W przeciwieństwie do Toma Waitsa, narkotyki nie są w Japonii szczególnie popularne. Na tle innych demokracji w zachodnim stylu z podobnie silnymi gospodarkami, Japończycy mają jeden z najniższych wskaźników używania narkotyków.
Jak niski? W pewnym momencie, w połowie 1980 roku, wskaźnik aresztowań użytkowników heroiny skoczył o prawie 25% - od 29 przypadków do 36. Słownie: trzydzieści sześć przypadków na terenie całego kraju.
Japońskie władze szacują, że narkotyki zażywa mniej niż trzy procent populacji, przy czym jest to [narkotyki] w tym wypadku szeroka kategoria, obejmująca zarówno marihuanę, jak i amfetaminę, opiaty i dziwaczne koktajle chemiczne zamaskowane jako „leki markowe”, sprzedane często otwarcie w headshopach lub sklepach z pamiątkami. W porównaniu ze swoimi odpowiednikami w Japonii, przeciętny amerykański licealista żyje niczym Amy Winehouse (RIP) w jednym ze swoich gorszych okresów.
Jednym z powodów takiego stanu rzeczy są obowiązujące w tym kraju bardzo surowe przepisy narkotykowe, .
W odróżnieniu od Ameryki, Japonia nie jest znana od dekad z zamykania w więzieniach rzesz nieagresywnych przestępców narkotykowych, niemniej jednak warto się pilnować. Zgodnie z prawami antynarkotykowymi pochodzącymi z roku 1948 – czasów, kiedy kraj kupowany był przez Amerykanów; dostrzegacie pewien wzór? - za zwykłe posiadanie konopi grozi pięć lat ciężkich robót. Do Japonii należy również honor przetrzymywania w swoim czasie prawdopodobnie najsłynniejszego na świecie osadzonego za zarzuty narkotowe — Paul McCartney spędził w japońskim areszcie 10 dni po tym, jak został tam przyłapany z ziołem w roku 1980.
Pomimo tej zniechęcającej surowości prawa, policja styka się z konopiami coraz częściej. Choć wskaźnik związanych z nimi aresztowań jest nadal bardzo niski, bo mówimy o liczbie przypadków ledwie przekraczającej 2000 w ciągu roku – czyli mniej więcej równej liczbie takich zatrzymań dokonywanych przez nowojorską policję w ciągu dwóch tygodni — wzrósł gwałtownie o prawie 25 procent między rokiem 2015 do 2016. Wspomniana liczba 2000 aresztowań jest najwyższą odnotowaną w ciągu pięciu lat.
Jak donosi gazeta Yomiuri Shimbun, japońska młodzież zwraca się ku trawce, ponieważ tradycyjne narkotyki z wyboru — stymulanty, takie jak metamfetamina, wdychanie oparów rozpuszczalników, klejów i farb, a także dziwne koktajle chemiczne sprzedawane jako narkotyki projektowane budzą ich obawy.
Oto dotycząca tej kwestii relacja z Japan News oparta o źródła policyjne:
Około 13 procent z podejrzanych mówi policji, że używa marihuany jako alternatywy dla substancji chemicznych o działaniu narkotycznym i halucynogennym, znanych jako Kiken doraggu lub innych niebezpiecznych substancji.
Mężczyzna aresztowany we wrześniu ubiegłego roku powiedział policji: sklepy sprzedające niebezpieczne substancje zniknęły, więc zacząłem palić marihuanę.
Według policji, wielu zatrzymanych przechodzi na używanie marihuany w sytuacji, gdy zdarzy im się utrata przytomności bądź zapaść pod wpływem niebezpiecznej substancji, co budzi w nich strach.
Czytając to przez amerykańskie okulary, brzmi to jak opis wielkiego sukcesu.
Niebezpieczne substancje pojawiły się w sprzedaży w drugiej połowie lat 2000., głównie w sklepach w ruchliwych dzielnicach, gdzie były reklamowane jako zioła bądź kadzidła.
MPD wierzy, że nagła niedostępność tych środków jest jednym z powodów rosnącej liczby zatrzymań związanych z konopiami.
Brawa dla policji!
Przynajmniej raz ktoś usunął z ulic niebezpieczne narkotyki, skłaniając w ten sposób obywateli do palenia trawki. W USA przyjęta przez władze polityka doprowadziła społeczeństwo do zasilania szeregów zombie z uwagi na utrudnianie dostępu do zioła.
Ale momencik. Wygląda na to, że [w Japonii] postrzegane jest to jako coś złego.
Błędny pogląd, że konopie nie są szkodliwe, zyskuje ostatnio na popularności. Policja twierdzi, że wielu podejrzanych mówiło śledczym, że konopie były używane w Japonii od dawna, a zatem nie są szkodliwa dla zdrowia.
Pewien starszy MPD urzędnik powiedział: Jest wiele przypadków, kiedy ktoś zaczyna używać marihuany ze względu na niższą cenę i z powodu niedoinformowania, by potem pójść dalej w kierunku stymulantów i innego rodzaju narkotyków.
Ach, Japonio. Jesteś tak blisko, a jednak zbaczasz w kierunku tej nonsensownej teorii bramy.
Prawdą jest, że Japonia ma za sobą złe doświadczenia, jeśli chodzi o używanie narkotyków. Patrząc historycznie, Japonia miała poważny problem z metamfetaminą w latach 50., tuż po zakończeniu amerykańskiej okupacji wojskowej po II wojnie światowej. Wydaje się, że siły zbrojne były dobrze zaopatrzone w metamfetaminę – mniej więcej z tych samych powodów, dla których Niemcy uwielbiali ten towar – która zaczęła potem trafiać w ręce cywilów.
W pewnym momencie w latach 50. w Japonii było aż 550 tysięcy osób uzależnionych od meth, ale drakońskie przepisy antynarkotykowe i ścisła kontroli nad podażą w ciągu dekady zmniejszyły liczbę jej użytkowników do ułamka.
Do dziś żywy jest strach przed używaniem „stymulantów" i, jak widać z powyższych komentarzy, policja obawia się, że dzieciaki palące zioło znudzą się nim i przejdą na speed. O ile jednak Japonia nie jest światowym ewenementem strach ten jest całkowicie bezpodstawny, ponieważ nic podobnego nie zdarzyło się w żadnym innym kraju.
Byłoby tragedią, gdyby policja, która wzięła się jakiś czas temu do pracy i zdołała odciąć skutecznie dostawy substytutów narkotyków, przekierowała teraz swoją uwagę na zioło.