Były oficer CBŚ i gangster-emeryt odpowiedzą za sprzedaż broni i narkotyków… policjantom

Janusz P., ps. Jacek, osławiony stołeczny gangster oraz Marcin L., boss lubelskiego półświatka, który pracował w CBŚ, staną wkrótce przed sądem w związku z handlem narkotykami oraz bronią.

Janusz P., ps. Jacek, osławiony stołeczny gangster oraz Marcin L., boss lubelskiego półświatka, który pracował w CBŚ, staną wkrótce przed sądem w związku z handlem narkotykami oraz bronią – dowiedział się portal tvp.info. Co ciekawe obaj wpadli w czasie tajnej operacji CBŚP. Janusz P., gdy sprzedawał amfetaminę, a Marcin L. chwilę po zbyciu broni i materiałów wybuchowych. Mimo bogatego doświadczenia, gangsterzy nie zorientowali się, że ich klientami są policjanci pod przykryciem.

5 kwietnia 2016 r. to data, która z pewnością nie będzie się dobrze kojarzyć dwóm bohaterom kronik kryminalnych z Warszawy i Lublina: Januszowi P. ps. Jacek i Marcinowi L. Od kilkunastu miesięcy obaj prowadzili wspólne interesy. „Jacek” był rezydentem gangu mokotowskiego na Lublin, a L. szefował lokalnemu półświatkowi.

Pułapka

Tego dnia obaj bossowie byli umówieni na sfinalizowanie nielegalnych transakcji. Janusz L. miał sprzedać 4 kg amfetaminy, a Marcin L. z kolei znalazł kupca na pistolet maszynowy Skorpion, pistolet CZ, magazynki do tej broni, oraz ok. 300 sztuk amunicji i 670 g plastycznego materiału wybuchowego. Nie wiedzieli, że ich klientami nie są inni gangsterzy, ale tzw. przykrywkowcy z CBŚP. Funkcjonariusze od kilku miesięcy rozpracowywali interesy „Jacka” i Marcina L. i w odpowiednim momencie, gdy ci nabrali zaufania do kontaktujących się z nimi „gangsterów” urządzili zasadzkę.

Najbardziej zaskoczony był Marcin L. Przed ponad dekadą sam był funkcjonariuszem lubelskiego CBŚ i znał doskonale metody walki z gangami. Ponoć gangster był w totalnym szoku, gdy transakcja, która miała być zabezpieczeniem finansowym na przyszłość, okazała się policyjną grą operacyjną.

Czas na proces

Z informacji portalu tvp.info wynika, że niedługo do sądu trafi akt oskarżenia przeciwko Januszowi P. oraz Marcinowi L. W ławach oskarżonych zasiądzie także trzech podwładnych gangsterów oraz syn „Jacka”. – Z ustaleń śledztwa wynika, że powyższa grupa przestępcza działała w okresie od 20 sierpnia 2015 r. do 5 kwietnia 2016 r. Łącznie podejrzanym ogłoszono 31 zarzutów. Marcinowi L., byłemu funkcjonariuszowi policji przedstawiono zarzuty związane z kierowaniem zorganizowana grupą przestępczą oraz udziału w handlu bronią, amunicją i materiałami wybuchowymi, handlu środkami psychotropowymi oraz odurzającymi. Janusz P. odpowie za udział w zorganizowanej grupie przestępczej i udział w handlu narkotykami – mówi tvp.info prok. Maciej Florkiewicz, naczelnik lubelskiego Wydziału Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej.

Trzej pozostali członkowie gangu odpowiedzą za handel bronią, a jeden za handel narkotykami. I oczywiście, za udział w gangu.

W czasie śledztwa policjanci CBŚP zabezpieczyli 10 jednostek broni palnej, 500 sztuk amunicji i 800 gramów plastycznego materiału wybuchowego z zapalnikiem. Do tego ponad 7 kg amfetaminy i kilkaset gram kokainy. Przejęto także blisko 200 tys. zł w gotówce.

Dziarski emeryt

69-letni Janusz P. ps. Jacek to jeden z najstarszych czynnych polskich gangsterów, choć on sam zapewniał przed sześciu laty, że jest tylko „schorowanym emerytem”, który trzyma się z dala od przestępczości. W 2011 r. został oskarżony za kierowanie gangiem, handel narkotykami oraz zleceniem pobicia. Zdaniem prokuratury, jako rezydent gangu mokotowskiego kontrolował półświatek w Lublinie. Janusz P. miał dostarczyć swoim podwładnym ponad 50 kg amfetaminy. Zlecił im także „zdyscyplinowanie” dwóch biznesmenów, którzy przekazali „Mokotowowi” czek na milion dolarów, ale bez pokrycia. Według śledczych gang P. działał od 2006 r.

Janusz P. to jeden z ostatnich gangsterów tzw. starej gwardii półświatka. Stołeczni policjanci przypisywali mu współpracę z „Wariatem” i „Dziadem” kierującymi gangiem ząbkowsko-praskim. Miał także utrzymywać kontakty z szefem „Wołomina” – Marianem K. ps. Maniek. Pod koniec ostatniej dekady XX wieku, Janusz P. związał się ze Sławomirem Sz. ps. Krakowiak oraz Krzysztofem K. ps. Nastek. Triumwirat ten kierował, zdaniem policji, tzw. gangiem warszawskim, który swym zasięgiem obejmował okolice Śródmieścia, Woli i Bemowa. W skład gangu w chodziło wielu szalikowców stołecznej Legii, którzy zajmowali się rozprowadzaniem narkotyków.

Z materiałów operacyjnych policji wynikało, że „Jacek” współpracował także ze znanym praskim handlarzem narkotyków Andrzejem G. ps. Nerwowy, który przejął schedę po rozbitym gangu ząbkowsko-praskim i był uważany za jednego z ważniejszych handlarzy narkotyków w Polsce i Europie. Co ciekawe, przez całe lata 90. i pierwszą dekadę nowego stulecia, Janusz P. nie był karany.

Po ciemnej stronie mocy

Podobną sławą jak Janusz P. w stolicy, cieszył się Marcin L. w Lublinie. Emerytowany funkcjonariusz CBŚ w Lublinie, jak mało, kto znał lokalne podziemie kryminalne. I wiedzę tę postanowił wykorzystać dla swoich korzyści. W 2005 r., gdy policja rozbiła lokalne gangi, razem ze Sławomirem P. ps. Piecia postanowili wypełnić tę lukę. Zdaniem śledczych, początkowo haraczowali właścicieli agencji towarzyskich. Wskazani przez bossów ludzie, mieli odpowiadać za ochronę przybytków rozkoszy. Bandycka „polisa” kosztowała do 3 tys. zł miesięcznie od lokalu.

W grudniu 2006 r. ponad 200 policjantów wkroczyło do mieszkań i agencji towarzyskich w Lublinie, Świdniku i Stalowej Woli, zatrzymując członków bandy byłego policjanta. Marcin L. i „Piecia” wpadli na stacji benzynowej przy ul. Głębokiej w Lublinie.

Co ciekawe, w momencie zatrzymania L. wciąż pobierał policyjną emeryturę. Wówczas toczył się jego proces o współpracę z przestępcami podczas służby w CBŚ, za co w 2001 r. trafił na trzy miesiące do aresztu. Odpowiadał także za utrudnianie śledztwa.


Oceń treść:

Average: 9.5 (2 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • Lophophora williamsii (meskalina)
  • Przeżycie mistyczne

Urodziny, ciepły, jesienny dzień, dwa tygodnie po rzuceniu pracy, brak pieniędzy, duża potrzeba poukładania w głowie narastających problemów

Opisane doświadczenie było moim drugim z trzech poważnych przeżyć mistycznym pod wpływem substancji psychoaktywnych. Było o wiele bardziej klarowne i o wiele dłuższe od pozostałych. Miałem wcześniej raz do czynienia z tą substancją, jednak wtedy nie do końca zrozumiałem ten stan i dodatkowo wydawał mi się płytszy z powodu okoliczności w jakich go doświadczyłem (ja na mesce, grupa znajomych na grzybach które nie bardzo ich porobiły).

  • 1P-LSD
  • Pozytywne przeżycie

Nastawienie jak najbardziej pozytywne. Dzień wolny od trosk, cały dla mnie. Piękna, słoneczna pogoda.

Ostatnimi czasy doszły mnie słuchy o microdosingu. Ponieważ chciałem się jakoś odblokować twórczo, to ta koncepcja wydała mi się zachęcająca i postanowiłem wcielić ją w życie. Zmagam się też trochę z lekką aspołecznością i lękami, więc liczyłem również na zerwanie więzów w tej kwestii (oczywiście podejmuję walkę ze swoimi problemami na różnych płaszczyznach, nie tylko karmiąc się pscyhodelikami, więc oczywiście jest to tylko element "terapii"). Cztery dni po tripie przy dawce 125 µg, uwzględniając tolerancję, wycelowałem w około 30 µg. Oto efekty:

  • Marihuana
  • Marihuana
  • Pierwszy raz

Dobre nastawienie, brak jakiegokolwiek stresu przed próbą. Spotkanie przebiegało u kolegi w mieszkaniu niedaleko szkoły, gdzie bywaliśmy po lekcjach. Spotkaliśmy się naszą paczką z gimnazjum, żeby zajarać.

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że jestem informatykiem i nie mam duszy pisarza, ale podzielę się z wami przeżyciami z mojego pierwszego spotkania z Marry Jane. Całe zajście miało miejsce w gimnazjum, alę było to na tyle przełomowe, że pamiętam wszystko, jakby to było wczoraj. Jako introwertyk z paroma kolegami na krzyż nigdy nie ciągnęło mnie na imprezy i większość czasu spędzałem w domu. Zanim zapaliłem pierwszego skręta, raz w życiu miałem alkohol ustach. Od zawsze do wszystkiego w moim życiu podchodziłem od naukowej strony.

  • LSD-25

Wszystko zaczęło się gdy weszliśmy z kumpelą na serwer dotyczący narkotyków. Było tam pełno fajnych artykułów. Kilka opisów tripów, a przede wszystkim dość spory artykuł o kwasie. Zaczęliśmy wyobrażać sobie jak to by było zarzucić sobie papierka. Słyszeliśmy o nim z opowiadań innych i z kilku sprawozdań znalezionych w necie. Faza kwasowa rysowała się w naszej wyobraźni zupełnie inaczej niż przeżycia po zwykłej, dobrej gandzi. Postanowiliśmy: trzeba będzie spróbować przy najbliższej nadarzającej się okazji. No i okazja nadeszła.

randomness