Właściwie nie wiem od czego zacząć. Ketamina to strasznie chaotyczny
narkotyk. Doświadczenie jest bardzo intensywne, ale ciężko cokolwiek o nim
powiedzieć ;). To jest coś odwrotnego do kwasa, po którym dostrzegamy
idealną harmonię i ciągłość tętniącego życiem świata który nas otacza,
miłość, pokój... K to wręcz śmierć, fragmentacja otaczającej nas
rzeczywistości, zamknięcie się w swoim świecie. K to ciągłe dygresje i
przeskakiwanie z tematu na temat. Teraz nie dziwię się treści raportu
Spisek przeciwko marihuanie?
Nie jesteśmy zwolennikami spiskowej teorii dziejów, ale jak tu nie przeczyć faktom?
Tagi
Źródło
Odsłony
8833Spisek Przeciwko Marihuanie?!
Jonathan Vankin, John Whalen
"Największe spiski naszego stulecia"
Tłum. Roman Gołędowski
Wydanie polskie: Świat Książki 1997
rozdział 27. Konopiane szaleństwo
Spróbujmy sobie wyobrazić, że istnieje roślina, która mogłaby wyżywić i ubrać świat, zakończyć wycinanie lasów, zastąpić spaliny dymiące z naszych samochodów i dostarczyć terapii na dziesiątki niedomagań zdrowotnych.
Komu to przeszkadzało, że George Washington i Thomas Jefferson uprawiali ją, i to z przyzwoleniem prawa? No cóż, trzeba tu wyjaśnić, że połączone siły żądnych zysku przemysłowców, krzykliwych demagogów i zazdrosnych dziennikarzy doprowadziły do wypelnienia tego "diabelskiego chwastu" i usunięcia informacji o jego dotychczasowym znaczeniu z annałów historii.
Jak brzmi nazwa tego botanicznego męczennika? Politycy, którzy pisali Deklarację Niepodległości Stanów Zjednoczonych na papierze wytworzonym z tej właśnie rośliny, nazywali ją konopie. Znana jest ona również pod wieloma innymi nazwami: indyjskie konopie, gandzia, trawka, haszysz czy marihuana.
W książce zatytułowanej The Emperor Wears No Clothes (Cesarz nie nosi ubrania) Jack Herer ukazuje złośliwy spisek mający na celu wyeliminowanie tego "śmiercionośnego chwastu", choć pełniącego ongiś rolę głównego, odnawialnego surowca naturalnego na świecie, jedynie dla korzyści małego kręgu majętnych i wpływowych korporacji. Herer założył grupę zwącą się HEMP (Help End Marijuana Prohibition - Pomoc w Zakończeniu Prohibicji Marihuany). W jego oczach, sześćdziesięcioletnia wojna z konopiami jest współczesną formą inkwizycji, dziwacznym nawrotem do mrocznych wieków, a także "spiskiem przeciwko ludzkości".
Cała historia rozpoczęła się w 1937 roku wraz z wprowadzeniem nowych technologii pozwalających na masową produkcję tworzyw sztucznych. Konopie stały na przeszkodzie temu szybko rozwijającemu się przemysłowi, jako najbardziej cenione i najwszechstronniejsze włókno. Zdaniem Herera, diabelskie sprzysiężenie przeciwników konopi doprowadziło jednak do głośnego zakazu uprawy "jednej z bardziej rozpowszechnionych roślin na Ziemi".
Na początku autor przedstawia powtórkę z historii, niezbędną w tym przypadku, ponieważ losy konopi zostały w znaczący sposób zamazane przez półwieczny okres represji. Przed wynalezieniem krosna do tkania bawełny na początku XIX wieku produkty wytworzone z włókien konopnych można było spotkać zarówno w Ameryce, jak i na całym świecie. Słowo canvas pochodzi od holenderskiej wymowy greckiego terminu kannabis. Od V wieku p.n.e. aż po wiek XIX żagle i olinowanie statków wykonane było właśnie z konopnych włókien. Przez tysiące lat włókna konopi powszechnie wykorzystywano do wytwarzania ubrań, namiotów, dywanów, lin, pościeli i flag. Herer przypomina, że podczas wojny secesyjnej George Washington wraz ze swymi oddziałami zamarzłby pewnie na śmierć w dolinie Forge, gdyby nie koce z konopi. Wozy pionierów, przemierzające amerykańskie prerie, były pokryte płótnem konopnym, a Biblie osadników zapewne wydrukowane zostały na papierze z tej rośliny. Przez tysiące lat olej z nasion konopnych stanowił paliwo do lamp, służył także jako olej jadalny. Z kolei w XIX wieku opatentowano liczne lekarstwa, wykorzystując specyficzne właściwości tej rośliny.
Pod koniec lat trzydziestych XX wieku magazyn "Popular Mechanics", a także inne czasopisma ogłosiły opracowanie technologii, która obiecywała "uzyskanie z konopi najmocniejszego naturalnego włókna". Znaleźli się jednak tacy, którzy zechcieli pogrzebać bujną historię konopi pod górą oszczerstw, widząc w "marihuanie" zabójczy chwast, którym zaciągali się zdradliwi Meksykanie i zuchwali Murzyni.
Według relacji Herera pierwszym, najbardziej wpływowym człowiekiem uczestniczącym w tej antykonopnej kampanii był William Randolph Hearst. Ten magnat prasowy użył całego potencjału swojej sieci gazet do przeprowadzenia krucjaty wymierzonej przeciwko marihuanie.
Drugą, a zarazem najgłośniejszą postacią w spisku dążącym do wykorzenienia konopi okazał się skorumpowany moralista Harry J. Anslinger. Opisany w książce Alberta Goldmana Grass Roots (Korzenie trawy) jako osobnik skłonny do głoszenia dawno już wytartych sloganów, Anslinger pełnił rolę wiodącej postaci w tej dziwacznej wojnie. Jego czysta propaganda, z której można się dzisiaj jedynie pośmieć, popularyzowała naciągane mity o haszyszu: MARIHUANA - MORDERCA MŁODZIEŻY lub też W CIĄGU 30 DNI MARIHUANA ZE ZWYKŁYCH CHŁOPAKÓW CZYNI ZBRODNIARZY: HASZYSZ POWODUJE ŻĄDZĘ KRWI.
Dla Anslingera mordercy z siekierami, siejący postrach rewolwerowcy i motocykliści o zapędach samobójczych byli "zdeprawowanymi kreaturami i ofiarami haszyszowego szaleństwa". W jednym z opublikowanych oświadczeń Anslinger ostrzegał "Jeżeli straszny potwór, jakim był Frankenstein, stanąłby twarzą w twarz z potworem - marihuaną, padłby martwy ze strachu". Podobnie jak wielu moralizatorskich policjantów, Anslinger był również czystej wody hipokrytą. W późniejszych czasach przyznał się do nielegalnego dostarczania morfiny prowadzącemu kampanię antykomunistyczną, uzależnionemu od narkotyków senatorowi Josephowi McCarthy\'emu. Natomiast podczas II wojny światowej Anslinger pomagał OSS, poprzedniczce CIA, w zakończonych niepowodzeniem eksperymentach z pochodnymi haszyszu, które, jak mniemano, miały pełnić rolę środka skłaniającego do wyznania prawdy przez złapanych szpiegów.
W roli trzeciego spiskowca w teorii Herera występowała potężna korporacja Du Pont. Wszyscy trzej "bojowcy" mieli swoje powody, by wytępić bezbronny krzew.
Chociaż większość historyków widziała w ataku Anslingera i Hearstwa na konopie wynik epoki prohibicji, rodzaj paranoi skierowanej przeciwko pełzającej niemoralności, to Herer umieszcza w swej teorii również czynnik ekonomiczny.
Wydaje się, że przedsiębiorstwo Hearsta zajmujące się produkcją papieru, ze swym rosnącym areałem upraw leśnych, poczuło się zagrożone nowym procesem technologicznym, opatentowanym przez amerykański Departament Rolnictwa, który przekształcał zdrewniałe łodygi konopi w wysokogatunkowy papier, tekturę i sklejkę. Proces ten pozwalał także na ograniczenie toksycznych odpadów, a według danych rządowych jeden akr konopi mógł zaoszczędzić cztery akry cennego lasu. Herer konkluduje: "Dla Hearsta i innych producentów papieru, wykorzystujących technologię opierającą się na przetwórstwie pulpy drzewnej, konopie stanowiły ogromne zagrożenie".
W przypadku motywów Du Ponta, zdaniem Herera, naturalne włókna konopne stawały na drodze szalonym marzeniom przedsiębiorstwa ubrania całego świata w stroje z poliestru.
W trakcie kampanii, która miała na celu zduszenie rynku konopii, Anslinger i gazety Hearsta nierzadko uciekały się do chwytów poniżej pasa. Ludzi zażywających marihuanę opisywano jako "ciemnoskórych odszczepieńców" z nabrzmiałymi ustami, których sataniczna muzyka i demoniczny haszysz prowadzą białe kobiety "do poszukiwania seksualnych przygód z Murzynami". Ostrzegano Kongres, że najczęściej haszysz zażywają "Murzyni i Meksykanie" oraz, najgorsi ze wszystkich, "ludzie świata rozrywki". Artykuły Hearsta opisywały palących haszysz Meksykanów jako lunatycznych dziwaków. Zdaniem Herera, Hearst świadomie wprowadził w trakcie kampanii prasowej do publicznej świadomości slangowe określenie marihuana, by ludzie nie uświadomili sobie, że ten diabelski tytoń i roślina włóknista o historycznym znaczeniu to jedno i to samo.
Wkrótce doszło do ostatecznych rozstrzygnięć. Szefowie zarządzanego przez Anslingera Departamentu Skarbu odbyli spotkanie za zamkniętymi drzwiami, w wyniku którego ustanowiono przepisy nakładające ogromny, jak na owe czasy, podatek 1100 dolarów na nie zarejestrowanych sprzedawców konopi. (Anslinger, jak zaznacza Herer, zawdzięczał stanowisko swemu "przyszywanemu wujkowi" Andrew Mellonowi, właścicielowi szóstwo co do wielkości banku w kraju, który skądinąd był także... bankierem Du Ponta). Dzięki odpowiednim wpływom w Kongresie szybko przedłożono i zatwierdzono prawodawstwo ograniczające uprawy konopi, mimo sprzeciwów ze strony plantatorów konopi i Amerykańskiego Towarzystwa Lekarzy. W ten sposób doszło do utworzenia Marihuana Tax Act z 1937 roku, ustawy o opodatkowaniu upraw konopi, która w efektywny sposób spowodowała, że uprawa tej rośliny w Stanach została praktycznie zakazana.
Oczywiście, wkrótce Du Pont zaprezentował "sztuczne włókna", które w niedługim czasie opanowały rynek zdominowany do tej pory przez włókna pochodzenia naturalnego. W kolejnych latach Du Pont opatentował włókno nylonowe, a także nowy, emitujący wyjątkowo dużą ilość szkodliwych substancji proces przetwarzający pulpę drzewną.
Ażeby uwiarygodnić swoję kampanię Lammot Du Pont rozwodził się w magazynie "Popular Mechanics" "o ochronie naturalnych surowców dzięki rozwojowi syntetycznych produktów, które uzupełniają lub też całkowicie zastępują produkty wytworzone z surowców naturalnych".
Być może nie wszystkie przytoczone "fakty" są całkowicie zgodne z rzeczywistością. Książka The Emperor Wears No Clothes podaje jednak, że w wyniku rządowego zakazu uprawy konopi Du Pont wciąż jest "największym producentem włókien sztucznych, podczas gdy żaden amerykański obywatel nie może legalnie uprawiać nawet akra włóknistych konopi od pięćdziesięciu lat". Taka jest już cena postępu: odrzucenie wszechstronnego, czystego odnawialnego źródła otworzyło drogę do panowania dynastii Du Pont, zwiększonej emisji trujących odpadów, wyrębu lasów i oczywiście... nowych modnych strojów.
WAŻNIEJSZE ŹRÓDŁAAlbert Goldman. Grass Roots: Marijuana in America Today. Nowy Jork: Warner Books, 1979
Jack Herer. The Emperor Wears No Clothes: Hemp and the Marihuana Conspiracy. Van Nuys, CA: Hemp Publishing, 1992
Komentarze
urrra jestem 5iąty
Ja wiedziałem, że to wszystko spisek, ale tą książkę muszę dorwać :>
Narka!
Jest:
"świadomie wprowadził w trakcie kampanii prasowej do publicznej świadomości slangowe określenie marihuana, by ludzie uświadomili sobie, że ten diabelski tytoń i roślina włóknista o historycznym znaczeniu to jedno i to samo. "
A powinno: "świadomie wprowadził w trakcie kampanii prasowej do publicznej świadomości slangowe określenie marihuana, by ludzie NIE uświadomili sobie, że ten diabelski tytoń i roślina włóknista o historycznym znaczeniu to jedno i to samo.
Jest:
"świadomie wprowadził w trakcie kampanii prasowej do publicznej świadomości slangowe określenie marihuana, by ludzie uświadomili sobie, że ten diabelski tytoń i roślina włóknista o historycznym znaczeniu to jedno i to samo. "
A powinno: "świadomie wprowadził w trakcie kampanii prasowej do publicznej świadomości slangowe określenie marihuana, by ludzie NIE uświadomili sobie, że ten diabelski tytoń i roślina włóknista o historycznym znaczeniu to jedno i to samo.
czy nie jest on nieco bez sensu ?
to my przeczymy faktom czy ktos inny ? :)
Czytelnicy HYPERREALa powinni wiedzieć, że taka książka istnieje i powinni również wiedzieć, że korporacja DuPont to aroganccy i żądni pieniędzy kryminaliści i hipokryci. Nie zamierzam tu argumentować za lub przeciw konopiom, ale, NA BOGA, ludzie, ocknijcie się. Przestańcie lizać wory Ameryce. To najbardziej policyjne, skorumpowane, nietolerancyjne, brudne i aroganckie państwo świata. Przy okazji: inicjatywa z KANABY jest godna pochwały. Czy ktoś jednak przejmie się ustawą o przeszkadzaniu w inicjatywie obywatelskiej? Czy ważniejsze będzie publiczne oskarżenie inicjatorów o "kontakty z narkotykami " - a od tego gorsze w Polsce jest tylko morderstwo (chociaż.... kto oglądał wyrok w sprawie Barbary S. - morderczyni własnego dziecka? ...no właśnie. Jest, kurwa, wolna. A za gram shitu masz najebane w kwitach do końca życia. ZAPRASZAM DO PRZEMYŚLEŃ NT. PAŃSTWA PRAWA.
Jak powszechnie wiadomo THC jest lekarstwem mylnie uznawanym za narkotyk, ponieważ ma więcej cech dodatnich niż ujemnych. Przez co jest powszechnie stosowanym (znaczy wszyscy pala, a policjanci to już to maja w karcie obowiązków) lekarstwem i zapobiega wielu chorobom.
Tym bardziej śmieszne wydaje się twierdzenie, że pośrednio prowadzi (thc) do zażywania innych narkotyków.
Nikt z osób palących trawę nigdy nie sięgnął po nic mocniejszego, bo bzdura jest, że trawa przełamuje pewną barierę. Do minusów trawy możemy zaliczyć (ale to tylko w nielicznych przypadkach i w stopniu bardziej niż minimalnym!!!):
-zryty beret
-problemy z pamięcią
-problemy z koncentracja
Ale powtarzam! Niemożliwe jest (bo palimy tylko naturę a nie jakieś syntetyczne ścierwo) żeby ktoś chcąc zniwelować dwie ostatnie wady sięgną po jakiś wzmacniacz inny niż kawa.
Amfetamina może już jest jakimś narkotykiem ale stosowana umiejętnie ma znikome skutki uboczne (sacharoza przecież tez ma jakieś skutki uboczne), i nie wyrabia złego odruchu sięgania po nią w przypadku problemów (to tylko picie alkoholu w przypadku problemów prowadzi do uzależnienia).
Tak wiec w sytuacjach kiedy po trawie mamy zrytą (jak poznańskie pola) dynie, nie możemy się skoncentrować i nie idzie nam nauka, praca, cokolwiek lub kiedy zwyczajnie mamy ochotę robić cos 3 dobę bez snu. Naprawdę nikt ale to nikt z palących zioło nie sięga po fete. No może z grupy tych co maja ujemne skutki po trawie (czyli 1 na 10.000 palących) jakiś poddatny i słaby człek sięgnie, ale to tylko raz i tez nie częściej jak 1 na 1000 osób.
Jak więc widzimy opór przeciw legalizacji tego zbawiennego zioła, które co dzień palił Chrystus, a Bóg stworzył je jeszcze przed stworzeniem planety, jest żydo-masońskim spiskiem kleru, skorumpowanych urzędników i Balcerowicza (ten to akurat już niebawem odejdzie).