W środę był pogrzeb. Marek M. miał 17 lat, uczył się w pierwszej klasie Zespołu Szkół Ekonomiczno-Kupieckich. Pochodził z małej miejscowości w gminie Gozdowo, w Płocku mieszkał w internacie Liceum Ogólnokształcącego im. Władysława Jagiełły. W niedzielę 2 marca rodzice znaleźli go martwego w jego własnym łóżku.
Kolega Marka, sąsiad z internatu, opowiada: - W Tłusty Czwartek była w internacie impreza. Polało się sporo alkoholu. Marek nie poszedł w piątek do szkoły, pojechał do domu, na wieś. Jego rodzice to starsi ludzie. Nie przelewa się u nich, ale wszystko, czego potrzebował, miał bez problemu. Pozwolili mu założyć zamek w drzwiach jego pokoju. Jakoś nie zaniepokoiło ich to, że w nocy z piątku na sobotę nie słyszeli syna, myśleli, że jest na dyskotece. W sobotę drzwi też były zamknięte, ale uznali, że pewnie gdzieś pojechał. Dopiero w niedzielę wyważyli drzwi i znaleźli go w łóżku. Martwego.
Biała róża
- Zwłoki znaleziono 2 marca, w południe - mówi naczelnik sekcji dochodzeniowo-śledczej komendy w Sierpcu Włodzimierz Waćkowski. - Na tym etapie wykluczamy udział osób trzecich, chłopak był zamknięty od środka.
Ale w szkole Marka nie wierzą w samobójstwo. - To był otwarły i wesoły chłopak. Wszystkim się wydaje, że za chwilę wejdzie i usiądzie w drugiej ławce - mówi dyrektor Ekonomika Ireneusz Szychowski. - Dla jego klasy i młodej wychowawczyni to potworny wstrząs. Na pogrzeb każdy uczeń z klasy zabrał białą różę.
Mówią koledzy ze szkoły Marka: - On był naprawdę w porządku.
Według naczelnika Waćkowskiego prawdopodobna przyczyna zgonu chłopca to zaczadzenie albo zatrucie: - Dlaczego zaczadzenie? Bo w pokoju był piecyk. Ale istnieją także okoliczności wskazujące, że chłopak uległ zatruciu. Jak nieoficjalnie dowiedziała się "Gazeta", te "okoliczności" to pastylki, które znaleziono przy zwłokach.
Krzysztof Koziński jest od dwóch lat kierownikiem internatu przy Jagiellonce. Marek mieszkał tu od września. Kierownik rozmawiał z nim w piątek, tuż przed jego wyjazdem do domu. Czy wyklucza, że Marek właśnie w internacie mógł się zetknąć z narkotykami?
- Oczywiście nie można tego wykluczyć, byłbym niepoprawnym optymistą... Ale internat cieszy się renomą, młodzież chce tu mieszkać. Jest spokojnie, dużo czasu można poświęcić nauce.
Jak ci idzie w szkole?
Kolega Marka: - To były narkotyki. Brał, od kiedy zamieszkał w internacie. Dawny Marek to był wesoły, szczęśliwy chłopak. Z niczego zawsze potrafił zrobić coś, grał w piłkę nożną, był czwórkowym uczniem. Nawet pewnie nie wiedział, co to narkotyki.
A ci w internacie wiedzą, jak ci to wcisnąć. To taka grupka starszych chłopaków, trzech, czterech, z różnych szkół. We wrześniu jeszcze nie naciskają, tylko wyczuwają ludzi. Potem badają grunt: "jak się bawisz na imprezach?", "jak ci idzie w szkole?". A Marek już nie był czwórkowy, na półrocze osiągnął sześć jedynek. Zaczęło się od tyrozyny, takiego leku na koncentrację, jest w aptekach, ale na receptę. Za 100 tabletek płacił 50-75 zł. Jakoś mu nie szło, więc przerzucił się na amfetaminę. Jedna działka kosztowała 40 - 60 zł. Potem już wpadł w trans. Nie mógł się obejść. Nie można już było do niego dotrzeć. W pół roku było po nim.
Potrafimy to poznać
Naczelnik Waćkowski: - Narkotyki? To mocne oskarżenie. Żeby to stwierdzić, musimy mieć mocne dowody.
Elżbieta Wierzchowska, sierpecki prokurator rejonowy: - Nie mamy jeszcze oficjalnych wyników sekcji zwłok. Ale sama sekcja to i tak za mało, żeby ponad wszelką wątpliwość ustalić, czy było to zaczadzenie, czy zatrucie.
Dlatego prokuratura wysłała w środę próbki krwi i treści żołądkowej chłopca do Akademii Medycznej w Bydgoszczy. Jeśli specjaliści znajdą w nich tlenek węgla, potwierdzi się wersja o zaczadzeniu. Zatrucie potwierdzi obecność innych związków chemicznych. Wyniki będą za ok. miesiąc.
Dyrektor Ekonomika potwierdza: Marek miał słabe oceny i sporo wagarował. Ale czy brał? - Nie wiem. Potrafimy to poznać. Uczniowie przychodzili do szkoły odurzeni, wzywaliśmy wtedy policję, rodziców - mówi. - Nie, do Marka nigdy.
Kierownik internatu: - O tym, co było przyczyną zgonu chłopca, można teraz tylko gdybać. Zaczekamy na wyniki sekcji i wtedy będziemy myśleć o bardziej intensywnym kontrolowaniu młodzieży. Prowadzimy profilaktykę w temacie narkotyków, alkoholu, przemocy. I co możemy więcej zrobić? Będziemy patrzeć w oczy i pilnować.
Z dostawą do pokoju
Mieszkaniec internatu: - W internacie z narkotykami nie ma problemu. Wystarczy zamówić amfetaminę i w pół godziny masz ją w pokoju. Dziewczyny trzymają się od tego z daleka, tylko kilka bierze. Chłopaków w sumie jest ok. 40 i połowa bawi się w to regularnie. Idzie zazwyczaj marihuana, ale Marek przerzucił się już na te twarde narkotyki. Nauczyciele w ogóle się nie orientują. Kiedy dyżur miał ostrzejszy wychowawca, dzień był czysty. Kiedy dyżurował taki, któremu wszystko jedno, wtedy w pokojach, w ubikacji unosił się tylko dym z marihuany. A ludzie z internatu nic nikomu nie mówią, nie będą się sami pogrążać.
Były mieszkaniec internatu: - Wyprowadziłem się z internatu, bo tam ciągle ktoś wpada do pokoju, nie mogłem się uczyć. Poza tym opowiedziałem rodzicom o nagabywaniu mnie do palenia skrętów i oni zdecydowali, że wolą płacić za stancję.
Coś dziwnego się dzieje
Kierownik Karpiński jest zdziwiony. - Jeśli coś takiego ma miejsce... Chciałbym spotkać się z osobami, które mówią o narkotykach w internacie, sprawę wyjaśnić, zbadać. Kieruję internatem drugi rok i nigdy nie było tu takich problemów.
- Czy wychowawcy zdają sobie sprawę, co dzieje się w pokojach?
- Oczywiście! W ciągu dnia porządku pilnuje trzech, czterech wychowawców, zaglądają do pokoi po kilka razy dziennie. Dwa razy złapaliśmy mieszkańców na piciu alkoholu, raz w ubiegłym roku i raz w tym. Wobec winnych wyciągnęliśmy konsekwencje.
- A ilu wychowawców jest w nocy?
- Jeden.
Mówi kolega Marka: - Obchód jest o 21.30. Potem wychowawca zamyka się w pokoju.
- Nie mieliśmy sygnałów o narkotykach w internacie - mówi wicedyrektorka Jagiellonki Mirosława Strzelczyk (internat podlega dyrekcji szkoły). - Jeśli to się potwierdzi, będziemy badać, jak się tam znalazły.
Ale przyznaje: nauczyciele Jagiellonki obserwują, że "coś dziwnego" dzieje się z niektórymi uczniami. - Zwłaszcza pierwszaki dziwnie się ubierają i dziwnie zachowują.
O sytuacji w internacie sygnałów nie miała też płocka policja. - Jeśli wyniki sekcji będą niepokojące, komenda w Sierpcu na pewno nas zawiadomi - powiedział zastępca komendanta miejskiego Jan Mańkowski. - Owszem, pracujemy nad tematem narkotyków w Jagiellonce. Zresztą, gdzie ich nie ma? Ale przecież nie mogę wejść i przeszukać tysiąca uczniów.
Dyrektor Szychowski z Ekonomika stawia sprawę jasno: - Narkotyki są wszędzie. W szkołach, internatach, pubach, kawiarenkach internetowych. Niedawno przeprowadziliśmy ankietę wśród uczniów i połowa wiedziała, gdzie, za ile i jakie narkotyki można dostać w Płocku. Co z tego, że wypędziłem dilerów z terenu szkoły? Uczeń wychodzi za bramę, podjeżdża BMW albo audi... i można mieć wszystko.
- Zrobiłam sobie dredy - mówi uczennica płockiej Małachowianki. - Od razu w okolicach szkoły zaczepiali mnie dilerzy, dali mi spokój gdzieś po dwóch tygodniach.
Komentarze