Uzależnienie od sprayu do nosa – nowa choroba społeczna w Norwegii

Zaczyna się zazwyczaj bardzo niewinnie, bo od kataru. Spray do nosa wydaje się najlepszym sposobem na złagodzenie objawów przeziębienia i pozbycie się uczucia „zatkanego nosa”. Według zaleceń lekarzy powinno się go używać maksymalnie dziesięć dni pod rząd. Wielu Norwegów nie potrafi jednak przestać.

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

Moja Norwegia
Konstancja Suchanek

Odsłony

1691

Norweski Instytut Zdrowia Publicznego alarmuje: Norwegowie uzależnili się od spray do nosa. Apteki każdego roku sprzedają kilka milionów buteleczek tego leku do nosa, a liczba ta wciąż rośnie.

Zaczyna się zazwyczaj bardzo niewinnie, bo od kataru. Spray do nosa wydaje się najlepszym sposobem na złagodzenie objawów przeziębienia i pozbycie się uczucia „zatkanego nosa”. Według zaleceń lekarzy powinno się go używać maksymalnie dziesięć dni pod rząd. Wielu Norwegów nie potrafi jednak przestać.

Według statystyk Norweskiego Instytutu Zdrowia Publicznego w 2015 roku sprzedano o 40 proc. więcej buteleczek sprayu do nosa niż w 2014. Oznacza to, że na jednego Norwega przypada co najmniej jedna buteleczka rocznie. A to najlepszy dowód na to, że uzależnienie od sprayu do nosa staje się norweską chorobą społeczną.

„Spray do nosa mam zawsze ze sobą”

– Po raz pierwszy kupiłam spray do nosa w 2011 roku, ponieważ byłam przeziębiona. Miałam wtedy 14 lat. Nie przypuszczałam, że od tego można się uzależnić. W tej chwili jestem 19-letnią studentką, ale w dalszym ciągu bez buteleczki sprayu do nosa nie wychodzę z domu. Jeśli co jakiś czas go sobie nie aplikuję, mam trudności z oddychaniem – opowiada Kristina, która studiuje na uniwesrytecie w Trondheim.

– Niezależnie od tego, gdzie jestem, spray do nosa mam zawsze ze sobą. Jeśli nie mogę go znaleźć w torbie, wpadam w panikę. Bez niego mam wrażenie, że mój nos jest całkowicie zatkany. Czuję się, jakbym miał w w przegrodach nosowych kłęby waty – mówi 39-letni Åse, pracownik jednej z korporacji w Oslo.

– Używałam sprayu do nosa przez ponad rok, może nawet dłużej. Czułam się jak narkoman. Miałam buteleczkę sprayu w torebce, przy łóżku, w łazience, w samochodzie… – wspomina 32-letnia Jeanette, matka trójki chłopców, która z mężem prowadzi gospodarstwo niedaleko Oslo.

Błędne koło

Lekarze tłumaczą, że osoby, które uzależniają się od sprayu do nosa, wpadają w błędne koło. Podczas przeziębienia spray daje im ulgę, ale gdy katar mija, wciąż odczuwają potrzebę stosowania leku, ponieważ ich śluzówki zostały wysuszone. Ponowna aplikacja sprayu chwilowo nawilża śluzówki, a gdy efekt nawilżenia mija… aplikują go po raz kolejny.

– Krótkotrwałe użycie sprayu do nosa nie jest szkodliwe, ale po dwóch tygodniach uczucie zatkanego nosa staje się gorsze. Niektórzy z moich pacjentów nie są w stanie zasnąć bez sprayu – opowiada Morten Lindbæk, lekarz rodzinny i profesor z Uniwersytetu z Oslo. Powszechna dostępność sprayu do nosa wprowadzona została w 2004 roku. Wcześniej lek ten dostępny był tylko na receptę.

– Spodziewaliśmy się, że powszechna dostępność sprayu do nosa doprowadzi do coraz większej liczby uzależnień – mówi Tor Søderstrøm, który należy do przeciwników tego rodzaju leków na katar. Jak zerwać z nałogiem?

Najlepszą metodą, by odzwyczaić swój organizmu od sprayu do nosa, jest po prostu całkowicie go odstawić

– Na początku jest ciężko, ale jeśli przetrwamy najgorszy okres, nasz nos przyzwyczai się do braku takich „wspomagaczy”, i zaczniemy oddychać swobodnie - przekonuje profesor Jørgen Gustav Bramness z Uniwersytetu w Oslo.

Oceń treść:

Average: 6.6 (5 votes)

Komentarze

X (niezweryfikowany)

Wiadomo co znajduje się w tym spayu i i jak on ma się do mentolowych sztyftów do nosa?
KK (niezweryfikowany)

α-sympaktykomimetyki - np. ksylometazolina, oksyksylometazolina. Działają jak efedryna i zwężają naczynia krwionośne w nosie. A o sztyftów mają się ni jak, bo sztyft zawiera olejki eteryczne. Wiadomo, siłą jest umiar i rozsądek, ale sztyfty są mniej groźne.
praktyk (niezweryfikowany)

brałem ksylo 10 lat, zaśnięcie bez aplikacji było absolutnie niemożliwe, zapuszczałem średnio co 2h odstawienie tego jest praktycznie niemożliwe (przy założeniu brania kilka lat) bez: - przejścia z ksylo na oksy (dwukrotnie dłuższy czas półtrwania, mniej gwałtowne zatykanie po ustaniu działania, słabiej wysusza) - schodzenia ze stężenia oksy (fabryczny afrin dopełniałem wodą, później jeszcze dwukrotnie dolewałem wodę do zużytej w połowie butelki) - przejścia na wodę morską w dzień (Prenalen dobry specyfik), przy odstawianiu parę lat temu brałem disnemar (uwaga - większość tzw wód morskich nie działa na zniszczoną ksylo/oksy śluzówkę - pogarszają opuchliznę wysokim stężeniem soli) Największy problem jest z zasypaniem, odstawienie zapuszczania przed snem to ostatni etap. Disnemar w dużych ilościach po około 10-15minutach (odchylona głowa) na ogół częściowo udrażniał jedną dziurkę, dało się zasnąć przynajmniej na kilka h. Niektórzy chwalą spray ze sterydami Budehrin - zużyłem całą butelkę, nic to nie dawało. Generalnie trudno wyobrazić sobie proces bardziej krytyczny dla życia niż oddychanie, dlatego moje długotrwałe uzależnienie od ksylo było najcięższym i ostatnim z jakim się uporałem (opio i kanna się chowają). Nie będę tutaj nikogo straszył, dam tylko nadzieję : jest życie po ksylo :) Aktualnie od dłuższego czasu w ogóle nie myślę o sztucznym udrażnianiu nosa. Z całą pewnością ksylo powinno być na receptę!
Zajawki z NeuroGroove
  • 3-MMC
  • Mefedron
  • Tripraport

Późny niedzielny wieczór, sam w domu. Czuję spokój ducha, ale też zmęczenie, po powrocie od dziewczyny. Wziąłem u niej 150mg Pregabaliny, także mnie zmuliło (albo doszło do mnie zmęczenie po niezbyt dobrze przespanej nocy) i prawie u niej zasnąłem, ale już mi trochę lepiej po tym jak się przewietrzyłem wracając. Wczoraj i przedwczoraj również wziąłem kolegę mateusza, poniżej napiszę ile dokładnie co i jak, bo może kogoś ciekawić, a drugich już niezbyt. Kontynuując - dobry dzień, myślałem że będę miał zjazd lub że się nie obudzę zbyt wcześnie i jak zawsze kolega mnie zdziwił, bo było wszystko dobrze, spokój i radość ducha (już na trzeźwo oczywiście). Jedyne co mnie irytuje w cholerę to dekoncentracja, za nic w świecie nie mogę się skupić, jutro pewnie będę miał to ponownie, ale chce to ograniczyć najbardziej jak się da, dlatego biorę pare suplementów, ale to opisze kiedy co i jak już w tripraporcie poniżej. Dzisiaj biorę to tylko, aby napisać swój pierwszy raport, bo bardzo mnie to "kręci", wiem kiedy dać upust i jak już czuję, że coś jest nie tak, to przestaje. Przy zjazdach następnego dnia nie kusi mnie aby zapodać znowu, ale właśnie przeciwnie - wiem, że to koniec i muszę przestać na dłuższy czas. Więc na najbliższy czas nie będę spotykał się z tym kolegą. Piątek - zapodałem wtedy doustnie jakieś 300mg-350mg, nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się że było to 350mg. Trochę wtedy mi się problemów nazbierało i pomyślałem "czemu nie i tak nie mam co zrobić w aktualnej sytuacji, a dawno nic nie brałem". Następnie zrobiłem parę ważniejszych rzeczy, które wydaje mi się że trochę pomogły mi na dłuższą metę z tymi wspomnianymi problemami, których wole nie zdradzać. Sobota - ok. godziny 23 zapodałem donosowo 60mg, było wszystko czuć dobrze, nie było to tak mocne i inwazyjne jak za każdym razem (chodzi mi tu o euforie i uczucia miłości, empatii itp. ; nie lubię tego odczuwać w taki sposób, na ogół jestem osobą miłą i bardzo współczującą, co nie oznacza, że jak ktoś mi zrobi krzywdę to ja mu nadstawię drugi policzek, co to to nie ;)) wracając, czułem dobry speed, czyli to co tak uwielbiam i dość dobre, ale nie inwazyjne uczucia empatii itp. jak to jest w wyższych dawkach. Z tego co zauważyłem to przy mefedronie i jego izomerach przy niższych dawkach głównie wzrasta "uczucie szybkości", a już przy wyższych głównie euforia i empatia. Następnie 2-3h po tym jak mi zaczęło schodzić, zapodałem doustnie 240mg, poczułem wydłużenie efektu zejścia i może lekko większe pobudzenie, i tyle. Zasmuciło mnie to, ale cóż czasami tak bywa. WAGA - 80kg (wzrostu nie podaje, bo jeszcze ktos mnie namierzy, ale mega niski ani ulany nie jestem)

*Od razu chciałbym powiedzieć, że jestem na cyklu testosteronowym enanthate, 300mg/E7D, więc może to dawać lekkie różnice. Nie, nie jestem trans, przygotowywuje się do zawodów sportowych i zgadzam się, próbowanie mefedronu raz czy dwa w porównaniu do cyklu w tym wieku to całkowita głupota, i nikomu nie polecam tego robić, ale oczywiście robicie wszystko na własną kartę. No i przecież ten mój wiek to może być fikcja haha. Miłego czytania.*

22:40 - T-50m -  wziąłem ok. 1g Witaminy C.

 

*ODTĄD PISAŁEM JUŻ PO WZIĘCIU!*

  • Kodeina


Doświadczenie: MJ, Hash, Tussi, i parę innych...



Niedziela obfitowała w wiele negatywnych wydarzeń - wielka kłótnia z rodzicami (notabene o MJ :/), full nauki itp. Rodzice wyszli na imieninki do dziadka, a ja, przygnębiona, chciałam sobie jakoś urozmaicić resztę dnia. Nie wiedziałam za bardzo jak, bo nie miałam nic przy sobie, ale przeglądając szafkę z lekami natknęłam się na Thiocodin zawierający kodeinę. Poczytałam sobie o niej na neuro groov\'ie, po czym zaczęłam sobie aplikować po 3 tabletki co jakieś 15 - 20 min.


  • Marihuana
  • Tripraport

Pozytywne

WSTĘP

  • Benzydamina
  • Pozytywne przeżycie

pozytywne nastawienie, ekscytacja. Niepewność i lekki strach. Bardzo chciałem doświadczyć halucynacji które odbiorą mi mowę, liczyłem na przyjaznego tripa bez szkieletów, zombie i innych straszydeł. Najdłuższą i najistotniejszą część tripa spędziłem w lesie. Wziąłem ze sobą tylko papierosy, wodę, coś do jedzenia i koc. Spotkałem (jak mi się wydawało) parę osób.

Halucynacje są dla mnie czymś naprawdę intrygującym. To z jednej strony duże pole do popisu wspaniałego organu jakim jest mózg, a z drugiej duża zagadka. Pod wątpliwość podchodzi czym jest świat i wszystko wokoło, gdy ich doświadczamy. Możnaby powiedzieć, że dla ludzi świat jest reakcją chemiczną w ich mózgach. Takie rozumowanie towarzyszyło mi przy podejmowaniu decyzji o zakupie opakowania tantum rosa po uprzednim przeszperaniu hypera i neurogroove.