Pierwszy raz DMT, bardzo dziwny i stresujący trip.
W sobotę wieczorem (około 10 - 11) wciągnąłem donosowo mniej więcej 100mg DMT.
To co się potem stało było niesamowite i przerażające zarazem.
Wszystkie samochody w narkotykowej flocie posiadały legalne rejestracje i licencje, ale kierowcy Rodrigueza bardzo rzadko przewozili ludzi.
Prowadził firmę taksówkową. Tak to wyglądało... Ale nie dowoził ludzi. Zamiast tego przywoził na zamówienie kokainę lub dystrybuował ją swoim dealerom. Dowoził ją też do sklepu na Brooklynie, gdzie można było ją kupić na hasło „candy” czyli „cukierek”.
Policja aresztowała pochodzącego z Long Island 59-letniego Edgara Rodrigueza, który stał na czele ganku narkotykowego rozprowadzającego kokainę, wykorzystując do tego taksówki (livery cabs).
– Wszystkie samochody w narkotykowej flocie posiadały legalne rejestracje i licencje taksówkarskie z Department of Transportation. Ale kierowcy Rodrigueza bardzo rzadko przewozili ludzi. Zazwyczaj były to albo konkretne kursy do klientów zamawiających narkotyki lub transport kokainy do dealerów, którzy rozprowadzali je dalej po Nowym Jorku – poinformowała na konferencji Bridget Brennan z wydziału narkotykowego prokuratury, która wniosła oskarżenie przeciwko „lordowi” i jego czterem kierowcom: José Montalvo-Marti, Anthony Quinones, Angela Martinez i Reymin Miguel Duran Reyes.
– Zatrzymana czwórka wpadła podczas transakcji z policyjnymi tajniakami. W sumie było ich ponad 20. Ale z naszych ustaleń wynika, że kierowcy Rodrigueza otrzymywali dziennie po sto telefonów z zamówieniami. Czasami bezpośrednio od klientów lub od Rodrigueza, który przekazywał im zlecenie – dodała Brennan.
Poza dostawami taksówkami do klientów, Rodriguez miał swoją „dziuplę” w Nana Deli, przy 182 Wilson Ave. w Bushwick, na Brooklynie. Chętni klienci kupowali narkotyki podając sprzedawcy hasło: „candy”.
Przyjechałem na ferie do mojego znajomego na drugim końcu Polski. Miałem wynajęty nieduży pokój, siedzieliśmy tam razem. Byłem nieco spięty i podekscytowany, może nawet nieco zestresowany tym co miało za chwilę nastąpić.
Pierwszy raz DMT, bardzo dziwny i stresujący trip.
W sobotę wieczorem (około 10 - 11) wciągnąłem donosowo mniej więcej 100mg DMT.
To co się potem stało było niesamowite i przerażające zarazem.
Chęć umilenia popołudnia wyrażona Tęsknotą za Utraconym.
Minęło już kilkadziesiąt minut odkąd wyciumkany papier znalazł się w moim żołądku. Głowa zaczęła przeczuwać nadchodzący obłąkańczy stan. Ciało zaczyna drżeć, motam się chwilę; szukam odpowiedniego rytmu z którym mogłabym popłynąć; Hallucinogen – The Lone Deranger. Widzę odbicie samej siebie.
Ciepły, sierpniowy dzień; wnętrze mieszkania w bloku, park, blokowisko. Mentalnie trochę ekscytacja, a trochę niepokój, jednak bez większego stresu.
Od kilku dni byłem niespokojny. Planowaliśmy to z F. od dłuższego czasu. Nie miałem sprecyzowanych oczekiwań, ale czułem, że następne kilka godzin zapamiętam na długo. Co się może najdziwniejszego zdarzyć? Te słynne przeżycia mistyczne? Co do tego byłem sceptyczny, bo postrzegam siebie raczej jako scjentystę ufającego tylko pomiarom i wierzącego w materię. Ale może efektem będzie po prostu zmiana. Coś w tych synapsach może się przestawi – na korzyść, bądź na szkodę. Jaki będzie kierunek tej zmiany, o tym dopiero miałem się przekonać.