Dyskusja o głównym alkaloidzie opium, oraz jego półsyntetycznej pochodnej.
Więcej informacji: Morfina w Narkopedii [H]yperreala,Heroina w Narkopedii [H]yperreala
ODPOWIEDZ
Posty: 92 • Strona 3 z 10
  • 26 / / 0
Terapeuta za duzo tutaj nie pomoze.Znam heroinistow/alkoholikow ktorzy ukrywali sie z nalogiem kilka lat i zyja wciaz w ukryciu a znalem kilku ktorzy po krotkich epizodach z uzywkami skonczyli fatalnie jesli nie tragicznie wiec wszystko zalezy od psychiki czlowieka moim zdaniem.
A udacesFortuna iveut :-D
  • 7 / 1 / 0
Myślę, że jak 15 lat trzeźwości, jeśli to prawda... to można zaryzykować. A co do alkoholu i zioła - szczera rozmowa. Nie wiem, czy tu jeszcze zaglądasz, ale jeśli tak, daj znać, co tam wyszło dalej :) życzę powodzenia.
Odzywam się tutaj pierwszy raz, choć długo śledzę to forum. Zawsze temat narkotyków mnie w jakiś sposób interesował, choć sama niewiele próbowałam. Pewnie to też związane z zainteresowaniem medycyną... I jak kiedyś czytając "Dzieci z dworca Zoo" czy "Pamiętnik narkomanki", był to dla mnie kompletnie inny świat, tak odległy, nie przypuszczałabym nigdy, że kogoś takiego poznam. Aż brat trafił do ośrodka z powodu alkoholu, marihuany, amfetaminy - mieszane. Odwiedziny, poznanie kogoś i wpierdolenie się w związek z "byłym" heroinistą, w dodatku kilkanaście lat starszym. A potem decyzja o wprowadzeniu się, gdy pojawiła się taka możliwość... W dodatku wiedząc, że on znów wpierdolony. Bawienie się w domowy detox. Jego wyskoki raz na jakiś czas, aż zwiększanie się częstotliwości. Jeszcze nie jest w ciągu, ale nie wiem co będzie dalej. Niby pewne decyzje zostały podjęte - główny pomysł to blokery + terapia.
Jak był jeszcze w ośrodku, wyśmialiśmy to, gdy terapeuta powiedział, że nie wiem, w co się pakuję... Teraz rozumiem, co miał na myśli. Im dłużej w tym tkwię, tym bardziej się wszystko komplikuje. Kiedyś sam mówił, że gdy zacznie znów mam spierdalać jak najdalej, a teraz twierdzi, że mnie potrzebuje. Straszne jest to, gdy niewiadomo, co jest tylko mydleniem oczu, manipulacją, a co prawdą... Teraz niby sam widzi, że jest już źle, równia pochyła. Mówi, że tylko ja go jakoś trzymam i nigdy wcześniej, gdy ćpał jak nie miał dziewczyny, nie przeżywał takiej wewnętrznej walki i nie czuł się tak źle z tym gdy zaćpał - bo po prostu w momencie, gdy był już w takim stanie psychicznym jak teraz, płynął już na całego, a nadszedł taki moment, że twierdzi, że gdy jest sam, kompletnie tego nie kontroluje. Wystarczy, że wie, że mnie nie będzie te kilka godzin (np. mam zajęcia na uczelni - na dokładkę jeden z najtrudniejszych kierunków, jaki mogłam sobie wymarzyć) i pojawia się taka myśl. Twierdzi, że jak jestem z nim albo wie, że za chwilę wrócę to prawie w ogóle nie ma ciśnień - a przynajmniej nie takich, żeby samemu tego szukać, dzwonić do kogoś i latać za tym.
Mogłabym pisać o tym mnóstwo, o sytuacjach jakie miały miejsce itp, ale jaki jest sens to tutaj opisywać? Skoro pojawił się taki temat, pomyślałam, że w końcu się tu odezwę i dorzucę swoje 3 grosze. Może jako przestrogę, dla kogoś, kto jeszcze aż tak się nie wkopał w taki związek? Ja nie umiem odejść, bo wiem, że nie udałoby nam się nie utrzymywać kontaktu, a tylko bardziej bym się martwiła, nie wiedząc, co się z nim dzieje. Łączy nas silna więź emocjonalna, nawet, gdy to było jeszcze na odległość i czasem przyjazdy do siebie, po "zrywaniu kontaktu" wytrzymywaliśmy góra 2-3 dni bez kontaktu. Gdy jest trzeźwy (a jak narazie odkąd tu mieszkam jednak przeważnie jest trzeźwy), jest cudownie, z nikim nie było mi tak dobrze. Z drugiej strony, to ja chyba jestem pierdolnięta, bo zawsze ciągnęło mnie do typów z jakimiś problemami, za których musiałam być odpowiedzialna i ich ciągle ogarniać, jakaś taka predyspozycja do współuzależnienia?
Lepiej poważnie się zastanowić, przed wejściem w taki związek, dopóki jeszcze nie zaczyna się to robić zbyt poważne, a jest jeszcze niezobowiązujące. Bo sprawdzanie źrenic, gdy tylko wraca do domu, sprawdzanie telefonu, przeszukiwanie kieszeni, robi się męczące. Jeszcze nie robię tego po 50 razy dziennie. O dziwo, nawet nie mając podstaw do podejrzeń, zawsze, gdy mam jakiś impuls, żeby coś sprawdzić, akurat wtedy jest coś na rzeczy (zdarza się, że sprawdzam i nic nie znajduję, ale bardzo rzadko). Jestem z nim zbyt związana, a że jestem także osobą bardzo empatyczną, dobrze odczuwam jego nastroje.
Kurwa, zastanawiam się teraz, po co zawracam Wam tym głowę, ale chyba po prostu musiałam to jakoś z siebie wylać...
  • 3169 / 363 / 0
On jest uzależniony od hery a ty od niego. Dokonałaś wyboru i teraz ponosisz tego konsekwencje tak samo jak on wiele lat temu dokonał wyboru żeby spróbować i też ponosi tego konsekwencje.
a nadszedł taki moment, że twierdzi, że gdy jest sam, kompletnie tego nie kontroluje. Wystarczy, że wie, że mnie nie będzie te kilka godzin (np. mam zajęcia na uczelni - na dokładkę jeden z najtrudniejszych kierunków, jaki mogłam sobie wymarzyć) i pojawia się taka myśl. Twierdzi, że jak jestem z nim albo wie, że za chwilę wrócę to prawie w ogóle nie ma ciśnień
Mówiąc takie rzeczy obarcza cię odpowiedzialnością za swoje czyny. Zostań przy mnie bo jak nie to się zaćpam zupełnie. Egoizm, manipulacja i tyle. Co ci mogę powiedzieć, możesz żyć inaczej jeśli kiedykolwiek zdecydujesz się odejść. Możesz też czekać aż on się zmieni i przestanie brać ale czy się doczekasz to nie jest pewne.
  • 6 / / 0
Oceniając rozsądnie, po tym co piszesz, najlepszym wyjściem jest przeprowadzka tam gdzie nie ma grzania. Tylko że pewnie rzadko jest to realne rozwiązanie. Ja czułem dokładnie to, co opisujesz. Podczas dłuższego okresu braku kontroli, moje potrzeby koncentrowały się na przygrzaniu. Wydaje się to nie do opanowania. Od ponad 3 lat nie mam dostępu do heroiny. Wyspokoilem się, prawie o tym nie myślę. Lecz zdałem sobie sprawę, że gdyby pojawił się łatwy dostęp - byłbym zgubiony. Tak to niestety działa. Od 8 lat nie jestem w ciągu. Ale potencjale zagrożenie wciąż mnie przeraża. Choć na codzien czuje się normalnie. Nie zacząłem pić, nawet rzuciłem palenie ;). Ale trzeba dać szansę - czyli czas odstawienia. To bardzo trudny problem - trzymam kciuki...
Uwaga! Użytkownik Jujek70 nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 7 / 1 / 0
Dzięki. Taka możliwość jest, w moich okolicach napewno by tego nie znalazł (no chyba, że poszedłby w jakieś opiaty na receptę i by w tym kierunku kombinował), ale helu nie. Tyle, że teraz to ja muszę mieszkać w Warszawie - studia, no i jeśli mi się ułoży wszystko zawodowo w przyszłości tak, jak bym chciała, to też przez moją pracę miałby w zasadzie bezproblemowy dostęp do recept i opiatów. Ale to jeszcze dalekie wybieganie w przyszłość i nie ma co się tym martwić na zapas.
A narazie już są blokery + terapia. I układanie wszystkich życiowych spraw. Czasem mu się nie dziwię, że ma te nawroty... poza mną i jednym kumplem, nie ma właściwie nikogo, z kim mógłby spędzić wolny czas, brak pasji, i pojawia się nuda (a raczej nie miał, bo zaczęliśmy nad tym pracować, zajęliśmy się czymś, przez co też poznajemy nowych ludzi, tylko do wszystkiego ktoś musi go pchnąć, sam by na to nie wpadł)... Reszta to starzy znajomi, wszyscy wjebani w H. Niby nie utrzymuje z nimi stałego kontaktu, ale jest to jedyną jego odmianą od rutyny, którą ma na codzień, taką odskocznią (co mi tak tłumaczył dopóki zdarzało mu się to raz na 2 miesiące).
  • 75 / 1 / 0
Przed chwilą przeczytałem cały wątek od początku do końca. Sporo pierdolenia, z którym się nie zgadzam. Stereotypy i brednie. Jednakże jest parę naprawdę wartościowych wypowiedzi. Jako, że i ja mam na tym polu niemałe doświadczenie - postanowiłem wtrącić swoje przysłowiowe trzy grosze.

@Jamaja - jak sytuacja? Jaką podjęłaś decyzję? Podziel się z nami, będzie z korzyścią dla wszystkich.

@Jujek70 - bzdury piszesz. Uzależniony jesteś do końca życia. Szczególnie po tak długim grzaniu. Dobrze, że nie bierzesz. Pogratulować. Ale pilnować się będziesz musiał już zawsze.

@Zator45 - podpisuję się pod tym co napisałeś obiema rękami. I jeszcze nogami.

@charlotteleaf - współczuję Ci. Z całego serca. Tym bardziej, że jak sama piszesz, jesteś osobą wrażliwą, o wysokim poziomie empatii. Jest Ci zapewne bardzo trudno, a będzie jeszcze trudniej. Doskonale rozumiem Twoją sytuację. Doskonale. Sam byłem i po Twojej, i po drugiej stronie barykady. Niestety (albo i -stety...) najlepszym rozwiązaniem dla Ciebie jest jak najszybsze zakończenie tego związku. Tej nierównej walki. Choćbyś była tą -naj, chciała jak najlepiej, kochała bez pamięci...nie wygrasz z miłością do heroiny. Przynajmniej nie na tym etapie. Moja narzeczona, po 5 latach związku (z czego pierwsze 2 było wspaniałe, byliśmy sobie przeznaczeni....) odeszła ode mnie. Z wiadomych powodów. I z perspektywy czasu widzę i wiem, że była to najlepsza decyzja, jaką mogła podjąć. I choć rozpaczałem przez parę miesięcy, błagałem by wróciła, w pewnym momencie nie miałem już łez by płakać - nie ugięła się....i podświadomie chciałem, by nie wracała do mnie.

Reasumując jeszcze krótką wymianę poglądów w kwestii metod leczenia - tyle jest prawidłowych metod, ilu jest pacjentów. Dla każdego skuteczne może być coś innego. Jednemu pomoże ośrodek Monaru, drugiemu wystarczy szpitalny detoks i terapia, a innemu domowe cold-turkey bez żadnej terapii. Jest też grupa narkomanów, dla których jedynym rozwiązaniem jest terapia substytucyjna. Absolutny brak jakichkolwiek reguł. I nie ma co deprecjonować czegoś, co nam nie pomogło, skoro pomaga innym. Nie ma podejścia lepszego i gorszego, wszystko zależy od tego czy trafi się na podatny grunt. Jedyną, przynajmniej wg mnie, istotną kwestią, która może odnieść zamierzone i pozytywne efekty jest terapia prowadzona przez doświadczonego terapeutę/psychologa. Rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać. O swoich problemach trzeba rozmawiać, żeby nie zostać z nimi samemu. A jeśli już, to warto by nasz rozmówca był profesjonalistą i wiedział, jak okazać niezbędną pomoc.
  • 401 / / 0
Mój związek z heroinistą trwał rok. To nie był zły rok ale się skończyło... w szczegóły wchodzić nie będę.
Czekamy na dalsze relacje autorko wątku...
Uwaga! Użytkownik Blair0 nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 10 / / 0
Ja na odwyku związałem się z bulimiczką. Pokręcona bardziej niż cały legion ćpunów hery, ale ją kochałem i chciałem być czysty by chronić ją przed cierpieniem i rzucać róże pod nogi. Czekałem miesiąc i pół aż skończy ośrodek. Kochałem ją nawet jak wiedziałem że rzygała przed chwilą, bo trzeźwość obudziła we mnie nieznane staremu cynikowi uczucia. Tylko hera to pikuś ja miałem nielimitowany dostęp do fenty, dolarganu, benzo, oxy itp. Naprawde jak walczysz o ćwiarę za 70pln, a masz szuflade ampułek plastrów i blistrów, to jest chujoza zupełna. Nie musiałem zrywać z ćpunami, bo poza jednostkami z takimi sie nie bujałem. Obsługiwali mnie dile w białych kitlach..... I jak "spróbowałem bo po takim czasie i ilości uczynionego dobra mogę sie nagrodzić" to uczucia do mojej papużki ze złamanym skrzydełkiem i cała atencja stały się groteską, waliłem fen, dolargan po kablach w mixaxh z bdz i ch... Mnie obchodziły jej uczucia. Łgałem żem czysty, a zdradzałem ją kilka godzin przed momentem gdy szeptałem jej w łóżku najświętsze słowa. Wkońcu dowiedziała się i wpadła w ultratraumę tzn. W nocy rzygała śniadaniem, albo się głodziła, płakała,piła, niszczyła odbudowane z trudem realcje ze starymi i kapa. A ja się z tego śmiałem. Teraz jadę na DHC pół roku, z małymi przerwami na mocniejsze rozkosze, w tym hel ale uczucia wracają, bo żyje prawie normalnie i teraz ja bilansuje straty. A straciłem miłość kobiety, która dziś wygląda jakby ouściła aushwitz, te ampułki, którymi się nagrodziłem były jak kule karabinowe, które przez ten związek wpakowałem seriami jej i sobie. Ćpun zaleczony, półzaleczony, czy aktywny to zawsze bomba. Gdy wybucha lepiej być zdala. Ale dla zakochanych kobiet w kulminacji ciągów byłem bóstwem. Trzezwe studentki rozpruwały lokaty żebym miał na ołacenie doktorów i wykup recept. A ja lojalnie uprzedzałem że jestem ćpunem. Osoba, laska w szczególności trafiona grotem amora jest jak najebana i pierdoli fakty, bo inaczej autorka wątku śledziłaby posty i zdawała relacje - jest kuna anonimowa, nie? Nie chodzi mi żeby nam zgęściła telenowele, ale wykazała zainteresowanie. Najwyraźniej podjęła decyję i niech jej się wiedzie.
Uwaga! Użytkownik Il Moro 3 nie jest już aktywny na hyperrealu. Nie odpowie na próbę kontaktu, ani nie przeczyta odpowiedzi na post.
  • 1525 / 196 / 0
Problemem jest też seks i to niekoniecznie dlatego, że nie można. Opowiem historię z mojego życia, zdarzyło się to w '92 albo '93 roku. Byłem wtedy w związku z M, największą miłością mojego życia. Byliśmy razem z M. prawie 12 lat, związek właściwie jak małżeństwo, wspólne mieszkanie, wspólne gospodarstwo domowe, tylko bez papierka, klasyczny konkubinat. Grzałem wtedy i to mocno, a M. myślała że nie biorę. Wieczór, idziemy spać, działanie ostatniego strzału w znacznym stopniu już przeszło. Zachciało mi się miłości, czuję że M. też ma ochotę, zresztą zawsze lubiła seks, nigdy nie zdarzyło się, że Ją "bolała głowa". Gdy mija działanie strzału, to u zdrowego człowieka nie ma problemu ze wzwodem, wiecie jak to jest, problemem jest finisz. Zaczęliśmy się kochać, ja zachowuję się jak maszyna, po prostu - przepraszam za wyrażenie - rżnę M. mechanicznie, właśnie jak maszyna. Ne mogę dojść a M. ma jeden, drugi, trzeci orgazm. Kondycję miałem wtedy znakomitą, bo mimo grzania intensywnie się wtedy wspinałem w skałach. M. ma czwarty orgazm, potworny, ma drgawki, cała się trzęsie, przez pół minuty zero kontaktu z Nią, a ja chcę dalej, bo mam wrażenie że mi się uda. Nagle M. zaczyna płakać, wręcz szlochać, pytam o co chodzi. Najpierw mówi że Ją boli, ale widzę, ze to nie to, więc drążę temat, wobec tego dostaję odpowiedź, że Ona nie może piąty raz dojść, czuje że to tuż - tuż, zaraz za zakrętem, ale się nie uda. Widzę po Jej oczach - a na tyle dobrze się znaliśmy - że to też nie jest ta odpowiedź. W końcu słyszę - "znowu bierzesz", a mnie jest tak przykro, taki niewyobrażalny wstyd i żal....
Zaczynam płakać i szlochać tak jak Ona...
Dlaczego wtedy nie przestałem z herą...
Ostatnio zmieniony 28 kwietnia 2013 przez stary dziad, łącznie zmieniany 1 raz.
  • 1111 / 17 / 0
Il Moro 3 pisze:
Ale dla zakochanych kobiet w kulminacji ciągów byłem bóstwem.
I myślisz, że to Twoja zasługa? Zwykle to przypadek, zakochana (czyt. chora) kobieta nie będzie potrafiła uzasadnić dlaczego ten a nie inny. Często trafiona oksytocyną osoba jest tym bardziej zaangażowana, im gorzej się ją traktuje. Bogu dzięki prędzej czy później ten haj przechodzi, oby u autorki wątku też tak się stało i oby potrafiła oddzielić ziarna od plwocin.
ODPOWIEDZ
Posty: 92 • Strona 3 z 10
Artykuły
Newsy
[img]
Przemycają narkotyki w ciałach żywych jałówek. Eksport bydła z Meksyku do USA kwitnie

Meksykańskie kartele wykorzystują żywe bydło do przemycania narkotyków przez granicę USA. Narkotyki zaszywają wewnątrz zwierząt.

[img]
Prof. Marcin Wojnar o alkoholach 0%: Piwo bezalkoholowe podtrzymuje mechanizmy uzależnienia

Coraz więcej osób sięga po piwo bezalkoholowe, wierząc, że to zdrowy wybór. Czy na pewno? Prof. Marcin Wojnar tłumaczy, dlaczego „zerówki” mogą być poważnym zagrożeniem – zapraszamy do przeczytania wywiadu.

[img]
Baner reklamujący sprzedaż mefedronu wisiał na płocie sopockiego kempingu

Na ogrodzeniu kempingu przy ul. Bitwy pod Płowcami w Sopocie zawisł baner z kodem QR, który po zeskanowaniu prowadził do strony oferującej sprzedaż mefedronu. To kolejny przypadek, po niedawnych doniesieniach z Gdańska, reklamowania sprzedaży narkotyków za pomocą umieszczanych w miejscach publicznych kodów QR.