słońca które powoli wskazywało na apogeum- czyli południe. Długi czas oczekiwania zaniepokoił mnie… Już myslałem że cały eksperyment wziął w łeb. Wtedy postanowiłem że trzeba zajarać z myślą że może to będzie katalizatorem który uwolni w nas psychodeliczne jazdy, wkrótce przekonałem się że wcale się nie pomyliłem.

  • 4-HO-MET
  • Mieszanki "ziołowe"
  • Moklobemid

Zażyta substancja: ~16mg 4-ho-met + 150mg moklobemidu (+ mieszanka ziołowa)

Experience: (20 lat) LSD-25; bromo-dragonfly; 2c-b; MDxx; DXM; Szałwia wieszcza; MJ; BZP; amfetamina

S&S: obozowisko w lasku nieopodal granic Torunia; Ja, Astaroth oraz Kogo.

17.20 - Intoksykacja: Ja z Astaroth zażywamy tryptamine oralnie, Kogo postanowił ją powąchać. 30 min wcześniej każdy z nas zażył po 150 moklobemidu. Smak tryptaminy trampkowo-gorzki. Ciężko to było w jamie ustnej przytrzymać ale chwilę się udało.

  • MDMA
  • MDMA (Ecstasy)
  • Pozytywne przeżycie

Po obiedzie świątecznym. Nastawienie dobre. Lekki stres, jak zawsze. Pusty dom.

MDMA drugi raz (3/4 tabletki. Niestety nie wiem jaka dawka)

Pierwszy raz brałem 2 tygodnie temu 1/4 tabletki. Taka dawka żeby zobaczyć, czy nie jestem uczulony. Wtedy faza była bardzo leciutka, lekko mnie wtedy zaćmiło. Patrzyłem się na monitor przez 30 minut i tyle.

 

 

 

 T 18:20 rozmieszalem pół tabletki w soku z czarnej porzeczki hortex, wypiłem w 5 min. Oglądam yt, jestem sam w domu, rodzice pojechali do znajomych.

 

T+30min 18:50 czuje, jakby coś powoli miało wchodzić:

-lekkie oszołomienie

  • Lophophora williamsii (meskalina)

Substancja i dawka: około 15 g suszonej skóry kaktusa San Pedro ( zawiera on meskalinę )





Około godziny 3 po południu zacząłem przygotowywać wywar. Zmieliłem w młynku do kawy 30 gramów suszonej skóry San Pedro ( w niej jet największe stężenie alkaloidów podobno ). Wrzucułem to do około 2 l gorącej wody, do całości wycisnąłem 3 cytryny. Wywar gotował się 6 godzin, straszliwie przy tym śmierdząc. Ciecz przefiltrowałem najsampierwej przez sitko, późnej przez watę. Odstawiłem do wystygnięcia.




randomness