Gorzka prawda o słodkich kryształkach

Chciałoby się powiedzieć: uważasz, że cukier jest szkodliwy, to go unikaj. Jak tego jednak dokonać, skoro występuje on niemal wszędzie? Damon Gameu, twórca filmu dokumentalnego "Cały ten cukier" twierdzi, że gdyby z supermarketów usunąć wszystkie produkty, które go zawierają, na półkach pozostałoby zaledwie 20 proc. towarów.

Tagi

Źródło

Magazyn TVN24
Aleksandra Gałka

Komentarz [H]yperreala

I jak, słodko? Aha - prawy przycisk myszy+"Otwórz grafikę w nowej karcie" pozwoli Wam obejrzeć załączone wykresy, nie wrzucaliśmy ich w tekst celem zachowania wygody czytania.

Odsłony

2446

Alzheimer, choroby serca, nadciśnienie krwi, nowotwory, dna moczanowa, cukrzyca typu drugiego, do tego otyłość i próchnica… Naukowcy zastanawiają się, czy ludzkość cierpiałaby na te schorzenia, gdyby nie nadmiar w jej diecie jednego popularnego składnika – cukru. Słodkie kryształki szybko dostarczają energii i wyzwalają endorfiny, więc mogą uzależniać podobnie jak tytoń lub alkohol. Czy wkrótce cukier zaczniemy postrzegać podobnie jak te używki?

Chciałoby się powiedzieć: uważasz, że cukier jest szkodliwy, to go unikaj. Jak tego jednak dokonać, skoro występuje on niemal wszędzie? Damon Gameu, twórca filmu dokumentalnego "Cały ten cukier" twierdzi, że gdyby z supermarketów usunąć wszystkie produkty, które go zawierają, na półkach pozostałoby zaledwie 20 proc. towarów.

Cukry są nawet tam, gdzie ich się nie spodziewamy – w keczupach, hamburgerach, płatkach kukurydzianych, sosach, pieczywie i niemal każdym produkcie spożywczym, który jest przetworzony. W jednej butelce (860 g) popularnego w Polsce keczupu znajduje się aż 146,2 g cukru. Zakłada się, że jedna łyżeczka to ok. 5 gramów. Do jednego opakowania wsypano zatem aż 30 łyżeczek!

Punkt rozkoszy

Skąd pomysł, by dodawać go tak dużo i do wszystkiego? Na to pytanie mógłby odpowiedzieć amerykański badacz rynku oraz psychofizyk Howard Moskowitz.

Swoim badanym zaserwował sos do spaghetti, przygotowując wiele różnych jego wersji. Umożliwiło mu to odkrycie tzw. bliss point, czyli punktu rozkoszy. To odpowiednia proporcja trzech składników: cukru, soli i tłuszczu, która pozwala na osiągnięcie takiego stanu, w którym posiłek jest uznawany za tak smaczny, jak to tylko możliwe. Ale nie pozwala też na pełną satysfakcję, co powoduje, że nie przestajemy chcieć więcej i więcej. Okazało się, że dojście do punktu rozkoszy wymagało często dodania większej ilości cukru – nawet do produktów, które zazwyczaj mają go niewiele.

Koncepcją Moskowitza zainteresowały się korporacje, które zatrudniały go do optymalizacji swoich receptur. Pracował m.in. dla Cadbury-Schweppes, Kraft, General Foods, PepsiCo czy Campbell Soup.

Łaknąc endorfin

Jedzenie pokarmów, w których osiągnięto bliss point, powoduje wyrzut hormonów szczęścia – endorfin i sprawia, że nasz organizm robi wszystko, by po raz kolejny osiągnąć ten stan.

To dlatego cukier jest substancją silnie uzależniającą. Przekonał się o tym choćby 32-letni Patryk, architekt z Warszawy, który przez kilka lat nie mógł zrezygnować z kompulsywnego picia słodkich napojów.

– Sięgałem po nie, bo to był jedyny smak satysfakcjonujący moje kubki. Samej wody nie dawałem rady pić, a dzbanek z cytryną i miętą szybko się psuje. Tak więc próby reformy kończyły się fiaskiem, a wymówki przychodziły łatwo – wspomina.

Przyznaje, że chęć spożycia tego rodzaju napoju była tak silna, że ruszał na zakupy nawet w nocy. A jeśli to nie było możliwe, czuł się podenerwowany.

– W pewnym momencie dotarło do mnie, że jak teraz się za siebie nie wezmę, to z każdym kolejnym rokiem będę toczył się po równi pochyłej – mówi Patryk. – Nie chodziło o samo odstawienie cukru. Zacząłem żyć aktywnie, świadomie. Oczywiście nie stałem się podręcznikowym przykładem zdrowego trybu życia, ale czuję się zupełnie inaczej niż dwa lata temu. Sam się sobie dziwię – jak ja byłem w stanie pić te słodkie napoje i to w takich ilościach? – opowiada.

W przypadku Patryka silna wola wystarczyła, by wyeliminować z tego typu cukier z diety bez pomocy specjalisty. Bywa niestety i tak, że konieczna jest terapia.

Jak kokaina

– Cukier uzależnia tak samo jak papierosy, alkohol, seks czy zakupy – tłumaczy psycholog kliniczny i psychoterapeuta Piotr Goc. – Dlatego terapię prowadzi się w podobny sposób – dodaje i podkreśla, że po odstawieniu słodyczy może pojawić się stan abstynencki.

– Najtrudniejsze są pierwsze dni. Łatwiej jest zjeść czekoladkę i poczuć się dobrze niż uczestniczyć w długotrwałej terapii, która może zabrać lata – tłumaczy Goc.

Podobnie tłumaczy to psychoterapeuta Tomasz Teodorczyk z Akademii Psychologii Procesu w Warszawie. Daje on przykład zapracowanej kobiety, która haruje na pięciu etatach, wyznając protestancką etykę pracy.

– W tym etosie nie ma przyzwolenia na dawanie sobie przyjemności, więc kobieta nie daje ich sobie, bo nie ma na to wewnętrznej zgody. Nadal ich jednak potrzebuje, wtedy na pomoc przychodzą np. słodycze, które są doskonałym substytutem innego stylu życia. Choć jest to przyjemność krótkotrwała, to działa natychmiastowo i można ją pomieścić w modelu życia, który jest obowiązujący w jej świecie – wyjaśnia psycholog.

Jednak uzależnienie wcale nie musi mieć źródła w problemach. Na jednym z dietetycznych forów pojawił się wpis internautki, którego fragment brzmi: "Nie mam kłopotów osobistych. Mam przyjaciół, rodzinę, chłopaka… Jestem wesołą i energiczną osobą – gdyby nie te napady, to byłabym szczęśliwa. Na dzień dzisiejszy chciałabym po prostu przestać zachowywać się jak uzależniony od cukru narkoman i zacząć normalnie funkcjonować".

Co ciekawe, struktura chemiczna cukru (C12H22O11) jest podobna do tej, którą ma kokaina (C17H21NO4).

Spacer zamiast czekoladki

Piotr Goc zwraca uwagę na kilka przejawów uzależnień od słodyczy, które powinny być alarmujące.

– Z uzależnieniem mam do czynienia wtedy, gdy dopada mnie obsesyjna chęć zjedzenia słodyczy. Nagle mam ochotę zjeść kilkanaście gałek lodów, mimo tego, że mój organizm wcale tego nie potrzebuje. Albo wstaję w nocy, by podjadać słodkości. Albo też nie jestem w stanie skupić się na pracy czy bliskich, bo wciąż uporczywie myślę o zjedzeniu czegoś słodkiego – mówi.

Podpowiada też, jak można poprowadzić etapy wychodzenia z tego uzależnienia. Po pierwsze, można zacząć wydzielać sobie słodycze – np. raz dziennie. Warto, żeby to odbywało się spontanicznie, aby nie doprowadzić do regularności, ustalenia pewnego rytuału. Następnie, należy przestać myśleć o cukrze jako o rodzaju nagrody, wprowadzając zamienniki, które także będą sprawiały przyjemność.

Pożeramy kilogramy

Dr Krzysztof Puchalski to socjolog zdrowia i medycyny zInstytutu Medycyny Pracy im. prof. J. Nofera w Krajowym Centrum Promocji Zdrowia w Miejscu Pracy, który zajmuje się również tematem słodyczy. On także zwraca uwagę na problem traktowania ich jako sposobu premiowania.

– Od dzieciństwa w naszej kulturze jesteśmy nagradzani słodyczami. Dostawaliśmy czekoladę za piątkę w szkole, cukierka za dobre zachowanie – mówi dr Puchalski.

Ponadto – przypomina – słodycze kojarzą nam się ze świętowaniem, celebrowaniem. Odpowiedni zestaw czekoladek znajdziemy niemal na każdą okazję: walentynki, pierwszą komunię, wszelkie jubileusze. Podczas urodzin czy wesela nieodzownym elementem jest tort.

To pozostałość po dawnych czasach, gdy słodkości były czymś rzadkim, prawdziwym rarytasem. Dziś, gdy półki sklepowe uginają się od towarów, jedzenie słodyczy przestało być czymś odświętnym. Doskonale pokazują to statystyki. Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku przeciętny Polak zjadał ich ok. 5 kg rocznie. Przed wybuchem II wojny światowej było to już 10 kg. Dzisiaj zaś dane Głównego Urzędu Statystycznego mówią już o 44,2 kg (dane za 2014 r.).

To nie tylko polska specyfika. Globalna konsumpcja cukru rośnie równie szybko. Dzienne światowe spożycie cukru wzrosło w ciągu ostatnich 30 lat o 46 proc.

- Zamiast jeść czekoladę, weź kąpiel, pójdź na spacer, spotkaj się z przyjaciółmi – podpowiada ekspert.

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zaleca, by każdego dnia spożywać nie więcej niż 50 g cukru – to około 10 łyżeczek. Według danych Euromonitor International w Polsce średnio zjadamy go ok. 58,8 g na dzień, co wykracza poza ten limit. Wciąż jednak daleko nam do niechlubnego lidera rankingu – USA. Przeciętny Amerykanin zjada dziennie 126,4 g cukru, czyli ponad 2,5 razy więcej, niż zaleca WHO.

Wołanie na pustyni

Właśnie Stany Zjednoczone to kraj, który w największym stopniu boryka się z konsekwencjami nadmiernej konsumpcji cukru. Obecnie mówi się tam wręcz o wynikającej z tego "epidemii otyłości". Według danych OECD, w 2020 r. z otyłością borykać się może nawet 75 proc. Amerykanów. Już w 1970 r. było to 45 proc. z nich.

Ten problem zauważył już pewien brytyjski profesor specjalizujący się w żywieniu – John Yudkin. W swojej książce "Czysty, biały i śmiercionośny" pisał:

"Jeśli tylko niewielki ułamek tego, co wiemy o wpływie cukru, miałby być ujawniony w odniesieniu do każdego innego materiału stosowanego jako dodatek do żywności, materiał ten natychmiast zostałby zakazany". Książka sprzedawała się całkiem nieźle, ale profesor zapłacił za nią wysoką stawkę. Przemysł żywieniowy, któremu nie po drodze było z jego wnioskami, uznał, że musi zagłuszyć tezy głoszone przez Yudkina. Z pomocą przyszedł inny specjalista od żywienia, Ancel Keys z University of Minnesota, który stał się ostrym oponentem brytyjskiego profesora w dyskusji.

Zdrowie kontra pieniądz

Nie była to jednak równa walka. Badania Keysa finansowały liczne korporacje, a także zrzeszenia producentów wyrobów cukrowych oraz Agencja ds. Żywności i Leków. Keys jako strategię działania obrał przekonywanie, że to tłuszcz jest głównym winowajcą i przyczyną chorób. Namawiano zatem do diety niskotłuszczowej. Niska zawartość tłuszczu powodowała jednak, że jedzenie smakowało jak tektura. Aby poprawić jego smak, dodawano więc więcej… cukru.

O tym, jak wiele wysiłku wkładano w obronę cukru, świadczą przyznane nagrody branżowe, jak np. Srebrne Kowadło. Otrzymali ją John "JW" Tatem Jr., prezes Sugar Association, oraz Jack o'Connell Jr., dyrektor ds. PR. Przekonywali oni opinię publiczną, że cukier to nieszkodliwe źródło kalorii i energii, natomiast otyli sami mieli ponosić odpowiedzialność za swoją nadwagę, ponieważ nie dbali o zbilansowaną dietę. "Czubek" wraca do łask

Finansowani przez korporacje prominentni specjaliści ds. żywienia podważyli tezy Yudkina, niszcząc jego reputację. Jego kariera naukowa nigdy nie powróciła na dawne tory. Zmarł w 1995 r. jako rozczarowany, sfrustrowany badacz. Doszło do tego, że w dyskusji jego nazwiska zaczęto używać jako synonimu "czubka", osoby, która postradała zmysły.

Dziś do dyskusji o cukrze powrócono ze wzmożoną siłą, odkopując dokonania Yudkina. Być może przyczyną jest przeciążenie systemu ochrony zdrowia, który zaczyna się chwiać pod naporem chorób cywilizacyjnych. Stan debaty cukrowej przypomina tę, która przed laty dotyczyła szkodliwości tytoniu. W spotach reklamowych występowali wtedy lekarze w białych kitlach, którzy nie tylko przekonywali, że papierosy nie szkodzą, ale wręcz mogą mieć działanie lecznicze – np. inhalować gardło.

Reklamy to coś, na co korporacje produkujące słodycze nie szczędzą pieniędzy. Amerykańskie stowarzyszenie Unia Zaniepokojonych Naukowców (ang. Union of Concerned Scientists) wskazało na wydatki reklamowe 10 największych koncernów w USA. Okazało się, że tylko w ciągu 2012 r. wydały one na ten cel łącznie blisko 7 mld dolarów.

"Cukier krzepi" portfel Wańkowicza

Polską branżę cukierniczą już przed wojną także stać było na niemały rozmach. Świadczyć o tym może pokaźna suma, jaką otrzymał Melchior Wańkowicz. Pisarz za wymyślenie hasła "cukier krzepi" zainkasował wówczas 5 tys. złotych.

– Wtedy wystarczyło na dobry samochód. Dzisiaj by wystarczyło na dobry samolot – mówi dr Puchalski.

Socjolog wskazuje także na dzisiejsze działania marketingowe branży. Mają one sprawić, że w świadomości konsumenta cukier będzie synonimem zdrowia.

– Cukierki pewnego producenta zawierają witaminy. Inne mają wyciągi z ziół – zwraca uwagę Puchalski. – Te działania mają nas przekonać, że będziemy zdrowsi, pokrzepieni, z lepszym samopoczuciem, pełni wigoru i witalności – mówi.

Z drugiej jednak strony dr Puchalski przestrzega przed demonizowaniem substancji, popadaniem w przesadę czy nawet uleganiem swego rodzaju modzie na walkę z cukrem.

– Nie mówię, że cukier jest zdrowy – zastrzega. – Jestem jednak jak najbardziej krytyczny wobec tabloidowego przekazu, który brzmi: "biała śmierć" – podkreśla.

Cukier chłopcem do bicia?

Z podobnym przesłaniem występuje polska branża cukrownicza, która bierze w obronę słodką białą substancję. Związek Producentów Cukru w Polsce przygotował kampanię "Cukier – chłopiec do bicia".

"Cukier jest oskarżany przez wszystkich i prawie o wszystko"; "prawda jest jednak dużo prostsza: cukier dodany jest taki sam, jak naturalny"; "przyczyną otyłości jest brak ruchu i zbyt duże ilości jedzenia"; "cukier nie wywołuje cukrzycy"; "cukier nie powoduje nadpobudliwości u dzieci"; "próchnica to efekt niedbania o zęby"; "cukier nie uzależnia" – czytamy na stronie kampanii. Jej przekaz jest prosty i trudno się z nim nie zgodzić: stosowany z umiarem cukier nie jest niczym złym i sam w sobie nie prowadzi do chorób.

Problem w tym, że cukier w dzisiejszym świecie ciężko stosować z umiarem, bo – jak opisaliśmy na początku – dodaje się go bardzo dużo do bardzo wielu produktów spożywczych.

Znajdziemy go nawet w tych, które są uznawane za zdrowe: jogurtach, płatkach śniadaniowych czy muesli. Co na to ich producenci?

Firma Danone - potentat na polskim rynku produktów nabiałowych - deklaruje, że oferuje też produkty bez cukru.

"Zawartość cukru w różnych produktach jest różna - zależy ona od upodobań i oczekiwań Konsumentów” - deklaruje Danone w przesłanym nam oświadczeniu. I dodaje, że zawartość cukru podana na opakowaniu w tabeli wartości odżywczych, to ilość cukrów ogółem, sumarycznie. „Cukry naturalnie występują w surowcach: laktoza, czyli cukier mleczny i fruktoza, cukier owocowy, ale także sacharoza, czyli cukier dodany" - podkreśla Danone.

Na tabele zamieszczone na opakowaniach wskazuje też Nestle. – Na każdym opakowaniu podajemy pełną i wyczerpującą informację o składzie naszych produktów, w tym o zawartych w nich cukrach. Konsument na podstawie tych informacji może podjąć odpowiedzialną decyzję, czy produkt spełnia jego oczekiwania co do składu – przekonuje Jarosław Szczepanowski reprezentujący dział Nestle, który odpowiada za produkcję płatków śniadaniowych. – Wciąż pracujemy nad ograniczaniem zawartości składników, np. cukrów, soli, które spożywane w nadmiarze mogą prowadzić do niekorzystnych dla organizmu następstw. Ponadto wszystkie nasze działania komunikacyjne zawierają przekaz o konieczności zachowania zbilansowanej diety i zdrowego stylu życia – dodaje.

Dr Krzysztof Puchalski sceptycznie podchodzi do twierdzeń, że podawanie szczegółowego składu wartości odżywczych i substancji na etykietach zmniejsza konsumpcję cukru. – Producent wydrukuje pełną informację na odwrocie, ale co my mamy z tym zrobić? – zwraca uwagę naukowiec. – Człowiek nie lubi myśleć, unika myślenia w sytuacjach życia codziennego. Nasze czynności się automatyzują i w supermarkecie, zamiast przeczytać skład, sięgniemy po produkt, który lepiej znamy, bądź po ten, który ma atrakcyjniejsze opakowanie – mówi.

Podatek od cukru

Ten automatyzm i niechęć do krytycznego myślenia jest przyczyną wprowadzania odgórnych działań legislacyjnych. Po takie rozwiązanie sięgnęli choćby Brytyjczycy. W marcu tego roku usłyszeli z ust ministra skarbu Georga Osborne'a, że słodkie napoje będą obłożone specjalnym podatkiem. Danina za taki, w którym zawartość cukru sięga 5 g na 100 ml, wynieść ma 18 pensów, przy 8 g na 100 ml będą to już 24 pensy na litrze. Wielka Brytania daje jednak przesłodzonym produktom szansę na poprawę. Wprowadzenie podatku będzie poprzedzone dwuletnim okresem przejściowym. To czas na modyfikację proporcji składników.

W Polsce też widać rządowe działania mające pomóc w ograniczeniu konsumpcji cukru. Te najgłośniejsze dotyczyły zmian w asortymencie sklepików szkolnych, po których dzieci nie znalazły tam już słodyczy czy drożdżówek.

Dr Puchalski, komentując pomysły polskiego rządu, nawołuje do zachowania zdrowego rozsądku. Uczniowie nie mogli kupić słodkiej bułki w sklepiku szkolnym, a tuż za winklem czekała na nich cała wata cukrowa. – Należałoby raczej zadziałać systemowo i zainwestować w edukację – mówi.

Oceń treść:

Average: 9.3 (7 votes)

Komentarze

Wilczur93

Przykuwający uwage tytuł.

dżinks the cat (niezweryfikowany)

"Co ciekawe, struktura chemiczna cukru (C12H22O11) jest podobna do tej, którą ma kokaina (C17H21NO4). " Co za głupota. Mają podobny wzór sumaryczny, ale nie strukturę! Węglowodany to nie alkaloidy. Proszę zrobić sobie powtórkę z chemii organicznej przed wypisywaniem takich nietrafionych wniosków i poprawić artykuł.

pokolenie Ł.K.

@dżinks the cat

Jeśli chcesz, żeby dotarło do autora, powinieneś opublikować swoją - trafną rzecz jasna - uwagę u źródła. ;)

Malarz (niezweryfikowany)

Ja już dawno zrezygnowałem z batoników, ciastek czy innego słodkiego gówna. Jeżeli już używać cukru to tylko brzozowego , bądź stewii. Albo w ogóle go nie używać i nie kupować produktów które mając cukier , jakieś sosy czy inne pierdoły. Można samemu zrobić albo się po prostu obyć. Oczywiście to nie pozbawi naszego życia smaku, a jedynie poprawi znacznie jakość naszego ciała. Lepiej jeść owoce i odżywiać się zdrowo. To przyniesie w przyszłości bardzo wiele pozytywów. Zamiast szkód które wyrządzimy poprzez gówno jedzenie można sobie pozwolić na szkodzenie sobie fajnymi używkami, które na pewno będą lepsze niż cukier :)

Anonimowa (niezweryfikowany)

Przykre jest właśnie to, że cukier jest dodawany do takiej masy produktów, gdzie go być nie powinno, a to wszystko w celu "zachęty" smakowej konsumentów. Ba! Tu się nawet nie rozchodzi o smak, ale o kwestie czysto chemiczne - jak dana substancja działa na organizm (ale tego raczej użytkownikom tej strony nie trzeba przypominać ;p ). W efekcie dostajemy produkty bardzo przetworzone z mnóstwem dodatków, aby koszta wytworzenia były jak najmniejsze. Szkoda, że alternatywa w postaci "zdrowej i organicznej żywności" jest droga i nie na kieszeń "przeciętniaka majątkowego". Odniosę się jeszcze do sklepików szkolnych. Tak się stało, że moim ostatnim rokiem w LO załapałam się na wyżej wspomnianą reformę antycukrową. Rzeczywiście, zniknęły "złe" batony czekoladowe, sklepik szkolny został zamknięty (właścicielce nie opłacał się "zdrowy" biznes), a uczniowie byli zdani na łaskę automatów. Pojawił się też kanapkomat. Z automatu z napojami kawowymi zniknęła kawa, czekolada (została zastąpiona mlekiem czekoladowym, ale nie zdziwiłabym się, gdyby wciąż tam był ten sam produkt) no i oczywiście cukier. Po pewnym czasie można było w tym automacie dostać tylko "kawę" Inkę. Śmiech na sali. A co mnie najbardziej boli? Jedzenie, które można było kupić na terenie szkoły, było drogie, często dużo droższe niż w normalnym sklepie. Głupia półlitrowa butelka wody kosztowała 2zł. Ktoś może nazwać to czepianiem się, ale taniej i łatwiej jest kupić drożdżówkę za 1,50zł niż kanapkę za ponad 4. Moim zdaniem sytuacja nie wygląda tak, jak wyglądać powinna i wciąż w tej materii jest dużo do zrobienia. No cóż, i tak raczej wszyscy będziemy się świecić po śmierci, a więc... xD

Zajawki z NeuroGroove
  • Etizolam
  • Tripraport

Pozytywne nastawienie, nie był to pierwszy raz więc podszedłem do tej substancji jak do codziennej czynności.

Jest to mój pierwszy Trip Raport, więc proszę o wyrozumiałość. Większości nie pamietam lub pamiętam z opowiadań znajomych/rodziny. Zaczynamy.
Wszystko zaczęło się pewnego, piątkowego wieczoru. Wraz z kumplem, nazwijmy go A. wybraliśmy się za miasto, spotkać się z dwoma innymi kumplami B. i C. Celem spotkania było sponiewieranie się lekami bez alkoholowego mixu jak robiliśmy to zazwyczaj, tylko dlatego „żeby pamiętać czape”.

  • MDMA (Ecstasy)


[spisane przez Stanisława Lema w 1970 roku]







  • Amfetamina
  • Retrospekcja

Nic specjalnego, zwykły dzień. Trip W domu, godziny nocne od ok 20:00.

W ramach świadomości czytelnika napomnę że to mój pierwszy trip-raport w życiu.
Tego tripa nie nazwał bym badtripem, choć to co opiszę nie było przyjemne. Miewałem kilka razy już podobny stan umysłu (w moim odczuciu nie trwały jakoś długo bo ok. 40 min. Max) zawsze był on po amfetaminie, raczej po 3-4 kreskach.

To Był zwykły dzień (piątek) w którym nic specjalnego się nie wydarzyło, rano wyspany wstałem do pracy i po 8h wróciłem na chatę. Nie byłem jakoś specjalnie zmęczony.

randomness