Jak zawsze w tamtym czasie zacząłem dzień od samotnego piwkowania, a potem odpaliłem blister z clonem. Wyszedłem na ulice i jak zawsze zacząłem szwendać się bez celu i pomysłu, tak samo jak każdego jebanego dnia w tamtym okresie. Za oknem pogoda była tego dnia wyjątkowo ponura.Zanurzony we własnych myślach i marzeniach wjebalem się w tramwaj i tak sobie jechałem, aż dotarłem na przedmieście,na pętle i zobaczyłem przed sobą jebanego Selgrossa.
Wyszedłem z tramwaju z uśmieszkiem na mordzie,bo do i tak przecpanej już wtedy głowy wpadl kolejny cpunski pomysł.I tak skierowałem się w stronę marketu po ulubiony zestawik z przeszłości -syfon i naboje z n20. W drodze przypierdolilem jeszcze pare ulubionych miętowych tableteczek na większa odwagę i aparycje. Wszedłem, kupiłem sprzęt i nagle calkowity blackout. No to chuj, ze miałem podkreślam całkowicie wyjebane we wszystko i wszystkich w tym okresie i absolutnie wszystko mnie jebalo to sobie usiadłem przed marketem totalnie zbombiony, zdjąłem kurteczkę i zajalem wygodna pozycje. No i zdecydowałem się zacząć akcje z syfonem jakby nigdy nic. Ludzie chodzą, życie się toczy a ja pod selgrosem jebs z butli i odlot. Musiałem wyglądać wtedy jak ci narkomani ze stanów ale chuj w to. No i zacząłem przyciągać uwagę nawet jakiś chuj mi drobne wypierdolil pod nogi, a baba jedna spytała czy jestem głodny. Ale miałem wyjebane tak fajnie wygodnie mi się tam leżało na clonikach i nabijało butle z N2O. Absolutnie wszystko inne mnie jebalo prócz swojej własnej przyjemności. Aż dziwie sie z perspektywy czasu, ze mogłem dojść do takiego momentu.
Po skurwieniu pierwszej paczki w tym miejscu pojawiło się nawet coś w rodzaju mysli charakterystycznej dla podtlenku azotu, ze co ja odpierdalam. Ale szybko postanowiłem to zagłuszyć . Zacząłem dojadac blister w tempie express. Potem wszystko mi się już w chuj poplątało i zlało, zupełnie nie wiedziałem co się dzieje. Mialem jakieś dziwne urywki świadomości. Nawet nie wiedziałem czy to sen czy to jawa. Ocknąłem się dzień potem przypięty w pasach na toksykologii na Raszei. Fajnie tam było. Cisza i spokój, nawet zalapalem sie na pare strzałów z diazepamu
Grzyby zaczęły wjeżdżać na grubo. Pamietam, ze bardzo podobało mi się wtedy jak letni dzień powoli zamienia się w wieczór. Tak się wkrecilem, ze totalnie zgrzybiony i najebany postanowiłem zrobić misje. W bani miałem całkowite szaleństwo. Trip zaczął się rozkręcać, a ja zacząłem wpadać w coraz większa grzybowa ekstazę. Wkrecilem sobie ze jestem jebanym dzikim kotem(dosłownie tak się czułem)i wypierdalam z domu. Otworzyłem okno i zacząłem wpierdalac się na dach. Ja pierdole, ale było zajebiscie. Jak już zaznaczałem zaczęło się ściemniać. Miasto poniżej mnie poruszało się w szaleńczym tempie. A jak to wszystko pięknie wyglądało. Zacząłem iść dalej po dachach az zobaczyłem ogromny komin z drabiną. Wdrapalem się na sam szczyt. Na horyzoncie słońce właśnie zachodziło i ten widok zaczął mnie dosłownie wpierdalac. To było tak niesamowite, ze żadne słowa tego nie oddadza. Ja na szczycie tego ogromnego komina i zachód słońca. Położyłem się tam i zaczęło mnie dosłownie wygrzewać i wykręcać w błogości która jest nie do opisania. Wstałem i znowu spojrzałem na ten piękny widok, to było tak kosmiczne i nie z tej ziemi. Na horyzoncie widziałem tez wieżowce i miejskie budynki. Wiedziałem ze to ja właśnie ja w tym jebanym mieście teraz o tej godzinie jestem tutaj najbardziej wolnym i błogim człowiekiem.
Nagle rażony jakąś grzybowa intuicja wyczułem przypal i postanowiłem się ewakuować. Wślizgnąłem się z powrotem do pokoju i zapaliłem papierosa który smakował jak milion dolarów. Ubrałem się i wyszedłem na dwór. Nie uwierzycie, ale mieszkam koło stadionu i był wtedy mecz polskiej reprezentacji, który właśnie dobiegł końca. Na początku w ogóle nie wiedziałem co się odpierdala, bo w powietrzu unosiła się jakaś gęsta i dziwna energia. Postanowilem iść przed siebie i przeżyłem całkowitego bad tripa. Ci wszyscy ludzie w barwach narodowych wyglądali jak całkowici szaleńcy, dosłownie zalewali tłumami całe ulice. Byłem tak przerażony brzydota tego zjawiska i nienawiścią jaka na mnie patrzyli, ze zacząłem wariować. Nie wiedziałem dosłownie co sie dzieje, to było tak intensywne i chore ze ja pierdole. Stwierdziłem wtedy, ze wszyscy oni zwariowali i odpierdalaja jakieś niepojęte rzeczy, a sport to jebana instytucja do kontrolowania cywilizacji i żyjemy w jebanym matrixie . Ich nienawiść zaczęła na mnie przechodzić, a tłumy ludzi były coraz gęstsze. Nagle poczułem ogromna panikę. Najgorsze było ze szedłem nie z ich nurtem, a z przeciwnej strony jako chyba jedyny człowiek na ulicy. Spanikowałam, stwierdziłem ze już dłużej nie udźwigne tej wiedzy oświecenia i wszedłem do sklepu po poloweczke cytrynówki żeby zbić fazę. Pierdolnalem srogiego grzdyla i wbiłem się w przylegające uliczki żeby ominąć tych sportowych świrów. Skierowałem sie bezpiecznie do mojego sanktuarium, położyłem sie na dywanie i saczylem sobie cytrynoweczke palac pety.
Jest to na pewno też (tak jak prawie wszystko) kwestia osobnicza i duże znaczenie ma tutaj osobiste nastawienie i oczekiwania wobec zażywanych substancji, jednak faktycznie widzę że jest to częstsze zjawisko wśród użytkowników, a nie tak personalne jak przypuszczałem. Pozdrawiam :)
12 stycznia 2024TymekDymek pisze: Też z biegiem czasu już uszedł z Was ten duch psychonauty? Jakby dalekie loty się zdarzają i nawet są coraz lepsze, ale ciągnie już tylko do rozpierdolenia się stimami/depami a dyso/sajko przejmują powoli ich rolę? Coś jakby już benzo czy kryształ nie robiły fajnie, wszystko było już za słabe, więc małe i średnie dawki dyso/sajko spełniają rolę takich euforyków i wyluzowaczy xD kiedyś kryształ czy opio służyły do tego, by się fajnie czuć a kwas do podróży. Teraz kryształ i opio bierze się rzadko bo i tak chujowo robią, potem się chujowo czujesz i żałujesz, a jak naprawdę chcesz mieć fajnie to wdupiasz kwasa i cieszysz michę. Czy tylko ja tak mam? Narkotyki są kurwa nudne.
Bynajmniej ja jako człowiek który wjebal się do nie jednej rzeki z perspektywy czasu uważam, ze spidy/benzo/opio nie mają mi już niczego do pokazania. Przeżyłem to wszystko co z nimi zwiazane. Fazy, akcje, odpierdalanie itp. Po jaki chuj znowu do tego wracać? Nie mówię, ze nigdy to nie nastąpi, życie jest różne.
Przy arylkach i sajko te dragi wypadają marnie pod względem działania i skutków ubocznych.
Wole iść na dobra bibe zjeść pół kartonika i poprawić małymi dawkami Kety. Wracam, kładę sie spać a na drugi dzień czuje sie świetnie.
Jakbym się wyspidowal scierwem to pewnie bym sie wjebal w jakiś after, płynął 3 dni z ludzmi którzy mnie tak naprawdę jebia, a potem ratowalbym sie benzo, żeby zagłuszyć poczucie winy i wkurwienie na siebie.
Tu chodzi o stosunek zysków i strat. Sami wybieramy co dla nas jest korzystne. Takie jest moje zdanie
Sytuacja miała miejsce w zeszłoroczne święta Bożego narodzenia, święta spędzałem w Holandii ponieważ dopiero co dostałem nową super płatną robotę i przerobiłem tydzień ledwo z hakiem, więc szans na urlop ni chuj nie miałem, więc z braku lepszych zajęć odpaliłem się z wódką.
Będąc ostro nakurwionym na moje nie szczęście kolega z mieszkania pracowniczego miał jakieś mocne benzo RC... Przyjebałem 5 całych tabsów ----black out----- Z opowieści wiem że załatwiłem sobie kryształ i się nim nafurałem dalej chlejąc wódę, ciało miałem całe w siniakach bo tyle razy się wyjebałem ze schodów że to cud że się nie połamałem, A TERAZ HIT zapytałem koordynatorkę lokacji czy ma coś do przyjebania.
Oprócz tego podobno gdyby współlokatorka do mnie nie zajrzala to bym udławił się własnymi wymiocinami...
Z drugiego dnia świąt mam tylko przebłysk pamięci że poszedłem do sklepu AH i na zoombie modzie pod jeszcze trzymającym działaniem benzo ukradłem 0,7l wódki.
Chlałem do 2 nad ranem, jakimś cudem współlokatorzy mnie dobudzili i poleciałem do pracy lecz start roboty był o 5 więc jak można się domyśleć jebało odemnie srogo naftą, teamleaderka wyczuła alko i wyjebała mnie z roboty. Do Polski wracać nie musiałem bo przygarnął mnie kolega... Na szczęście bo obiecałem sobie że jak jeszcze raz się wyjebię na mordę i spłukany i zajechany przez alko i narko wrócę do rodzinnego domu to sznur lub odwyk....
Kolejny raz zdarzyło mi się przyjebać benzo RC i znowu wyjebałem się na pizdę te tabletki to przypał w pillsach(z wyjątkiem rolek które fajnie mi leczą zespoły abstynencyjne gdy za grubo odlecę.)
Jakoś w okresie covida wracałem na chatę, lekko na rauszu porobiony fetą albo koksem. Jak to w moim przypadku bywa zawsze skręcę w jakieś niecne zakamarki. Nie wiedzieć skąd, po przeciwnej stronie ulicy pojawił sie ciężki przypadek narkomana płci żeńskiej. Jedyna cecha zdradzająca jej seksualność to długie włosy i zachrypnięty ale jednak babski głos, tak poza tym to ciężki zajazd; postura szkieleta, strupy na mordzie i powyginana jak przy pląsawicy (na bank jakiś crack addict). Oczywiście szczęście mi dopisywało na tyle, że prędko zostałem dostrzeżony przez tą niewiastę i rzuciła sie w moją stronę strzępiąc ryja, niestety nie z zamiarami rzucenia mi sie na szyje a raczej wjebania mi w nią czegoś ostrego co dostrzegłem kątem oka.
Jako człowiek kulturalny, który wyniósł pewne wartości z domu rodzinnego doskonale zdawałem sobie sprawę, że kobiet sie nie bije, ale w takiej sytuacji musiałem zrobić wyjątek gdy zbliżyła sie do mnie w miarę bezpiecznej odległości.
Jak jej wykurwiłem sierpa na skroń to złożyła sie jak stara szafa, leżała bez ruchu jak pet a ostrym narzędziem okazały sie nożyczki. Źle zrobiłem bo dla pewności jeszcze jej poprawiłem kopem na mordę. Przez chwile sie zląkłem czy przypadkiem jej nie zabiłem, ale jednak zachowując zimną krew oddaliłem sie prędko z miejsca zdarzenia. Dnia następnego nie było po niej śladu. Czasami wracam myślami do tego zdarzenia i zastanawiam sie, czy przypadkiem nie dobrze uczyniłem nie dzwoniąc jej przynajmniej po karetkę.
Jechaliśmy na festiwal i w pociągu biba na maksa. Cały pociąg zajebany po brzegi wiarą, ja już oczywiście najebany z kumplami jak bela w trybie goblin. Zachciało mi się szczac, a ze do kibla nie dało sie po prostu dostać to wpadliśmy na genialny pomysł. Otworzyliśmy częściowo te podwójne drzwi wejściowe w regio, a ja jako pierwszy wyciągnąłem chuja i zacząłem szczac. Potem nastąpiła akcja której totalnie napierdoliny i przyćmiony zajebistym pomysłem nie przewidziałem. Wiatr sprawił ze wszystkie siki poszły na mnie i na laske obok. Szmacisko tez było niezle najebane, bez żadnej polemiki rzuciło się na mnie, a ja bez pierdolenia w tancu zajebalem jej dwa porządne kopniaki. Potem nas rozdzielili. Krzyknąłem niech żyje patriarchat i żeby spierdalala. Potem pizda poszla do konduktora, a tam wszyscy ze żadnej takiej akcji nie było i żeby jej nie słuchał bo laska totalnie naćpana
Żeby nie było. Jak wytrzezwialem 7 dni potem to miałem delikatnego moralniaka
Opisała życie w Norwegii. "Narkotyki są tanie, a państwo opiekuńcze"
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii
Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie
Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany
Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.