Zanim przejdę do trip raportu chcę odpowiedzieć na kilka pytań zadanych mi przez różne osoby.

Matka z Pensylwanii, której 11-tygodniowy syn zmarł po tym, jak podała mu z piersi mleko przesycone śmiertelnym koktajlem narkotyków, uniknęła więzienia.
Matka z Pensylwanii, której 11-tygodniowy syn zmarł po tym, jak podała mu z piersi mleko przesycone śmiertelnym koktajlem narkotyków, uniknęła więzienia.
31-letnia Samantha Jones przyznała się do nieumyślnego spowodowania [involuntary manslaughter] śmierci na mocy porozumienia, które obejmuje trzyletni okres próby i 100 godzin prac społecznych.
Policji wyjaśniała, że była zbyt zmęczona, by przygotować synowi mleko w butelce, kiedy ten obudził się z płaczem o 3 nad ranem w kwietniu ubiegłego roku i zamiast tego nakarmiła go piersią.
Jonesa powiedział policji, że z powodu uzależnienia od środków przeciwbólowych przepisano jej metadon, że zażywała go w czasie ciąży i że przyjmowała go również w czasie bezpośrednio poprzedzającym śmierć jej dziecka.
Po usłyszeniu wyroku, Jonesa powiedziała: „Nigdy nie chciałam, żeby tak się stało. Kochałam mojego chłopczyka bardziej niż kogokolwiek innego. Kochałam go i muszę z tym żyć każdego dnia.”
Jej obrońca, Louis R. Busico, powiedział, że Jones jest „przygnieciona smutkiem i udręczona za sprawą poniesionej straty ” - informuje The Bucks County Courier .
Jej syn o imieniu Remington zmarł, jak podało biuro prokuratora okręgowego w Bucks, z powodu połączenia metadonu, amfetaminy i metamfetaminy.
Prokurator Kristin McElroy powiedziała: „Z pewnością jej zachowanie było rażącym niedbalstwem. Miała wszelkie potrzebne zapasy, w domu były butelki, a także inni dorośli.”
miasto -> mój dom -> miasto
Zanim przejdę do trip raportu chcę odpowiedzieć na kilka pytań zadanych mi przez różne osoby.
Trip nieplanowany. Spotkałem się po długim czasie z moim bliskim przyjacielem i znajomym z liceum. Na pomysł zażycia tych substancji wpadliśmy niespodziewanie, przypadkowo pod wpływem alkoholu. Było to BARDZO głupie i nierozsądne , ale na szczęście nic nikomu się nie stało. Mieliśmy bardzo dobry humor i pozytywne nastroje więc myślę , że to nas uratowało… Wszystko wydarzyło się pewnego zimowego wieczoru...
Spotkałem się z moim przyjacielem (nazywanym dalej S.) oraz znajomym z liceum, z którym lubię spędzać czas (nazywanym dalej G.). W takim składzie już trochę imprezowaliśmy i zawsze było bardzo pozytywnie.
Wieczór miał byś z założenia wielką imprezką. Chcieliśmy wypić dużo alkoholu, powspominać stare czasy liceum i potem pójść do klubu pobawić się przy dobrym drum&bass.
Około godziny 21 usiedliśmy do wódki. Rozmowy, dobra muzyczka i cały czas wielkie uśmiechy na twarzach. Naprawdę świetnie się nam rozmawiało.
Nastawienie pozytywne z chęcią przeżycia czegoś nowego. Chyba podświadomie nawet oczekiwałam, że przeżyję/zobaczę coś co da mi wiarę w życie.
Zaczęliśmy razem z chłopakiem o 18:00. Znajomy chłopaka raz/dwa razy w roku ma dostawę, tym razem wypadła w połowie listopada. Przypominam sobie, że moje pierwsze bliskie spotkanie z kapeluszami odbyło się dwa lata wcześniej w podobnym czasie. "To nie może być przypadek!"- myślę i żuję każdego grzybka z osobna - dokładnie jak za pierwszym razem, kiedy żołądek nie poradził sobie i część tripa wisiałam na toalecie. Przy kolejnych razach do spożycia potrzebowałam jakiejś przegryzki. Poszatkowane nadzieniem do tosta lub posypka na bułce + kleks z ketchupu, który skutecznie zabija smak.