Copa Libertadores i hipopotamy: Narkotykowi bossowie i futbol

Kłopoty Karima Benzemy, podejrzewanego o współudział w handlu narkotykami na szeroką skalę, to w porównaniu z realiami kolumbijskiej piłki lat 80. i 90. ubiegłego wieku fraszka. Witajcie w świecie, w którym wybór był prosty: srebro albo ołów. Łapówka albo kula w łeb.

Tagi

Źródło

PiłkaNożna.pl
Paweł Kapusta

Odsłony

570

Kłopoty Karima Benzemy, podejrzewanego o współudział w handlu narkotykami na szeroką skalę, to w porównaniu z realiami kolumbijskiej piłki lat 80. i 90. ubiegłego wieku fraszka. Witajcie w świecie, w którym wybór był prosty: srebro albo ołów. Łapówka albo kula w łeb.

Był 15 grudnia 1989 roku, gdy Jose Gonzalo Rodriguez Gacha usłyszał nadciągające nad jego posiadłość helikoptery. Bez namysłu wskoczył z synem do samochodu, ale na skuteczną ucieczkę było za późno. Na środku przedzielającej bananową plantację drogi kule ciężkiego karabinu maszynowego dosięgły auta, 17­-letni syn Freddie zakończył żywot z dziurą wielkości tenisowej piłki w głowie. Gacha zatrzymał pojazd, wysiadł, wyciągnął zawleczkę z granatu i wysadził się w powietrze. Tak zginął właściciel Club Deportivo Los Millonarios Bogota, wówczas mistrza Kolumbii.

El Patron z szerokim gestem

Kilka dni później śledczy wkroczyli do jego gabinetu. Dokładna analiza odnalezionej góry dokumentów nie pozostawiała wątpliwości: piłkarski klub był gigantyczną pralnią brudnych pieniędzy pochodzących z handlu kokainą.

„El Mexicano" był jednym ze współzałożycieli słynnego kartelu z Medellin, w latach osiemdziesiątych zapewniającego 80 procent tego towaru na światowy rynek. Pieniądze do kieszeni gangsterów płynęły strumieniem tak szerokim (kartel zarabiał w szczytowym okresie działalności ponad 50 milionów dolarów dziennie), że nie mając już co z nimi robić, zakopywano je na polach w wielkich skrytkach. Nieustannie szukać trzeba było sposobów i kanałów pozbywania się smrodu z tej kasy. Kluby piłkarskie były pralniami idealnymi dla wszystkich narkotykowych bonzów. Również dla najsłynniejszego i najpotężniejszego w historii - przywódcy kartelu z Medellin, Pablo Emilio Escobara Gavirii.

„El Patron" - mówili tak na niego ludzie ulicy - piłkę kochał, szczególnie blisko było mu do Atletico Nacional. Wpompował w ten klub ocean pieniędzy, sprowadzał najlepszych graczy, obsypywał ich deszczem banknotów, fundował darmowe wejścia na stadion najbiedniejszym kibicom. Robił wszystko, żeby drużyna jak najszybciej wspięła się na szczyt. Dokonał tego w 1989 roku, gdy jego klub jako pierwszy kolumbijski zespół w historii sięgnął po mistrzostwo Ameryki Południowej (wcześniej w wielkich finałach czterokrotnie ta sztuka nie udawała się drużynie America de Cali). Na dodatek dokonała tego składem złożonym z samych Kolumbijczyków.

To jeden z argumentów za teorią, że na pewno nie udało się tego osiągnąć w zupełnie czysty sposób. Escobar i gra fair­play? Wolne żarty... On znany był przede wszystkim z urzeczywistniania filozofii „plata o plomo", czyli „srebro albo ołów". Polityków, prokuratorów, policjantów przekupywał albo zastraszał. Bardziej opornych osobiście zakatowywał w piwnicach wieżowca Monaco, jednego z centrów zarządzania własnym imperium. Potrafił godzinami znęcać się nad ofiarą, na koniec wpakować jej kulę w łeb, po czym wjechać na ostatnie piętro apartamentowca i jakby nigdy nic bawić się z dwójką swoich dzieci. Zresztą po zdobyciu Copa Libertadores urugwajski sędzia, który prowadził jeden z meczów Atletico zdradził mediom, że był szantażowany przez ludzi Escobara. Niedługo później już nie żył, do jego obiadu ktoś dosypał trutkę na szczury.

Karmienie hipopotamów

Podobnych zabójstw było wówczas na pęczki. W prestiżowym meczu Atletico Nacional Medellin - America de Cali w listopadzie 1989 roku sędzia Alvaro Ortega miał słabszy dzień, nie uznał słusznie zdobytego przez ekipę Escobara gola. Kilka godzin po ostatnim gwizdku arbiter został zastrzelony z zimną krwią przez dwóch sicarios (zabójców) zatrudnianych przez Patrona. Relacje świadków były przerażające. Oprawcy tuż przed wystrzeleniem w kierunku piłkarskiego sędziego ponad 20 kul krzyknęli: - Już nigdy nie oszukasz Atletico!

Co ciekawe, po tym wydarzeniu zawieszono rozgrywki w Kolumbii, w 1989 roku nie wyłoniono mistrza. To jedyny taki przypadek w historii ligi w tym kraju. Jednym z uczestników tego meczu był Oscar Pareja, aktualny szkoleniowiec FC Dallas. - Musieliśmy to spotkanie koniecznie wygrać. Sędziemu nie szło jednak wyjątkowo. Gdy wracałem do domu, dowiedziałem się, co się stało. Zmroziło mnie - wspominał niedawno tamte wydarzenia na łamach „Guardiana". - Zdawaliśmy sobie wtedy sprawę, że właściciele klubu prowadzą mgliste interesy, ale byliśmy piłkarzami. Nie znaliśmy szczegółów.

Futbol w życiu Pablo Escobara obecny był nieustannie. Po zarobieniu pierwszych naprawdę wielkich pieniędzy kupił gigantyczną posiadłość Napoles między Medellin a Bogotą. Na wielu hektarach skrytych pośród tropikalnego lasu powstał hotel, hacjenda, baseny, kilkanaście sztucznych jezior, stadnina koni. Zapraszani byli tam na orgie z udziałem najpiękniejszych prostytutek ściąganych specjalnie z całej Ameryki Południowej wpływowi politycy, piosenkarze, sędziowie sądów powszechnych. Piłkarze nie byli lepsi (gorsi?) - zawodnicy czołowych klubów ligowych, występujący także w reprezentacji Kolumbii, lądowali na jednym z kilku pasów lotniska tego kompleksu, a po rozegraniu towarzyskiej gierki (Escobar zawsze brał w niej czynny udział) zabierani byli na wycieczki po prywatnym ogrodzie zoologicznym. Karmili tam sprowadzane z Afryki dla dzieci Króla Kokainy (wyboru zwierzątek dokonywały wertując magazyny „National Geographic") żyrafy, zebry czy hipopotamy. Później sami udawali się do wodopoju. Nawet gdy w 1991 roku PE doszedł do porozumienia z kolumbijskim rządem i poddał się karze, pozwolono mu ją odbywać w zbudowanym przez siebie więzieniu, a policja nie mogła się zbliżać do murów La Catedral, bo tak nazwano placówkę, na mniej niż kilka kilometrów. Nietrudno się domyślić, że Escobar miał tam wszystko, czego zapragnął - od jacuzzi, przez luksusowe prostytutki po owoce morza. I rzecz jasna piłkarskie boisko. Mimo że siedział w zamknięciu, nie miał problemu z kontrolowaniem swojego imperium. I zapraszaniem na towarzyskie gierki przyjaciół ­piłkarzy.

Szczególnie blisko był z zawodnikiem dobrze wszystkim znanym - Rene Higuitą. Bramkarz nieprzypadkowo dorobił się przydomka „El Loco", czyli szalony. Znany jest choćby z niesamowitej interwencji w towarzyskim meczu Anglia - Kolumbia, gdy „uderzeniem skorpiona" wybił piłkę z linii bramkowej po strzale Jamie'go Redknappa. Znajomość piłkarza z Escobarem sięgała o wiele dalej, niż przyjacielskie mecze w La Catedral.

W 1991 roku „El Patron" zlecił porwanie córki Carlosa Moliny, głowy konkurencyjnego kartelu. Higuita został poproszony przez przyjaciela o pośredniczenie w transakcji - zawodnik miał dostarczyć 300 tysięcy dolarów od Moliny, sam zarobił za to ponad 60 tysięcy. Po sprawie wyjechał do Hiszpanii, do Realu Valladolid. Po kilkunastu miesiącach wrócił do ojczyzny, gdzie został od razu aresztowany za udział w porwaniu. W więzieniu spędził siedem miesięcy, przez co stracił szansę na wyjazd na mundial do USA.

Postępująca degeneracja

Loco jest jednym z wielu piłkarzy złotego pokolenia kolumbijskiej piłki, których losy nieustannie przeplatały się z wpływami narkotykowych karteli. Można przecież zaryzykować tezę, stawiana ona była zresztą w przeszłości wielokrotnie, że gdyby nie kokainowi bonzowie, nigdy nie mówilibyśmy o teamie z Valderramą, Usuriagą czy Asprillą. Sam Escobar wybudował w Medellin kilkanaście boisk piłkarskich w biednych dzielnicach, wiele z nich było wyposażonych w sztuczne oświetlenie, opłacał trenerów, którzy przez kilkanaście lat pracowali z młodzieżą ze slumsów. Gdy dorzuci się do tego pieniądze łożone na futbol przez Gachę, braci Rodriguez i kilku innych, narkotykowych lordów, dostrzega się ich - cokolwiek o nich nie mówić - pozytywny wpływ na poziom tamtejszej piłki.

W 1997 roku tuż po zakończeniu meczu dającego Kolumbii awans na MŚ we Francji, bohater i strzelec gola Antony de Avila powiedział na antenie publicznej telewizji: - Dedykuję bramkę ludziom, którzy są pozbawieni wolności. W szczególności Miguelowi i Gilberto Rodriguezom.

To bracia, wtedy właściciele klubu America de Cali, którzy kilka lat wcześniej przez przypadek wypatrzyli Avilę na jednym z boisk w slumsach. Dali szansę, zrobili z niego piłkarza. W więzieniu znaleźli się jednak za coś zupełnie innego, niż działanie w świecie piłki. Byli założycielami drugiego pod względem wielkości i wpływów kartelu narkotykowego w Kolumbii. Aktualnie po ekstradycji odsiadują wyroki w Stanach Zjednoczonych. Umrą za kratami.

Wszechobecna wówczas na ulicach przemoc (Medellin podczas wojny między gangiem Escobara i siłami rządowymi, szczególnie w latach 1989-­91, czyli w momencie wchodzenia w dorosłość złotego pokolenia, było najniebezpieczniejszym miastem świata) oraz dostępność narkotyków wielu z tych chłopaków zabiła, zniszczyła bądź sprowadziła na złą drogę. Przykłady można mnożyć.

Jednym z największych talentów tamtych lat był Albeiro Usuriaga. Gość ze społecznych nizin, z chaosem w głowie. Już w 1988 roku złapany na zażywaniu kokainy. Dwa lata później miał poważne problemy, gdy w jego mieszkaniu znaleziono drogocenne przedmioty pochodzące z kradzieży. Jeszcze później przez trzy godziny uciekał swoim mercedesem przed policją, a gdy zajechał swoje auto do granic wytrzymałości, zatrzymał się, przedstawił i przekonał policjantów, żeby nie robili afery. W końcu jest tym słynnym Usuriagą. Puszczono go do domu jedynie z niewysoką grzywną. Bo w piłkę grać potrafił jak mało kto. Między jednym a drugim wybrykiem pociągnął w tamtym czasie klub z Medellin do zwycięstwa w Copa Libertadores i swoim golem w barażu z Izraelem kolumbijską kadrę do awansu na MŚ w 1990, pierwszego dla narodowego zespołu od 1950 roku. Na turniej jednak nie pojechał, trener Francisco Maturana skreślił go z listy z powodów dyscyplinarnych. Sam z powodów dyscyplinarnych skreślił się z tego świata w 2004 roku - został zastrzelony przed jednym z klubów nocnych w Cali.

Jego godnym następcą był Faustino Asprilla. Poważną karierę rozpoczął w klubie Pablo Escobara, później grał w Parmie i Newcastle United. Gdy przeprowadzał się na Wyspy Brytyjskie, był właśnie po rozwodzie z żoną, którą zostawił dla aktorki porno. Nie krył się także z noszeniem za pazuchą wielkiego gnata. W najlepszej formie widywany był nie na murawach Premier League, a w nocnych klubach Tyneside. W największe tarapaty wpadł, gdy podczas jednej z imprez policjanci zauważyli, że jeden z kolumbijskich kumpli piłkarza nienaturalnie stawia kolejne kroki. Po rewizji okazało się, że do łydki przywiązane miał dwa kilogramy kokainy. Utrzymywał, że prochy kupił od gracza Newcastle, ten z kolei zarzekał się, że człowieka poznał przed chwilą w pubie. Ostatecznie Asprilla wpłacił 20 tysięcy funtów kaucji za zatrzymanego kolegę. Ot, wydał ponad 100 tysięcy złotych na gościa, którego dopiero co poznał. Trudno uwierzyć w taką wersję zdarzeń... Wydarzenia największego skandalu w kolumbijskiej piłce każdy kibic zna natomiast na pamięć. Podczas meczu z USA na MŚ w 1994 roku Andres Escobar strzelił gola samobójczego, który pozbawił Kolumbijczyków szans na awans do kolejnej rundy. Mimo że jego koledzy z drużyny odwodzili go przed zbyt szybkim powrotem do kraju, bo przewidywali, że może stać się coś złego (większość z nich pojechała na wycieczkę do Disneylandu), on postawił na swoim. Dziesięć dni po feralnym występie wybrał się ze znajomymi do nocnego lokalu na obrzeżach Medellin. W barze wywiązała się kłótnia. Escobar nie zginął przez samobójczą bramkę. Zginął, bo pyskował gangsterowi, gdy ten patrząc niedoszłemu piłkarzowi AC Milan w oczy wyśmiewał się z niego, krzycząc: „samobój, samobój!". Escobar, wychowanek Atletico, zdobywca z tym klubem Copa Libertadores, filar kadry, megagwiazda, skończył nafaszerowany ołowiem w ukochanym mieście. Typowo po kolumbijsku.

Rzeczywistość uległa zmianie po usunięciu z życia publicznego kokainowych baronów. Pablo Escobar po długiej obławie został zastrzelony w grudniu 1993 roku, agenci DEA (Drug Enforcement Administration - amerykańska agencja rządowa do walki z przestępstwami narkotykowymi) wraz z miejscowymi śledczymi pozowali później nad jego ciałem, jak myśliwi nad ustrzeloną zwierzyną. Gacha podzielił jego los, bracia Rodriguezowie odsiadują wieloletnie wyroki w USA. Dzisiaj Kolumbia to już zupełnie inne miejsce na ziemi. Po ponad dwóch dekadach spokoju Medellin znalazło się na przykład w finale konkursu na najbardziej innowacyjne miasto świata, razem z Nowym Jorkiem i Tel Awiwem. Metro, nowe drogi, spokój na ulicach. Nawet lokal, przed którym Andres Escobar kończył żywot, kilka lat temu też zmienił nazwę. Policjant, który pracował przy sprawie zabójstwa AE: - Kiedyś przychodziły tu dziwki, ćpuny i dilerzy. Dzisiaj bogaci studenci tupią nogą do muzyki Kyle Minogue. Kolumbia się zmieniła.

Oceń treść:

Average: 9.7 (3 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • Mefedron
  • Pozytywne przeżycie

Set and setting: myślę, że to mało istotne przy tego typu narkotyku, jednak razem z przyjacielem mieliśmy dobre nastroje.

11:30 Dostalismy z kolegą mefedron, co prawda nie był to mój pierwszy raz z tą substancją, ale tak jak napisałam ''dostaliśmy'' niby na wypróbowanie. Po kilkunastu minutach, razem z nim byłam w opuszczonym budynku przy torach. Wiem, te miejsce nie brzmi zbyt przyjaźnie ale lubię tam przebywać.

  • 25D-NBOMe
  • Pozytywne przeżycie

miasto -> mój dom -> miasto

Zanim przejdę do trip raportu chcę odpowiedzieć na kilka pytań zadanych mi przez różne osoby.

  • Etanol (alkohol)
  • Marihuana
  • Miks

impreza ze znajomymi, dużo alkoholu, dobra zabawa (jeszcze lepszy nastrój)

Zaczynając od początku: było to dla mnie na tyle silne przeżycie, że niewiele pamiętam do dziś. (mimo że nie wydarzyło się to jakoś bardzo dawno temu)

  • Etanol (alkohol)
  • Marihuana
  • Marihuana
  • Tripraport

Pod wpływem etanolu, więc w dobrym humorku. Jaranie miało miejsce przed domem ziomeczka.

-Ale wiesz, że Cię to rozkurwi?
-Chuj tam, dawaj.

I BIORĘ 4 BUCHY Z LUFY XD

normalnie to po dwóch już mam sooolidną fazę, a teraz jeszcze jestem pijany, heh.

- Dzięki. - mówię do przyjaciela, z którym piłem i teraz na rozchodniaka zajebaliśmy parę buszków z jego sakiewki. Żegnamy się i idę w swoją stronę, a on wraca do domu.

-Tylko traf do domu! - upomina mnie.

-Taaaa... hehe- odpowiadam

randomness