Monar na kuracji

Po 25 latach istnienia Monar przechodzi generalny remont. Romantyczne metody założyciela stowarzyszenia Marka Kotańskiego odchodzą w przeszłość.

Anonim

Kategorie

Źródło

Newsweek Polska
Amelia Łukasiak

Odsłony

4280

Gdy pod koniec lat siedemdziesiątych Marek Kotański zaczął tworzyć Monar, o wszystko musiał walczyć sam. System realnego socjalizmu nie przewidywał miejsca dla jakiejkolwiek organizacji niezależnej od totalitarnego państwa. Mógł się na to porwać tylko pasjonat - szaleniec pokonujący trudności dzięki swojej charyzmie i energii.

Czasy walki dla Kotańskiego nigdy się nie skończyły. I dopiero po jego tragicznej śmierci w wypadku samochodowym okazało się, że prócz wielkiej idei zostawił po sobie ponad milion złotych długów, nieporządek w dokumentach, dziesiątki rozgrzebanych inicjatyw społecznych i kilkanaście nielegalnie postawionych budynków, którym w każdej chwili groziła rozbiórka. Wielu ludzi powątpiewało nawet, czy w takiej sytuacji Monar w ogóle przetrwa bez energii i charyzmy swojego założyciela. Następczyni Kotańskiego, Jolanta Koczurowska, musiała ostro wziąć się do porządków. Po roku widać, że nowej szefowej udaje się przekształcać spontaniczny ruch w zdyscyplinowaną organizację charytatywną, która do tegorocznych mrozów przygotowana będzie lepiej niż zwykle. Koczurowska, psycholog, od 20 lat szefowa dwóch monarowskich ośrodków dla dzieci i młodzieży w Gdańsku, na pierwszy ogień wzięła sprawy finansowe. Gdy po śmierci Marka Kotańskiego dokonano obliczeń i na jaw wyszły ogromne długi, od szefów placówek zaczęła wymagać rozliczeń finansowych. Zobowiązania zaczęto spłacać. Warszawskie centrum przy Marywilskiej ma wprawdzie jeszcze do oddania 600 tysięcy złotych za prąd, wodę i telefony, ale zaległości udało się rozłożyć na raty. I co najważniejsze - nowych długów ośrodek już nie zaciąga.

Przez 25 lat Monar działał na wariackich papierach. Gdy urzędy kwestionowały przyznanie dotacji na działalność z powodu źle wypełnionych wniosków lub braku rozliczenia wcześniejszych dofinansowań, Kotański robił w mediach szum na całą Polskę. Urzędnicy miękli i w końcu przyznawali pieniądze, przymykając oko na nieścisłości.

Koczurowska nie pozwala sobie na podobne metody. Nie te czasy i nie ten typ osobowości. Przez cały tydzień dniami i nocami osobiście ślęczała nad stosami dokumentów, pilnując, aby nie było w nich żadnych błędów. Poganiała maruderów przed 15 października, kiedy upływał termin składania wniosków o dotacje. Za czasów Kotańskiego o pieniądze na działalność ośrodków zajmujących się bezdomnymi występowała centrala i to ona je dzieliła. - Nigdy nie wiedziałem, ile dostanę pieniędzy i kiedy - wspomina Zbigniew Wizner, prowadzący od 11 lat ośrodek Grzędy koło Piaseczna. Tuż po swoim przyjściu Koczurowska wprowadziła nowe zwyczaje. O dofinansowanie działalności w ramach Monaru może występować każdy ośrodek bez pośrednictwa centrali. Dzięki temu Wizner w 2003 roku dostał o połowę pieniędzy więcej niż w latach poprzednich i planuje, że niebawem uruchomi noclegownię na 35 łóżek.

Na dobrej drodze jest już porządkowanie spraw budowlanych. Kotański od początku działał metodą faktów dokonanych. Jeśli nie mógł legalnie przejąć budynku, bez niczyjej zgody wprowadzał się tam wraz ze współpracownikami. Jeśli nie mógł uzyskać zgody na budowę, rozpoczynał ją bez niezbędnych pozwoleń - w ten sposób niezgodnie z prawem powstało wiele budynków w całej Polsce.

Współpraca Rafał Badowski, Dariusz Janowski, Gdańsk
Autor: Amelia Łukasiak (alukasiak@newsweek.pl)
źródło: Newsweek Polska

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

AT (niezweryfikowany)

Tylko czy tak bedzie lepiej dla MONARu i mieszkancow jego osrodkow ?
spoksss (niezweryfikowany)

nie sądzę by taka końcowa ocena osoby Marka Kotańskiego była uczciwa, działał on bowiem tak na ile można było, chyba nikt nie zaprzeczy o skuteczności jego metod, ciekawe czy jakby nie jego czasami &quot;stuknięte&quot; pomysły, to powstałby w Polsce jakikolwiek ośrodek w którym podjęto by próbe współpracy z narkomanami chorymi na AIDS. Ciesze sie, że ośrodki po smierci Marka dalej sie rozwijają, jednak nie powinno sie zapominać o tym dla kogo tak naprawde istnieją przytuliska, sprawdzony sposób to uwierzyć w ludzi, w człowieczeństwo, i w narkomanów, oni tego potrzebują , mam nadzieje, że nie powstaną tam z czasem ośrodki w których narkoman zacznie byc pojmowany jako przedmiot badań. <br>Pozdrawiam.
monika (niezweryfikowany)

ciekawe w czyim interesie jest takie wychwalanie pani Kaczorowskiej... bo cały artykół jest tak napisane jakby Marek Kotański był jakimś przestępcą i przez 25 lat kradł, gwałcił i oszukiwał ... spewnością to nie ma nic wspolnego z szacunkiem dla tak wielkiej osoby...
Bachledka (niezweryfikowany)

Marek Kotański był dobrym człowiekiem ,który zasłużył na szacunek.Pomógł wielu ludziom i to jest godne podziwu!!!!!!!Dzisiaj niewiele osób interesuje sie losem innych.TZEBA TO ZMIENIĆ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!:) <br>
Anonim (niezweryfikowany)

<p>ludzie, wszyscy którzy bierzecie wbijcie sobie jedno do głowy,&nbsp;</p><p>naprawdę, naprawdę wyjście z nałogu czy sam nałóg to nie jest w braniu najtrudniejsza rzecz,</p><p>narkotyki nie tyle uzależniają czy nie uzależniają co CAŁKOWICIE siekają twoje kontakty</p><p>z innymi ludźmi, sam przekonasz się na własnej skórze że po braniu i odstawieniu będziesz</p><p>jeszcze 10 lat dochodził do siebie tak żeby mieć normalne relacje z rodziną i drugim człowiekiem,&nbsp;</p><p>to właśnie od tego są ośrodki typu monar żeby ci pomóc i przyśpieszyć ten proces,</p><p>czy to się udaje to inna kwestia, ale nie wieszaj psów skoro nie wiesz nawet jaki jest cel leczenia</p><p>w takich ośrodkach.&nbsp;</p><p>&nbsp;</p><p>Nie znam naprawdę ludzi którzy biorąc uciekli od dziwnych klimatów i totalnego poszatkowania relacji</p><p>z innym człowiekiem, zresztą często zaczynając branie przez to że nie potrafili stworzyć prawdziwych kontaktów z ludźmi</p><p>sam nałóg może wydawać się przy tym naprawdę niewielkim problemem skoro po przestaniu brania nie wiesz jak żyć,</p><p>nie masz kontaktu z NIKIM spoza środowiska biorących i zostajesz naprawdę sam, naprawdę b. łatwo wrócić jest wtedy&nbsp;</p><p>na stare nawyki prawda?</p><p>&nbsp;</p><p>Zapamiętajcie sobie do końca życia może wam to je uratuje - w narkotykach nie ważne jest uzależnienie, ale to&nbsp;</p><p>że ryją beret, że siekają normalne kontakty międzyludzkie, niszczą związki, wiele wiele lat dłużej musisz dochodzić&nbsp;</p><p>do siebie po czymś takim, przestać brać to naprawdę mało w porównaniu z tym, to nie żart, nie znam nikogo kto biorąc</p><p>nie miał problemów ze znalezieniem się, pamiętajcie że tak jest i nie uciekniecie od tego...</p>
Zajawki z NeuroGroove
  • 25B-NBOMe
  • 2C-B
  • Marihuana
  • Przeżycie mistyczne

Trzydniowy festiwal Sadhana Open Air. Nastawienie w 100% pozytywne.

Rzecz działa się na Sadhanie – cokolwiek małokalibrowym (~150 osób) festiwalu na otwartym powietrzu, urządzonym na obrzeżach Domachowa, niedaleko trójmiasta.

Pole, las, mały chill stage, niewiele większy main, stoisko z jedzeniem i piciem. Namioty, lubiani (bardzo) i zaufani ludzie w ilości czternastu + ja. Dużo dragów. Cudnie.

 

  • Bieluń dziędzierzawa

Tak sobie ostatnio czytam listę i widzę same negatywne opinie nt. bielunia. Chciałbym więc przedstawić wam go w trochę innym świetle. W środę wziąłem bielunia z kolegą... no właśnie ile tego było? przeliczając na łyżki do herbaty - jakieś 2, może trochę więcej. Nie robiliśmy żadnych mixturek tylko po prostu zjedliśmy ziarenka.

Trzeba dobrze zmielić zębami, ma ochydny smak, ale da się przeżyć.

  • Odrzucone TR
  • Pierwszy raz
  • Pridinol

Nudny piątkowy wieczór w domu. Szukam czegoś co mogłoby mi umilić końcówkę tego szarego dnia. Nie mam kasy, żadnych sprawdzonych leków czy innych używek, więc wybór pada na niezbadany jeszcze przeze mnie pridinol w postaci leku Polmesilat. Kiedyś o nim czytałem, ale jakoś tripy opisane przez innych użytkowników nie zachęcały mnie do spróbowania... Teraz jednak pomyślałem, że spróbuję i tego "od biedy".

Ok. 22:00

Przyjmuje 5 tabletek, tj. ok 21mg pridinolu w postaci leku Polmesilat. Siadam na fotelu i oglądając TV, czekam na wejście. Po mniej więcej 30 minutach chcę wstać i iść zrobić sobie herbatę. Do tej pory niezauważałem żadnego efektu, więc jestem lekko wkurwiony. Tak więc próbuję wstać z fotela, ale okazuję się, że nie mogę... Nogi odmawiają posłuszeństwa, wstaję do połowy i usiadam z powrotem - i tak kilka razy. W końcu udało mi się wysilić na tyle, żebym wstał. Trafiam do kuchni i robię herbatę.

T + 1h.

  • Dimenhydrynat
  • Pozytywne przeżycie

Nastawienie pozytywne. Dobra atmosfera.

Jest piątek po południu. Odebrałam swojego przyjaciela z dworca PKP, gdzie wyruszyliśmy w podróż do pobliskiej apteki w centrum miasta. Kumpel zrobił już zakupy we własnym mieście, tak więc pozostało nam kupno 750mg dimenhydrynatu dla mnie. Z łatwością dostaliśmy dużą i małą paczkę Aviomarinu- razem 15 tabletek. <idziemy w stronę parku>. Zapalamy papierosy. Czas nakarmić demona. Piętnaście tabsów na raz do buzi <zapijamy colą>.

- 'Nareszcie nam się udało! Czuję ulgę, kiedy mam świadomość, że teraz tylko czekamy na działanie substancji.'

randomness