Nigdy mnie to do końca nie przekonywały te hurraoptymistyczne opowieści o duchowych iluminacjach czy przewrotach społecznych prowadzących do powszechnej równości, tolerancji i pokoju. Ilekroć ktoś przedstawia mi cudowny lek na wszystko, tylekroć zwiększam dystans.
Pięć lat temu wybrałem się do Londynu, żeby wziąć udział w Breaking Convention – konferencji poświęconej tematyce badań nad substancjami psychodelicznymi. Było to, przyznam, doświadczenie inspirujące, malownicze, ale i na swój sposób osobliwe. A przypomniałem sobie o nim nie tyle z powodu rocznicy, ile nowych, istotnych doniesień z tej dziedziny.
O nich jednak – za chwilę. Najpierw wróćmy do konferencji. Tamte trzy niezwykle intensywne londyńskie dni w sierpniu 2019 r. upłynęły mi tyleż w przestronnych salach wykładowych Uniwersytetu Greenwich, ile na kuluarowych rozmowach i posiedzeniach w okolicznych knajpach. Nade wszystko zaś – na spotkaniach z ludźmi, których się zazwyczaj, proszę mi wierzyć, wcale nie spotyka, a jeśli już spotyka, to na pewno nie w takiej kondensacji. No bo sami posłuchajcie. W jednym pomieszczeniu amazońscy szamani – występujący, dodam, w tradycyjnych strojach – opowiadali o swoich rdzennych kulturach i przechowywanych tam od pokoleń rytualnych metodach stosowania halucynogenów. Tuż obok weterani kontrkultury lat 60. przekonywali, że LSD (substancja zsyntetyzowana ongiś przez szwajcarskiego chemika Alberta Hofmanna) i psylocybina (obecna w niektórych grzybach) to w zasadzie uniwersalne eliksiry, których zażywanie nie tylko prowadzi do głębokiego duchowego przebudzenia, ale stanowi również panaceum na wszelakie polityczne podziały i wojny. Po sąsiedzku natomiast praktykujący psychiatrzy i pełnoskalowi naukowcy (z tak szacownych instytucji jak Imperial College London czy Hannover Medical School) relacjonowali obiecujące wyniki badań nad aplikacją psychodelików do leczenia depresji czy zespołu stresu pourazowego.
Panowała atmosfera euforii i życzliwości porównywalnej chyba tylko z epoką dzieci kwiatów. Wiadomo: od dawna mówi się o tzw. renesansie psychodelicznym, czyli odkrywaniu na nowo potencjału terapeutycznego środków, które mniej więcej w drugiej połowie XX w. uznano za niebezpieczne i nielegalne. W ostatnich dekadach studia nad medyczną wartością psylocybiny, MDMA czy LSD zaczęto prowadzić w wielu prestiżowych ośrodkach akademickich, m.in. w Johns Hopkins University. A Multidisciplinary Association for Psychedelic Studies, założona niespełna 40 lat temu przez Ricka Doblina (również występującego na Breaking Convention 2019), od początku działa na rzecz legalizacji psychodelików i włączenia ich do obrotu farmaceutycznego.
O wszystkich tych niebywale ciekawych kwestiach przeczytacie m.in. w opublikowanej w 2018 r. książce Michaela Pollana „Jak zmienić swój umysł”. Dowiedzieć się z niej można również, że domniemane lecznicze działanie psychodelików bierze się najprawdopodobniej z treści specyficznych przeżyć, które się wskutek ich konsumpcji wyzwalają. Chodzi w szczególności o niebywale intensywne doświadczenia zaniku różnicy pomiędzy „ja” a światem zewnętrznym, poczucie bezgranicznej więzi z innymi ludźmi i przyrodą, wszechogarniającej błogości, a nawet kontaktu z jakimś duchowym źródłem. Te właśnie doznania – przypominające jako żywo opisy mistycznych uniesień – działają ponoć uzdrawiająco na człowieka pogrążonego w depresji czy cierpiącego z powodu traumy (o ile jednak, co ważne, zostanie także poddany specjalnej psychoterapii). W tym sensie – o tym również sporo się na konferencji mówiło – szersza dostępność tych środków mogłaby się okazać panaceum na trapiące dziś zachodnie społeczeństwa bolączki: samotność, izolację, rozpacz, niepewność czy lęk.
Przyznam szczerze – nigdy mnie to do końca nie przekonywało, szczególnie te hurraoptymistyczne opowieści o duchowych iluminacjach czy przewrotach społecznych prowadzących do powszechnej równości, tolerancji i pokoju. Po prostu – ilekroć ktoś przedstawia mi cudowny lek na wszystko, tylekroć zwiększam dystans. Zwłaszcza że miłość i jedność (tym bardziej – z całym wszechświatem) to stany oraz uczucia, które – żeby do czegoś sensownego naprawdę trwale wiodły – muszą, mam wrażenie, wynikać z rzeczywistej bliskości z czymś lub kimś, nie zaś li tylko z chemicznej stymulacji mózgu.
I właśnie całkiem niedawno trafiłem na informację, że amerykańska Agencja Żywności i Leków odmówiła zarejestrowania MDMA jako leku stosowanego w zespole stresu pourazowego – o co od lat starała się firma Lykos, powołana przez wspomnianą organizację MAPS. Pośród licznych zarzutów metodologicznych pojawił się i taki, że medycyna zanadto miesza się tutaj z… posłannictwem polityczno-mistyczno-religijnym. W powszechnym odbiorze jest to w najnowszej historii psychodelików bardzo poważny kryzys. Czy okaże się on jednak faktycznie – jak chcą niektórzy – końcem „renesansu psychodelicznego”, załamaniem wznoszącej dotąd fali zainteresowania tymi środkami? Czy może to tylko chwilowy przestój?
W każdym razie potwierdza się tutaj stara prawda: uniwersalne panaceum nie istnieje, wielkiej rewolucji nie będzie. Wszystko ma swoje jasne i ciemne strony, swoje plusy, ale i ograniczenia. Niby wiadomo, a jednak wciąż się o tym na nowo przekonujemy czy też raczej – wciąż musimy sobie o tym na nowo przypominać.
Komentarze
Pamiętam jak przyjechałem do Polski 10 lat temu i w telewizji leciało coś o facet który był obok żony po wypadku gdzie ona została roślinka. Przepraszam, Nie znam słownictwo używane na każdy temat. Może osiem lat może 12 nie pamiętam dokładnie. Ale on nie pozwolił odłączyć ją z maszyn które otrzymały jej życie. On wiedział że ona jeszcze chce żyć co jest czemu ten facet tak zrobię. Nie mam doświadczenia pracowanie w szpitalu i widziałem praktycznie wszystko. Przez dwa lata widziałem osoby śpiączkę przez dwa lata. Dodatkowy rzecz, nie więcej ten sam czas kiedy ja pracowałam szpitalu, jeden z mojej mamy siostra miała wylew.... to samo..... Nawet że nie mogła komunikować dała znać o emocje które czuła. Ja doradził mamy jako młody głupi 22 lat miałam. Odłączyć, ona już dała znaki powtarzalny na te same pytanie. Siedem siostr zgodziły. Ulgę dla wszystkich. Mając do tego co chciałam przekazać. Może siedem lat temu w Polsce jakiż bardzo dobry LSD dostałem. Umarłem spotkałem się z diabłem, później próbowałem kontaktować się z moją siostrą. Nawet nagrywałam to jak próbowałam dzwonić do niej, ale nie odbierała telefon. Później się dowiedziałem, ona mi powiedziała że miała nigorszy ból głowy jej całym życi. I wróciło do mnie ten pan który stał obok żony tyle lat... I pomyślałem jak obydwoje by wzięli tej samej substancji LSD (cp-LSD, AL-LSD, Original Hoffmann, jestem dość pewien grzybki wysoką dawkę, Ayahuasca----to jest gdzie wszystko zaczyna się układać. Pamiętam oglądając seria jak ludzie jechały na grupowy terapii W naturze południowej ameryki.(South America) ja wiem w czym jestem dobry i jedene to jest wyłapanie wzór. Te grupki ludzie zawsze coś komentowały że mieli kontakt ze soba chociaż rozmawiali ze roślinkami drzewo do gwiazd. Ale jak oni byli na Tryb razem, oni byli też razem na innej świadomości. Ten serial jest mega stary ale pamiętam takie rzeczy. Ktoś może mi sprawdzić na to. Dochodzę do tego że w takiej sytuacji gdzie jedna osoba jest uwięziony W taki losowy sposób. Czemu nie zaproponować żeby oni mogli może porozmawiać ze soba. Ja bym założył wszystko co mam (to nie jest dużo bo straciłem wszystko w moim życiu dwa razy) że osoba wracając do tej świadomości by miał coś do powiedzenia dla tej drugiej osoby. Bo nie potrzebujemy profesjonalistki, doktory, religie, rząd, i to tamto ..... Zabierając przepraszam zabronić komuś da święty spokój. Nie robimy Krzywdy ludzkość społeczeństwo nikomu. Tylko widać same uśmiechy i mówią to samo ''Oh my god".....