Wiater wiał, kwiaty pachły... przymykając oko na chwilowe opady gradu, to można powiedzieć, że mieliśmy 7 V 2005 śliczny majowy dzionek. Ok. 15 pod cyrkiem na ul. Wiejskiej w Warszawie, zwanym przez niektórych Sejmem RP, zaczęli zbierać się obdarzeni odrobiną poczucia społecznego zobowiązania zwolennicy legalizacji konopi. Chociaż nie tylko - zjawili się również, jako że MMM było akcją uzgodnioną z urzędem miasta, panowie w niebieskich mundurkach. Czy było nas dużo? Zależy - jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę osób, która deklaruje swoje poparcie dla zmian, czy chociażby samych warszawiaków, to trzeba przyznać: niewiele. Jeżeli jednak spojrzymy na to z punktu widzenia zeszłorocznego marszu, w którym wzięło udział zaledwie setka osób, możemy śmiało powiedzieć, że osób zaangażowanych przybyło blisko 5-krotnie :-)
Nadeszła wiekopomna chwila
- wyruszyliśmy! Za ciężarówko-furgonetką pełną sprzętu nagłaśniającego z plandeką obwieszoną pro-legalizacyjnymi flagami i bannerami (zwanej dalej platformą), zaczął formować się rozgrzewający serca wężyk uczestników. Gdy po paru chwilach i kilku manewrach Pana Kierowcy Platformy znaleźliśmy się na Placu Trzech Krzyży, włączyliśmy się naszym pokojowym korowodem do ruchu. Ku zdziwieniu kierowców i zaciekawieniu przemieszanemu z rozbawieniem przechodniów, na długości blisko stu metrów, jednym z pasów Nowego Świata w godzinach szczytu, maszerowało z uśmiechem na twarzy i transparentami w dłoniach głośno manifestujący swoje poglądy stadko użytkowników i sympatyków MJ. Siła naszych strun głosowych była żwawo wspierana przez chłopców i dziewczynki z megafonami, oraz oczywiście nakręcających wszystko organizatorów z platformy (bynajmniej nie obywatelskiej). Na przemiennie do mikrofonu dobierali się Kochankowie Gwiezdnych Przestrzeni, Robert Brylewski (Izrael, Brygada Kryzys, 52UM) oraz koordynatorzy Kanaby.
Wśród niezliczonego tłumu, który, jak zasłyszałem, pewien rozentuzjazmowany młodzieniec określił w rozmowie telefonicznej na trzy tysiące (obawiam się jednak że niemal 10krotnie przesadził :-) krążyły rozdawane w ramach Hemp Lobby gadżety. Vlepom, jointpackom, filtrom, bibułom i innym przyjemnostkom od Futoroli, Jointcondy i Bucha, towarzyszyło 5kg. nasion konopi przemysłowej, które mamy nadzieje znajdą swoje miejsce w ziemi jak Polska długa i szeroka.
Przy dźwiękach ska wkroczyliśmy na Krakowskie Przedmieście, gdzie nastąpił mały zgrzyt: funkcjonariusze przyczepili się do jednego z uczestników. Cały pochód zatrzymał się i zaczął skandować puścić go, puśćcie go!
. Za chwilę pojawił się szef wszystkich szefów, mruczący pod nosem co to są kurwa za strażnicy?
i po krótkim szurum-burum wszystko zakończyło się gromkim hip-hip-hurra dla policji i pomaszerowaliśmy dalej w komplecie.
Następny przystanek: Pałac Prezydencki. Słuchając krótkiego przeglądu najważniejszych wydarzeń ostatnich tygodni oraz najbliższych planów i prognoz, które przedstawiał Artur Radosz, krzyczano głośne: nawet kwas pali grass
. Żegnając okrzykami dozgonnej wdzięczności za zbrodnicze prawo Frau Labudę, skierowaliśmy się na Plac Zamkowy. Odcinając w ramach Gota Project Talony na Ganje, z platformy padło kilka słow, którymi próbowano nakłonić zwolenników wprowadzenia efektywnej polityki narkotykowej do większej aktywności. O godzinie 18 zgodnie z planem manifestacja zakończyła się, po czym uczestniczy rozeszli się licząc w duchu na spotkanie się za rok po to, by świętować a nie protestować.
p.s. - w odpowiedzi na liczne pytania, powtarzam raz jeszcze, że rozdawano nasiona konopi PRZEMYSŁOWEJ, co wcale nie oznacza ze plony z niej utrzymane beda do niczego. Moze sie okazac, ze beda porownywalne albo i lepsze od sprzedawanego czasem zielska :-)
Komentarze