Witam wszystkich czytelników w swoim pierwszym trip raporcie. Substancja którą wezmę tutaj na ruszt, jest kodeina i mój pierwszy raz z ową. Bez większych wstępów, zaczynajmy. Swoich towarzyszy określę jako K (kumpel, z którym spotkałem się u niego w domu), G (kumpel, który doszedł do nas po ~godzinie) i D (dziewczyna kumpla, która dołaczyła do nas po około 4 godzinach). Przedział czasowy będę określał standardowo T+X.
Od samego brania psychodelików świat się nie zmieni. Ale mogą w tym pomóc
Psychodeliki same w sobie nie rozwiążą żadnych naszych problemów. Jeśli więc chcemy włączyć je do naszej kultury w sposób odpowiedzialny społecznie, musimy stworzyć wokół nich odpowiednie wartości i style życia – mówi Henrik Jungaberle w rozmowie z Maciejem Lorencem.
Tagi
Źródło
Komentarz [H]yperreala
Tekst stanowi przedruk z podanego źródła. Pozdrawiamy i dopingujemy!!!
Odsłony
655Psychodeliki same w sobie nie rozwiążą żadnych naszych problemów. Jeśli więc chcemy włączyć je do naszej kultury w sposób odpowiedzialny społecznie, musimy stworzyć wokół nich odpowiednie wartości i style życia – mówi Henrik Jungaberle w rozmowie z Maciejem Lorencem.
Henrik Jungaberle jest kierownikiem niemieckiej fundacji MIND zajmującą się promowaniem i wspieraniem naukowych badań nad substancjami psychodelicznymi. Uzyskał stopień doktora w dziedzinie zdrowia publicznego na Uniwersytecie w Heidelbergu, na którym pracował przez osiemnaście lat.
Maciej Lorenc: Dlaczego postanowił pan założyć fundację MIND? Jakie są jej główne cele?
Henrik Jungaberle: Zawsze byłem zwolennikiem transdyscyplinarnego sposobu myślenia i współpracowałem z naukowcami z różnych dziedzin, między innymi historykami, psychologami, lekarzami i antropologami kulturowymi. Staram się postrzegać rzeczywistość z wielu różnych perspektyw.
W 2014 roku postanowiłem odejść z uczelni i skupić się na tworzeniu organizacji wspierającej badania nad psychodelikami. Myślałem o tym już od 2003 lub 2004 roku. Zacząłem prowadzić dyskusje z przedstawicielami niemieckiego undergroundu psychodelicznego i spierałem się z nimi o kwestie epistemologiczne, a także o podejście do głównego nurtu społeczeństwa.
Na czym polegała różnica między waszymi podejściami?
Moim zamiarem było rozpropagowanie bardziej krytycznego, a także samokrytycznego sposobu myślenia o psychodelikach. W Niemczech osoby zainteresowane tymi substancjami w znacznym stopniu znajdują się na marginesie społecznym i wydają się być z tego dumne. Zdałem sobie sprawę, że mam odmienne podejście i że chcę spróbować czegoś innego. W listopadzie 2016 roku postanowiłem stworzyć fundację MIND.
Po osiemnastu latach pracy na uczelni znałem wielu europejskich naukowców, więc zaproponowałem im współpracę i razem ułożyliśmy strategię działania. Pierwszym krokiem było powołanie rady naukowej, która stała się podstawowym narzędziem w naszym dążeniu do tego, żeby znaleźć miejsce dla badań i praktyk psychodelicznych w głównym nurcie społeczeństwa. Zaczęliśmy propagować w różnych organizacjach wiedzę o transformacyjnej mocy doświadczeń wywoływanych przez psychodeliki, a także o badaniach nad ich właściwościami.
Wasz cel?
Chcemy dotrzeć do instytucji i je przekształcić, aby w ten sposób zmienić społeczne normy dotyczące tych substancji. Nie jest to oczywiście nowy pomysł. W naszej radzie naukowej znaleźli się między innymi psychiatra Franz Vollenweider i filozof umysłu Thomas Metzinger, który w międzyczasie stał się moim dobrym przyjacielem i podobnie jak ja uważa, że czasami trzeba wejść w konflikt, aby wyjaśnić sytuację. Po stworzeniu rady naukowej zaczęliśmy gromadzić środki finansowe, które pozwoliły nam rozpocząć działalność. Fundacja MIND powstała w ramach organizacji o nazwie FINDER i od samego początku działa jako instytucja non-profit.
Jesteśmy świadkami ogólnoświatowego renesansu eksperymentów nad uzdrawiającym potencjałem psychodelików. Znaczna część badaczy, ale również dziennikarzy prezentuje te substancje jako lekarstwa na różne dolegliwości psychiczne, takie jak depresja, PTSD, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne czy uzależnienia. Jakie kierunki badań są według pana najbardziej obiecujące?
Dopiero zaczynamy odkrywać, jakie dolegliwości można leczyć z użyciem tych substancji. Ostatnio dużo się mówi o leczeniu depresji za pomocą psychodelików i ten obszar badań póki co bazuje na najbardziej konkretnych danych, ale uważam, że równie obiecującym kierunkiem jest leczenie nałogów. Matthew Johnson z Johns Hopkins University zainicjował wiele małych, ale interesujących projektów dotyczących wpływu psychodelików na uzależnienie od nikotyny, alkoholu czy opioidów. Mówi się również o leczeniu stresu pourazowego za pomocą MDMA, które jest czymś pomiędzy stymulantem a psychodelikiem, ale pod względem fenomenologicznym można je zaliczyć do psychodelików, ponieważ wywołuje oniryczny stan świadomości, za sprawą którego ludzie mogą osiągnąć poziom metapoznania i zastanowić się nad swoim życiem, wartościami i planami. Nową bardzo obiecującą dziedziną badań jest natomiast wpływ psychodelików na zaburzenia odżywiania.
Wielu badaczy zaznacza, że psychodeliki mogą służyć nie tylko do leczenia różnych dolegliwości, ale również do rozwijania ludzkiego potencjału. Jednym z celów pańskiej fundacji jest doprowadzenie do tego, żeby te substancje stały się narzędziem rozwoju osobistego i społecznego. Czy psychodeliki mogą nam pomóc w naszym naturalnym poszukiwaniu poczucia sensu i dążeniu do lepszego zrozumienia własnej osoby?
W fundacji MIND od samego początku wychodzimy z założenia, że badania nad medycznymi zastosowaniami psychodelików są tylko jedną z wielu części większego równania. Według nas warto również przyjrzeć się wpływowi tych substancji na ludzi, którzy nie cierpią na żadne zdiagnozowane zaburzenia, ale chcą ich używać do samorozwoju i osiągania wglądów we własną psychikę. Po trzech latach istnienia zaczęliśmy pracować nad stworzeniem ośrodka, w którym ludzie mogliby nie tylko leczyć się za pomocą psychodelików, lecz również korzystać z nich do zgłębiania własnego wnętrza podczas sesji indywidualnych i grupowych. W jaki sposób te substancje mogą wpłynąć na nasze postmodernistyczne społeczeństwa? Z badań wiemy, że za ich sprawą wielu ludzi odkrywa, że ich myśli stanowią zaledwie jeden z wielu elementów ich świadomości i że niekoniecznie są prawdą absolutną. Psychodeliki mogą więc być narzędziem epistemologicznym. Pomagają nam zrozumieć, że nasza rzeczywistość nie jest niekwestionowanym odzwierciedleniem obiektywnie istniejącego świata, lecz raczej konstruktem tworzonym przez nasz umysł.
W rezultacie mogą spowodować, że staniemy się bardziej otwarci na różne perspektywy. Robin Carhart-Harris jako pierwszy zasugerował, że psychodeliki pomagają w pozbyciu się „sztywności” umysłowej, co samo w sobie pomaga rozbudzić kreatywność. Za ich sprawą wchodzimy w bardziej chaotyczny stan świadomości i możemy dokładniej przyjrzeć się działaniu naszego umysłu, ale niekoniecznie musimy w jakikolwiek sposób ingerować w swoje wewnętrzne procesy. Możemy wówczas znacznie dokładniej zobaczyć, w jaki sposób nasz umysł tworzy idee, emocje i związki pomiędzy różnymi zjawiskami. Pod wpływem psychodelików w ludziach często pojawia się poczucie połączenia z innymi osobami, z naturą albo z całością istnienia. Na kilka godzin tracą swoje codzienne wyobrażenia na temat własnego „ja” i mogą odkryć, że są znacznie głębiej powiązani ze swoim otoczeniem. W rezultacie są w stanie wyjść ponad postmodernistyczne poczucie izolacji i przeświadczenie, że jaźń każdego człowieka jest całkowicie odrębnym bytem.
Mimo to wielu użytkowników psychodelików wydaje się koncentrować na swoich indywidualnych doświadczeniach, a wręcz je fetyszyzować. Co możemy zrobić, aby te substancje służyły nie tylko naszym jednostkowym potrzebom, ale również dobru wspólnemu?
We wszystkich społeczeństwach istnieje jakaś forma społecznej kontroli nad wyobrażeniami dotyczącymi rzeczywistości. W głównej mierze opiera się ona na tym, że ludzie komunikują sobie nawzajem swój sposób postrzegania świata. Ten proces z jednej strony pomaga nam nie stracić kontaktu z tym, co wszyscy wokół uważają za prawdziwe, ale z drugiej strony może prowadzić do powstawania zbiorowych halucynacji – takich jak duchy czy bogowie.
Jak psychodeliki mogą pomóc w przekroczeniu egocentrycznego światopoglądu?
Jednym ze sposobów mogłyby być grupowe sesje psychodeliczne i późniejsze grupowe spotkania terapeutyczne otwarte na dialog. Podczas nich ludzie mogliby bowiem zobaczyć, że pozostali uczestnicy sesji również utracili część swojej kontroli pod wpływem psychodelików, przez co łatwiej byłoby im stworzyć światopogląd skoncentrowany nie tylko na własnym ego, ale również na opowieściach o rozwoju i ludzkim potencjale usłyszanych od innych osób. Jak już wspominałem, psychodeliki pomagają także odkryć, że niemal wszystko w naszym świecie jest generowane przez nasz umysł. Za sprawą tego rodzaju doświadczeń ludzie często stają się bardziej elastyczni i bardziej skłonni do budowania społeczeństwa, które jest naprawdę pomocne wobec obywateli.
Według mnie doświadczenia psychodeliczne często sprzyjają kwestionowaniu zastanej rzeczywistości, ale warto zaznaczyć, że nie zawsze wpływają w taki sposób i że w wielu tradycyjnych społecznościach służą po prostu do legitymizacji władzy szamana i wielkich narracji o bogach, duchach albo przodkach. Aby więc mogły posłużyć do kwestionowania zastanej rzeczywistości, niezbędna jest intelektualna uczciwość, a także odpowiedni kontekst, w którym ludzie nie są w żaden sposób kontrolowani, lecz mogą swobodnie eksplorować własne wnętrze i wspólnie odkrywać dostępne możliwości, a nie tylko akceptować obecny stan rzeczy.
Wiele osób ma nadzieję, że psychodeliki mogą przyczynić się do rozwiązania niektórych globalnych problemów kulturowych, społecznych i politycznych. Na przykład MAPS realizuje obecnie projekt mający sprawdzić wpływ tych substancji na zdolność do rozwiązywania konfliktów między Izraelem a Palestyną. Czy według pana psychodeliczne substancje mogą nam pomóc w tworzeniu tego, co Thomas Metzinger nazywa bewusstseinskultur, czyli „świadomą kulturą”?
Mam znacznie mniej optymizmu niż MAPS w kwestii pozytywnego wpływu środków psychodelicznych, ale oczywiście w ramach tej organizacji również pojawia się wiele różnych głosów. Zaproponowana przez Metzingera koncepcja bewusstseinskultur zasadniczo zakłada, że my jako ludzie zainteresowani różnymi stanami umysłu powinniśmy świadomie wchodzić w swoje doświadczenia – w tym również przeżycia psychodeliczne – z odpowiednią intencją i odpowiednimi wartościami.
W tym kontekście bardzo ważna jest wspomniana już przeze mnie intelektualna uczciwość. Psychodeliki mogą bowiem również tworzyć różnego rodzaju pułapki, na przykład rozbudzać w ludziach przeświadczenie, że osiągnęli określony poziom współczucia, umiejętności odpuszczania albo innych pozytywnych cech, które niekoniecznie są częścią ich codziennego życia, lecz po prostu na kilka godzin pojawiły się w ich umyśle podczas ekstatycznej sesji psychodelicznej. Według mnie doświadczenia psychodeliczne mogą pomagać w tworzeniu bewusstseinskultur, ale żeby mogło do tego dojść, grupa dostarczająca ram teoretycznych, języka i społecznego kontekstu dla tych przeżyć musi być dobrze rozwinięta i mieć głęboko humanistyczne podejście, a więc zakładać, że ludzie tworzą swoje wartości i kształtują otaczający ich świat, a nie są wyłącznie pionkami kierowanymi przez bogów, procesy ekonomiczne albo jakiekolwiek inne czynniki.
Powinniśmy więc zdać sobie pytanie: „Jakie wartości mogą sprawić, że używanie psychodelików będzie przynosić korzyści społeczeństwu?”. Według mnie przyjmowanie psychodelików w kontekście czysto rekreacyjnym na festiwalach i imprezach w niewielkim stopniu pomaga w przekształceniu społeczeństwa, ponieważ nie rozwiążemy takich problemów jak kryzys klimatyczny wyłącznie dzięki temu, że wszyscy znajdą się w określonym stanie umysłu.
Stan umysłu musi bowiem prowadzić do określonych zachowań proekologicznych albo szukania technicznych rozwiązań pomagających w ochronie natury, na przykład wprowadzenia przepisów zabraniających produkcji niektórych rodzajów plastiku. Musimy stworzyć określone wartości wokół psychodelików, ponieważ nie pojawią się samoistnie. Widzę dużo „new-age’owej” arogancji w ludziach, którzy wierzą, że poprzez samo ich przyjmowanie robią krok naprzód w rozwoju. Często jest wręcz odwrotnie. Znam wiele osób, które po sesjach psychodelicznych zaczęły mieć problemy z samokontrolą i stały się bardziej agresywne. Psychodeliki są po prostu katalizatorami procesów wewnętrznych, więc oczywiście mogą katalizować nie tylko nasze najlepsze cechy, ale również najgorsze. Same w sobie nie rozwiążą żadnych naszych problemów. Jeśli więc chcemy włączyć je do naszej kultury w sposób odpowiedzialny społecznie, musimy stworzyć wokół nich odpowiednie wartości i style życia.
Jakie dokładnie wartości ma pan na myśli?
Podczas sesji psychodelicznych w ludziach bardzo często pojawia się poczucie połączenia. Czym jednak jest poczucie połączenia i jak odnosi się do innych form wiedzy, które uzyskujemy za sprawą naukowych dociekań i rozwoju społecznego? W ciągu ostatnich trzech wieków postępy w naukach biologicznych pozwoliły nam zgromadzić ogromną wiedzę na temat sieci życia, czyli tego, w jaki sposób różne formy życia, począwszy od komórek a skończywszy na dużych wielokomórkowych organizmach, współpracują i się komunikują.
Karol Darwin na początku swojej kariery podkreślał, że wszystkie istoty rywalizują ze sobą nawzajem, ale wiele wskazuje, że na pewnym poziomie różne formy życia pozostają w symbiozie. Przykładem mogą być chociażby pożyteczne bakterie w ciele człowieka, ale podobną kooperację widać również w dużych społecznościach ludzkich. Otwartość na to poczucie połączenia mogłaby być jedną z wartości rozwijanych w kulturach zainspirowanych psychodelikami. Dzięki niej ludzie prawdopodobnie staliby się bardziej skupieni na procesach zachodzących w naturze, a mniej na postępie technologicznym.
Według mnie psychodeliki mogą nam pomóc w zrozumieniu, że wszystkie formy życia na tej planecie muszą współpracować, żeby mogły wieść naprawdę pożyteczną egzystencję. Inną wartością, którą moglibyśmy rozwijać za pomocą odpowiedniego korzystania z tych substancji, jest współczucie. Oczywiście warto pamiętać, że same doświadczenia wywoływane przez psychodeliki i MDMA niekoniecznie prowadzą do współczującego stylu życia.
Gdy ktoś zaczyna je przyjmować we wczesnym wieku i korzysta z nich często, mogą wręcz prowadzić do powstania bardzo egocentrycznego stanu świadomości. Starożytni greccy filozofowie określali dobre i satysfakcjonujące życie za pomocą terminu eudajmonia. Nie chodzi tu o jeden stan świadomości, lecz raczej o sekwencję różnych stanów pozostających w harmonii i równowadze. Warto więc zadać sobie pytania: „Czy określony stan umysłu pomaga mi żyć i rozwijać się w harmonijny sposób? Czy pomaga mi rozwijać poczucie połączenia? Czy pomaga mi kochać mojego partnera i przyjaciół?” Nie ma sensu wchodzić w odmienne stany świadomości raz po raz. Powinniśmy raczej dążyć do tego, aby wglądy uzyskane za ich sprawą pomogły nam usprawnić nasze codzienne życie i osiągnąć nowy rodzaj równowagi.
W ostatnim czasie pojawiły się firmy komercyjne zajmujące się badaniami nad psychodelikami i zainteresowali się nimi zamożni inwestorzy. Jakie jest pańskie zdanie na temat złożonych i niejednoznacznych związków pomiędzy nauką psychodeliczną a współczesnym kapitalizmem?
Według mnie cywilizacja jako całość powinna poszukać nowych form kapitalizmu. Obecnie wiele organizacji dąży do tego, żeby włączyć psychodeliki do medycyny i żeby ludzie zaczęli traktować je jako leki. Uważam, że lepiej jest opracowywać legalne i społecznie akceptowane sposoby ich używania aniżeli pozostawać subkulturą i przyciągać ludzi do tej subkultury z nadzieją, że stanie się ona „główną kulturą”.
Jednocześnie powinniśmy jednak być sceptyczni i uważać, aby psychodeliki nie stały się wyłącznie kolejnym farmaceutycznym narzędziem w rękach takiej psychiatrii, która po prostu próbuje dopasować ludzi do wymogów współczesnego rynku pracy, czyli sprawić, że będą więcej i ciężej pracować, a przez to zarabiać więcej pieniędzy. Przyznam jednak szczerze, że trudno mi wyobrazić sobie taką sytuację. O dążeniu do podniesienia efektywności za pomocą psychodelików mówi się przede wszystkim w kontekście mikrodawkowania, ale wyniki badań pokazują, że nawet ludzie zainteresowani tą metodą bardzo rzadko twierdzą, że zaczęli lepiej radzić sobie w pracy albo że stali się bardziej kreatywni.
Zazwyczaj próbują leczyć się z różnych dolegliwości, zwłaszcza z depresji. Zgromadzone przez nas dane na temat dwóch tysięcy osób sugerują, że ludzie przeważnie korzystają z bardzo chaotycznych schematów mikrodawkowania, a niemal połowa z nich rezygnuje z tej metody po sześciu tygodniach, ponieważ mają poczucie, że nie jest to dla nich wystarczająco satysfakcjonujące i wartościowe. Te informacje dotyczą oczywiście nielegalnego i nieuregulowanego rynku. Jeżeli chcemy wprowadzić psychodeliki do głównego nurtu społeczeństwa, powinniśmy dążyć do stworzenia specjalnych ośrodków, w których ludzie mogliby z nich korzystać pod nadzorem ekspertów. Musimy prowadzić dialog, pozostawać krytyczni i słuchać grup, które mogą nam pomóc w szukaniu różnych sposobów używania tych substancji.
Jakie jest pańskie zdanie na temat związków pomiędzy psychodelikami a kontrkulturą, która postrzegała te substancje jako narzędzia do desocjalizacji i poszukiwania indywidualnej prawdy. Czy według pana środki psychodeliczne z natury zagrażają porządkowi społecznemu?
Nie sądzę, że psychodeliki same w sobie prowadzą do anarchii i stanowią zagrożenie dla wartości społecznych, nawet wartości wyznawanych przez konserwatystów. Aby doświadczenie psychodeliczne prowadziło do alternatywnych poglądów, ludzie muszą w nie wchodzić z zamiarem stworzenia i rozwinięcia tego rodzaju zapatrywań. Jeżeli człowiek jest w jakikolwiek sposób marginalizowany – na przykład z powodu orientacji seksualnej – wówczas istnieje większe prawdopodobieństwo, że psychodeliki wzmocnią i pogłębią jego alternatywny sposób myślenia.
Wciąż wiemy bardzo mało o tym, jak tego rodzaju substancje wpływają na osoby, które nie zmagają się z żadnymi chorobami i żyją zgodnie z powszechnie obowiązującymi normami społecznymi. Według mnie obecnie powinniśmy skupić się na tworzeniu różnych ram i kontekstów dla doświadczeń psychodelicznych. Gdyby powstały ośrodki zajmujące się na przykład stosowaniem psychodelików do rozwijania kreatywności albo rozwiązywania problemów społecznych lub ekologicznych, bardzo chciałbym zapoznać się z wypracowanymi tam pomysłami. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że mądre i rozsądne używanie psychodelików mogłoby zainspirować ludzi do stworzenia nowych stylów życia, które będą korzystne dla społeczeństwa.
Według mnie z psychodelików można jednak również korzystać w sposób bardzo konserwatywny, a więc mocno związany ze sztywno określonym zbiorem idei. Pomiędzy 2003 a 2009 rokiem towarzyszyłem wyznawcom religii Santo Daime w Niemczech i Holandii. Widziałem w tej wspólnocie dużo otwartości, a jednocześnie bardzo konserwatywne poglądy, na przykład posłuszeństwo wobec przywódcy czy przestrzeganie wskazówek przekazanych przez ludzi, którzy zmarli wiele pokoleń wcześniej. Psychodeliki niekoniecznie prowadzą więc do postępowego sposobu myślenia. Warto jednak pamiętać, że także w przypadku Santo Daime ludzie używają tych substancji z określonymi wartościami i intencjami, takimi jak dążenie do poczucia bezpieczeństwa oferowanego przez wspólnotę opartą na liderze.
W grupach o bardziej humanistycznej orientacji dążących do ideału „społeczeństwa otwartego” prawdopodobnie istniałoby większe przyzwolenie na kwestionowanie rutynowych zachowań i zastanawianie się nad tym, jak poszczególne osoby interpretują swoje doświadczenia psychodeliczne i jak na nie reagują. Z drugiej strony w kontekście new-age’owym istnieje tendencja do bezkrytycznego akceptowania poglądu, że każdy człowiek posiada swoją własną prawdę i powinien się jej trzymać. W tym przypadku niekwestionowaną wartością jest przeświadczenie, że ludzie są odrębnymi jednostkami zdanymi wyłącznie na siebie. Takie podejście w niewielkim stopniu sprzyja rozwojowi i w tym sensie również jest bardzo konserwatywne. W takich warunkach poszczególne osoby przestają się komunikować i tracą wspólne poczucie rzeczywistości. Według mnie społeczeństwa mogą się rozwijać wtedy, gdy ludzie porozumiewają się w krytyczny sposób i wspólnie szukają nowych rozwiązań.
Dzisiaj jesteśmy w samym środku renesansu psychodelicznego, ale co będzie dalej? Jak wyobraża pan sobie przyszłość badań nad psychodelikami w perspektywie najbliższych lat?
Mam nadzieję, że będzie można swobodnie używać tych substancji w badaniach naukowych i że w różnych krajach – Polsce, Portugalii, Stanach Zjednoczonych czy Indiach – powstaną ośrodki zajmujące się rozwijaniem świadomości na wiele różnych sposobów, abyśmy mogli eksperymentować z nowymi ideami i nowymi praktykami. Liczę na to, że projekty badawcze w większym stopniu skupią się wpływie doświadczeń psychodelicznych na codzienne życie. Co ludzie tak naprawdę z nich wynoszą? Na ile trwałe są wywoływane przez nie zmiany? Co psychodeliki robią z ludźmi w perspektywie dziesięciu, dwudziestu i trzydziestu lat? Dzięki temu będziemy mogli sprawdzić, w jakich okolicznościach mogą wywierać realny wpływ na zachowania w różnych wspólnotach, na przykład na zachowania proekologiczne.
Powinniśmy więc opracować więcej technik społecznych związanych z korzystnym stosowaniem tych substancji. Dobrze było również dokładniej przyjrzeć się psychodelikom o różnych właściwościach, na przykład o bardzo krótkim albo bardzo długim czasie działania, a także różnym analogom, które nie wywołują żadnych zauważalnych zmian w świadomości. Warto byłoby również poszukać środków wpływających wyłącznie na określony aspekt umysłu, na przykład na uważność, emocje albo doświadczenia wizualne. Myślę, że niedługo znajdziemy tego rodzaju substancje i że dzięki nim dalszy rozwój stanie się znacznie bardziej zróżnicowany i nieprzewidywalny. Najważniejsze jest jednak to, żeby ludzie komunikowali się ze sobą nawzajem i próbowali wspólnie tworzyć zestaw wartości, które chcą rozwijać za sprawą doświadczeń psychodelicznych. Następnie powinni zastanawiać się nad tym, czy te wartości służą rozwojowi ludzi i otaczającego ich społeczeństwa. Potrzebujemy technik społecznych, dzięki którym ludzie nie będą wyłącznie pionkami procesów kapitalistycznych, a członkowie różnych grup będą w stanie dobrze się porozumiewać przez długi czas.
Komentarze
To nie zabawa już.