S&S: grudniowy wieczór 2009, uprzątnięty i czysty pokój; świeżo po lekturze „Pokarmu Bogów” Terence’a McKenna
Wiek i doświadczenie: 24 lata, mj, hasz, bzp, ziółka a’la dopalacze
Ilość: 1g suszonych psilocybe cubensis b+
Narkotykowe zombie są też w Polsce. "Mieszkam na Dolnym Śląsku, tu królują trzy substancje"
Historie o narkotykowych epidemiach w Stanach Zjednoczonych czy na Wyspach co rusz pojawiają się w Polskich mediach. Czytamy o "fentanylowych zombie" i "narkotykach Frankensteina" jak o czymś strasznym, ale raczej egzotycznym. W Polsce przecież takie rzeczy się nie dzieją. Tylko czy na pewno? Do Medonetu przyszedł list od czytelnika, który ma na ten temat zupełnie inne zdanie. Mieszka na terenach, gdzie "Czech", "Piko" i "Meta" są w każdej szkole, a na ulicach w biały dzień można spotkać "zombie".
Kategorie
Źródło
Odsłony
312Historie o narkotykowych epidemiach w Stanach Zjednoczonych czy na Wyspach co rusz pojawiają się w Polskich mediach. Czytamy o "fentanylowych zombie" i "narkotykach Frankensteina" jak o czymś strasznym, ale raczej egzotycznym. W Polsce przecież takie rzeczy się nie dzieją. Tylko czy na pewno? Do Medonetu przyszedł list od czytelnika, który ma na ten temat zupełnie inne zdanie. Mieszka na terenach, gdzie "Czech", "Piko" i "Meta" są w każdej szkole, a na ulicach w biały dzień można spotkać "zombie". /p>
"Łatwo to kupić i jest stosunkowo tanie. Mamy prosty dostęp z Czech"
Kiedy czytam wiadomości o tej apokalipsie fentanylowych zombie w USA, to wcale nie jest tak, jakbym miał do czynienia z jakimś science-fiction. Niestety dla mnie to literatura faktu, właściwie jak relacja wprost spod moich okien. Mam rodzinę we wschodniej i centralnej Polsce i tam faktycznie nie widać takich obrazków. Dla mieszkańców Małopolski czy Mazowsza naprawdę to może być jakaś abstrakcja. Takie doniesienia z dalekich stron, które ich w żaden sposób nie dotyczą. Chociaż w Warszawie chyba problem jest w agencjach reklamowych i night clubach, gdzie bogaci sięgają po kokainę. Przynajmniej tak mówią znajomi ze stolicy. Nie wiem, ja tego na oczy nie widziałem.
Za to na co dzień widuję inne trudne obrazki. Na Dolnym Śląsku problemem nie jest kokaina, fentanyl czy heroina. U nas sięga się po coś innego — łatwo to kupić i jest stosunkowo tanie. Mamy prosty dostęp z Czech. Zresztą, oni z kolei biorą od nas dostępną w aptekach pseudoefedrynę [znajduje się w farmaceutykach stosowanych przy przeziębieniu — przyp. red.], z której później produkują te same narkotyki, jakimi później odurzają się mieszkańcy Dolnego Śląska. U nas na ulicach te zombie są pod wpływem amfetaminy, metamfetaminy lub mefedronu. Czyli, w slangu młodzieży, "Czecha", "Mety" i "Piko".
"Diler jest chyba w każdej klasie"
Z narkotykami największy problem ma u nas młodzież. Starsi raczej upajają się ponad miarę alkoholem, ale dla nastolatków chyba bardziej atrakcyjny jest "haj". Najgorsze jest to, że ze zdobyciem narkotyków naprawdę nie ma problemu. Ze słów mojej córki, dziś już świeżo upieczonej absolwentki, wynika, że diler jest chyba w każdej klasie. A na pewno każdy, kto chce spróbować, bez problemów narkotyki zdobędzie.
Mieszkam w Jeleniej Górze, więc mogę opisać głównie to, co dzieje się u mnie, ale to nie jest tak, że problem mamy tylko my. Wcale nie, "Czech" i "Piko" rządzą też ulicami innych dolnośląskich miast. Do szpitala psychiatrycznego w Bolesławcu trafiają dzieciaki z Polkowic, ze Zgorzelca. U nas są dwa główne skupiska "zombie". Młodzi pod wpływem zbierają się na dworcu PKS (to właśnie moje okolice) lub w okolicach dworca PKP, gdzie działa jedyna w mieście dyskoteka. Miejsce, gdzie w piątkowe czy sobotnie wieczory lepiej się nie zapuszczać. Chyba że chce się nadziać na agresywnych młodych ludzi, którzy naprawdę średnio kontaktują, więc i nie mają żadnych hamulców. Łatwo o tragedię.
"Tańczą w biały dzień, gadają do siebie"
Mam znajome, które mówią wprost, że boją się chodzić po mieście. Wieczorem to raczej tylko z psem albo gazem pieprzowym, żeby mieć jakieś poczucie bezpieczeństwa. Ale w dzień wcale nie musi być lepiej. To nie jest tak, że narkomani są w podziemiu i się ich nie spotyka. Ja ich widuję i to wcale nie rzadko. Tańczą w biały dzień na ulicy, biegają bez koszulki, gadają do siebie. Kiedyś widziałem ledwo pełnoletniego łebka, który stanął na chodniku i po prostu się zawiesił. Stał, pochylając się do przodu i tępo patrzył w przestrzeń. Zupełnie jak te fentanylowe zombie. To naprawdę dzieje się też u nas.
Wśród moich znajomych są ludzie, których dzieci trafiły na odwyk. Niektóre do dziś mają problem z uzależnieniem lub mają nawroty nałogu. Normalne domy, normalni ludzie, a dzieci całkowicie się wykoleiły. Ja w tym nie widzę winy rodziców, choć najłatwiej by było właśnie tak powiedzieć. Kiedy wszyscy wokół ćpają, kiedy to jest norma, wcale nie jest trudno wpaść w taką sieć. Straszne jest to, co się dzieje. I dzieje się tuż obok was, a nie w dalekich Stanach. Nie ma co na to zamykać oczu — zwłaszcza że im szybciej zobaczycie u swoich dzieci objawy zażywania, tym większe szanse, że uda się je z tego wygrzebać. Zanim zostaną kolejnym straconym dla świata zombie.
Komentarze