Miała uderzyć w producentów, a przede wszystkim w dilerów narkotyków. Policji miała dać nowe instrumenty do zwalczania "handlarzy śmiercią". Uzależnionym szansę na skuteczne, choć przymusowe wyleczenie. Miała być lekiem na całe narkotykowe zło. Po dwóch latach okazuje się, że rację mieli przeciwnicy wprowadzenia jej w życie.
Znowelizowaną, ostrzejszą wersję ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii Sejm klepnął 26 października 2000 r. Miesiąc później podpisał ją prezydent. Wybrańcy narodu nie chcieli słuchać ludzi, którzy działali wśród uzależnionych, w tym Marka Kotańskiego, gdzieś mieli także opinie prawników. Jednym głosem z Kaczorami za ściganiem i wsadzaniem do pierdla każdego, kto ma choćby gram prochu, wołała buddystka Labuda i wielu działaczy SLD.
Przypomnijmy: "za" byli wszyscy posłowie AWS i PSL, tylko 9 posłów SLD i tyluż z UW było przeciw, zaś
2 uwoli wstrzymało się od głosu. Pozostałe kluby w całości poparły projekt.
* * *
Wiara, że zwiększenie represji uwolni Pomroczną od plagi dragów, okazała się fikcją.
Poznań, amfiteatr w parku obok Cytadeli. Robert prowadzi mnie do grupki młodych ludzi niedbale wylegujących się na ławkach. Rozdaje strzykawki, prezerwatywy, częstuje papierosem.
Siedzieliśmy na bajzlu, kiedy nagle wpadła policja opowiada Maciek, wysoki, przygarbiony siedemnastolatek, który leci na opiatach, czyli wywarze z makowin. Wywalili z kopa drzwi, rzucili nas na glebę. Zgarnęli Janka, Malinę, mnie i jeszcze dwie osoby. Mnie puścili, bo nie miałem przy sobie strzykawki. Dostałem tylko parę kopów. Janek robił kompot, więc nie miał szans; poszedł do pierdla. Właściciela bajzlu Grubego Edka nie było wtedy w domu. Dostał wezwanie, przyszedł do komisariatu i powiedział, że o niczym nie wie, bo tylko wynajmował mieszkanie. Puścili go, a to przecież on kręcił całym interesem.
Robert streetworker, czyli wolontariusz, który działa wśród ćpunów na ulicy:
Nastąpiła zmiana sytuacji mówi streetworker teraz coraz częściej znaczącym dilerem jest ktoś, kto sam nie grzeje kompotu. Udostępnia lokal do produkcji polskiej hery, przejmuje biznes i rozprowadza towar poprzez sieć czynnych narkomanów, którzy są uzależnieni od jego dostaw. Płaci im w naturze, kompotem. Policja go nie zna, a w razie wpadki produkujących tłumaczy, że tylko wynajmował komuś mieszkanie. Przed wejściem w życie nowej ustawy większość wytwórców kompotu produkowała na własne potrzeby i sprzedawała tylko nadwyżki. W mieście działała sieć małych melin, o których wiedzieliśmy wszystko. Teraz policja, żeby podnieść statystyki wykrywalności, najeżdża na bajzle, więc cała produkcja kompotu zeszła do głębokiego podziemia. Nie możemy dotrzeć do opiatowców ze strzykawkami, igłami oraz doraźną pomocą. Ćpają, zarażają się, a nowi dilerzy gonią streetworkerów, bo psują im biznes.
Elwisa spotkałem przed poradnią Monaru przy ulicy św. Katarzyny w Krakowie. Zaczynał od amfy, potem brał brown sugar, skończył na polskiej herze. Zawalił studia, choć wcześniej był najlepszy na roku. Spał na dworcu i w bramach, zrobiłby wszystko, żeby zarobić na kolejnego centusia kompotu. Był na detoksie, potem znowu zaczął brać.
Zrobiliśmy z chłopakami włam do spożywczaka. Nakryła nas policja. Szybka sprawa i wyrok. Dostałem półtora roku bez zawiasów, bo wcześniej złapali mnie ze strzykawką pełną kompotu. Mówili, że trafię na leczenie, ale to był pic. Siedziałem w sześcioosobowej celi z kryminałami. Zrobili ze mnie ścierę do podłogi. Nie wiedziałem, że można tak sponiewierać człowieka. Raz zgłosiłem to klawiszowi, ale mnie olał. Na szczęście nie dymali mnie, bo bali się HIV. Wyszedłem po roku i pierwsze co zrobiłem, to wrzuciłem w kanał trzy centusie kompotu.
Marek, działacz Monaru z Krakowa:
Penalizacja wyrządziła znacznie więcej szkód niż pożytku. Znowelizowana ustawa określa, że sąd może kierować uzależnionych na leczenie w ośrodku lub umożliwić takie leczenie w zakładzie karnym. W praktyce jest tak, że liczba miejsc w ośrodkach Monaru i podobnych organizacji jest bardzo ograniczona. W zakładach karnych w całej Polsce jest tylko 360 miejsc w zamkniętych oddziałach terapeutycznych. Jedyny więzienny program metadonowy został niedawno uruchomiony w Krakowie na Montelupich. Spora część osadzonych nie trafia na leczenie w ogóle, bo czas oczekiwania na miejsce jest dłuższy niż kara pozbawienia wolności. Po wyjściu na wolność od razu wracają do grzania. Zdarza się też, że ludzie leczeni w ośrodkach są zabierani stamtąd przez policję, bo sąd przypomniał sobie, że kiedyś popełnili jakieś drobne przestępstwo i teraz muszą odbyć karę. W połowie leczenia trafiają więc do więzień, gdzie ich los nikogo nie obchodzi.
Jelenia Góra, trasa wylotowa z miasta w stronę Zgorzelca. Na poboczu cztery panienki. Z bliska wyglądają koszmarnie, ale i tak mają klientów. Najmłodsza, osiemnastoletnia Monika ("mów mi Misia"), zachowała resztki dziewczęcej gracji. Dwa szlugi i browar w puszce to dla niej przedsionek raju.
Wiesz, jak to jest opowiada jak chcesz mieć kasę na centusia, musisz zarobić. Żeby zarobić, trzeba mieć pałera, a jak zarzucisz w kanał, to wymiękasz,
Józef Leśniak, szef jeleniogórskiego ośrodka Monaru:
Zwiększona podaż polskiej hery powoduje, że wśród opiatowców pojawia się rywalizacja. Kto ma więcej forsy, ten więcej może. Żeby utrzymać się na rynku, zarzucają spidy. Nie jest to czysta amfetamina, bo nie byłoby ich stać na syntetyczne narkotyki. Jak grzyby po deszczu wyrastają wytwórnie substytutów amfy produkowanych na bazie leków zawierających efedrynę. Są zbyt łatwo dostępne na rynku, żebym . W połączeniu z równie łatwymi do nabycia substancjami, w tysiącach przydomowych pracowni w Polsce produkuje się silnie trujący, ale tani środek, dzięki któremu opiatowcy dostają podwójnie po głowie i po wątrobie. Policja nie jest w stanie zlokalizować i skutecznie likwidować działalności tych wytwórni. Producentów spidów nie jest łatwo namierzyć; często pochodzą z tzw. dobrych domów, chodzą w lepszych ciuchach, nigdy nie byli notowani. O ileż łatwiej jest policjantom zatrzymać opiatowca. Od razu widać, że to ćpun, a jeśli , to operacyjny sukces murowany.
* * *
jest pełna usterek i niedoróbek, które powodują, że w praktyce jest martwą literą. Na przykład w ustawie wprowadzono zapis zobowiązujący , jeśli otrzymał informacje o sprzedaży narkotyków lub dzieleniu się dragami.
Zatem każdy działacz Monaru lub podobnej organizacji staje się przestępcą, ponieważ nie ujawnia organom ścigania danych ćpunów, którymi w myśl statutu swojej organizacji ma się opiekować. Znowelizowana ustawa w ogóle nie przewiduje .
Za zatajenie tych informacji grozi grzywna, ograniczenie wolności lub więzienie do dwóch lat.
Ministerstwo Zdrowia sporządziło i obecnie wprowadza w życie Narodowy Program Ochrony Zdrowia. Przewiduje on tworzenie grup tzw. partyworkerów. Są to przeszkoleni wolontariusze, których zadaniem jest szeroko rozumiana profilaktyka w modnych obecnie, wielkich dyskotekach. Partyworker powinien nabyć od dilera syntetyczny narkotyk, w podręcznym laboratorium sprawdzić jego skład, natychmiast wydrukować w setach egzemplarzy ulotkę i rozprowadzić ją między hulającymi
małolatami. Ale partyworker nabywając dragi w świetle nowej ustawy także jest przestępcą. Tak więc Narodowy Program Ochrony Zdrowia jest sprzeczny z ustawą o zapobieganiu narkomanii.
To bzdura mówi didżej, jeden z rezydentów wielkiej dyskoteki nieopodal Poznania. Na dyskotekowym rynku działają zorganizowane grupy, które handlują syntetycznymi dragami. Co kilka miesięcy pojawiają się nowe substancje. Hit ubiegłego sezonu, . Tu, w tym lokalu, w ciągu ostatniego pół roku dwie osoby zmarły na parkiecie na skutek przedawkowania dragów.
mówi Robert, poznański streetworker to niebezpieczna mieszanka czystej amfetaminy, pochodnych hery i leków psychotropowych. Ten narkotyk zawiera tzw. opóźniacze, które na klientach wymuszają dodatkowe zakupy. Zwykła amfa działa szybko, środki zawierające opóźniacze powodują, że po godzinie od zażycia draga w organizmie nie dzieje się nic ekscytującego. Biorca kupuje więc kilka następnych tabletek. Efekt występuje nawet po ośmiu godzinach. Człowiek nagle ma migotanie przedsionków serca, udar mózgu, dostaje gorączki. Po prostu gotuje się i umiera na parkiecie. Nie widziałem jeszcze, żeby policja skutecznie zwalczyła dyskotekową szajkę handlarzy takimi dragami.
* * *
Kiedyś namawialiśmy do abstynencji. Mówiliśmy: Nie bierz narkotyków. Dzisiaj powtarzamy: Nie bierz, a jak chcesz, to bierz bezpiecznie powiedział dyrektor Krajowego Biura do spraw Przeciwdziałania Narkomanii Piotr Jabłoński ("Newsweek" 25.08.2002). Interpretacja jest jasna to klęska ustawy i programów, które nie biorą pod uwagę faktu, że narkobiznes w Polse bezpiecznie się rozwija.
W większości krajów Unii Europejskiej od kilku lat skutecznie wprowadza się programy profilaktyczne, które dopuszczają obecność miękkich narkotyków na oficjalnym rynku, dzięki czemu państwo zachowuje kontrolę nad ich dystrybucją. W Pomrocznej tzw. autorytety moralne mówią takim działaniom stanowcze "nie", dzięki czemu uzależnieni dostają w dupę w pierdlach, a dilerzy swobodnie kroją szmal.
Potwierdzam to, co powiedziałem jesienią 2000 r. powiedział nam trzy tygodnie przed tragiczną śmiercią Marek Kotański ta ustawa to zwykła wyborcza kiełbasa i prawny bubel. Zrównuje handlarzy śmiercią z ludźmi chorymi. Nie rozwiąże się problemu narkomanii w Polsce . Policja, prokuratura zawsze odetną swoje kupony od prowadzonych spraw. A co z ludźmi, którzy prowadzą działalność profilaktyczną? W świetle tej ustawy są wspólnikami przestępców. Gdzie jest miejsce na prawdziwą
resocjalizację?
Badania prowadzone przez agendy Ministerstwa Zdrowia oraz Instytut Psychiatrii i Neurologii wykazały, że w ciągu ostatnich dwóch lat, kiedy obowiązuje nowa ustawa, znacząco wzrosła liczba osób biorących dragi oraz ciężkie narkotyki. Obecnie w mieście liczącym sto tysięcy mieszkańców co trzeci młody człowiek w wieku od 15 do 23 lat miał kontakt z narkotykami więcej niż jeden raz. Przyczyniają się do tego bezrobocie, brak życiowych perspektyw i związane z tym frustracje. Na przykład liczba osób, które łykają brown sugar (tania, bardzo zanieczyszczona odmiana heroiny), wzrosła sześciokrotnie. Zastraszająco rośnie liczba osób uzależnionych od polskiej hery. Za to tylko w 25 miastach działa stały program wymiany igieł i strzykawek. Program podawania syntetycznego narkotyku, który nie niszczy organizmu metadonu funkcjonuje zaledwie w 12 miejscowościach.
Dziwi też, że Kościół kat. , określanymi terminem "sekty", tak mało środków przeznacza na walkę z narkomanią. Funkcjonariusze pana B., z wyjątkiem księdza Arkadiusza Nowaka, , żeby chociaż zachęcić do profilaktyki.
Oczywiście , nie mówiąc o .
Równocześnie słabość policji i tzw. aparatu sprawiedliwości wykorzystują grube ryby świata przestępczego ubabrane w narkotykowy biznes. Niejaki Jarosław D., ksywa Parzydlak ("NIE" nr 11/2002) został wypuszczony z aresztu tymczasowego na wniosek Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze tylko dlatego, że zakablował wspólników. Może liczyć na nadzwyczajne złagodzenie kary, chociaż prokuratura oskarżała go wcześniej o przemyt co najmniej i zorganizowanie siatki dilerów. W polskim prawie to zbrodnia. Dobry prokurator obniżył mu kaucję z 10 000 do 2000 zł.
Niejaki Grzegorz C. cieszy się wolnością, chociaż wrocławski Sąd Okręgowy dał mu karę 4,5 roku pierdla. Sąd Najwyższy uznał, że nie można wykazać, iż obywatel, przemycając prochy z Holandii do Niemiec, czynił to z zamiarem sprowadzenia substancji halucynogennych do Polski. Z zarzutu przemytu narkotyków na teren Pomrocznej , jednego z bossów Pruszkowa, gdyż policja i prokuratura nie podjęły poważnych czynności procesowych, .
Policjanci w tzw. terenie zatrzymując osoby, które w przydomowych ogródkach hodują kilka krzaków konopi. Obowiązujące w Unii Europejskiej normy stanowią, że konopie stają się rośliną narkotyczną dopiero wtedy, gdy w suszu występuje substancja halucynogenna o nazwie tetrahydrokannabinol . W Pomrocznej tylko dwa policyjne laboratoria mogą prowadzić badania na zawartość tej substancji. Jeszcze szczegół w naszym klimacie wyhodowane z indyjskich nasion rośliny nie osiągają dojrzałości.
* * *
Znowelizowana ustawa . Za cenę poprawy statystyki codziennie gdzieś w Pomrocznej upierdala się małych handlarzy, ćpunów i szczyli, za których grzywnę zabulą rodzice. . Może by tak, panie posłanki i panowie posłowie, dowalić przed wyborami kolejną nowelkę? Za posiadanie grama dragów, podobnie jak w Tajlandii i Malezji, ?
Komentarze