Wiemy co ćpała Pytia

Wiemy już jaka substancja odurzała delfickie wieszczki. Dzięki współpracy geologa, geochemika i archeologa wyjaśniono jeden z najsłynniejszych mitów greckich, pozbawiając go aury tajemniczości.

Tagi

Źródło

Krzysztof Szymborski, "Polityka" nr 33 (2363) - 17. sierpnia 2002

Odsłony

5188

Zatrute wróżby

KRZYSZTOF SZYMBORSKI

O słynnej wyroczni delfickiej ze świątyni Apollina opowiadał Plutarch, (który w pierwszym wieku naszej ery służył tam jako wysoki kapłan) iż rolę wieszczki pełniło na zmianę kilka miejscowych kobiet. Wcielając się w nią przyjmowały imię Pytia i wstępowały do niewielkiej podziemnej, wykutej w skale komory zwanej adytonem, po czym wpadały w trans pogłębiający się niekiedy do delirycznego stanu oszołomienia. Pomimo swej oficjalnej kapłańskiej funkcji Plutarch w swej relacji wykazał sporą dozę sceptycyzmu i zamiast przypisać stan Pytii boskiemu nawiedzeniu wspomniał, że wdychała ona mdłe opary dobywające się ze szczelin w ścianach adytonu. Sugerował nawet, iż emanacja owych gazów mogła mieć związek z faktem, że świątynia leżała na terenie nawiedzanym regularnie przez trzęsienia ziemi.

Z nadejściem chrześcijaństwa świątynia Apollina została porzucona i popadła w ruinę, a kiedy rzymski cesarz Julian Apostata próbował w IV w. reaktywować jej działalność -wysyłane do adytonu kobiety nijak nie mogły popaść w trans i zachowując pełną trzeźwość umysłu niezdolne były do prorokowania. Wyrocznia delficka zamilkła więc na zawsze.

Nowożytni naukowcy zjawili się w Delfach pod koniec XIX w. Ekipa francuskich archeologów podjęła w 1892 r. prace wykopaliskowe docierając do fundamentów świątyni. Ponieważ ich oględziny nie ujawniły większych skalnych szczelin lub szpar, brytyjski uczony A. P. Oppe, który odwiedził Delfy w 1904 r., oświadczył autorytatywnie, że starożytne opowieści o wydzielających się spod ziemi tajemniczych oparach były mitem, błędem lub zwykłym oszustwem. Zdawało się więc, że współczesna nauka obaliła jeszcze jedną fantastyczną legendę i Oxford Classical Dictionary zamieścił w 1948 r. notkę mówiącą, iż "prace wykopaliskowe podważyły wiarygodność (...) teorii dotyczącej czeluści, z której dobywały się cuchnące wyziewy". Dalsze badania Pierre\'a Amandry, jednego z francuskich archeologów biorących udział w pracach na terenie świątyni, dostarczyły w 1950 r. ostatecznego argumentu przeciwko tektonicznej hipotezie Plutarcha. Stwierdził on mianowicie, że obszar, na którym leży świątynia delficka, pozbawiony był od długiego czasu wulkanicznej aktywności mogącej być przyczyną emisji toksycznych gazów. Tak więc trzeźwi naukowcy uznali, że opowieść Plutarcha była tyle warta co majaczenie Pytii. Okazało się jednak, że był to sąd zbyt pochopny.

Sztuka niedopowiedzeń

Pytia, jak pamiętamy, słynęła z tego, że jej enuncjacje były majstersztykami dwuznaczności, niedopowiedzeń i poetyckich metafor. Ustalenie "co wieszczka miała na myśli" było nie lada sztuką wymagającą sporej wiedzy i inteligencji, a także, jak się przekonamy, pewnej przebiegłości. Przed z górą dwudziestu laty podobną "metodę naukową" postanowił zastosować do interpretacji wspomnianej wyżej relacji Plutarcha amerykański badacz Jelle Zeillinga de Boer, geolog z Wes-leyan University. Jego fascynacja delficka wyrocznią, która była początkowo jedynie amatorskim hobby, stała się naukową przygodą, mogącą być wzorem interdyscyplinarnej współpracy. Kiedy de Boer pojawił się po raz pierwszy w Delfach w 1981 r., oficjalnym celem jego wizyty nie było rozwiązywanie starożytnych zagadek, lecz bardziej przyziemne zadanie: jako geologzostał on wynajęty przez rząd grecki, planujący budowę reaktorów jądrowych, do oceny stabilności tektonicznej rejonu góry Parnas, na której stoku leżą Delfy. Miał się zająć poszukiwaniem ukrytych uskoków tektonicznych i ustaleniem prawdopodobieństwa lokalnych trzęsień ziemi. Szczęśliwym zrządzeniem losu, jak wspomina de Boer, ze względu na rosnący ruch turystyczny podjęto w okolicy Delf przebudowę drogi ułatwiającą dojazd wycieczkowych autobusów do starożytnego sanktuarium. W czasie tych prac wysadzono nieco przydrożnych skał odsłaniając piękny tektoniczny uskok całkiem świeżej daty.

De Boer, przedzierając się przez kolczaste zarośla porastające górzysty teren, prześledził jego przebieg na odcinku wielu kilometrów. Miejscami uskok był wyraźnie widoczny tworząc 30-metrowe urwisko, lecz na innych odcinkach ginął pod skalnym rumowiskiem. Niemniej w Delfach przebiegał, jak się wydawało, pod samą świątynią. De Boer, który był człowiekiem oczytanym, pomyślał sobie: "O, to pewno ta szczelina, z której, jak twierdził Plutarch, dobywały się tajemnicze opary". Nie był jednak na tyle obeznany z archeologią, by zdać sobie sprawę, że nikt przed nim nie zauważył istnienia tego tektonicznego obsunięcia.

Wespół w zespół

Minęło czternaście lat, zanim się o tym dowiedział. A sprawił to kolejny przypadek: odwiedzając w 1995 r. rzymskie ruiny w Portugalii, natknął się na innego amerykańskiego badacza -Johna Hale\'a, archeologa z University of Louisville, który prowadził tam swe badania. Nadszedł wieczór, dwaj panowie postanowili przypieczętować nowo nawiązaną znajomość czerwonym portugalskim winem i - od słowa do słowa - de Boer snuć zaczął wspomnienia o swej wyprawie do Delf i odkrytym uskoku. -Jaki uskok? - spytał Hale. - W Delfach nie ma żadnego uskoku. Zanim noc się skończyła, obaj postanowili wyjaśnić sprawę do końca w Grecji.

Rok później de Boer i Hale spotkali się w Delfach i wkrótce wpadli na trop wiodący do rozwiązania zagadki. Miejscowe mapy geologiczne ujawniły, że Delfy leżą na skalnym wapiennym podłożu zawierającym łupki bitumiczne o zawartości do 20 proc. smolistych węglowodorów. A zatem, triumfalnie obwieścił de Boer, aktywność geologiczna mogła z łatwością prowadzić do rozgrzania bitumicznych złóż i wydzielania się do wód gruntowych najrozmaitszych substancji organicznych. Aby przedostać się do podziemnej komory świątyni, nie była potrzebna żadna większa szczelina, bo mogły one przenikać przez najmniejsze pęknięcia w skale. W 1998 r. dwaj panowie znów odwiedzili Delfy i tym razem natrafili na inny jeszcze tektoniczny uskok przebiegający pod fundamentami świątyni w kierunku północ-południe i właśnie tu przecinający się z wcześniej odkrytym. Sanktuarium Apollina leżało więc w punkcie, który uczeni oznaczyli na mapie znakiem X.

De Boer i Hale pobrali skalne próbki z wyschniętych źródeł, których cały szereg znaczył przebieg nowego uskoku, i zwrócili się o pomoc do trzeciego eksperta- tym razem w dziedzinie geochemii -Jeffreya Chantona z Florida State University. Analizując skład chemiczny skał wapiennych z położonych nieopodal świątyni dawnych źródeł Chanton odkrył w nich metan i etan - proste węglowodory, których inhalacja może ludzi wprawiać w "odmienny stan świadomości". De Boer miał jednak przeczucie, że to nie one odurzały Pytię. Podejrzenia jego kierowały się ku etylenowi - gazowi znacznie mniej stabilnemu niż dwa pozostałe, a zatem trudnemu do odkrycia po latach w próbkach skał. By przypuszczenie to zweryfikować, Chanton udał się osobiście do Delf i pobrał wodę z innego, wciąż aktywnego źródła. Zawierała ona etylen.

By nie pozostawić już żadnych nierozstrzygniętych do końca pytań, w 2000 r. do zespołu badaczy dokooptowano jeszcze jednego uczonego, toksykologa z Kentucky Henry\'ego Spillera, którego zadaniem było przeprowadzenie analiz farmakologicznych podziemnych delfickich wyziewów. Jego ekspertyza stanowiła ostatni brakujący fragment dowodu. Etylen jest gazem o silnym działaniu psychoaktywnym, przez długie lata używanym w medycynie do ogólnego znieczulenia. Jego wdychanie powoduje w pierwszej fazie uczucie euforii, wrażenie uwolnienia się od swego ciała i przyjemne halucynacje. Właśnie etylen jest przyczyną, dla której niektórzy młodzi ludzie wąchają klej, rozpuszczalniki lub benzynę, by znaleźć się "na haju". Ale dziś nikt im już nie zadaje pytań, jak Pytii, o przyszłe losy świata...

Zakończeniem przygody de Boera była publikacja -wraz z Halem i Chantonem - artykułu w czasopiśmie "Geology". Szkoda jednak, że to interdyscyplinarne przedsięwzięcie specjalistów z trzech rozmaitych dziedzin nie zostało jeszcze bardziej rozszerzone. Warto przecież byłoby do zespołu doprosić jeszcze psychologa, który wyjaśniłby, dlaczego ludzie najrozmaitszych kultur od niepamiętnych czasów aż po dzień dzisiejszy tak bardzo ufają wróżbitom, nawiedzonym szaleńcom bądź szukają życiowych rad w horoskopach. Przydałby się też i socjolog, i przedstawiciel nauk politycznych. Ten ostatni mógłby napisać dysertację o tym, jak wielcy charyzmatyczni przywódcy zamiast dać się zwieść wyroczniom, sami potrafili nimi manipulować.

Sprytny Temistokles

Weźmy chociażby takiego Temistoklesa. Kiedy po wcześniejszym zwycięstwie pod Maratonem nowa wojna Grecji z Persją wydawała się pod koniec lat 480. p.n.e. nieuchronna, liga miast greckich wysłała delegację do Delf, by zasięgnąć opinii Pytii. Ta, nawdychawszy się etylenu, oświadczyła im bez ogródek, że nie mają w konfrontacji z perskim mocarstwem żadnych szans. Temistokles, który był w owym czasie archontą Aten i jednym z nielicznych polityków greckich od lat zdających sobie sprawę z powagi sytuacji, nalegał jednak, by zasięgnąć powtórnej opinii. Znów udali się posłowie greccy do Delf i tym razem wyrok był nieco łagodniejszy (a może bardziej dwuznaczny): "Gdy wszystkie ziemie będą utracone (...) - rzekła Pytia - Zeus z szerokich niebios da [swej córce] Tritoborn drewnianą ścianę, która jako jedyna nie zostanie zniszczona, i błogosławić będzie ciebie i twe dzieci (...)".

Owa "drewniana ściana" stała się dla zdesperowanych Ateńczyków, rzec można, ostatnią deską ratunku. Co miała ona oznaczać, stanowiło jednak przedmiot interpretacji. Jak twierdzą historycy starożytności, dla niektórych była fragmentem umocnień w rejonie Akropolu, dla innych warowną ścianą przecinającą Przesmyk Koryncki. Temistokles miał jednak swą własną oryginalną interpretację - drewnianą ścianą mającą uratować Grecję były kadłuby statków jego floty, którą szykował od lat w przewidywaniu perskiego najazdu. Udało mu się przekonać większość Ateńczyków, by opuścili miasto i przenieśli się na wyspę Salaminę. Flota Kserksesa udała się za nimi w pościg. A Temistokles już tam na nią czekał...

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

scr (niezweryfikowany)

tak jest, etylen jest w kleju i innych produktach zawierających rozpuszczalniki organiczne. genialne.

zastanowiony (niezweryfikowany)

A ja myslalem, ze Pytia futrowala sie lulkiem czarnym - bo ten szał i prorocze wizje jakos sie tak kojarza

Zajawki z NeuroGroove
  • Grzyby halucynogenne

To było drugie spożycie grzybów w moim życiu. Pierwszy raz to było

kilka sztuk, od których miałem niesamowita chichrę. Pokrótce może

napiszę o tej pierwszej fazie. We wrześniu 1998 r. po raz pierwszy z

Uadrolem wybraliśmy się na grzyby. Zebraliśmy kilkanaście sztuk na

próbę. Zapodałem je sobie i oczekiwaliśmy na efekty. Nie miałem

oczywiście żadnych halunów po tej niewielkiej ilości, ale tzw.

chichrę. I to dopadła mnie u Uadrola. Śmiałem się non-stop. Uadrol

  • Kodeina
  • Uzależnienie

Dobijający trzeci dzień odstawki. Raport zacząłem pisać w momencie przyjęcia pierwszej tabletki.

Czy ja dobrze myślę? Czy mi się coś miesza? Czy ja rzeczywiście chciałbym zostać malarzem? A może to tylko kolejny wymysł? Kolejne marzenie? Które powstało pod wpływem działania kodeiny trzy dni wcześniej i przy odstawieniu wydawało się jedyną sensowną opcją na życie? Tak. To już trzeci dzień bez kodeiny, nigdy nie miałem tak dotkliwych fizycznych objawów odstawienia, nieźle jak na kodeinowca z 7 letnim stażem. Hmm... Każdego taki stan dopada? Widać racja. 7 lat stażu nigdy nie byłem w ciągu, dla jednych to bajka, dla innych powód do wkurwienia.

  • Marihuana
  • Marihuana
  • Pierwszy raz

Nastawienie optymistyczne

Postaram się opisać moje obserwacje z punktu widzenia osoby, która od zawsze była przeciw. Tak mi po prostu wpojono. Narkotyki to zło i tyle. Nigdy nie zakwestionowałem tej tezy.

A szkoda. 

Mam 40 lat i zero nałogów, nie piję, nie palę, nie interesowały mnie nigdy żadne narkotyki. Interesowały mnie: umysł, podświadomość, nadświadomość, hipnoza, świadome sny, OBE, oświecenie, śmierć kliniczna, itp. Jestem hipnotyzerem.

  • Dekstrometorfan

Autor: vadimus

Wiek: 17 lat.

Waga: 65 kg.

Środek: Acodin w tabletkach 3,5 opakowania + polopiryna 6 tabletek

Miejscówka: Krzaki na łące, 2 km od jakiejkolwiek cywilizacji, godzina 16.00

Staż: 1 raz 900 DXM, MJ, wszelaki Spice oraz inne słabsze wg. mnie rzeczy.

Chciałbym opisać mojego Drugiego w życiu tripa po DXM,

A było to tak...