Uzależniony znaczy zależny?

W psychoterapii uzależnień, w jej głównym nurcie, mało jest miejsca na szersze spojrzenie na pacjenta. Często terapia ogranicza się do tak zwanej pracy odwykowej, gubiąc wiele ważnych problemów doświadczanych przez uzależnionego, które mogą mieć wpływ na efekt terapii.

Tagi

Źródło

Szymon Jabłoński / 7freuds

Odsłony

3124

W psychoterapii uzależnień, w jej głównym nurcie, mało jest miejsca na szersze spojrzenie na pacjenta. Często terapia ogranicza się do tak zwanej pracy odwykowej, gubiąc wiele ważnych problemów doświadczanych przez uzależnionego, które mogą mieć wpływ na efekt terapii. Szczególnie na to, czy pacjent skończy leczenie i odejdzie w normalne życie, funkcjonując dalej w zdrowy sposób, czy będzie raz za razem powracał do leczenia. Z doświadczenia zawodowego wiem, że są osoby, które powtarzają pełny cykl leczenia, czyli około dwóch lat, wielokrotnie. Jaka jest przyczyna ciągłych powrotów do terapii i braku umiejętności odcięcia pępowiny wiążącej pacjenta z poradnią czy terapeutą? Samo słowo uzależnienie daje nam pewien pogląd na to, jak funkcjonuje pacjent uzależniony. Jest zależny nie tylko od substancji psychoaktywnej czy jakiegoś modelu funkcjonowania, ale także od terapeuty, relacji terapeutycznej czy własnego wizerunku.

Pacjent zależny nie ma poczucia sprawczości w życiu, w dużej mierze kieruje się oczekiwaniami i opiniami innych. W relacji terapeutycznej osoba taka będzie starała się zadowolić terapeutę, będzie tak zwanym „dobrym pacjentem”, który tylko z pozoru pracuje nad sobą i czyni postępy w terapii. Z czego wynika taka postawa osoby leczącej się? Pewnie w dużej mierze z lęku przed odrzuceniem, oceną i sprawieniem zawodu terapeucie, którego może postrzegać jako omnipotentnego. Za profesor Nancy McWilliams możemy powiedzieć, że pacjent używa mechanizmu idealizacji i dewaluacji. Wierzy, ze terapeuta ma boską moc i kontrolę nad tym co dzieje się w jego świecie. Dodatkowo wiarę tę potęguje chaos i lęk jakiego doświadcza osoba uzależniona, która nie radzi sobie z problemami codziennego funkcjonowania i szuka oparcia w istocie wyższej. Istotą tą ma być terapeuta - ten, który wie jak wprowadzić porządek w życiu.

Czasami prowadząc psychoterapię ulegamy tej wizji pacjenta - wierzymy, że jesteśmy w stanie rozwiązać wszystkie jego problemy i zachowujemy się jak dobry rodzic, do którego zwraca się o pomoc dziecko. Taka rola jest kusząca i wejście w nią może doprowadzić do uwikłania pacjenta w wieloletnią terapię, która służy jedynie naszemu ego terapeuty i nie jest procesem leczącym. Z ich doświadczeń z pacjentami wynika, że osoby uzależnione, które są w terapii ponad dwa lata, pod koniec procesu zaczynają wnosić do terapii wątki, które wymagają dalszej długotrwałej pracy lub łamią abstynencję - po to, żeby dalej być w terapii. Kiedyś, pracując z osobą uzależnioną, złapałem się na tym, że pacjent w ostatnim okresie psychoterapii, przychodząc na sesję, wnosił jakiś konkretny problem, a ja podsuwałem mu rozwiązanie. Właściwie pełniłem rolę doradcy i starszego brata, mimo różnicy wieku między mną a nim. Kiedy sobie to uświadomiłem, omówiliśmy to z pacjentem i wspólnie ustaliliśmy, że nasza współpraca zbliża się ku końcowi i to on musi nauczyć się funkcjonować poza murami poradni w sposób dojrzały i odpowiedzialny. Pacjent ten dokonał idealizacji i miałem wrażenie, że wyobraża sobie, iż potrafię rozwiązywać jego problemy - a ponieważ problemy pojawiają się zawsze, miał poczucie, że będę mu towarzyszył bez końca. Pamiętam, że jego oczekiwania budziły we mnie silne doznania złości i irytacji, ale na szczęście byliśmy w stanie otwarcie o tym porozmawiać.

Jednak jak pisze Nancy McWilliams, za każdą idealizacją kroczy dewaluacja. Kiedy pacjent uświadomi sobie, że terapeuta jest zwykłą osobą i że leczenie nie polega na prowadzeniu za rękę, a raczej w towarzyszeniu mu w procesie zmiany i zdrowienia, często porzuca psychoterapeutę lub zmienia go. Nie jest problemem w terapii uzależnień, kiedy pacjent zmieni terapeutę - możliwe nawet, że taka zmiana jest potrzebna i dzięki niej leczenie może zostać ukończone. Często jednak pacjenci przerywają proces terapeutyczny i odchodzą z poradni. Zdarza się, że powtarzają ten cykl kilkukrotnie, spędzając wiele lat w leczeniu. Każdy powrót jest dla nich początkiem i nadzieją, że tym razem się uda. Niestety ten mechanizm przyciągania i odpychania często jest tak silny, że nie pozwala im spojrzeć realnie na siebie i na rolę terapeuty.

Na koniec chciałbym dodać, że często psychoterapeuci nie traktują pacjentów uzależnionych jak osoby dorosłe, które w procesie leczenia powinny odzyskać pełną odpowiedzialność za siebie i swoje życie. Wydaje się, że jasna relacja terapeutyczna powinna zapobiec tej mało etycznej postawie. Ważne jest, żebyśmy jako psychoterapeuci obserwowali własne reakcje na pacjenta i potrafili rozpoznać, kiedy zaczyna się uwikłanie zamiast powolnego procesu odklejania się pacjenta od poradni i stawania na własnych nogach. Może w tym pomóc superwizja. Jako terapeuci powinniśmy zrozumieć, że leczenie tak naprawdę zaczyna się po opuszczeniu poradni i dopiero na zewnątrz pacjent może zweryfikować i wdrożyć w życie wszystko to, co zdobył w procesie psychoterapii.

Oceń treść:

Average: 9.7 (3 votes)

Komentarze

Anonim (niezweryfikowany)

jak terapia ma byc skuteczna a uzależnienie jest w zaawansowanej fazie to tylko oddziały całodobowe

Zajawki z NeuroGroove
  • Katastrofa
  • Pentedron

Na zewnątrz, chęć ostrej jazdy

Witam, dziś postaram wam sie opisać przeżycie osoby chorej na politoksykomanie, z której już wyszedłem, po donosowym zaaplikowaniu 2 gramów pewnego euforycznego proszku...

13:00

Odbieram z paczkomatu paczke z 3gramami N-etylonorpentedronu. Idę do najbliższej klatki. wysypuje na oko 2 gramy proszku. Wciągam zwiniętym banknotem.Wychodzę, piję wodę, palę papierosa. Nie czuć efektów prawdopodobnie przez zjechane błony śluzówe po może tygodniowym ciągu na cmc`kach.

13:30

  • Dimenhydrynat

Mam tu tripa pewnego goscia po avio:


Jazda miala miejsce okolo rok temu dlatego nie pamietam jej zbyt dokladnie,

ale postaram sie ja opisac. Tego dnia nie chcialo mi sie isc do szkoly.

Okolo 8 rano odprowadzilem qmpla do jego szkoly. Los chcial, ze akurat wtedy

przyjechal do niej moj stary spotkac sie z dyrkiem (brrr) sciemnilem go, ze

teraz mam religie i odwiozl mnie na chate. Wiec poszedlem do apteki po

aviomarin (20 sztuk) kosztowaly jakies 17 zlotych. Mialem jeszcze jedna

  • Grzyby halucynogenne


Ave

  • LSD-25
  • Pozytywne przeżycie

Pozytywne nastawienie, dom z ogrodem

Spotkaliśmy się chwilę przed 14-tą u kolegi w domu z ogrodem, nastawienie pozytywne i duża doza ekscytacji. To w końcu dziś ten dzień, kiedy przeżyjemy naszą wspólną podróż na LSD. Była ona planowana z 2 tyg. wyprzedzeniem. Dawka, na którą się zdecydowaliśmy to 200ug Baby na Rowerze. Jeśli chodzi o wiek i doświadczenie, to wszyscy powyżej 20 lat, jeden kolega zerowe doświadczenie, pozostała trójka wraz ze mną kilka razy brała psychodeliki. Waga kolegów bardzo zróżnicowana.

T: 14:00