Około 200 celebrytów i członków warszawskiej elity wie, że ich nazwiska znajdują się w zeszycie dilera. Czy będą woleli nawrócić się na dobrą zmianę i zacząć gadać o tym, że kochają ciężko uszkodzone płody, a prezes Kaczyński jest wspaniały? Czy może jednak wybiorą stronę prawdy?
W gazetach piszą, że ruszył proces Cezarego P., narkotykowego dilera gwiazd. Na warszawskim rynku działał on podobno od 2009 roku, zaopatrując warszawskie elity w kokainę. W międzyczasie za zarobione pieniądze otworzył restaurację, a w biznesie pomagała mu żona i córka. Cezary P. wpadł za sprawą Dariusza K., byłego męża Edyty Górniak, któremu pod wpływem rzeczonej kokainy zdarzyło się śmiertelnie potrącić kobietę na pasach, a następnie donieść na swojego dilera. Bardzo to nieładnie z jego strony, bo wiele przyjemnych substancji psychoaktywnych jest w Polsce wpisane na listę nielegalnych, więc można naprawdę zaszkodzić ludziom, gdy podaje się ich nazwiska policji.
Cezary P. najwyraźniej zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka ciąży na nim w kraju, gdzie panuje narkofobiczny reżim, więc wygląda na to, że na klientów nie donosił. Miał niestety inny paskudny zwyczaj. Otóż zapisywał wszystkie transakcje oraz nazwiska klientów w zaszyfrowanym notesie. Było to wyjątkowo głupie, bo przecież Cezary musiał słyszeć, że Polacy odszyfrowali nawet Enigmę, więc z jego szyfrem na pewno też sobie poradzą. I tak też oczywiście się stało. Notes został odszyfrowany, a nazwiska dwustu jego klientów trafiły w ręce policji. Dobra wiadomość jest taka, że za znalezienie się na liście w czyimś notesie nic nikomu jeszcze nie grozi. Zła wiadomość jest taka, że warszawskie elity mogą i tak się wystraszyć. Na przykład utraty dobrej opinii. Paweł Kukiz wieszczy: „Mogę się założyć, że już wkrótce wśród artystycznych elit obudzi się wielka miłość do pana prezesa Kaczyńskiego. A może nawet i wśród niektórych posłów totalnej opozycji?”.
Rzeczywiście, jak się patrzy na „dobrozmianową” przemianę niektórych aktorów, można pomyśleć, że ich dilerów CBŚ złapało już dawno temu. Co do polityków, to podejrzewam, że totalna opozycja nie jest aż tak totalnie głupia, żeby mieć tego samego dilera, co były mąż Edyty Górniak, ale oczywiście nie mogę tego wykluczyć. W końcu pewnie nie tylko ja widziałem orła cień nad polskim sejmem. Politycy oczywiście też ćpają i słyszałem, że wystarczyło spojrzeć na plany podróży niektórych polityków, żeby się przekonać, że nie mogliby pełnić tylu obowiązków bez wspomagania, ale w sumie nigdy nie spojrzałem. A może po prostu są robotami?
Generalnie tzw. narkotyki, czyli po prostu substancje psychoaktywne, towarzyszą naszej cywilizacji od zarania dziejów i będą nam towarzyszyć aż do jej zmierzchu. Oczywiście wielu hipokrytów, którzy smutek i narkofobię zalewają wódką i hostią, będzie dalej kłamać, że możliwy jest świat bez narkotyków, bo religia to żadne opium, tylko moralna busola, a wódka może i szkodzi, ale nie tak bardzo jak marihuana. Rzecz jasna prawda jest zupełnie inna. Nie ma obecnie na świecie bardziej niebezpiecznego narkotyku niż wódka (no może poza religią), a jednak jakoś nie podniecamy się tym, że złapano gorzelnika gwiazd czy zaaresztowano jego tajny notes z listą celebrytów, którym sprzedawał gorzałkę.
Jak donosi „Fakt”: „W zeszycie dilera gwiazd są nazwiska między innymi: znanej prezenterki TVN, prezenterów popularnych programów rozrywkowych w TVP2 i Polsacie i osób związanych z show Taniec z gwiazdami. Oprócz lekarzy, prawników i polityków są też aktorzy i piosenkarze. Stałą klientką Cezarego P. była gwiazda popularnego serialu TVP, nagradzany na festiwalach filmowych aktor, a także uwielbiana piosenkarka, której płyty sprzedają się jak świeże bułeczki”. Jak dodaje informator brukowca: „Na liście stałych klientów Cezarego P. są bardzo znani i lubiani aktorzy popularnych seriali, filmów czy prowadzący programów rozrywkowych, których nikt nie posądziłby o branie narkotyków!”. Zszokowany informator donosi, że podobno niektórzy z nich sięgali po narkotyki kilkaset razy w ciągu kilku lat. Trzeba chyba naprawdę być reporterką „Dużego Formatu” albo informatorem „Faktu”, żeby szokować się takimi rzeczami. Wyobraźmy sobie, że ktoś zszokowany donosi, że niektórzy Polacy sięgali po piwo kilkaset razy w ciągu kilku lat. Czyli, że co? Teraz będziemy się szokować i oburzać, że ktoś przez parę lat pił piwo dwa razy w tygodniu? Czy nawet wódkę? Tymczasem kokaina jest lepsza od wódki. Nie powoduje aż takiej agresji, nie urywa się po niej film i człowiek nie budzi się po niej obsrany/ zaszczany na Izbie Wytrzeźwień. OK, możemy się oburzać, że ktoś za gram koksu płaci 500 złotych, ale co zrobić, skoro obrót tą substancją może przypłacić więzieniem. Nie zmienia to jednak faktu, że świat, w którym legalna byłaby marihuana, grzybki, MDMA, czy kokaina, byłby lepszym światem od tego, w którym legalna jest wódka.
Oczywiście celebryci i członkowie warszawskiej elity raczej nie muszą się obawiać, że skończą w Sztumie. Niestety jest to realna groźba dla wielu osób, które nie mają tylu pieniędzy ani łatwego dostępu do adwokatów. Jak pisał niedawno Maciej Stola ze Społecznej Inicjatywy Narkopolityki: „Według Europejskiego raportu narkotykowego 18% uczniów przynajmniej raz w życiu spróbowało konopi indyjskich, 5% substancji psychoaktywnej innej niż konopie indyjskie, najczęściej było to MDMA, a 4% tzw. nowych substancji psychoaktywnych (w skrócie NPS), które u nas znane są jako dopalacze. Polska jest europejskim liderem pod tym względem, aż 10% naszych uczniów przyznało się do próbowania NPS”. Zapewne najczęściej były to kannaboidy, ale co za różnica. Za posiadanie Mocarza za piętnaście złotych można obecnie dostać taką samą karę jak za posiadanie koksu za 500 złotych. Podobnie jak za posiadanie liści kava kava, których próbował nawet Jan Paweł II. Z tymże kara dla biedaków jest bardziej nieuchronna niż dla papieża, bo biedni ludzie przeważnie nie znają tak dobrze prawa. Pamiętacie 19-latka, który połknął woreczek z marihuaną, bo przestraszył się policji? „Policjanci, którzy go kontrolowali, rzucili się na niego, by wydobyć mu z ust narkotyk. Mieli go szarpać i przyduszać, aż w końcu nastolatek posiniał i zaczął się dusić. Nie udało się go uratować”. Choć historia nie zna przypadków, żeby ktoś umarł od palenia marihuany, to – jak widać – da się od niej zginąć. Szczególnie, gdy policjanci cię jeszcze dodatkowo podduszą. To chyba najlepszy dowód na to, że to nie narkotyki zabijają. Zabija wojna z narkotykami. Ilu jeszcze nastolatków musi umrzeć, żebyśmy zaczęli to rozumieć?
Na szczęście mamy teraz wspaniała sytuację. Około 200 celebrytów i członków warszawskiej elity wie, że ich nazwiska znajdują się w zeszycie dilera. Czy będą woleli nawrócić się na dobrą zmianę i zacząć gadać o tym, że kochają ciężko uszkodzone płody, a prezes Kaczyński jest wspaniały? Czy może jednak wybiorą stronę prawdy i przyznają się, że lubią ćpać i nie jest to wcale taki problem, jak to lubią przedstawiać eksperci zapraszani do prowadzonych przez nich programów? Celebrycie/celebrytko, przyznaj się, że ćpiesz, a być może uratujesz życie jakiemuś nastolatkowi albo nastolatce!
Wiem, że się boicie. Nie zmienia to jednak faktu, że narkotyki na imprezach w Warszawie są rzeczą powszechną. Zażywał je, co dziesiąty nastolatek i nie wierzę, żeby wsród elity ten odsetek był mniejszy. Przyznaje to nawet Doda, która podobnie jak ja nie może się doczekać ujawnienia całej listy. „To powinno wypłynąć jak najszybciej, byłoby super” – entuzjazmuje się piosenkarka.
Rozumiem, że można się bać utraty wpływów z reklam czy pracy w serialach. Może jednak środowisko filmowe i reklamowe nie jest aż tak pełne hipokryzji, jak nasza debata publiczna? Może czas zacząć odczarowywać temat i przyznawać, że narkotyki nie są takie złe, a może nawet, że je lubimy, a przy okazji pomóc jakimś dzieciakom na prowincji. Pewnie już niedługo się dowiemy, czy celebryci i inni członkowie i członkinie warszawskiej elity, ludzie, „których nikt nie posądziłby o branie narkotyków” wybiorą dalsze kroczenie drogą hipokryzji, czy jednak przejdą na stronę prawdy. Kto pokocha PiS, a kto przyzna, że lubi ćpać? Wydaje mi się jednak, że przyznanie „lubię ćpać i co mi zrobicie?” będzie dla wszystkich korzystniejszym rozwiązaniem niż udawanie, że to kłamstwo, a potem długie klęczenie w kościele w ramach pokuty.