Koka rośnie szybko

Artykuł na temat sytuacji politycznej w Kolumbii i planów wsparcia w tym kraju

Anonim

Kategorie

Źródło

ARTURO VIDAL Z CARTAGENY

Odsłony

4135

Kolumbia: Nowy Wietnam dla Ameryki?

Nie minęły dwa tygodnie od wizyty prezydenta Billa Clintona, który pobłogosławił Plan Kolumbia (wspólną akcję USA i Kolumbii przeciw kartelom kokainowym i partyzantom) i na ulicach Cartageny tańczył z jej mieszkańcami, a już partyzanci FARC zdążyli zamordować dalszych 30 osób i zlikwidować kolejny komisariat policji państwowej. Istnieje obawa, że podobny los spotka całe to zamierzenie.

Plan Kolumbia zakłada ograniczenie o połowę uprawy liści koka, a tym samym podcięcie źródła dochodów partyzantki kolumbijskiej i zmuszenie jej do bardziej ugodowego stanowiska w rozmowach z rządem. Według jego autorów plan nosi charakter pokojowy: wspiera rozwój innych upraw, reformę sądownictwa i działania na rzecz praw człowieka, oferuje pomoc uciekinierom i przesiedleńcom jak również modernizację sił zbrojnych, aby mogły sprostać partyzantom.

Waszyngton stara się rozwiać wszelkie obawy w Kolumbii i w całej Ameryce Łacińskiej, gdzie interwencje Stanów Zjednoczonych nie mają najlepszej sławy. Ameryka Łacińska od ponad stulecia usiłuje uwolnić się spod tej kurateli, a jednocześnie jest świadoma, że przynajmniej problemu uprawy, produkcji i przemytu narkotyków nie jest w stanie rozwiązać bez Wielkiego Brata.

W Kolumbii (36 lat wojny partyzanckiej, 14 tys. zamordowanych w tym roku) jesteśmy świadkami kilku konfliktów jednocześnie. Rząd prowadzi beznadziejną wojnę na trzy fronty: z narkotykami, których Kolumbia jest najważniejszym dostawcą na zachodniej półkuli, przede wszystkim do USA; z lewicową partyzantką FARC (Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii), która faktycznie sprawuje władzę na dużych połaciach kraju (dżungla, góry, strefa zdemilitaryzowana licząca ponad 40 tys. km kw jest w rzeczywistości pod kontrolą FARC); wreszcie z prawicowymi siłami paramilitarnymi ALN (Armii Wyzwolenia Narodowego), które odgrywają rolę sojusznika armii rządowej w walce z partyzantką marksistowską, ale grabią i mordują na własną rękę.

Pośrodku tego wszystkiego jak na gorącym wulkanie znajduje się rząd prezydenta Andresa Pastrany. świadomy, że nie jest w stanie zwyciężyć militarnie, usiłuje dogadać się z FARC, która jest jednak partnerem nielojalnym - rokuje i morduje jednocześnie, co z kolei osłabia polityczne zaplecze prezydenta i ogranicza jego możliwości. Do końca kadencji prezydenta Pastrany pozostały już tylko dwa lata, a poprawy nie widać. Liść koki rośnie dużo szybciej niż gałązka oliwna.

W całej Ameryce Południowej panuje świadomość, że Kolumbia stanowi problem nr 1 zachodniej półkuli. W sąsiedniej Wenezueli rządzi wybrany co prawda legalnie, ale nieobliczalny były wojskowy i zamachowiec Hugo Chavez populista, sympatyk Castro oraz lewicowej partyzantki FARC. Wiele wskazuje na to, że na terenie Wenezueli partyzantka kolumbijska szuka schronienia, a być może ma swoje bazy. Kontakty Chaveza z FARC są bardzo prawdopodobne i trudno się dziwić jak bowiem ma on zadbać o bezpieczeństwo swojej granicy z Kolumbią, jeśli legalny rząd z Bogoty nie jest go w stanie zagwarantować? Wenezuela jest drugim na świecie producentem ropy naftowej i ostatnie, czego potrzebuje, to wysadzenie jej ropociągów przez partyzantkę.

Perspektywa sabotażu w Kanale Panamskim i w ropociągach Wenezueli musi budzić przerażenie ekspertów Pentagonu jak również Ameryki Łacińskiej. Ekwador, Peru, Brazylia, Panama wszystkie te państwa są zaniepokojone rozlaniem się konfliktu na ich terytorium czy to w formie baz partyzantki kolumbijskiej (Brazylia, Wenezuela), czy to w formie napływu uciekinierów (Peru, Ekwador), czy to wreszcie uciekinierów i terroryzmu w węzłowej dla komunikacji międzynarodowej strefie Kanału Panamskiego. Nawet państwo tak zdawałoby się odległe od Kolumbii jak Chile zaczęło się niepokoić, gdyż jest drugim co do wielkości użytkownikiem Kanału.

Plan Kolumbia zakłada ograniczenie o połowę uprawy liści koka

Młode demokracje Ameryki Łacińskiej Argentyna, Brazylia i Chile jak również państwa, w których demokracja dopiero się rodzi, jak Boliwia, Ekwador, Paragwaj, Peru i Wenezuela, potrzebują przede wszystkim stabilizacji, gdyż w przeciwnym wypadku pojawią się kolejni caudillos chętni do zaprowadzenia porządku siłą.

Konflikt w Kolumbii wygląda inaczej z Białego Domu, a inaczej ze stolic państw latynoskich, gdzie panuje głęboko zakorzeniony strach przed interwencją zbrojną Stanów Zjednoczonych i dyrygowaniem latynoską orkiestrą z Waszyngtonu. Demokracje latynoskie są młode, suwerenność jest bardzo w cenie, a aspiracje na przykład Brazylii do przywództwa na kontynencie są widoczne. Dlatego w Brazylii przyjęcie Planu Kolumbia jest najbardziej chłodne, a minister spraw zagranicznych tego kraju powiedział, że Brazylijczycy "nie przyłączą się do żadnego szaleństwa.

Rozpowszechnione jest przekonanie, że Plan Kolumbia nie zdoła powstrzymać przemytu kokainy i heroiny, zaś wiele wskazuje, że główną siłą napędową jest konsumpcja narkotyków w USA, a nie produkcja i przemyt z Ameryki Południowej. Gdyby nie dolary z Północy, uprawa liści koka byłaby nieopłacalna mówią zwolennicy tej teorii. Przypomina to spór o to, co było pierwsze jajko czy kura? Stany Zjednoczone walczą i z popytem, i z podażą narkotyków. Nie sposób jest odnieść całkowitego zwycięstwa na żadnym z tych frontów, gdyż popyt istnieje również poza USA, przede wszystkim w Europie, zaś źródłem podaży jest także Azja środkowa i Daleki Wschód. Nigdzie jednak sprawy nie zawę liły się tak jak w Kolumbii w trudny do przecięcia węzeł spraw gospodarczych, społecznych, kryminalnych i obyczajowych.

Doświadczenie Wietnamu, pamięć o niezliczonych interwencjach zbrojnych USA, poczucie solidarności i suwerenności latynoamerykańskiej wszystko to powoduje, że prezydenci Pastrana i Clinton są w dużym stopniu osamotnieni. Większość rządów latynoskich ograniczyła się do werbalnego poparcia planu bąd tylko do aprobaty dialogu pokojowego, jaki zainicjował prezydent Pastrana z partyzantką. Madeleine Albright w swojej podróży po regionie znajdowała zrozumienie zawsze, kiedy mówiła o demokracji (nie przypadkiem w swojej podróży pominęła Peru), ale gdy wyciągała rękę po pomoc dla Kolumbii mogła najwyżej liczyć na uścisk dłoni.

Waszyngton wyjaśnia, że Plan Kolumbia jest opracowany przez samych Kolumbijczyków, że nie ma mowy o imperializmie amerykańskim, chodzi natomiast o 1,3 mld dolarów przeznaczonych przez USA na umocnienie instytucji demokratycznych, ratowanie gospodarki kolumbijskiej, dialog pokojowy z partyzantami. Część tych pieniędzy ma być przeznaczona na zakup sprzętu wojskowego, szkolenie doradców, a część na organizacje pozarządowe i humanitarne, wsparcie systemu sprawiedliwości i obronę praw człowieka. Trzy czwarte pomocy USA przeznaczone jest na wydatki cywilne, ale uwaga mediów skupia się na 60 helikopterach, szkoleniu 500 wojskowych i wyposażeniu części armii kolumbijskiej, która ma zwalczać narcotrafico.

Oczywiście, analogia z Wietnamem ma swoje granice nikt w Stanach Zjednoczonych nie myśli o zaangażowaniu się w wojnę kolumbijską. W tej sprawie nie można także liczyć na Latynosów. Największymi przeciwnikami Planu Kolumbia są komuniści, którzy widzą w nim kolejny przejaw amerykańskiej dominacji, receptę na dodatkowe dochody "kompleksu wojskowo-przemysłowego , jak również bliscy im partyzanci FARC, dla których jest to tylko dolewanie oliwy do ognia. Chociaż sami sabotują rozmowy z rządem, do których uprzednio zasiedli, obecnie obłudnie wskazują na Plan Kolumbia jako na przeszkodę w politycznym rozwiązaniu konfliktu.

Teoretycznie plan jest pokojowy, ale trudno sobie wyobrazić, by partyzantka była obecnie bardziej skłonna do dialogu z rządem. Partyzanci, dysponujący wielkimi połaciami kraju, które faktycznie kontrolują, dotarciem do pieniędzy, poparciem części zastraszonej ludności, a w przypadku oddziałów prawicowych także właścicieli latyfundiów zagrożonych przez lewicę, mogą pokrzyżować Plan Kolumbia. Co więcej, plantacje koki zagrożone w Kolumbii mogą na większą skalę rozwinąć się w Peru i w Boliwii, gdzie również stanowią poważny problem, zwalczany przy pomocy Stanów Zjednoczonych.

Zakładając nawet najlepszą wolę autorów planu (a nie ma powodu jej kwestionować), istnieje niebezpieczeństwo, że jedyne, co z niego pozostanie, to nasilenie działań wojennych. Nawet Cesar Gaviria, przewodniczący Organizacji Państw Ameryki Łacińskiej, mającej pisząc delikatnie tradycję bliskiej współpracy z USA, przyznał, że najważniejszy w Planie Kolumbia wydaje się element wojskowy.

Oceń treść:

0
Brak głosów
Zajawki z NeuroGroove
  • Marihuana

To byl moj 2 raz, wczesniej palilem tylko jakas sieje ale bez efektow: za slaba, za malo, za duzo chetnych.


  • Lobelia Inflata
  • Lophophora williamsii (meskalina)
  • Marihuana
  • Szałwia Wieszcza


trip1:

 


Spalono 1,2 g mieszanki (stosunek 1:1) Lobelia Inflanta i Ganjii (a
jednak :)). Nastepnie 40 mg SD i 3,2 g wysuszonego i skruszonego Peyotla
(biedaczek zmarl dwa dni temu, zostalolo jeszcze 6 roslin o ktore bardzo
dbam, no i San Pedrosy sztuk 6, wielkie jak.... niewazne jak co wielkie :)).

 

  • Marihuana
  • Retrospekcja

Zazwyczaj w samotności

Czytając raport Lili pod tytułem "THC: Uwięzienie we własnym umyśle" postanowiłam podzielić się swoją historią. Miał to być krótki komentarz do jej raportu, jednak poniosło mnie i uznałam, że zasługuje to na osobny raport.

Zanim jednak przejdę do meritum zacznę przydługawym, refleksyjno-depresyjnym wstępem, żeby nakreślić mniej więcej obraz swojej osoby i swojego doświadczenia z marihuaną.

  • Katastrofa
  • Marihuana

Przyjemny, słoneczny dzień, wśród znajomych w parku.

W moim krótkim życiu dałem trzy szansę marihuanie. O jedną za dużo.Pierwszy raz wszystko było w porządku, ale za drugim razem miałem bad tripa w takim stopniu że trafiłem na kardiologię.

 

Przez następne sześć miesięcy brzydziłem się marihuaną.

Pewnego dnia mój kolega T zadzwonił do mnie czy nie mam załatwić czegoś zielonego. Oczywiście będąc dobrym kolegom szybko uruchomiłem znajomości i po 30 minutach miałem materiał w kieszeni. Oczywiście mój dostawca się zmienił od mojej drugiej przygody z marihuaną, pomyślałem że to była jakaś maczanka.